Władcy lubią
tylko tych, którzy są im przydatni i tylko tak długo, dopóki ich potrzebują.
Napoleon Bonaparte
19 lipca 1980
Wszyscy zebrali się wokół podłużnego stołu. Czarny Pan
zasiadał na jego szczycie. Niesamowicie długie i blade palce stukały w blat,
wybijając melodię śmierci, która, jeszcze zanim skończy się dzisiejsze
spotkanie, dopadnie któregoś ze śmierciożerców.
Był
zniecierpliwiony i zły. Zapewne coś znów nie poszło po jego myśli. Zastanawiałem
się, kto tym razem zawinił. Ostatnio porażki zdarzały się coraz częściej, Zakon
Feniksa coraz bardziej dawał o sobie znać. Na każdym kroku krzyżował zamiary
Czarnego Pana. Niebezpiecznie rósł w siłę i zyskiwał więcej zwolenników.
W pomieszczeniu
panowała grobowa cisza. Nikt nie śmiał się odezwać, wydobyć z siebie nawet
najmniejszego dźwięku. Nic, tylko stukanie palców o blat w nieznanym,
śmiertelnym rytmie. Odmierzając czas od nieuchronnej katastrofy. Każda sekunda
zdawała się minutą, godziną, wiecznością.
Moje serce
waliło jak oszalałe, jakby chciało wyrwać się z klatki piersiowej i uciec z
tego ponurego miejsca. Zdziwiłem się, że nikt z obecnych tego nie słyszał.
Wiedziałem, że to nie ja tym razem zawiniłem, ale Czarny Pan był nieobliczalny.
Żadna pewność nie wchodziła przy nim w grę. Znajdując się w Jego pobliżu to
słowo należało wykreślić z własnego słownika, zapomnieć o nim, by później
gorzko się nie rozczarować.
Moje ciało było
całe zdrętwiałe od kilkunastominutowego siedzenia bez ruchu. Kończyny domagały
się rozprostowania, mięśnie żądały chociażby najmniejszego poruszenia. Tylko
moje organy wewnętrzne pracowały w przyspieszonym tempie, jakby za nic miały
strach przed największym czarnoksiężnikiem żyjącym na świecie. Nie, to on je
motywował. Podczas, gdy mięśnie męczą się, by nie drgnąć nawet o pół cala,
serce przyspiesza pracę, jakby chciało pęknąć i zakończyć ten głupi paradoks.
Za wszelką cenę
starałem się uspokoić oddech. Miałem wrażenie, jakby każdy ruch klatki
piersiowej był doskonale widoczny pomimo czarnej szaty. W pewnym momencie
miałem ochotę przerwać tę pantomimę. Jako pierwszy wykonać jakiś gest, zburzyć
symetrię nieruchomego ogrodu posągów, jaki stworzyliśmy. Przez chwilę miałem
złudne nadzieje, że ten ból wtedy się skończy.
Nie, ból dopiero wtedy się zacznie – wypłynęła natrętna myśl z podświadomości.
Umysł zdawał
sobie sprawę, że czeka go coś okropniejszego niż chwilowy dyskomfort, więc
trzymał ciało w ryzach. Chociaż raz działały razem.
Rozrzedzone
powietrze zalegało w całej komnacie. Nawiedzało mnie niemiłe wrażenie, że
niebawem całkowicie zniknie i nikt nie będzie mógł zaczerpnąć go do płuc. Z
trudem łapałem oddech, bojąc się, że każde, nawet najmniejsze, poruszenie
nozdrzy będzie równoznaczne z karą. Krótkie i płytkie oddechy powoli stawały
się katorgą. Miałem ochotę głęboko zaczerpnąć powietrze, ulżyć sobie w tej
kolejnej męce, lecz powstrzymałem się.
Czułem, jak z
każdą sekundą milczenia i groźby wiszącej w powietrzu krople zimnego potu
spływają mi po karku. Wszędzie panowało niesamowite zimno, jakby tylko w tym
pomieszczeniu klimat zmienił się diametralnie. Zamiast zwykłego angielskiego
stał się mroźny jak na Antarktydzie. Wiele bym dał, aby wyjść na zewnątrz i
poczuć na skórze ciepły wiaterek. Przez chwilę postać na słońcu. Poczuć się
wolnym…
Lecz
rzeczywistość była inna.
Czarny Pan
powoli przesuwał wzrok na każdego z nas. Szkarłatne oczy lśniły w półmroku,
przywołując na myśl demona z najgłębszych czeluści piekieł. Czerwone jak krew,
która zaraz zostanie przelana.
Gdy dotarły do
mnie, starałem się ze wszystkich sił powstrzymać przed chociażby najmniejszym
drgnięciem. Nie chciałem umierać. Chcę żyć! Niczego w tamtej chwili bardziej
nie pragnąłem. Chcę żyć, do cholery!
– Wilkes, czy
wyjaśnisz w końcu jak do tego doszło? – lodowaty ton głosu Czarnego Pana
przerwał ciszę. Lodowe włócznie przedzierały się do każdego, łamiąc jego siłę
woli. Miałem ochotę wyjść stamtąd i już nigdy nie wracać.
Głos Czarnego
Pana był spokojny, lecz wszyscy śmierciożercy wiedzieli, że to tylko fikcja.
Czaiła się za nim groźba, której nie można opisać słowami. Kara, która na długo
wyryje się w naszych umysłach. A zadowoleni z niej będą tylko Bellatriks i
Mulciber. Dwóch największych szaleńców w tej sali. Nawet tak pewny siebie
Regulus Black w końcu stracił animusz, poznał, co to znaczy prawdziwa służba.
– P–p–
panie, j–ja – jęczał Wilkes.
Ze strachu nie
był w stanie wydusić z siebie poprawnie sformułowanego słowa. Nikomu nie
zrobiło się go żal. Wszyscy śmierciożercy byli wdzięczni, że to nie oni są
winni, że to nie oni poniosą karę.
– Przez ciebie
straciłem trzech utalentowanych śmierciożerców, Wilkes. W tej chwili chcę
wiedzieć, jak do tego doszło. Jeżeli nie powiesz tego dobrowolnie, wyciągnę z
ciebie wszystko siłą.
W dłoni
Czarnego Pana pojawiła się różdżka. Zgrabnie przekładał ją pomiędzy palcami.
Tam i z powrotem. Tam i z powrotem. Niczym jakiś hipnotyzujący taniec.
– P–p–panie, to nie moja wina. – Wilkes wstał z krzesła i rzucił się na posadzkę
przed Czarnym Panem. – Pojawił się Frank Longbottom, ten auror, a później James
Potter i Syriusz Black. Nie miało być żadnych problemów, panie. Nie
spodziewaliśmy się podstępu. Miały tam być Alicja Longbottom i Lily Potter,
obie są ciężarne.
Drgnąłem na
wzmiankę o Lily. Mogłem mieć tylko nadzieję, że nikt tego nie zauważył. Chcieli
dopaść Lily? Moją najdroższą przyjaciółkę? Musiałem powstrzymać buchający we
mnie ogień nienawiści. Jak ten bydlak śmiał chcieć ją zaatakować, kiedy była
bezbronna, gdy pod sercem nosiła swoje dziecko i nie mogłaby się bronić? Nie mogła
stanąć do uczciwej, wyrównanej walki.
W tamtej chwili
chciałem, aby Wilkes cierpiał, aby Czarny Pan torturował go godzinami, aż nie
pozostałoby z niego nic, jedynie pusta skorupa, wrak. Chciałem, aby błagał o
śmierć i jej nie otrzymał. Nienawiść to takie piękne uczucie.
– Nie kazałem
wam atakować Bonse’ów. Jeszcze nie teraz.
– P–p–panie, ale okoliczności…
– Milcz,
Wilkes!
Śmierciożerca
zamilkł. Nie śmiał nawet spojrzeć na Czarnego Pana. Jego ciało drżało ze
strachu.
– Nie toleruję
czegoś takiego. Nie potrzebuję takich śmieci jak ty.
Skierował
różdżkę w jego stronę. Po chwili na twarzy Wilkesa obmalowało się przerażenie,
zaczął wrzeszczeć, mruczeć coś pod nosem, krzyczeć jakieś słowa w ogóle ze sobą
niepowiązane. Musiał doznawać wyjątkowo paskudną katorgę psychiczną. Czarny Pan
musiał pokazywać mu w jego umyśle naprawdę makabryczne sceny.
Cieszyłem się z
tego. Nasycałem uszy jego wrzaskami. Cierp bydlaku! Cierp! Masz za swoje, za
to, co chciałeś zrobić Lily!
Po kilkunastu
minutach Czarny Pan cofnął zaklęcie. Patrzył na Wilkesa niewzruszenie, jakby
był nic niewartym robalem, którego należy zgnieść.
– P–p–panie
– jęczał mężczyzna, wijąc się u jego stóp. Żałosny widok.
Czarny Pan
ponownie skierował swoją różdżkę w jego stronę. Fioletowy promień ugodził
śmierciożercę w pierś. I… nic się nie stało. Wszyscy wpatrywali się w niego,
nie śmieli nawet drgnąć, nie mówiąc o obróceniu głowy.
Wilkes spojrzał
na swoją pierś. Miałem wrażenie, że on także nie wie, co się właściwie przed
chwila stało. Czarny Pan nie spuszczał z niego swoich szkarłatnych oczu, jakby
czekał na gwóźdź programu. I po chwili się zaczęło…
Mężczyzna
zaczął kaszleć. Z każdą chwilą krztusił się coraz bardziej. Wydobywał z siebie
coraz głośniejsze dźwięki, które odbijały się echem po kamiennej komnacie. Echo
zwielokrotniało dźwięk, który brzmiał i brzmiał. Bez końca. Śmierciożerca był
purpurowy na twarzy, z trudem łapał oddech, o ile w ogóle go łapał.
Wszyscy
patrzyli na niego niewzruszenie. Nikt nie śmiał się poruszyć. Każdy ignorował
jego błagalne spojrzenie. Bezgłośne wołanie o pomoc i ratunek, cofnięcie tego
zaklęcia, z którym spotkaliśmy się po raz pierwszy.
Po chwili
wypluł coś na posadzkę. Wyglądało to jak… kawałek surowego mięsa? Tylko skąd on
mógłby to wziąć, przecież nic nie miał w ustach.
Po kilku
sekundach do jednego kawałka dołączył następny, następny i następny. Mężczyzna
kaszlał coraz mocniej. Siła impetu pchała go coraz bardziej w tył.
I wtedy
zrozumiałem, że to nie było żadne jedzenie czy coś podobnego. On wypluwał
własne płuca. Tkanki odrywały się jedna po drugiej i wylatywały przez usta.
Zmroziło mi krew w żyłach, gdy patrzyłem na przybywającą ilość różowych tkanek.
Miałem wrażenie, że zbiera mi się na wymioty. Dzisiejszy posiłek podnosił się i
płynął w stronę gardła, by wydostać się na zewnątrz. To był taki obrzydliwy i
wstrętny widok. Lecz nie mogłem odwrócić głowy. Musiałem patrzeć na jego męki,
na jego powolną agonię.
Nagle Wilkes
wypluł jeszcze jeden kawałek własnych płuc, znacznie większy niż poprzednie.
Siła impetu powaliła go na posadzkę i już się nie poruszył. Nie żył.
Oczy kilku
śmierciożerców rozszerzyły się do nienaturalnych rozmiarów, ale nikt się nie
odezwał. Czarny Pan obojętnie oderwał spojrzenie od trupa. Jeden więcej w tą
czy w tamtą, nie miało to dla niego znaczenia.
– Czas omówić
konkretne sprawy – rzekł, przywracając wszystkich do brutalnej rzeczywistości.
– Augustusie, jak idą nasze sprawy w ministerstwie? – zwrócił się bezpośrednio
do śmierciożercy siedzącego obok Dołohowa.
Rookwood był
człowiekiem o podłużnej twarzy, całej pokrytej pozostałościami po ospie, z
długim, wystającym podbródkiem. Okalały ją brązowe, kręcone włosy sięgające za
ramiona. Swoje jasnozielone, bystre oczy skierował w stronę Czarnego Pana. Z
szerokich ust nie znikał służalczy uśmieszek.
– Wszystko
idzie zgodnie z twoim życzeniem, panie – wymamrotał wyjątkowo oleistym tonem
głosu. – Milicencie Banglod nie udało się przeforsować ustawy o przesłuchaniu
wszystkich pracowników ministerstwa przy użyciu veritaserum. Nawet Crouch i
Dumbledore nie przechylili szali. Ministerstwo praktycznie jest już nasze, a
stary Dumbledore jest bezsilny.
– Wspaniale. –
Na ustach Czarnego Pana pojawił się zimny uśmiech, na widok którego dreszcz
przeszedł mi po plecach.
– Jest jeszcze
jedna rzecz, panie – kontynuował Rookwood. – Ludo Bagman wyjawił mi wczoraj
kryjówkę szefa Departamentu Tajemnic.
Szkarłatne oczy
zalśniły w półmroku. Pojawiły się w nich iskry triumfu.
– Wspaniale się
spisałeś, Augustusie. Czeka cię nagroda.
– To dla mnie
zaszczyt, panie.
– Pozostaje nam
jeszcze jedna sprawa. Wilkes szpiegował poczynania Dumbledore’a. Teraz
potrzebuję kogoś innego na jego miejsce. Nie mogę dopuścić, by ten starzec był
krok przede mną.
Wszyscy śmierciożercy
patrzyli na niego w oczekiwaniu. Nikt nie chciał dostać tak parszywej i
niebezpiecznej misji.
– Severusie, ty
będziesz odpowiedni do tego zadania.
Wyrok zapadł, a
mnie zmroziło krew w żyłach. Przez chwilę zapomniałem, jak się oddycha.
Dlaczego ja? Na twarzach innych śmierciożerców dostrzegłem wyraźną ulgę. Głupi
szczęściarze.
– Twoje
wyjątkowe zdolności przydadzą się do tej misji, Severusie – kontynuował Czarny
Pan, lustrując mnie uważnie wzrokiem. Lodowate włócznie tonu jego głosu wbiły
się w moje ciało, skazując je na śmierć. – Postarasz się dostać posadę w
Hogwarcie jako nauczyciel obrony przed czarną magią. Potrafisz manipulować
ludźmi, więc powinieneś szybko zdobyć przychylność dyrektora i pozostałych nauczycieli,
w tym członków Zakonu Feniksa. Dzięki temu będę dokładnie wiedział, co dzieje
się w szkole i co planuje ten stary głupiec. A z biegiem czasu opanujemy
szkołę.
– Tak, panie,
zrobię jak każesz.
Tylko tyle
byłem w stanie powiedzieć. Dziwiłem się, że w ogóle coś zdołało przejść przez
moje gardło.
– Będziesz mógł
także niezauważenie nauczać czarnej magii. Nie zawiedź mnie, Severusie. Masz
zdobyć tę posadę i nie przyjmuję do wiadomości porażki.
– Tak, panie.
Nie zawiodę cię.
Jak miałem tego
dokonać? Jak miałem zwieść takiego czarodzieja, jakim jest Dumbledore? Przecież
przed nim nic się nie ukryje. Czy Czarny Pan właśnie skazał mnie na śmierć? Czy
może aż tak we mnie wierzył? Nie wiedziałem i zapewne już nigdy się nie dowiem.
Przecież nie byłem jednym z jego najbardziej zaufanych śmierciożerców, nigdy
nie dostawałem aż tak ważnych misji. Jakaś część mnie twierdziła, że to tylko
przykrywka do zabicia mnie, krótkotrwałe odwleczenie tego co nieuchronne,
chwilowe zawieszenie wyroku śmierci.
Nie rozumiałem
tylko, co takiego zrobiłem źle. Przecież ostatnio odnosiłem same sukcesy, nie
było mowy o żadnych porażkach. Zastanawiałem się, czy istniała taka możliwość,
że mu się znudziłem, że nadszedł czas wymienienia mnie na kogoś innego. W końcu
nie brakowało nowych chętnych na rekrutów. Coraz więcej czarownic i
czarodziejów chciało dołączyć do tej mrocznej potęgi, być jej częścią.
Gdzie tkwił
haczyk?
Nie chciałem
wracać do Hogwartu. Nie w takiej roli. Nie z kolejną maską na twarzy. Lecz nie
miałem wyboru. Z drugiej strony może to i lepiej. W końcu nie będę mieć już
żadnej możliwości spotkania z Lily w czasie bitwy. A wiedziałem, że los nie
będzie się do mnie długo uśmiechać.
Moja walka
toczyć się teraz będzie na innym gruncie. Czekają na mnie inne
niebezpieczeństwa i inne sposoby obrony. Nic już nie będzie takie samo. Świat
się zmienia…
Szpieg…
~ * ~
Szanowny profesorze Dumbledore,
Piszę do Pana w sprawie ogłoszenia zamieszczonego w
„Proroku Codziennym”. Jestem zainteresowany posadą nauczyciela obrony przed
czarną magią w Hogwarcie, którą Pan proponuje.
Data ewentualnej rozmowy kwalifikacyjnej nie gra dla
mnie roli. Dostosuję się do Pana propozycji.
Z góry dziękuję za rozpatrzenie mojej prośby.
Z wyrazami szacunku.
Severus Snape
~ * ~
Szanowny Panie Snape,
Rozpatrzyłem Pana prośbę odnośnie przejęcia stanowiska
nauczyciela obrony przed czarną magią w Hogwarcie.
Mogę się z Panem spotkać na rozmowie kwalifikacyjnej
dwudziestego piątego lipca w gospodzie Pod Świńskim Łbem w Hogsmeade. Proszę
być na miejscu o godzinie osiemnastej.
Z wyrazami szacunku.
Albus Dumbledore
Już niebawem
miała się rozpocząć gra o życie i śmierć.
~ * ~
Notka jest trochę później niż planowałam, ale w poprzedni weekend byłam
chora i nie miałam ochoty siedzieć przed komputerem, a co dopiero przepisywać cokolwiek.
Mam nadzieję, że w przyszłości notki będą ukazywać się co dziesięć dni, ale
pewnie wszystko i tak dopiero wyjdzie, bo planować zawsze można. A rezultatów
często nie widać.
Tym bardziej, że ostatnio zapał na pisanie trochę mnie opuścił. Mam nadzieję,
że niedługo wróci, mimo że teraz muszę przebrnąć przez okres, za którym nie
przepadam. Chciałabym już pisać o Eileen, ale niestety najpierw muszę przebrnąć
przez Lily. Wtorek mam wolny, więc może coś uda mi się stworzyć, chociażby pół
rozdziału.
Pozdrawiam :)
O kurczę, ale miałam szczęście^^ w przeciwieństwie do Severusa... To było straszne, po prostu okropne - te wypluwanie własnych płuc. Jakoś tak mi się słabo zrobiło... Mimo to zasłużył sobie na śmierć - atakowanie bezbronnych ciężarnych jest poniżej pasa nawet Śmierciożercy.Według mnie służenie Voldemortowi wymaga więcej odwagi niż stawanie po "dobrej" stronie... Mam wrażenie, że wszystkim z Zakonu Feniksa wydawało się, że Śmierciożercy siadają sobie przy herbatce, Voldemort chwali ich i rozdaje cukierki, a tym coś się nie sprawdzili po prostu daje nagnę (ewentualnie zabija, ale czym jest śmierć w porównaniu do tego cierpienia).
OdpowiedzUsuńJakoś nigdy nie zastanawiałam się, czy w umieszczeniu Snape'a w Hogwarcie był jakiś haczyk. Po prostu, tak chciał Voldemort i już. Ale tak po głębszym zastanowieniu, to niby dlaczego Dumbledore miałby dać posadę nauczyciela obrony przed czarną magią komuś kto od najmłodszych lat się nią fascynował (w ten raczej szaleńcy sposób, o ile tak, to można ująć) Wydaje mi się, że Severus jednak posady nauczyciela obrony przed czarną magią nie dostanie, ale usłyszy przepowiednię w ten sposób uratuje sobie życie.
Pozdrawiam serdecznie
PS Przepraszam, że dopiero dzisiaj, ale Onet mi wczoraj padł -.-
Świetny rozdział, jak zwykle wspaniale poprowadziłaś wątek z Voldemortem. Niczego w tym nie brakowało. Nowe zadanie dla Severusa, ciekawe, jak to wszystko rozwiniesz, jak przebiegnie rozmowa kwalifikacyjna itd. I jak będziesz wplatać wątek Lily. Kurcze, wciąż nie potrafię współczuć Snape'owi. Niby cierpi, słysząc o tym, że Lily jest w niebezpieczeństwie, ale przecież nikt mu nie kazał stawać po tej stronie barykady.
OdpowiedzUsuńNajbardziej podobał mi się fragment z Wilkesem, jego śmiercią. Każde słowo pogłębiało atmosferę grozy. Czuło się to, co śmierciożercy, siedzący na tamtej sali.
Przepraszam za mało konretny komentarz w dodatku tak krótki, ale nauka zaczyna się na dobre, w dodatku nie czuję się najlepiej.
Czekam na nowy odcinek ;)
Pozdrawiam serdecznie! :)
Rozdział jest naprawdę super:)
OdpowiedzUsuńPrzeraziła mnie ta scena z Wilkesem w roli głównej. Bardzo drastycznie... Należała się mu tortury za to co chciał zrobić Lily, ale żeby aż t takich męczarniach zabić człowieka... Och, oto siła demonicznego Voldemorta...
No i się zaczyna. Severus teraz będzie podwójnym agentem. Na razie po stronie zła... na pewno będzie wiele się jeszcze działo, zanim będzie po stronie dobra...
Pozdrawiam serdecznie;*
Skomentowałabym dwie godziny temu, gdyby nie to, że ciągle wyświetlało mi się "Blog o takiej nazwie nie istnieję." Wrr... Myślałam, że coś znajdującego się pod moją ręką ulegnie rozdrobnieniu.
OdpowiedzUsuńByłam pewna, że będzie już mnóstwo komentarzy, a tu proszę! Jestem zaszczycona takim miejscem. ;D
Na początku muszę zaznaczyć, że uwielbiam rozdziały tego typu, tzn. z takim klimatem. Z połączeniem z Twoim talentem do opisywania uczuć czułam się, jakbym była jedną z uczestniczek spotkania.
Muszę być chyba strasznym człowiekiem, skoro lubię Czarnego Pana. Co prawda robiło mi się niedobrze podczas opisu wypluwaniu płuc( po co ja dziś tyle jadłam!), ale nie chodzi mi o sposób traktowania, lecz o tą samą aurę, która go otacza. Ten chłód, zgroza... Nigdy nie wiadomo, czego się po nim spodziewać. No , a powracając do tego zaklęcia, dotyczącego płuc... Nieee... Może lepiej do tego nie powracajmy, w żołądku mam jeszcze trochę jedzenia, wolę nie ryzykować. ;)
Tak więc o to i to nowe zadanie. Jakie niespodzianki dla nas teraz planujesz?
Nieeee! Proszę Cię nie, wytrzymaj jeszcze troszkę i pisz o Eileen. Ja tak na to czekam! :) Tak, tak, jestem strasznie egoistyczna, ale to wyłącznie Twoja wina. Gdybyś mnie nie zaciekawiła, to bym Cię nie męczyła! :) Przebrnąć przez Lily? Czyli jednak już szykujesz dla nas niespodziankę.
W takim razie czekam z niecierpliwością na kolejne wspomnienie. :)
Ja mam wolne w piątek i mam nadzieje, że w końcu znajdę czas, żeby coś wstawić... ; /
[marionetka-losu]
No proszę. I Severus dostał w końcu swoje 'ostatnie' zadanie w czasie 'pierwszej wojny'. Może trochę panikuje, ale to nic. Ze strony Czarnego Pana to nie małe wyróżnienie.
OdpowiedzUsuńŁo, to zaklęcie z wypluwaniem płuc było mocne. Przerażający pomysł ;D
A tak w ogóle to nie dziwię się, że pisanie o Eileen jest przyjemniejsze od pisania o Lily, haha ;D
Pozdrawiam
[violent-storm]
Kurcze, była jakaś awaria i wyświetlało mi się, że blog o podanym adresie nie istnieje... Miałam płytki zawał... :) Ale przechodząc do rzeczy: rozdział piękny. Brutalny i piękny. Przy fragmencie o wypluwanych płucach musiałam odstawić konsumowane przeze mnie Danio na bok. :) Zszokowała mnie (a może wcale nie tak bardzo?) zmiana podejścia Severusa do całej sytuacji, w chwili, gdy dowiedział się, że Lily miałaby ucierpieć. Miłość tyle zmienia... Jestem ciekawa, jak przebiegnie rozmowa kwalifikacyjna. Jak będzie się zachowywał Dumbledore?... Nie mogę doczekać się następnego rozdziału! Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńWow! Notka super:) a Voldemort jest przeraźliwie straszny i demoniczny, mimo, że ten człowiek był śmierciożercą nie zasłużył na taką śmierć, ale cóż ten człowiek nie miał litość dla nikogo, a w sumie przypomniała mi się jedna ze scen z IŚ tej drugiej tak nie lubianej przeze mnie części jak pod koniec jakiś "niedorobiony" śmierciożerca się do niego zwraca a on rąbnął go Avadą^^, ale wracając do notki, Severus znowu zaczyna co raz bardziej myśleć o Lily:/, ech nie dobrze bo z tego jak dobrze czytam i łape to jak przyjdzie na tą rozmowę kwalifikacyjną przekaże swojemu Panu o wiele ciekawższą rzecz mimo, że nie dostanie posady chyba, że w tym wypadku kanon też wypoczywa na Kanarach:), przepowiednia, która zmieni diametralnie jego życie i zabije jedyną przyjaciółkę a da w zamian dziecko Pottera pod opiekę i znowu ukaże paradoksy. W końcu jak dla mnie Sev w oczach i nie oszukujmy się w większości cech charakteru mimo, że twierdził inaczej widział Lily a "tylko" a może aż w wyglądzie Jamesa, a Harry w pewnym sensie jest do Severusa trochę podobny pod względem trudnego dzieciństwa^^, dobrze kończe bo mam dzisiaj słowotok:). Pozdrawiam i weny życzę:)
OdpowiedzUsuńScena jak wypluwał tkanki była naprawdę drastyczna. Wyobraziłam sobie tą scenę, aż mnie ciarki przeszły. Zobaczymy jak tam poczynania Severusa w Hogwarcie. Rozdział świetny jak zawsze i podziwiam Cię za tak wspaniałe opisy.
OdpowiedzUsuńŻyczę, żeby wena Cię nie opuszczała, bo blog jest genialny. Buziory ;*
[ bo-ksiaze-zbyt-szybko-zapomnial-ze-mial-nie-kochac.blog.onet.pl ]
Uważam, że jedna z Twocih najlepszych, jak nie najlepsza notka. Po pierwsze czekałam na ten moment od dawna - na chwilę, w której severus wreszcie otrzyma to zadanie... Wiedziałam bowiem, że od tej chwili akcja znow nabierze tempa i to juz sie wyczuwa. bardzo dobrze to wszytsko wymyslilaś. własciwie nie dziwę się Severusoewi, że się boi, w końcu Dumbledore łatwo potrafi przeodczytac prawdziwe intencje, szczeógólnie kogoś, kto jest tak blisko niego... ja jednak nie uważam, by Voldemortowi chodziło o to, że chce już się pozbyc Severusa,wg mnie uznał on, iż Snape się do tego nadaje i szczerze mówiąc, sądząc po tym, co robił ostatnio, też bym tak pomyślałą. Ale chyba jeszcze bardziej w tej notce, niż chwila, na którą czkeałam, podobała mi się jej konstrukcja i cała i cała ta,niesłuchanie destrukcyjna, sytaacja, jaką są spotkania śmierciożerców. wydaje mi się, że opisałas to lepiej niz sama Rowling, ale też inaczej - w końcuy ona pisała w narracji trzecioosobowej, Ty zaś mogłaś wykorzystać przerażoną, posłuszną jednostkę i opisać jej uczucia. Wyszło Ci niesamowicie. Wszystko, co opisałaś, każde slowo, czuło się. ta atmosfera była przerażająca i naprawdę az ciarki przechodziły po plecahc... apomysł na torturę - przeszłaś już chyba samą siebie... okropne, okropne...;(
OdpowiedzUsuńRozdział... Sprawia, że mam dreszcze na plecach. Voldemort jest straszny, przerażający, zły. Nigdy nie chciałabym znaleźć się z nim sam na sam... Gdyby istniał. Severus dostał poważną rolę, bardzo poważne zadanie. W sumie nigdy nie zastanawiałam się, dlaczego właśnie on musiał się go podjąć. Dlatego, że był uzdolniony i godzien zaufania? W każdym razie czekam na nowy post z niecierpliwością. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńKurczę. Muszę przyznać, że mam taki ogrom zajęć, że nawet nie wiem czy już komentowałam ten rozdział. Chcę powiedzieć jedno: jesteś cudowna, cudowna, cudowna.
OdpowiedzUsuńJuż wyjaśniam, dlaczego:
1) Prowadzisz genialnego bloga o moim ukochanym Severusie! Chyba nikt nie pisze o nim tak bosko, jak Ty to robisz. Czytam i chcę więcej i więcej i więcej. Coś niesamowitego. Twój blog, te wspomnienia chyba nigdy mnie nie znudzą.
2) Muszę przyznać, że dajesz mi niesamowite wsparcie w prowadzeniu bloga, a Twoje komentarze są naprawdę dla mnie ważne jako autorki tego opowiadania. ;)
Czekam na kolejną ;)
Przy torturach autentycznie zrobiło mi się niedobrze. Nigdy nie reagowałam spokojnie na wszystkie opisy czy zdjęcia wnętrzności, ale teraz... Przeszłaś samą siebie. Oczywiście w pozytywnym sensie. Ale jakby nie było, przez ciebie takie mięczaki jak ja dostaną zmarszczek od ciągłego krzywienia się na myśl o ludziach zwracających własne płuca. ;)
OdpowiedzUsuńVoldemort... A ja znowu jestem inna, gdyż wysłanie Severusa na misję, która może się dla niego skończyć śmiercią, niezwykle przypadło mi do gustu. Ale sam Czarny Pan jest odrażający. Zabijać człowieka w taki sposób? Ja wiem, że ten cały Pan W. dobry nie był, że próbował zabić dwie ciężarne kobiety i nie miał w związku z tym najmniejszych wyrzutów sumienia, jednak mimo to... Kto zasługuje na taką śmierć? Nawet największy zbrodniarz nie powinien tak umierać, bez honoru, w męczarni i strachu. Lecz! Wspomniałaś o Jamesie i Syriuszu, wspomniałaś o Jamesie i Syriuszu! *szalony taniec psychofanki* Nawet nie wiesz, jak podziałały na mnie te dwa słowa. Od razu wyszczerzyłam zęby w prawdopodobnie triumfalnym uśmiechu i wyobraziłam sobie tę dwójkę dającą śmierciożercom do wiwatu. Co to był za widok!
Severus, niestety, tę misję zakończy zwycięsko (tj. nie zginie). Ale proszę, wręcz błagam na kolanach, niech coś się nie powiedzie i Voldemort rzuci w niego Cruciatusem. Takim malutkim, o, tycim! *niemal złącza ze sobą kciuk i palec wskazujący*
Dumbledore głupi nie jest, o tym wiemy wszyscy. Snape'a rozgryzie od razu, pytanie tylko, czy również od razu da mu szansę. Cóż... Pożyjemy, zobaczymy.
Ja, w przeciwieństwie do ciebie, nie mam nic przeciwko czytaniu o Lily. :) I cieszę się, że wróciłaś do zdrowia i dałaś nam tak dobry rozdział. Zauważyłam tylko jeden mały błąd, a mianowicie: kiedy Pan W. bełkocze "P-p-panie j-ja" między "panie" a "ja" brakuje przecinka.
Pozdrawiam i czekam na kolejny rozdział. Już czterdziesty, prawda? Hm... Niesamowicie szybko zleciało mi te trzydzieści dziewięć rozdziałów.
Straszna ta scena z wypluwaniem płuc... aż mi się zrobiło niedobrze ;x. Świetnie opisałaś tortury, jak i wymyśliłaś wspaniałe zaklęcie ;) Ciekawi mnie, jak się potoczy spotkanie z dyrektorem. Czekam niecierpliwie na notkę :3
OdpowiedzUsuńTak myślę, że ten rozdział był straszny. Po prostu straszny. Mrożący krew w żyłach, wywołujący mętlik w głowie. Chyba będę musiała odreagować jakąś lekką książką. Wiesz, opisałaś to idealnie, sądzę, że nie jestem jedyną, która wzdrygnęła się, czytając ten rozdział, szczególnie opis śmierci Wilkesa. To było... przerażające. Dochodzę do wniosku, że takie ofiary jak Lily, James i inne osoby, które umarły na skutek Avady Kedavry, miały szczęście, że zginęły w taki bezbolesny sposób. Nawet nie wyobrażam sobie tego bólu. Właściwie... Skąd masz takie złowieszcze pomysły? Ja przyznaję, że sama w życiu nie wpadłabym na coś takiego.
OdpowiedzUsuńMam pewne zastrzeżenie do jednego zdania:
"Po chwili na twarzy Wilkesa obmalowało się przerażenie, zaczął wrzeszczeć, mruczeć coś pod nosem, krzyczeć jakieś słowa w ogóle ze sobą niepowiązane." - czy nie lepiej brzmiałoby "odmalowało"?
I to chyba tyle. A, żebym nie zapomniała. Mam nadzieję, że przy następnym rozdziałach entuzjazm będzie Ci dopisywał. No i życzę Ci udanego roku akademickiego:)
Pozdrawiam xD
OK, jako tako ochłonęłam. Jem sobie batonika, a ty piszesz o wypluwaniu własnych płuc. Co nie zmienia faktu, że rozdział jest świetny.
OdpowiedzUsuńSzablon znów zmieniłaś. Śliczny.
W końcu udało mi się przeczytać. Po pierwsze przepiękny szablon? to twoje rysunki? jeżeli tak to są bardzo ładne :D Przejdzmy do rozdziału. Bardzo mnie przeraził? Czarny pan jest nieobliczalny. To co zrobił jednemu z śmierciożerców... brak słów. Tragedia, współczuję Severusowi dostał bardzo trudne zadanie jestem ciekawa jak mu się uda rozmowa kwalifikacyjna:) w dodatku zbliża się dzień narodzin Harrego Pottera. Coraz bardziej intryguje mnie twoje opowiadanie. Jest świetne, bardzo ci zazdroszczę talentu i życzę dużo weny. Pisz szybko następny rozdział :* pozdrawiam ;**
OdpowiedzUsuńeverything-scares
Fuj, te płuca... To była okropność. Ja to bym się pożygała na miejscu tamtych Śmierciożerców. W końcu Sev wróci do Hogwartu. Dziwi mnie tylko, dlaczego Dumbledore tak łatwo przystał na jego prośbę. Czy on nie wie, że Snape jest sługą Czarnego Pana? Przekonamy się, co powie na rozmowie kwalifikacyjnej.
OdpowiedzUsuńWłaściwie to na tym bym zakończyła swoją wypowiedź. Jakoś nie mam dzisiaj weny na pisanie czegokolwiek. Mam nadzieję, że się nie obrazisz, że taki skromny jest dzisiejszy komentarz.
Pozdrawiam serdecznie :*
Hohoho. Jak zwykle zaskakujesz fantastycznym wyglądem. Aż miło jest wejść na bloga i ujrzeć jakąś nowość ; )
OdpowiedzUsuńTo, że Czarny Pan jest bezlitosny i nieczuły na ludzką egzystencję nie zaskoczyło mnie bynajmniej tak bardzo, jak jego decyzja, której misję powierzył właśnie Severusowi. No któżby pomyślał, że doceni go w taki publiczny sposób. Voldemort to typek, który z reguły nie lubi nikogo faworyzować, zwłaszcza przed innymi. To on musi być najlepszy. I nawet tu, na sali pełnej swoich `wiernych` zwolenników, kiedy z tłumu wyróżnił Snape'a, i tak podkreślił swą wielkość. Tak czy owak, wybór padł na niego i właśnie niego. Nie podlega dyskusji, że Sev musi być dla niego nieprzeciętnym sługą. Znając perfekcyjność Severusa, wywiąże się on z zadania pomyślnie. Tylko jakim kosztem? Ach, widzę, że szykujesz mnóstwo to nowych niespodzianek. Właśnie to uwielbiam w Twoim opowiadaniu < 3 W takim razie czekam na kolejne sensacje!!! :*
Genialny rozdział.
Świetny rozdział. Uwielbiam fragmenty, w których opisujesz spotkania śmierciożerców z Voldemortem - tworzysz poczucie grozy i strachu, widać szaloną bezsilność i niewysłowione przerażenie sług Czarnego Pana. Każda sekunda może zaważyć o śmierci. Takie Memento mori! Zaklęcie, którym popisał się Voldemort mocno mną wstrząsnęło. Zawsze potrafisz zaszokować takimi niby drobnostkami. Mroczne obrazy jeszcze malują mi się w wyobraźni, a nowa misja Severusa czeka na spełnienie w kolejnym rozdziale. Jestem strasznie ciekawa jak pokażesz charakter Dumbledore'a.
OdpowiedzUsuńZ miłą chęcią cierpliwie czekam na ciąg dalszy,
pozdrawiam!
Hej. Może zacznę od tego, że szablon jest wprost niesamowity! Od kiedy mi się załadował, to wpatrywałam się w niego i wpatrywałam, i wpatrywałam. Z całą pewnością jest najlepszy z wszystkich dotychczasowych ;3
OdpowiedzUsuńPrzepraszam również że komentuję dopiero teraz. Ostatnio miałam zupełnie przymusową przerwę od blogowania. Mogę mieć tylko nadzieję, że to już się nie powtórzy albo powtórzy w prawdziwie małej częstotliwości.
To wypluwanie płuc było... okropne. Naprawdę współczuję temu śmierciożercy. Zresztą współczuję wszystkich zgromadzonym tego, że musieli to oglądać. Voldemort był naprawdę okrutny. Nie znał słowa litości.
Jestem ciekawa co powie Dumbledore na spotkaniu z Severusem. Jaki będzie jego wykręt przed nauczaniem przez Seva obrony magicznej? No bo w końcu Severus otrzyma tylko posadę profesora Eliksirów, prawda?
Pozdrawiam i całuję,
Leszczyna [dowiesc-niewinnosci]
Ha, doszłam do najnowszej notki(niestety teraz będę musiała na kolejną czekać)!
OdpowiedzUsuńVoldemort jest okropny, aż mi ręce zdrętwiały od sceny z nim. I to z tymi płucami...Okropne:(
Sev dostał nowe zadanie. Jestem ciekawa, jak ono przebiegnie i jak je opiszesz. Rozdział świetny. Czekam na następne;)
Rzekłabym "no to teraz się zacznie". Walka o życie. Tak, Severus ma rację, że to tylko chwilowe zawieszenie wyroku śmierci. Co prawda odnosząc się do historii wg Rowling, Severus być może nie umarłby, gdyby nie ta przeklęta różdżka. Pewnie niedługo Severus dowie się o przepowiedni, o Lily i w ogóle. Dreszcze przechodzą mnie na samą myśl.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
[wystarczy-krok]
[gryfonska-odwaga]
Po pierwsze: świetny nagłówek. Po drugie: świetna notka. Opis zebrania... Brr... Na miejscu Severusa chyba bym zwymiotowała. Ohydne. Ale wymyśliłaś tortury! Wiesz, że sama jestem ciekawa, czemu Voldemort do tego zadania wybrał akurat Snape`a? No ale cóż, przyczyny jego wyborów zwykle były nieodgadnione. Więc Sev zacznie uczyć? No no no... będzie ciekawie. No i zbliża się podsłuchanie przepowiedni i śmierć Lily. Zastanawiam się, jak to opiszesz. Nie mogę się wprost doczekać i tego, i rozmowy kwalifikacjnej z Dumbledorem. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńNa początku notki zaczęłaś pisać o uczuciach jakie towarzyszyły Severusowi podczas zebrania Śmierciożerców i jestem pod wrażeniem, bo ja nie potrafiłabym tyle o tym napisać.
OdpowiedzUsuńKiedy czytałam fragment gdy Czarny Pan karał jednego ze swoich sług miałam pecha, bo akurat jadłam, dlatego natychmiast mnie odsunęło, ale jestem pod wrażeniem, bo mało kto potrafi do tego doprowadzić czytelnika ;)
Ogólnie rozdział bardzo mi się podobał ;)
Rozdział jest świetny! O matko, aż mi się niedobrze zrobiło przy scenie z Wilkinsem i wypluwaniem płuc... Uff, jak to dobrze, że akurat nic nie jadłam ;) No dobrze, żułam gumę, ale na szczęście nic więcej ;D Akurat Severus... Doskonale rozumiem tych, co odetchnęli z ulgą... Trudne zadanie, niewykonalne... W końcu Dumbledore nie bezpodstawnie jest jednym z najpotężniejszych czarodziei... :) Biedny Severus...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło i życzę mnóstwo weny! (Nie)cierpliwie czekam na kolejną notkę ;)
Ohyda... Porównywalne z tym, co było w 2 części "Gone'a" Mistrzowsko opisałaś to napięcie na sali przed śmiercią Wilkesa. Najlepsza była melodia śmierci.
OdpowiedzUsuń