Chociaż droga
każdego człowieka jest inna, zawsze istnieje pewien punkt, w którym wszystkie
się zbiegają.
Paulo Coelho
25 lipca 1980
Jak na lipcowy wieczór było wyjątkowo chłodno.
Temperatura musiała spaść sporo poniżej dziesięciu stopni, a zimny i porywisty
wiatr jeszcze potęgował uczucie chłodu. Otuliłem się szczelnie peleryną i
żałowałem, że nie wziąłem szalika. Mimo że było lato, to dzisiaj wyjątkowo by
mi się przydał.
Pomimo że
godzina nie była jeszcze późna, na uliczkach Hogsmeade panował półmrok, jakby
to zima wcześniej przejęła panowanie nad światem, obalając lato. Gęste, ciemne
chmury pokrywały nieboskłon i nie przepuszczały nawet najmniejszego promienia
słońca. Zapowiadało się, że niebawem spadnie z nich ulewny deszcz. Miałem
nadzieję, że do tego czasu zdążę wrócić do domu. Chociaż, znając moje
szczęście, raczej się na to nie zapowiadało.
Podniosłem
kołnierz szaty, aby chociaż trochę ochronić się przed zimnem, jednak na wiele
to się nie zdało. Jak najszybciej potrafiłem, nie wzbudzając przy tym żadnych
podejrzeń, przedzierałem się przez uliczki Hogsmeade, kierując się w stronę
gospody Pod Świńskim Łbem na spotkanie z Dumbledore’em.
Miałem
wrażenie, że żołądek związał się w supeł, a serce podskoczyło mi do gardła i
tam postanowiło od tej pory zostać. Obawiałem się tego spotkania, bałem się
konsekwencji, które mogą z niego wypłynąć.
Z jednej strony
musiałem wykiwać jednego z największych czarodziejów tego wieku. Okłamać go i
wślizgnąć się w jego łaski. Przecież to graniczyło z cudem! Jak mogłem tego
dokonać? Przecież Dumbledore od razu zorientuje się, że jestem śmierciożercą,
że przyszedłem tutaj na rozkaz Czarnego Pana, a nie z własnej woli.
Co wtedy zrobi?
Wątpiłem, aby pozwolił mi odejść. Najprawdopodobniej od razu wezwie Zakon
Feniksa lub aurorów. Przechwycą mnie i zamkną w Azkabanie. A może już teraz
planował pułapkę? Rybka chwyciła haczyk i płynęła wprost w paszczę lwa. Może
gdy tylko przekroczę próg gospody pochwycą mnie aurorzy. I to będzie koniec.
Mój koniec. Koniec wszystkiego…
Jednak nie
miałem innego wyjścia. Musiałem spróbować, bo inaczej czeka mnie kara za
niewykonanie zadania. Śmierć za tchórzostwo, za nieposłuszeństwo.
Miałem
nieodparte wrażenie, że znalazłem się w punkcie, z którego nieważne, w jaką
stronę ruszę i tak czeka mnie długa, powolna i bolesna agonia oraz śmierć.
Niezaprzeczalnie Pani Końca Ostatecznego w końcu mnie dopadnie i obejmie swoimi
zimnymi ramionami. Zakończę swoje marne życie po dwudziestu latach egzystencji.
Mało. Lecz cóż mogłem na to poradzić?
Nie chciałem
umierać! Lecz nieważne, jak bardzo bym się zapierał, śmierć i tak mnie czekała.
Mógłbym teraz uciec i rzucić wszystko w cholerę, ale Czarny Pan i śmierciożercy
i tak by mnie wytropili i zabili. Dezercja była niedopuszczalna.
Przez chwilę
miałem nieodpartą ochotę, aby pójść i po raz ostatni zobaczyć Hogwart.
Majestatyczny zamek, który przez siedem lat traktowałem jak dom. Gdzie
przeżyłem tyle wspaniałych i cudownych chwil, a także niezliczone ilości
upokorzeń i ogromny smutek po stracie najdroższej przyjaciółki. Żal tym
spowodowany do dzisiaj nosiłem w sercu, nie mogąc pogodzić się z tym, co
zaszło…
Niebawem na
świat powinno przyjść jej dziecko. Jej i Pottera. Nie mogłem odpędzić się od
tej myśli. Zalęgła w mojej głowie jak wyjątkowo natrętny pasożyt i nie można
było się jej w żaden sposób pozbyć. Wyrwać, wyrzucić, zniszczyć, rozbić na
miliardy nic nieznaczących odłamków.
W ostatniej
chwili odpędziłem się od zamiaru zobaczenia ukochanej szkoły. Nie chciałem znów
przeżywać tego nieopisanego żalu, gdy będę musiał odwrócić się plecami od
zamku, zostawić go i znów udać się w nieznane. Ku mrocznym odmętom mojej
własnej przyszłości. Przyszłości, na którą sam siebie skazałem.
Nosiłem piętno,
które do końca życia będzie mnie prześladować, na które dobrowolnie się
zgodziłem. Ku chwale, którego powinienem bez mrugnięcia okiem wykonywać
wszystkie polecenia i rozkazy. Lecz czasem strach był silniejszy od człowieka,
owijał się wokół niego niczym wąż i paraliżował, dusił, zabijał. Nie dało się
od niego uwolnić i chociaż z chęcią odwróciłoby się na pięcie i ruszyło w inną
stronę, chwilowo mieniącą się lepszymi kolorami. Dającą złudną nadzieję
lepszego jutra.
Nogi same
zaniosły mnie w jedną z wąskich, bocznych uliczek pod małą gospodę, która
znacząco różniła się od otaczających ją budynków. Brudne, odrapane kamienne
ściany zniechęcały podróżnego do przekroczenia progu, a z zakurzonych okien
wydostawało się niewiele światła. Wszystko tłumił brud. Nad drzwiami wisiała na
pordzewiałej ramie nadgryziona zębem czasu tarcza z wymalowanym na niej łbem
dzikiej świni, z którego ściekała krew na białe płótno. Tarcza skrzypiała
żałośnie na wietrze.
Zostałem
doprowadzony na miejsce egzekucji i już nie mogłem zawrócić. Musiałem wejść do
środka i spróbować wykonać misję. Stanąć przed śmiercią z wysoko uniesioną
głową. Lecz czy byłem do tego zdolny? Może niczym zwykły, nędzny robak będę
kulić się przed Dumbledore’em, błagając o litość, która nie nadejdzie.
Bo przecież
nikt się jeszcze jej nie oparł. Nikt nie został Panem Śmierci. Nikt nie
wyprowadził w pole białoskórej damy w czarnych szatach zbierającej w ostatnich
czasach obfite żniwo swoją kosą. Jej szkieletowate dłonie obejmowały każdego,
zimne usta składały ostatni pocałunek. Najpiękniejsza a zarazem najstraszniejsza
istota.
Otrząsnąłem się
z ponurych myśli i otworzyłem drzwi do gospody, mając nadzieję, że będzie tam
chociaż troszkę cieplej niż na zewnątrz. Zarzuciłem kaptur na głowę, by nie
rzucać się w oczy i przekroczyłem próg. Główna sala nie prezentowała się dużo
lepiej niż budynek na zewnątrz. W porównaniu z Ostatnim Domem wyglądała jak
porzucona stodoła przeznaczona na składowanie rupieci.
Gospoda Pod
Świńskim Łbem składała się z jednego małego, obskurnego i bardzo brudnego
pomieszczenia, cuchnącego czymś, co przypominało starego capa. Pomieszczenie
oświetlono ogarkami świec, jarzącymi się na grubo ociosanych stołach. Podłoga
była kamienna, jednak pokrywała ją gruba warstwa nagromadzonego od wieków
brudu.
Dokładnie i
dyskretnie zlustrowałem wzrokiem pomieszczenie i znajdujących się w nim ludzi.
Przy stole obok okna siedziały dwa gobliny pogrążone w rozmowie, stolik przy
wygasłym lub w ogóle nie rozpalonym kominku zajmował jakiś dziwny czarodziej.
Cały czas mówił coś do siebie w języku, którego nie potrafiłem zinterpretować.
Jednak najbardziej rzucała się w oczy kobieta, która siedziała przy barze.
Przypominała
wielkiego owada. Była bardzo chuda, całą jej postać spowijał stary, wypłowiały
szal. Z długiej szyi zwieszały się niezliczone, sztuczne i tandetne łańcuszki i
koraliki, a ramiona i dłonie były ozdobione
mnóstwem bransolet i pierścionków. Grube okulary w jaskrawożółtej
oprawie powiększały jej zaczerwienione oczy kilkakrotnie.
Niepewnie
podszedłem do baru. Zastanawiałem się, czy Dumbledore już tutaj jest. Gdy tylko
znalazłem się obok kontuaru zza bocznych drzwi wyszedł wysoki, chudy mężczyzna.
Miał mnóstwo siwych włosów na głowie i twarzy, które sterczały pod różnymi
dziwnymi kątami. Z jego oblicza przez cały czas nie znikała ponura mina, a
jasnoniebieskie oczy z niezwykłą precyzją i zainteresowaniem śledziły każdy mój
ruch.
Zastanawiałem
się, po co to robił, co chciał przez to osiągnąć. Skoro wpuszczał tutaj
najgorszą hołotę, to co miałby mu przeszkadzać jeden zakapturzony mężczyzna.
– Dobry wieczór
– zwróciłem się w jego stronę, siląc się na uprzejmy ton. – Miałem spotkać się
tutaj z profesorem Dumbledore’em w sprawie rozmowy o pracę. Czy przybył już
może?
– Jeszcze nie –
odezwał się po dłuższej chwili milczenia. – Może pan tutaj poczekać. Niebawem
powinien się pojawić.
– Dziękuję. W
takim razie poproszę piwo kremowe.
Barman spojrzał
na mnie jak na debila i wyjął spod kontuaru zakurzoną butelkę, którą postawił
przede mną. Cóż, najwyraźniej wszyscy tutejsi klienci zamawiali mocniejsze
trunki. Nie obchodziło mnie, że w jego
oczach wyszedłem na idiotę. Co mnie obchodzi opinia jakiegoś zawszonego
czarodzieja z obrzydliwego i cuchnącego pubu? To moja sprawa co robię, a nie
chciałem mieć umysłu zmąconego alkoholem. Teraz musiałem zachować najwyższą czujność
i opanowanie.
– O, pan też
stara się o posadę w Hogwarcie? – niespodziewanie zwróciła się do mnie kobieta
siedząca przy barze nad szklaneczką jakiegoś mocniejszego trunku.
– Tak.
Nie miałem
ochoty wdawać się w żadne rozmowy, ale przecież nie mogłem milczeć. Miałem
nadzieję, że się zniechęci. W końcu kto normalny w takich czasach rozmawia z
zakapturzonymi czarodziejami w gospodzie o takiej reputacji. Niestety,
pomyliłem się, co ostatnio coraz częściej wchodziło mi w nawyk.
– A o jaką
posadę się pan stara? – spytała tajemniczym szeptem, jakby myślała, że zrobi to
na mnie jakieś wrażenie.
– Obrony przed
czarną magią. Myślałem, że tylko ta jest wolna.
Miałem nie
wdawać się w rozmowę, ale oczywiście ciekawość jak zwykle wzięła górę. Kiedyś
mnie ona jeszcze zgubi. Muszę zacząć w końcu nad sobą panować. Dopóki jest
jeszcze czas. Zanim będzie za późno. Dla mnie lub dla innej bliskiej mi osoby.
– Och, nie.
Profesor Dumbledore w końcu postanowił wprowadzić w Hogwarcie naukę
wróżbiarstwa. Powiem panu, że najwyższy czas, chociaż, nieskromnie mówiąc,
wiedziałam już o tym od jakiegoś czasu. Zeszłego lata w herbacianych fusach
odczytałam pierwsze znaki. Później kryształowa kula potwierdziła moje
przypuszczenia. W każdym bądź razie najwyższy czas wprowadzić ten przedmiot, w
końcu każdy czarodziej powinien mieć szansę wykazać się w dziedzinie
jasnowidzenia i samodzielnie odkrywać własną przyszłość. Oczywiście, nie każdy
posiada ten wspaniały dar i odpowiednio wyostrzone wewnętrzne oko. Uważam, że
wróżbiarstwa powinien uczyć się każdy, ale profesor Dumbledore ma w tej sprawi
inne zdanie i woli, aby był to przedmiot dodatkowy. Cóż za marnowanie
potencjalnych talentów! W każdym razie nie dziwię się, że nie słyszał pan o tym
stanowisku, w końcu nie każdy się na nie nadaje. I zapewne nie wiedział pan, że
obecna pozycja Neptuna wobec Saturna oznacza ogromne zmiany i odkrycie nowych
ścieżek w życiu. Ja jestem Sybilla Trelawney, wieszczka – zakończyła swój
bzdurny wywód kobieta i spojrzała na mnie z wyższością, jakby od samego patrzenia
potrafiła stwierdzić, co zrobię w każdej minucie mojego życia.
Nigdy nie
wierzyłem w te bzdury odnośnie przewidywania przyszłości. Wiedziałem jednak, że
prawdziwi jasnowidze trafiają się niezwykle rzadko, że prawdziwe przepowiednie
można policzyć na palcach i zazwyczaj odnoszą się do ważnych ludzi lub
wydarzeń. Ta kobieta była zwykłą oszustką, która zapewne nie potrafiła
przewidzieć nawet jutrzejszej pogody. Tym bardziej, że prawdziwi wróżbici nie szukają
posady w szkole.
– Może
przewidzieć panu przyszłość? – zapytała tajemniczym szeptem, a ton jej głosu
wskazywał, że wiedziała już o mnie wszystko. Szkoda tylko, że nie było tego w
jej głowie.
Przez chwilę
naszła mnie ochota, aby zgodzić się na jej propozycję. Zapytać o powodzenie
mojej misji, o przeszłość matki. Może rzuciłaby nieco światła na tę ciemną
otchłań. Lecz szybko otrząsnąłem się z tego głupiego pomysłu. To nie czas na
idiotyzmy!
– Nie,
dziękuję, nie interesuje mnie to – odwarknąłem.
– Jak pan chce,
ale proszę się wystrzegać gwałtownych pokus i uważać, bo otacza pana aura bólu
i cierpienia. Wisi nad panem widmo stryczka. Jeden zły krok i będzie za późno,
aby cokolwiek naprawić.
Spojrzałem na
nią jak na idiotkę, ale ona nie patrzyła już na mnie, lecz na szklaneczkę
swojego trunku, z której pociągnęła duży łyk.
Co miały
znaczyć te bzdety? A w ogóle co to za różnica. Bezsensowne biadolenie jakiejś
pijaczki, która myśli, że jest wieszczką. Nie ma się czym przejmować. Szkoda,
że musiałem natrafić akurat na nią. Jak pech to pech. Nigdy człowieka nie
zawiedzie, zawsze przyjdzie w najmniej odpowiednim momencie.
Nagle drzwi
gospody otworzyły się i do pomieszczenia wdarł się porywisty wiatr. Do sali
wszedł Albus Dumbledore. Jego długa, siwa broda i włosy błyszczały pod wpływem
nikłego światła rzucanego przez świece. Jego niezwykle błękitne oczy znad
okularów połówek uważnie zlustrowały wszystkich znajdujących się w
pomieszczeniu. Miałem wrażenie, że emanował jakimś dziwnym spokojem i pewnością
siebie. Czy w tych czasach nie powinien się raczej zamartwiać? A może znów
Zakon pokrzyżował w czymś plany Czarnego Pana? Przełknąłem głośno ślinę. Jeżeli
faktycznie tak było, to śmierciożerców czekał trudny okres, podczas którego
każdy mógł stać się ofiarą. Pozostawało mi mieć nadzieję, że to tylko maska
dobrze skrywająca troskę.
– Dobry
wieczór, Sybillo. Dobry wieczór, Severusie – zwrócił się do nas, gdy zbliżył
się do kontuaru.
– Dobry
wieczór, profesorze Dumbledore – odpowiedziała Trelawney. – Miło widzieć pana w
dobrym zdrowiu, a i planety ostatnio sprzyjają pana sprawie.
– Dziękuję,
Sybillo.
Odniosłem
wrażenie, że uśmiech na jego twarzy jest wymuszony. On także nie wierzył w
bzdury, jakie wygadywała ta wariatka. Więc po co nauczać wróżbiarstwa w
Hogwarcie? Chyba nigdy nie zrozumiem metod, którymi on się kierował.
– Sybillo, może
porozmawiamy w spokoju w twoim pokoju? – Widząc potwierdzające kiwnięcie głowy
kobiety, zwrócił się do mnie nieco zimniejszym tonem. On myślał, że się nie
zorientuję? – Severusie, mam nadzieję, że nie będziesz miał nic przeciwko, aby
jeszcze chwilę poczekać?
– Nie,
profesorze – odparłem, bo cóż innego mogłem powiedzieć.
Dumbledore i
Trelawney zniknęli na schodach prowadzących na górę. Minuty płynęły. Powoli
sączyłem kremowe piwo z brudnej butelki, zastanawiając się, jak długo będzie z
nią rozmawiać i jak zakończy się to spotkanie.
A może pójść tam i posłuchać? – Z podświadomości wypłynęła natrętna myśl. – Będzie można pośmiać się z jej bzdurnych
tłumaczeń i bełkotu o fusach, kryształowych kulach i błahych przepowiedniach,
które nie spełnią się nawet za miliard lat.
Rozejrzałem się
po pomieszczeniu. Barman prawdopodobnie udał się na zaplecze, a reszta bywalców
zapewne nie zwróci na mnie najmniejszej uwagi.
Odstawiłem
pustą butelkę na bar, wstałem i zacząłem wchodzić po schodach. Gospoda miała
tylko jedno piętro udostępniane gościom, więc znalezienie odpowiedniego pokoju
nie mogło zająć mi dużo czasu.
Rozejrzałem się
po mrocznym korytarzu. Tylko spod szpary w jednych drzwiach sączyło się nikłe światło.
Wszystko okazało się jeszcze prostsze niż myślałem. Podszedłem do drzwi
opatrzonych dużą, mosiężną siódemką i zbliżyłem ucho do dziurki od klucza.
– Dziękuję,
Sybillo, że zechciałaś się ze mną spotkać. – Usłyszałem głos Dumbledore’a. – W
najbliższych dniach rozpatrzę twoją prośbę i wyślę ci sowę z konkretną
odpowiedzią.
Co, już
skończyli? Czyli nie zaspokoję swojej ciekawości. Mogłem ruszyć się wcześniej.
Już chciałem wstać i odejść, aby nikt nie podejrzewał mnie o podsłuchiwanie,
gdy rozległ się głos tej oszustki. Tylko że teraz nie miał już w sobie tej
sztucznej nuty tajemniczości, lecz był gruby i ochrypły. Mocniej przycisnąłem
ucho do drzwi, aby dokładnie usłyszeć każde słowo.
– OTO NADCHODZI
TEN, KTÓRY MA MOC POKONANIA CZARNEGO PANA… ZRODZONY Z TYCH, KTÓRZY TRZYKROTNIE
MU SIĘ OPARLI, A NARODZI SIĘ, GDY SIÓDMY MIESIĄC DOBIEGNIE KOŃCA… A CHOĆ CZARNY
PAN…
– Co ty tu
robisz?
Tak
zaabsorbowany słuchaniem słów tej kobiety, nie zauważyłem, że barman stanął tuż
obok mnie. Jak oparzony odskoczyłem od drzwi i nie dosłyszałem reszty słów
wieszczki.
– J–ja… Ja
pomyliłem pokój. – Nie wiedziałem, co mam powiedzieć, bo przecież nawet
największy głupiec zorientowałby się, co robiłem.
– Co tu się
dzieje?
Dumbledore
wyszedł z pokoju i spojrzał na mnie swoimi przenikliwymi, niebieskimi oczami.
Na jego twarzy nie było już łagodności, zniknęła zastąpiona przez odrazę i… strach? Tuż za nim na korytarz wyjrzała
Trelawney.
Decyzję
podjąłem natychmiast. Teraz już nie miałem co liczyć na posadę nauczyciela
obrony przed czarną magią. Ale przynajmniej nie wrócę do Czarnego Pana z
pustymi rękami. Przyniosę mu coś o wiele cenniejszego. Tylko najpierw musiałem
się stamtąd wydostać.
Natychmiast
wyjąłem różdżkę i skierowałem ją na barmana. Mężczyzna poszybował w tył, a z
jego nosa zaczął płynąć strumień krwi. Szybko pognałem w stronę schodów, chcąc
wykorzystać najprawdopodobniej ostatnią możliwość ucieczki.
Jakieś zaklęcie
minęło zaledwie o cal moją głowę. Nie odwracając się, rzuciłem za siebie
zaklęcie oszałamiające. Nie wiedziałem, czy kogoś trafiło. Nie chciałem tracić
cennych sekund, by się dowiedzieć.
Na złamanie
karku pognałem przez główną salę. Kolejny promień minął mnie o włos i trafił w
niczego niespodziewającego się goblina. Wybiegłem na zewnątrz wprost w ulewny
deszcz. Prawie poślizgnąłem się na śliskiej drodze. Natychmiast po znalezieniu
się na zewnątrz deportowałem się z Hogsmeade.
Udało mi się!
Uciekłem Dumbledore’owi. Teraz mogłem przekazać początek przepowiedni Czarnemu
Panu. I spodziewałem się dużej nagrody. Nareszcie los się do mnie uśmiechnął.
Nadszedł mój
czas!
~ * ~
I jest kolejna notka. Nawet wcześniej niż początkowo planowałam. Wzięłam
się w niedzielę za przepisywanie i dzięki temu dzisiaj mogłam dodać. Następna
powinna pojawić się w przyszłym tygodniu, a jeszcze kolejna piątego listopada,
czyli w pierwsze urodziny bloga. Aż mi się nie chce wierzyć, jak ten czas
szybko minął.
I jeszcze krótkie wyjaśnienie, bo po komentarzach pod ostatnią notką
zorientowałam się, że nie wszyscy wiedzą jak to naprawdę z tą przepowiednią
było, a nie chce mi się później kilkanaście razy tłumaczyć tego samego. Severus
podsłuchał przepowiednię w 1980 i w tym roku nie dostał posady, bo przecież
Dumbledore nie przyjąłby do szkoły śmierciożercy, a doskonale zdawał sobie
sprawę z tego dla kogo „pracuje” Severus. Posadę w Hogwarcie dostał dopiero rok
później już po swoim nawróceniu.
Pozdrawiam :)
Pamiętny Halloween zbliża się małymi kroczkami...
OdpowiedzUsuńRozdział bardzo fajny:), ach, ten Severus, pełna radość z tego co przekaże swojemu panu nie bd chyba zbyt długa, teraz nie pragnie nawet aby Albus na niego spojrzał a później nie umiem tego inaczej ująć bd się wręcz poniżał aby ten mu pomógł, uważam, że dyrektor perfidnie wykorzystał Severusa do swoich czynów bo skoro ten do cholery powie mu wszystko co przekazał Voldemortowi ten stary trzmiel nie mógł uratować Lily?!, ale Sybilla wywróżyła mu niestety prawdziwą przyszłość:(, bo czy ten człowiek był tak naparwdę po tym wszystkim szczęśliwy?!, zawsze agent nigdy może dopiero umierając mógł się pokazać z innej strony, to okropne, ale z drugiej strony Severus pokazał prawdziwy kunszt w całożyciowej, psychicznej "ars moriendi", a co do początku wcale mu się nie dziwię, że się bał w końcu Tom skazał go praktycznie na samobójstwo no cóż, chłopak wykiwał nie Dumbledore'a ale samego Voldemorta, jak się później okaże. Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńDruga, haha.
OdpowiedzUsuńPrzez komórkę weszłam z ciekawości na Twojego bloga i ucieszyłam się, widząc nowy rozdział:)
Notka świetna, dobrze, że Sevowi nic się nie stało. Szkoda tylko, że nieświadomie zamierza wydać wyrok na Lily i jej rozdzinę. Już nie mogę się doczekać opisu jego uczuć, gdy tak sie stanie.
Pozdrawiam i czekam na ciąg dalszy:)
Piękny rozdział, jak zawsze. Co tu dużo mówić? U ciebie zawsze jest niesamowicie! Gdy chce się przeczytać cudne opowiadanie o świetnej treści i pięknej stylistyce, to nic, tylko wejść na twojego bloga!
OdpowiedzUsuńA przechodząc do treści... Ehh, cóż za ironia. Severus cieszy się, że ma dla Czarnego Pana cenne wieści, tylko jeszcze nie wie, kogo dotyczyła przepowiednia i kto przypłaci ją życiem... Nieświadomość jest czasem naprawdę błogim stanem!
Masz jakiś plan co do śmierci Potterów? W sensie co do rozdziału, w którym opiszesz ten przełomowy dzień w życiu Severusa? Zginęli w Halloween, to może jakiś mały prezent dla czytelników i dwa rozdziały w ciągu tygodnia - 31 października i, według "rozpiski" 5 listopada? :) :D Hihi, taka tylko propozycja... Ale byłoby cudnie! :) Pozdrawiam ciepło na te jesienne wieczory!
Oj, Severus, Severus. Pośmniać ci się z biednej Sybilli zachciało... ;D I jestem ciekawa czy rzeczywiście otrzyma za tę przepowiednie dobrą nagrodę, choć spodziewam się, że nie... Voldemort chyba za taką ponurą wiadomość go nie nagrodzi... Choć... może się mylę?
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że Dumbledore chciał usunąć wróżbiarstwo z przedmiotów w Hogwarcie, a nie je dopiero co wprowadził. Tak mi się kojarzy, bo rozdział z tą informacją z HP 5 czytałam w sobotę ;p
Pozdrowienia,
Leszczyna <3 [dowiesc-niewinnosci]
PS. A niedługo będziemy śpiewać "STO LAT! STO LAT! ^^"
Zaryzykuję stwierdzenia, że opisałaś to lepiej, niż jest w oryginale :) Bardzo ładny, nowy szablon :)
OdpowiedzUsuńżyczę weny i buziory :**
Już nastał ten, co by nie mówić, przełomowy moment w historii Severusa. Od razu jak zobaczyłam tytuł tego rozdziału, postanowiłam jak najszybciej przeczytać, gdyż ogromnie ciekawiło mnie, jak Ty to przedstawiłaś. Wchłonęłam się całkowicie w tekst, niezwykle łatwo pobudziłaś do pracy moją wyobraźnię. Narazie Dumbledore nie jest zły, ale to dopiero początek ;) Kiedy już wiem, co dalej zdarzy się z Severusem, aż mnie serce z żalu ściska, choć z drugiej strony łaknę Twojej wizji tego wszystkiego.
OdpowiedzUsuńTo naprawdę niesamowite, że piszesz niecały rok i masz już 40 rozdziałów. Można Cię za to szczerze podziwiać. Szczególnie, gdy ciągnie się samemu bloga od 2009, napisało się 15 rozdziałów i ciągle posiada się wrażenie, że akcji nie ma tam prawie w ogóle.
Pozdrawiam i czekam na kolejny rozdział!
Na początek chce Ci serdecznie podziękować za Twojego bloga. On jest naprawdę świetny. Jeszcze nigdy nie spotkałam się z tak piękną opowieścią o Severusie Snapie. Piszesz świetnie!
OdpowiedzUsuńRozdział był jak zwykle oszałamiający!! Bardzo podobał mi się początek rozdziału, jak rozmyślał nad sprawą spotkania z Dumbledorem. Piękne zdania, przepiękne;) Oczywiście Sybilla Trelawney jest pierwsza w swoim rodzaju. Aż dziw, że jednak ta wariatka ma zdolność do jasnowidzenia. Z niecierpliwością już będę wyczekiwać kolejnego rozdziału:) Pozdrawiam serdecznie;*
Wymyślanie inteligentnych wypowiedzi w komentarzach nigdy nie było moją mocną stroną, toteż totalnie nie mam pojęcia, jak zacząć. Emily powiedziała mi o Twoim blogu, więc z czystej ciekawości postanowiłam zajrzeć i na własne oczy przekonać się, czy te wszystkie komplementy odnośnie Twojego opowiadania mają pokrycie. I powiem tak: to najlepszy blog o Severusie, jaki kiedykolwiek odwiedziłam. Wspaniale opisujesz uczucia Snape'a; ja zawsze potrafiłam wyobrazić sobie, co bym czuła będąc na jego miejscu, ale nigdy nie umiałam tego przelać na papier (a raczej na klawiaturę ^^).
OdpowiedzUsuńNapisałaś, że fabuła może nieco odbiegać od kanonu. Tzn. jak bardzo? Mam nadzieję, że nie będzie zakończenia w stylu "Lily and Sev 4ever together". Jak na razie chyba na to się nie zanosi, obecne wydarzenia pokrywają się z książką. Ja po prostu, niestety, jestem typową wielbicielką kanonicznych opowiadań i nic na to nie poradzę. Niektórzy mają mi to za złe, ale podobno o gustach się nie dyskutuje, prawda?
Nie jestem pewna, czy dobrze zrozumiałam informacje odnośnie nauczania wróżbiarstwa. Chodzi o to, że według mnie Dumbledore nie chciał, żeby tego przedmiotu nauczano w Hogwarcie. Jednak postanowił spotkać się z Sybillą Trelawney (która szukała u niego pracy), bo była ona wnuczką słynnej jasnowidzącej i uznał, że powinien spotkać się z nią po prostu z grzeczności, ale nie zamierzał dawać jej posady nauczycielki. Dopiero zmienił zdanie, kiedy ona wygłosiła przepowiednię, bo nie chciał, żeby Czarny Pan ją dopadł. Nie wiem, może i Ty tak to opisałaś, w każdym razie trochę się pogubiłam w tej części.
Opis w akapicie zaczynającym się od słów "Gospoda pod Świńskim Łbem składała się..." wygląda znajomo. To chyba częściowo zmodyfikowany fragment piątego tomu HP, mam rację?
Tak więc, kończąc mój wywód, z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział, zwłaszcza, że właśnie zaczął się mój ulubiony okres z życia Severusa.
Pozdrawiam i życzę dużo świetlistej weny,
Rozdział bardzo fajny :) szkoda,że taki krótki liczyłam na więcej. No cóż szkoła robi swoje:) i w moim i twoim przypadku. Jednak nie udało się Severusowi zdobyć posady, ba w dodatku dowiedział się cennych rzeczy na temat czarnego pana i "złotego" chłopca:D Cudem udało mu się uciec. Jestem ciekawa jak na te wieści zareaguję Lord Voldemort. Myślę, że będzie intrygująco :) świetnie ci idzie i gratuluję 40 rozdziału :) z tej strony Kira z everything-scares ;) chciałabym cię zaprosić na mojego nowego bloga, gdzie pojawił się prolog ;)
OdpowiedzUsuńwww.poklon-sie-smierci.blog.onet.pl :)
Severus wydaje nieświadomie wyrok na Lily. Nie mogę się doczekać momentu, w którym dowie sie o śmierci Lily. Przypuszczam, że pięknie opiszesz uczucia. Pozdrawiam i życzę weny.
OdpowiedzUsuńNotka jak zwykle, co tu dużo mówić, rewelacyjna! Severus zupełnie nieświadomy przepowiedni... Ech.. ;( Biedny... Świetny był fragment z przepowiednią, tzn. z naszą kochaną (?!) profesorką od wróżbiarstwa ;D Zbliża się pamiętne Halloween... -,- Kurczę, aż smutno mi się robi, jak o tym pomyślę ;(
OdpowiedzUsuńNowy szablon śliczny!
Przepraszam za tak krótki komentarz, ale dzisiaj nie stać mnie na nic lepszego z dwóch prostych powodów: jestem wykończona i brak mi ostatnio czasu ;[
Pozdrawiam i niecierpliwie czekam na kolejną notkę! ;))
Na początku, bo potem pewnie bym zapomniała, muszę powiedzieć, że bardzo mi się podoba szablon, a zwłaszcza ta dziewczynka z lewej strony na nagłówku. :)
OdpowiedzUsuńNie wiem, czemu ale bardzo lubię takie "karczmiane" klimaty, a im lokal brudniejszy, tym bardziej mi się podoba. Choć szczerze mówiąc, nie chciałabym tam pojawić się osobiście, karczmy kojarzą mi się z tajemniczymi, zakapturzonymi postaciami w kątach oraz z najgorszymi rzezimieszkami. Taki klimat jakoś dziwnie przyciągająco na mnie działa. Po za tym od razu przypomniało mi się wspomnienie, w którym Sev o mało nie stracił butów w błocie, idąc na spotkanie z Morrigan. :)
Snape uważał Sybillie za oszustkę i dziwaczkę, a ona już na samym początku powiedziała dużo prawdy.
Wydarzenie w tym rozdziale jest świetnym dowodem na to, że z podsłuchiwania nic dobrego nie wychodzi. Kiedy Severus się zorientuje, że właśnie skazał na śmierć osobę, która nadal zajmuje jakieś miejsce w jego sercu? Aż mi przykro, kiedy domyślam się, jaki to będzie dla niego szok...
A podsumowując, rozdział jak zwykle poprawny stylistycznie itd., a także budujący napięcie względem tego, jak wszystko się dalej potoczy.
Tak, więc pisz, pisz i jeszcze raz pisz!:) [marionetka-losu]
Jak Ty to robisz, że Twoje rozdziały są takie... idealne? Czuję się, jakbym czytała książkę. I to dobrą^^ Ciekawie przedstawiłaś podsłuchanie tej przepowiedni. Pięknie oddałaś klimat i rozważania Severusa. Czy dobrze wydawało mi się, że Dumbledore wiedział o tym, że on jest śmierciożercą? Był w jego stosunku dość chłodny. W sumie ciekawe, jakby wyglądała ich rozmowa gdyby nie stało się to, co się stało.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie ;)
Jej, to rzeczywiście prawie cały rok! Kiedy to minęło? W każdym razie mam niezbyt napawające dumą wrażenie, że powinnam się schować gdzieś w ciemnym kącie przed Tobą i Elfabą. Mój blog zakończyłam zanim minęła pierwsza rocznica i dobiłam, nie licząc prologu i epilogu, zaledwie 28 rozdziałów. Powinnam się wstydzić. No, Elfabie już życzyłam w jej rocznicę bloga, więc teraz Tobie życzę Wszystkiego Najlepszego, dalszych sukcesów, wielu świetnych pomysłów na opowiadanie i jeszcze mnóstwa gwiazdek, na które bez wątpienia zasługujesz:)
OdpowiedzUsuńDobra, a teraz przejdę do rozdziału. Wiesz, za każdym razem, kiedy do akcji, bez względu na to, czy czytam fanfiction czy oryginalnego HP, wkracza Trelawney, dochodzę do wniosku, że gdybym spotkała ją osobiście, trudno byłoby i się powstrzymać przed stłuczeniem jej okularów własną pięścią. Ta kobieta, jej zachowanie i dziwne nawyki doprowadzają mnie do silnej irytacji.
Ale wiesz co? Bardzo mi się spodobało to, jak włączyłaś do rozdziału moment podsłuchiwania tej przepowiedni przez Severusa. Wyszło to tak... naturalnie, bez żadnego wymuszania, zbędnych opisów, słów czy czegokolwiek. Poniekąd można powiedzieć, że końcówka rozdziału była optymistyczna, w każdym razie w tej chwili dla Severusa...
No i nie da się nie zauważyć nowego szablonu. Jest bardzo fajny. Ten wyraz twarzy Severusa... Ach, trudno opisać to słowami. W każdym razie pięknie to wygląda.
Pozdrawiam:)
Jej, ciekawie. Trochę inaczej niż się spodziewałam, ale fajnie. Cóż, Trelawney jest osobą... oryginalną ^^ Nie dziwię się, że Severus chciał podsłuchać jej rozmowę z Dumbledorem, w końcu każdy potrzebuje odrobiny rozrywki. Ta "rozrywka" skończyła się jednak niezbyt rozrywkowo. Dużo było tu akcji, którą całkiem nieźle opisałaś, choć według mnie jesteś mistrzynią opisów. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńYES, nadrobiłam! Wracam do świata żywych :)))
OdpowiedzUsuńPodobało mi się, ale nie wiem co pisać! I ci teraz będzie? Teraz tylko czekamy narodzin Potterka, ale co będzie działo się później? Hm... Zagadka! :)
Czekam na kolejną dawkę wrażeń i pozdrawiam serdecznie :)
Uau. Na Twoim blogu nawet pogoda jest opisana ciekawie :D.
OdpowiedzUsuńA Sybilla? Zorientowałam się, że to ona, gdy zaczęła bełkotać o fusach i kuli.
A Severus walczący z Dumbledorem? No, no. I na dodatek wygrał!
Szkoda tylko, że nie wie, iż ta informacja zagrozi życiu Lily...
z-mlodosci-severusa-snapea
Bardzo podobała mi się ta notka, bo tak naprawdę najlepiej odnosi się do tego, co działo się w książce. Bardzo trafne opisy sprawiły, że naprawdę wyobraziłam sobie to, co odczuwał Severus.
OdpowiedzUsuńJa również jestem osobą, która nie wierzy w bzdety związane z wróżbiarstwem. Dla mnie to jeden wielki szajs i tyle. Nigdy nie lubiłam tego w książce oraz filmie, chociaż osobiście uważam, że aktorka wcielająca się w postać starej wariatki Sybilli zagrała bardzo dobrze.
5 listopada to pierwsze urodziny twojego bloga a także moje urodziny. Przypadek?
MRS-ZABINI.blog.onet.pl
P.S- Jeśli przyjdzie mi do głowy sensowniejszy komentarz to z pewnością go dopiszę. Teraz jestem na to zbyt zmęczona ;)
Czytanie twojego opowiadania w dzień byłoby karygodną zbrodnią, gdyby nie to, że wspaniale budujesz napięcie i wprowadzasz nas w ten mroczny świat. Ten opis o śmierci był... mistrzowski, po prostu mistrzowski i powiem ci, że z chęcią przeczytałabym kryminał spod twojego pióra.
OdpowiedzUsuńA tak bardziej do rzeczy, to widzę, że powolutku zbliżamy się do tej pamiętnej nocy z 31 października, tak właściwie to w realu też się zbliżamy^^
Nie pojęcia co napisać - odwieczna prawda - łatwiej jest krytykować niż chwalić. A ja w dodatku nie wiem, co chwalić, kiedy wszystko mi się podoba. Powiem tylko, że jeśli zobaczę twoje nazwisko na jakiejś książce (nawet na romansie... brr) kupię ją na pewno, bo będę pewna pasjonującej lektury. Nawet jeśli cała książka byłaby o parzeniu herbaty, to i tak jak sądzę byłoby to najbardziej ekscytujące parzenie herbaty na świecie.
Już tak na koniec powiem, że bardzo podoba mi się ten szablon, a te rysunki dodają mu takiego smutnego uroku.
Woohoo, zostało mi tylko pięć rozdziałów do nadrobienia! Przepraszam, ale nie bycie na bieżąco ze wszystkimi blogami mnie wykańcza i naprawdę cieszę się, widząc, że już niedługo moje zaległości znikną. ^^
OdpowiedzUsuńSeverusie, jak ja cię nienawidzę. Dopiero co wkroczyliśmy w tę bardziej kanoniczną akcję, a ten facet już wzbudził we mnie ogromne pokłady niechęci. Podsłuchiwać mu się zachciało! I oczywiście niedługo okaże się, że Snape jest niewinny i chciał dobra Lily, chronił ją za cenę własnego życia... Ale nikt nie zwraca uwagi na to, że teraz był gotów wydać maleńkie dziecko i jego rodziców na pewną śmierć tylko po to, by zadowolić swego pana. On mógł ich nawet nie znać. Albo jeszcze gorzej, znać, pozwolić im umierać! Nie, naprawdę, nigdy nie zrozumiem, jak próba ratowania jednej osoby, którą w dodatku kochał, i jej syna, któremu obiecał pomóc, rozgrzesza go z tylu złych rzeczy, które robił jako nastolatek, a potem jako dorosły.
Sybilla jak zwykle sprawiła, że miałam ochotę zrobić "epic facepalm". Ta kobieta chyba nigdy nie przestanie mnie zadziwiać. Doprowadzała mnie do śmiechu w książce, doprowadza i tutaj. Chociaż, trzeba jej przyznać, ma dar. Szkoda tyko, że objawia się on akurat wtedy, gdy za drzwiami stoi gotowy na wszystko śmierciożerca.
Ale ci fajna rocznica wypada... Kilka dni przed moimi urodzinami. Będzie co świętować. ^^
Pozdrawiam. :*
Przepraszam, że tak długo. Robi się ciężej w szkole. Masakra. Ale ja sobie tak myślę, że coraz bliżej święta ;) :D I długi weekend.
OdpowiedzUsuńNa początek boski szablon. Kojarzę tego Severusa. Wiem z jakiego obrazka to było robione. Kocham <3
A rozdział. Nie wiem, co powiedzieć. Dosłownie powinnaś książki wydawać, a nie blogu pisać. No tacy bloggerzy jak ja to dosłownie powinni Ci hołd oddawać. Rozdział jak zwykle świetna długość, wciąga. Kończy się, a Ty myślisz: "Dlaczego już?" . Czekam na kolejne wspomnienie Severusa <3
Pozdrawiam
[byc-jak-snape]
Po pierwsze przepraszam, że komentuję dopiero dziś. Niestety uczelnia zabiera mi większość czasu, pozostałą resztkę wykorzystuję ze znajomymi i tak wychodzi...
OdpowiedzUsuńAle może lepiej przejdę do notki, bo zaraz znów muszę się zająć innymi rzeczami. Jak zwykle genialnie opisałaś wszystko, co myślał i robił Severus. Doskonale go rozumiem i trochę mu współczuję położenia, w jakim się znalazł. Jednak faktycznie wróci ze spotkania z Dumbledorem z czymś, co będzie cenniejsze, niż on czy Voldemort mogli się spodziewać. Ciekawa jestem reakcji Voldemorta na tę przepowiednię.
Pozdrawiam serdecznie! :)
PS. Świetny szablon ;)
a mi się zawsze wydawało,m że Dumbi goi przyjął bo sądziłam, że Sev w jakiś sposób się domyślił, że chodzi o Lily czy coś. ale wierzę Ci, że to było rok później, w końcu w tym siedzisz XD no i jakoś dziwne by było, jakby się domyślił tak szybko xD ale jak to zrobi, toi jego radość przemieni się z pewnością w rozpacz i wściekłość... jestem bardzo ciekawa, co będzie dalej i jak Snape się domyśli i jak się nawróci xD no i cały ten sekret jego matki, to mnie chyba fascynuje najbardziej
OdpowiedzUsuńCiekawa jestem jak opiszesz reakcję Voldemorta na to, że Snape, bądź co bądź nie wypełnił powierzonej mu misji. No ale przyniesie mu "prezent", który następnie pogrąży samego Severusa w rozpaczy. Ech :(
OdpowiedzUsuńGeniuszu1 Cześć i chwała Tobie! Jka ty to wszysk oświetnie opisujesz... ehh... Tylko pozazdrościć.
OdpowiedzUsuń