Szczęście
ludzkie jak aloes jest kwiatem powoli rosnącym.
Samuel Taylor Coleridge
19 lipca 1982
Letni wiatr wyznaczał drogę białym obłoczkom sunącym po
błękitnym nieboskłonie. Słońce nie grzało dziś mocno, gdyż co chwila znikało za
kurtyną chmur. W zielonych koronach drzew wesoło świergotały ptaki.
Otuliłem się
szczelniej czarną peleryną, przeklinając w duchu tegoroczne lato, które było
wyjątkowo chłodne nawet jak na Wielką Brytanię.
Brakuje tylko deszczu – pomyślałem z sarkazmem.
Stanie w
miejscu od ponad godziny też nie pomagało, by odpędzić się od zimna lub
chociażby odrobinę ogrzać.
Patrzyłem na
okazałą posiadłość znajdującą się przede mną. Potężny, staroświecki, kamienny
gmach. Wyglądał bardzo surowo i nie pasował do piękna otaczającej go przyrody.
Dwa rzędy grubych, wysokich kolumn zdobiły przednią część domu. Nieduże okna rozstawione
w równej odległości nie mogły wpuszczać do środka wiele światła. Kamienne
schody prowadziły do monumentalnych drzwi zdobionych złotymi elementami. Ktoś
musiał dbać o utrzymanie budynku w nienagannym stanie, bo na pierwszy rzut oka
nie wyglądał na zniszczony i odpowiedni do swojego wieku.
Budynek okalał
ogromny ogród. Z przodu niewiele było widać, lecz wiedziałem, że z tyłu
rozciąga się ogromna połać zieleni, znacznie większa od niejednego parku.
Zastanawiałem
się, czy ten dom należał do rodu Zabinich, czy może kupił go pod wpływem
kaprysu i chęci pokazania innym swojego bogactwa. Mógł też chcieć zaimponować
młodej żonie, ale ta opcja jakoś do mnie nie przemawiała. W końcu i tak
dostałby to, co chciał.
Jack tak gorąco
namawiał mnie do przyjścia tutaj, chociaż sam nie byłem do końca tego pewien.
Nie wiedziałem, jak zostanę przyjęty. Mogłem się założyć, że Jack próbował
działać na dwa fronty. Mówił mi o wszystkim, co działo się z Morrigan i
przekonywał do zrobienia pierwszego kroku. Byłem też prawie pewien, że jej
opowiadał wszystko o mnie. Nie wiem, co pchnęło go do takiego działania, ale w
głębi ducha byłem mu wdzięczny.
Jedynie matka
milczała, nie wyrażając na głos swojego zdania. Coś musiało chodzić jej po
głowie, lecz nie zdradzała się z tym. Mogłem jedynie przypuszczać, że chciała,
bym sam podjął decyzję według mojego uznania. W końcu i tak ostatecznie robiłem
wszystko po mojemu, co nie zawsze prowadziło do dobrych rozwiązań.
Niepewnie
zbliżyłem się do żelaznej bramy. W końcu trzeba to zrobić. Nie po to tutaj
przyszedłem, aby teraz bez sensu sterczeć pod domem.
Skrzat domowy
bez zbędnych formalności wprowadził mnie do salonu.
Jakby spodziewała się, że przyjdę.
Wnętrze
sprawiało takie samo wrażenie, jak patrzenie na dom od zewnątrz. Ponure i
niegościnne. Znacznie lepiej czułem się w lochach Hogwartu niż tutaj. Może
arystokraci byli przyzwyczajeni do ciemnych, surowych i bogato zdobionych
wnętrz, ale mi one nie odpowiadały.
Salon był
ogromny. Wielkością bardziej przypominał salę balową niż miejsce, w którym
rodzina powinna spędzać przyjemne popołudnia. Bordowe ściany pasowały do
staroświeckich mebli wykonanych z ciemnego drewna, które ozdobiono złotem.
Promienie
słońca, wpadające przez szklane drzwi wychodzące na taras, rzucały refleksy
świetlne na ogromny kryształowy żyrandol.
Podszedłem do
okna zaciekawiony, jaki widok rozpościera się na zewnątrz. Tak jak się
spodziewałem rozciągała się przede mną ogromna połać zieleni. Liczne drzewa,
krzewy i klomby z czerwonymi kwiatami. Przez cały teren krzyżowały się żwirowe
ścieżki przeznaczone do spacerów. Gdzieniegdzie dostrzegłem drewniane ławki
ustawione przy dróżce.
Kawałek dalej,
na wprost tarasu, znajdowała się ogromna fontanna, z której tryskała woda.
Okalały ją liczne marmurowe rzeźby, lecz z tej odległości nie byłem w stanie
określić co przedstawiały.
– Thomas
uwielbiał przepych, przez co miał skłonności do przesady. Ciesz się, że nie
widziałeś, jak wyglądał ten dom, nim nie posprzątałam tych wszystkich śmieci,
które zamiast zdobić, tylko psuły wystrój wnętrza. – Dobiegł mnie tak znajomy
głos.
Nawet nie
usłyszałem, kiedy weszła do pomieszczenia. Od razu odwróciłem się na pięcie, by
stanąć twarzą twarz z Morrigan. Nie wyglądała tak źle, jak można by się tego
spodziewać po tak młodej wdowie. Patrząc na nią, odnosiło się wrażenie, że
śmierć męża jej służyła.
Wyglądała
idealnie w czarnej, dopasowanej sukni. Długie, ciemne włosy opadały jej luźno
na ramiona i plecy. Jedynie w oczach gościł ogromny smutek.
– Dobrze cię
widzieć.
– Cieszę się,
że przyszedłeś, Severusie – powiedziała, a na jej twarzy zagościł cień
uśmiechu.
– Nie sądziłem,
że będziesz nosić żałobę – zwróciłem uwagę na jej czarny strój.
W tej chwili
drzwi otworzyły się i skrzat domowy wniósł srebrną tacę z herbatą i ciastem.
Morrigan zaczekała aż wyjdzie i dopiero wtedy odpowiedziała:
– Dopóki to
robię, jestem bezpieczna. – Usiadła i gestem zachęciła mnie do tego samego.
– Bezpieczna? –
zdziwiłem się. Przecież teraz już nic nie powinno jej grozić.
– Tak. Ojciec
nie jest zadowolony z obecnej sytuacji, nie może znieść myśli, że kobieta jest
panią domu i to ona o wszystkim decyduje. Już zaczął poszukiwać dla mnie
kolejnego odpowiedniego kandydata na
męża. Nie przejmuje się zupełnie moimi uczuciami ani Blaise’em. Pomimo że to
jego jedyny wnuk. Dla niego liczy się tylko dobro rodu.
– Stań się
niezależna. Sprzedaj ten dom i znajdź sobie jakąś pracę – zasugerowałem.
– Już jestem.
Thomas zostawił mi tak wielki majątek, że do końca życia mi wystarczy. Mogę tu
mieszkać otoczona wszelkimi luksusami i niczego mi ani Blaise’owi nie
zabraknie. Nie muszę pracować, nawet nie wyobrażam sobie siebie w tej roli.
Gdzie bym miała się zatrudnić? W ministerstwie? To nie dla mnie, Severusie.
Jednak czasem chciałabym rzucić to wszystko w cholerę i zacząć od nowa.
Niestety, nie jesteśmy już dziećmi i musimy ponosić odpowiedzialność za nasze
decyzje. Ojciec ciągle ma nade mną władzę, zachowuje się tak, jakbym była
jakimś cennym przedmiotem, który należy dobrze sprzedać. Przedmiotem, nie
człowiekiem!
– Zmieniłaś
się, Morrigan – odparłem, chociaż wcale nie zamierzałem tego powiedzieć na
głos. – W szkole byłaś inna. Potrafiłaś za wszelką cenę dopiąć swego, nie
zważając na nic ani na nikogo.
– Ty też.
Wcześniej nigdy byś mi tego nie powiedział – rzekła, wojowniczo spoglądając mi
w oczy.
Po raz pierwszy
poznałem w niej moją Morrigan. Tę samą, którą była kiedyś, gdy wybijała się z
tłumu, a nie wtapiała w go. Teraz nie różniła się niczym od innych
arystokratek, które spełniały wszelkie polecenia swoich rodziców, by żyć w
bogatym, bezpiecznym domu na łasce męża.
– To ty
powiedziałaś mi kiedyś, że nie mam się dać zwieść pozorom, że w małżeństwach
arystokratów nigdy nie ma miłości i szczęścia. Tylko powolne umieranie
kolejnych dni, smutek, żałość, gwałt, nieszczęście. To były twoje słowa! Więc
czemu teraz na nowo chcesz wdepnąć w to bagno, zamiast na zawsze się z niego
wydostać, gdy masz może jedyną szansę?
– Teraz muszę
dbać także o mojego syna.
– Więc
szczególnie z tego powodu powinnaś coś zrobić – przerwałem jej zirytowany.
– Ciężko jest
podjąć tę walkę samotnie, nie jestem taka jak ty. Jack stara się mnie jakoś
wspierać, ale teraz to on potrzebuje pomocy, gdy dziecko pojawiło się w domu. –
Spuściła głowę tak, że włosy zasłoniły twarz. – Życie jest podłe, nie ma w nim
sprawiedliwości. Czasem wolałabym się wcale nie urodzić – szepnęła tak cicho,
że ledwo zdołałem ją usłyszeć.
Zaległa między
nami cisza. Wisiała w powietrzu i przypominała nam, że przez te lata tak wiele
się zmieniło. Odniosłem wrażenie, że milczenie ciągnęło się w nieskończoność.
Jakby minęły już godziny, a nie zaledwie minuty.
Nie potrafiłem
już dłużej tego wytrzymać. Podszedłem do niej i chwyciłem jej podbródek,
unosząc tak, aby patrzyła mi prosto w oczy i nie mogła odwrócić spojrzenia.
Zobaczyłem słone łzy płynące po jej bladych policzkach.
W tamtej chwili
uderzyła mnie ze zdwojoną siłą myśl, że tak bardzo przypominała mi matkę.
Powoli stawała się taka jak ona. Zmieniała się z tej pełnej życia i zapału
dziewczyny w młodą kobietę tak doświadczoną przez życie, jakby miała już co
najmniej czterdzieści lat. Wieczny smutek, blada cera, strumienie łez i złamane
serce bijące głównie dla jedynego syna.
Czy kiedyś to
samo przydarzyło się matce? Co ją zmieniło do tego stopnia, że stała się
bierna na wszystko, że uzależniła się od
mężczyzny, który stał się jej katem? Że straciła wszystko, co miała w młodości.
Teraz mogłem tylko zgadywać i żyć nadzieją, że kiedyś się dowiem, że Majere wie
coś także na ten temat.
– Pomogę ci –
obiecałem, patrząc wprost w jej pełne łez oczy. – Nie pozwolę, aby twój ojciec
tobą rządził. Nie popełnię drugi raz tego samego błędu.
– Sev… –
jęknęła.
Nic więcej nie
zdołała z siebie wydusić. Reszta zdania, jakakolwiek była, utonęła w głośnym
szlochu. Nagle, nim zdołałem się zorientować lub chociażby cokolwiek pomyśleć
Morrigan wyrwała się z mojego uścisku i wtuliła twarz w moją pierś. Słone łzy
płynęły po jej bladych policzkach i wsiąkały w moją koszulę. Objąłem ją jedną
ręką, drugą gładząc po głowie, chcąc dodać chociażby odrobinę otuchy, poprawić
ten parszywy nastrój.
Nie wiem, jak
długo tak trwaliśmy, to nie miało znaczenia. Przez cały czas milczałem.
Wiedziałem, że ona nie lubi pustych słów pocieszenia, które za kilka godzin
miały okazać się jedynie pięknym kłamstwem. Czekałem, aż sama się uspokoi, bo
to zawsze pomagało jej najbardziej.
– Dziękuję… –
szepnęła ochrypłym głosem. – Dziękuję za wszystko.
Jakby
niechętnie oderwała się ode mnie, ocierając policzki i oczy wierzchem dłoni.
Podałem jej moją chusteczkę.
– To już druga
– odparła, wysilając się na krzywy uśmiech.
– I zarazem
ostatnia.
– Skąpisz mi
nawet kolejnej chusteczki? – spytała z wyraźnym niedowierzaniem i spojrzała na
mnie tak, jakby spotkała mnie po raz pierwszy w życiu. Poczułem nieprzyjemne
ukłucie w sercu na ten widok.
– Nie. Nie
chcę, abyś więcej płakała.
Chwyciłem jej
twarz w dłonie, muskając palcami zaczerwienione od płaczu policzki. Pod wpływem
tego dotyku czułem dreszcze na ciele. Musnąłem ustami jej chłodne czoło.
– Skoro już tu
jesteś, to powinieneś poznać Blaise’a – odezwała się Morrigan, gdy już
doprowadziła się do względnego porządku.
Zamurowało
mnie. Chciała, bym poznał jej syna? Przecież nie po to tu przyszedłem. Gdybym
mógł, to w ogóle bym tego uniknął, bronił się tak długo, jakby to było możliwe.
Pojawiłem się tu tylko i wyłącznie dla niej, nie dla niego.
Ale on jest częścią jej życia. I muszę postarać się to
zaakceptować.
– Nie wiem, czy
to dobry pomysł – zdołałem jedynie wykrztusić.
– Bardzo dobry
– zakończyła tonem nie znającym sprzeciwu i opuściła pokój.
Przez chwilę
naszła mnie myśl, aby wyjść stąd, zanim Morrigan zdążyłaby wrócić. Na szczęście
w porę się opanowałem. Nie byłem tchórzem. Skoro potrafiłem stawić czoło w
walce przeciwko tak wielu silnym czarodziejom, skoro potrafiłem zabijać z zimną
krwią, to poradzę sobie z małym dzieckiem.
Chyba.
Nie musiałem
długo na nich czekać. Zdawało mi się, że nie minęła nawet minuta od wyjścia
Morrigan. Dlaczego czas w takich momentach musi tak niemiłosiernie
przyspieszać?
Chłopiec szedł
ostrożnie przy matce, mocno trzymając swoją małą rączką jej spódnicę. Nie
mogłem oprzeć się wrażeniu, że za wszelką cenę stara się pokazać, jaki jest
duży i samodzielny.
Ale czy mogłem
mieć rację? Skąd mogłem wiedzieć, co kryje się w myślach dwulatka?
Patrząc na
niego, nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że wyrośnie na przystojnego mężczyznę. W
końcu znalazłem potwierdzenie słów Karkarowa. Chłopiec rzeczywiście był
ciemnoskóry jak jego ojciec, jednak była to jedna z nielicznych cech
odziedziczonych po nim.
Pomimo że miał
jeszcze dziecięcą twarz, to jej rysy przypominały matkę. Jedynie lekko skośne
oczy zdawały się psuć tę harmonię. Jednak nie szpeciły go tak jak Thomasa.
Tylko ich kolor zdawał się być nienaturalny. A może to światło słońca
powodowało takie złudzenie? Tak jasne, że nie mogłem nazwać już tego brązem.
Teraz gościł w nich lęk i strach, jakby obawiał się mojej osoby.
– Dzień dobry –
rzekł nieśmiało, chowając się za spódnicą matki.
Nagle, niczym
grom z jasnego nieba, ugodziła mnie myśl, że gdybym wszystkiego nie spieprzył,
to chłopiec, na którego patrzyłem mógłby być moim synem.
Hm, znowu wyszło jak zawsze. To znaczy - mówię, że lecę czytać od razu, a komentarz i tak dodaję po paru dniach, w tym wypadku po dwóch.
OdpowiedzUsuńBardzo podobało mi się spotkanie Morrigan i Severusa. Współczuję kobiecie, naprawdę. Rzeczywiście trafne porównanie, jeśli chodzi o podobieństwo jej i matki Severusa.
Wiesz, mam chyba jakąś głupią nadzieję, że Morrigan i Severus do siebie wrócą. Taaaa, już widzę tę szczęśliwą rodzinkę. Mamusia Morrigan, ojczym Sev i synek Bleise.. Ale... to by było takie... takie fajne ;D
Pozdrawiam,
Leszczyna [dowiesc-niewinnosci]
PS. U mnie nowa notka.
Cieszę się, że doszło do kolejnego spotkania Seva i Morrigan. To piękne, że po tak długim czasie rozłąki i właściwie zerwania nadal darzą się ciepłym uczuciem, co widać w ich gestach<3
OdpowiedzUsuńŻal mi tej kobiety. Rzeczywiście staje się drugą Eileen i mogę mieć tylko nadzieję, że jest od niej silniejsza psychicznie i że Sev jej pomoże.
Podobało mi się również, że w tym rozdziale pojawił się mały Blaise. Końcowe zdanie było bardzo trafne. Gdyby losy kochnaków potoczyły się inaczej mogliby mieć syna...A może jeszcze nie jest za późno? Nie mówię od razu, że Severus i Morrigan mają mieć dzieci, ale może ich związek nadal ma szansę? W końcu Lily odeszła, a pozostała tylko nasza piękna wdowa...
Nie przedłużając, rozdział świetny, a ja życzę dalszej weny:*
Do tego mi chyba, niestety, troszkę brakuje.
OdpowiedzUsuńHm.... czyli Blaise jest w wieku Harry'ego i ma dwa lata... w takim razie minął już rok od śmierci Lily i Jamesa? Szybko to leci ;)
Jednocześnie to dobrze i źle. Dobrze, bo szybciej dowiem się wielu rzeczy o Eileen, Severusie i jego dalszej historii, a źle, bo twoje opowiadanie szybciej się skończy.
Mam wielką nadzieję. że niedługo wakacje dobiegną końca i dowiem się więcej o jego pracy w szkole. Hm... poza tym przecież on cały czas jest teraz "człowiekiem Dmbledore'a". Przez to taka malutka sugestia: chciałabym więcej dowiedzieć się o ich współpracy.
Szczerze porąbana i przepraszająca za swoje spontaniczne słowa.
Sheila
[wsrod-huncwotow]
Świetne, po prostu świetne. Mały Blaise... Pewnie w ...
OdpowiedzUsuńŚwietne, po prostu świetne. Mały Blaise... Pewnie w dzieciństwie był rozkosznym ukochanym dzieckiem mamy. Jestem zauroczona tym rozdziałem. Opisami, które jak zawsze w Twoim wykonaniu są genialne. Brak mi słów kompletnie, by wyrazić, co czuje po przeczytaniu tegoż rozdziału. Szczególnie zakończenie moim zdaniem to mistrzostwo. Brak słów, szacunek. Pozdrawiam.
[byc-jak-snape]
Czytam Twojego bloga od jakichś czterech miesięcy ale ciągle nie miałam czasu, żeby skomentować ... :D
OdpowiedzUsuńJestem zauroczona! Akcja jest spójna no i głównym bohaterem jest Severus!!!
Notka świetna :) Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy
Kurcze, na prawdę z podziwem czytam twoje rozdziały. Ja nie potrafiłabym w całym rozdziale opisać wizyty. Trudno by mi było napisać opisy, które, tak jak Twoje, nie nudziłyby a zachęcały do dalszego czytania.
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału to jestem bardzo ciekawa jak potoczą się dalsze losy Severusa i Morrigan. Może znów będą razem? Albo Morrigan posłucha się ojca i wyjdzie za kolejnego arystokratę który będzie ją źle traktował? Mam nadzieję, że szybko się dowiem bo zżera mnie ciekawość :)
Pozdrawiam
Cieszę się, że wróciłas do wątku z Morrigan. bałam się, że to nigdy nie nastąpi, że już się skończyło... obawiałam się też, że Snape nie przyjdzie jej odiwedzieć..., ale nie zawiódł mnie, wierzyłam, że tozrobi :) Mam nadzieję, że między nimi sie ułozy, że Morrigan nie popełni błędu młodości matki Severusa, że nie da się uwikłać w smutne życie arystokratki, zależnej od mężczyzn - nawet jeśli nie ma już męża, pozostaje ojciec, no i cała ta tradycja... Mnie też jets smutno, że nie ejst tor dziecko Severusa, ale cóż:(może jeszcze dasz im szansę na własne, hm? mam prosbę, czy mogłabyś powiedziec, ile notek w przybliżeniu jeszcze planujesz? muszę się przygotowywac psychicznie do tego, że może już zbliżamy się do końca?
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że Morrigan to w pewnym sensie połączenie dwóch osób: Lily i Eileen. Z jednej strony właśnie ta zmiana, którą Severus zauważył, z drugiej syn, nie Severusa, a jakiegoś obcego faceta, którego Snape raczej nie miał powodów by lubić. Jednak też pozwolił jej odejść. Historia lubi się powtarzać, prawda?
OdpowiedzUsuńKolejna obietnica. Odnoszę wrażenie, że jedna z najwazniejszych. Bo przecież ciąży nad nim taka... presja, może nie do końca świadoma. W końcu te podobieństwa do dwóch najważniejszych kobiet w jego życiu jakoś wpłyną na niego, na pewno. Ale czy tym razem da radę dotrzymać tej obietnicy? Myślę, że tak, w końcu weszliśmy w nowy etap.
Mam nadzieję.
Pozdrawiam
Szczerze mówiąc, trudno jest mi wyobrazić sobie Severusa Snape'a przytulającego i pocieszającego kogoś, ale jak widać w fanficach wszystko jest możliwe ;)
OdpowiedzUsuńNie spodziewałam się, że Sev i Morrigan będą się jeszcze ze sobą widzieć. Byłam niemalże pewna, że to spotkanie, kiedy Snape dał jej truciznę, będzie ostatnim, a tu taka niespodzianka! Zastanawiam się, czy oni się zejdą. Właściwie to jej ojciec chyba by na to nie pozwolił, ale odziedziczyła taki majątek, że bez problemu ma możliwość samodzielnego decydowania o swoim losie, o czym z resztą Severus jej przypomina...
Pozdrawiam,
Jestem zdziwiona. Nie wiedziałam, że nie czytałam poprzedniej notki. Ale już to szybko nadrobiłam, już :)
OdpowiedzUsuńCóż, uwielbiam sceny z życia miłosnego Severusa, kiedy może być spokojny, opiekuńczy, kiedy może być sobą.
Twoje opisy są jak zwykle niezwykłe, masz bogate słownictwo, które świetnie urozmaica wszystkie opisy.
Jestem z Ciebie dumna, naprawdę świetnie wymyśliłaś sobie tą sprawę z Zabinim, że to syn Morrigan, że jego ojciec był czarnoskóry, że on jest czarnoskóry, tak jak Zabini zawarty w sadze HP. Jestem pod wrażeniem.
Co po za tym? Czekam na kolejną dawkę wspomnień związanych z Eileen. Mam wrażenie, że Majere jest zakochany w Eileen, za jej odwagę i to w jaki sposób się buntuje. To bardzo dziwny człowiek, co przyciąga uwagę do jego postaci.
Pozostaje nutka tajemnicy, nie wiadomo co wydarzy się dalej, a to duży plus.
Pozdrawiam :)
O taaak! Severus i Morrigan . czekałam na to spotkanie, mówiłam Ci już wcześniej o tym ;) Nie wyobrażam sb Seva jako ojca. Jakie to nie w jego stylu. Lubię Morrigan, ale uważam ją za jakąś pokręconą. Ale lubię.
OdpowiedzUsuńFajny, ale krótki rozdział. Czekam na NN. Teraz mam trochę mało czasu, więc mogę się opóźnić z komentowaniem
[mysterious-strangers]
Severus poszedł odwiedzić Morrigan. Jak ja bym chciała, żeby oni znów byli razem, ładna z nich para. Jack musi być bardzo sprytny, skoro w końcu upartego Snape'a namówił na tę wizytę. Prawdziwy z niego przyjaciel :) Szkoda mi Morrigan, zwątpiła w swoje możliwości. Zgadzam się w tej kwestii z Sevem - przecież w czasach szkolnych właśnie tego chciała uniknąć, a tu proszę, życie postawiło ją dokładnie w takiej sytuacji.
OdpowiedzUsuńMały Blaise jest przeuroczy. Rozśmieszył mnie trochę fragment opisujący strach Severusa przed poznaniem tego dwulatka. Prawie jak ja, gdy pierwszy raz niedawno miałam niańczyć trzyletniego synka mojej sąsiadki :) Ale się cykałam, w moim króciutkim nastoletnim życiu miałam niewiele okazji do kontaktów z tak małymi dziećmi. Jednak polubiłam tę pracę.
Żal Severusa na końcu daje mocno do myślenia. Jak bardzo ludzkie decyzje mają wpływ na przyszłość... W głowie się to nie mieści.
Pozdrawiam!
Jejciu, ale niesamowity rozdział! Tak się w nią wciągnęłam, że przykro mi było, że musiałam dojść do końca. Bardzo podobała mi się ta rozmowa Morrigan i Severusa. A w szczególności podobała mi się końcówka, jak Severus poznał jej synka. Jestem to ciekawa, jak potoczyły się dalsze losy Eileen. Czy następny rozdział będzie już ze wspomnieniem Majera?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie:*
Muszę powiedzieć, że rozdział podobał mi się bardzo. Żałuję, że trafiłam na bloga dopiero, jak już tyle rozdziałów jest, muszę kiedyś w wolnej chwili to nadrobić. Ale jest dobry, tym bardziej, że bardzo lubię historie o HP dziejące się w dawniejszych czasach, np. lata 70., 80. lub nawet wcześniej. Choć Sev nigdy nie był jedną z moich najulubieńszych postaci w książce, to jednak bez wątpienia był intrygujący i jego osoba może być ciekawym materiałem na opowiadanie.
OdpowiedzUsuń[skrajnie-rozni]
Wspaniałe wspomnienie. Ta rozmowa z Morrigan, poznanie jej syna... Cudowne. Strasznie mi szkoda tej dziewczyny. Mam nadzieję, że Sev naprawdę pomoże jej się usamodzielnić, może nawet stanie się ojcem dla jej synka? Oj, rozmarzyłam się. Ale byłoby cudownie ;D Mimo wszystko mam nadzieję, że Twój Severus odnajdzie szczęście w życiu, w osobie Morrigan, że uchroni ją od życia, jakie miała jego własna matka. Dobrze, że do niej poszedł, teraz ma szansę wiele rzeczy zmienić i naprawić. Oby tym razem tego nie schrzanił. Jejku, naprawdę strasznie mi się podobało to wspomnienie. Mimo całego smutku był w nim promyk nadziei. Jak już pisałam, to dobra chwila na zmiany, na zmiany na lepsze.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie! :)
Strasznie się ucieszyłam, kiedy przeczytałam, że Severusowi udało się spotkać z Morrigan :) Dziewczynie z pewnością przydało się pocieszenie ze strony Snape'a, w końcu życia z Thomasem nie miała łatwego... Urzekł mnie opis Seva, widzącego malutkiego synka Morrigan :) Słodkie. Co uczucia potrafią zrobić z ludzkimi odruchami... Nie bał się walczyć jako śmiercożerca, a obawia się spotkania z dzieckiem Morrigan. :)
OdpowiedzUsuńPisałaś kiedyś, że lubisz kryminały Agaty Christie :) Wolisz pannę Marple czy Poirota? :D
A ja znów z poślizgiem, ale tym razem dużo krótszym niż poprzednio. ;)
OdpowiedzUsuńKolejna obietnica. Mnie ciekawi już sam tytuł wspomnienia. :)
W końcu! Tak czekałam na to, by Sev spotkał się z Morrigan! A mimo to nie pomyślałam o tym, że Snape wybiera się właśnie do niej, czytając opis. :)
Bardzo mi się spodobało Twoje spostrzeżenie o domach arystokratów. Niby jest przepych, bogactwo, ozdoby tak piękne, że zapiera dech w piersi, ale nie ma tej przytulności, która zazwyczaj cechuje skromne mieszkania. :) Choć ogromnych ogrodów zawsze zazdrościłam. :D
Rzeczywiście Morrigan jest trochę inna. Mam wrażenie, że się „ustatkowała”. Zrozumiała wiele rzeczy , o których kiedyś nawet by nie pomyślała. I tylko ten wojownicze spojrzenie przywołało cień tej pierwszej twarzy dziewczyny.
Aż się uśmiechnęłam, gdy przeczytałam jedno zdanie dalej i okazało się, że moje powyższe wywody pokryły się z poglądami Seva. :)
Czekałam, aż sama się uspokoi, bo to zawsze pomagało jej najbardziej. – Wkradł się maleńki błąd w pierwszym czasowniku. :)
Blaise jest słodki. Takie nieśmiałe dzieci są urocze. Choć tu chyba bardziej przebijała się bojaźń, a nie nieśmiałość…
Mimo wszystko cieszę się, że chłopiec nie jest synem Sev’a . Taka urocza rodzinka nie pasowałaby do tego świata. Świata Severusa wiecznie borykającego się z jakimś problemem. :)
Rozdział, jak zawsze dopracowany, a ja czekam na kolejne wspomnienia od Majere’a. :)
Pozdrawiam [marionetka-losu] :)
Przeczytałam 53 rozdziały na komputerze, co nie jest przyjemne. I nie żałuję. Twoja twóerczość jest doskonała, poza jednym epizodem z zachowaniem Seva po śmierci Lil. Nie mogę się doczekać kolejnych wspomnień.
OdpowiedzUsuńTrudno się zresztą dziwić, ale i mnie żal Morrigan. Zawsze była dzielną i niezależną dziewczyną, a tu proszę, wystarczy ingerencja najbliższej rodziny, w których żyłach płynie ta sama krew, by zaprzepaścić jej atuty i najlepsze cechy! W życiu, za żadne skarby świata nie chciałabym znaleźć się na jej miejscu. Żyć z mężczyzną, którego się nie kocha, począć jego dziecko i uśmiechać się tylko wtedy, gdy wymaga tego określona sytuacja.... Totalna porażka. Jej życie przypomina teatr i fikcję, która niestety okazuje się prawdą. Może w tej chwili zakpię z rozsądku, ale wolałabym stanąć w obliczu śmierci, tak jak Lily, ze świadomością, że zginę dla słusznej sprawy i z partnerem, dla którego poświęcę absolutnie wszystko.
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podobał ten rozdział. Nie mogę się doczekać następnego wspomnienia!
Łał... No muszę Ci przyznać, że takiego obrotu spraw to ja się nie spodziewałam... I jeszcze ta końcówka :D Biedny Blaise (nie wiem dlaczego, ale zawsze będę się nad nim rozczulać, nie ważne co :) .
OdpowiedzUsuńHm... Jestem zdziwiona tym, że kobieta jest już wdową. Ile ona pożyła z mężulkiem? Rok? Chociaż nie, więcej, bo była w ciąży, więc może dwa, trzy lata? Hm... Coś czuję, że to się potem na niej odciśnie przy kolejnych małżeństwach :)
Pozdrawiam,
{Mrs-zabini.blog.onet.pl}
Och.. A ja taką miałam nadzieję, że to Sev będzie ojcem syna Morrigan. W niecałe dw dni przeczytałam całe opowiadanie ;) Ubóstwiam je. Naprawdę. Fabuła jest bardzo ciekawa, lekko i przyjemniie się czyta. Normalnie cud, miód i orzeczki ^^ Ale nie mogę doczekać się wyjaśnienia sprawy Eileen ;)
OdpowiedzUsuńEch, ja tu dumna z siebie, że zdążę skomentować notkę, zanim Ty dodasz nową, a tu patrzę - nowa notka xd No więc komnetuję tą i lecę czytać następną. Wiedziałam, po prostu wiedziałam, że Severus odwiedzi Morrigan. fajnie to opisałaś. Szkoda mi jej, zawsze lubiłam ta postać. Chciałabym, żeby się zeszli z Sevem, tak serio! Wiesz, już sobie wyobrażam, jak to zrywasz z kanonem całkowicie, Sev żuca pracę i mieszka z Morrigan i małym Blaisem, i gromadką nowych dzieci gdziś w ładnym domku na wsi :D Ok, mam dziś durne pomysły -.- Czuję, że tak różowo to nie będzie, ale cóż... Przynajmniej porozmawiali. A końcówka, nie wiedzieć czemu, sprawiła, że zaczęłam się śmiać. Nie ma co, Snape wolno kojarzył. Olśniło go! :D Eeee... mózg mi się już chyba przegrzewa :P Pozdrawiam i zapraszam na nową notkę do mnie :)
OdpowiedzUsuńWspaniały rozdział, masz fajny styl pisania, a twoi bohaterowie mają niepowtarzalne charaktery. Szczerze mówiąc jest to jeden z lepszych blogów o tej tematyce jaki udało mi się znaleźć, z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy :]
OdpowiedzUsuń