Odejdź z mojej
pamięci, dopiero wtedy będę wolna…
Michał Bułhakow – Mistrz i Małgorzata
29 listopada
1981
Jeden nagrobek. Tylko jeden dla obojga.
Przychodziłem
tutaj codziennie od pogrzebu. Dumbledore próbował mi wmówić, że to
niebezpieczne, że przez najbliższe kilka miesięcy powinienem siedzieć w
Hogwarcie i czekać aż wszystko się uspokoi. Crouch i wielu innych urzędników
tylko czekało na każdy, nawet najmniejszy błąd ze strony śmierciożerców. Wielu
z tych, którzy zostali złapani, by uniknąć surowej kary, wyjawiało nazwiska
swoich towarzyszy. Nikt nie był całkowicie bezpieczny. Polowania trwały dzień i
noc, bo ministerstwo po raz pierwszy w czymś się zgadzało; chciało wyplenić tę
zarazę.
Lecz nawet oni
pozostawali bezsilni wobec prestiżu niektórych osób i siły pieniądza. Lucjusz
oraz wielu innych uniknęło więzienia i degradacji, karmiąc Wizengamot
kłamstwami o byciu opętanym przez klątwę Imperius i płacąc niewyobrażalne sumy
do kieszeni odpowiednich urzędników. A publicznie wpłacając datki na jakiś
charytatywny cel, by zabłysnąć w oczach innych.
Najbardziej
zdziwiło mnie, że Dumbledore nie chciał, abym wydał nazwiska moich byłych
towarzyszy. To mogłoby przyśpieszyć pracę ministerstwa, a jednak tego nie
zrobił. Może wiedział, że i tak nie zdradziłbym wszystkich? Kilka nazwisk
mógłbym podać, w końcu nie wszystkich darzyłem chociażby cieniem sympatii, lecz
na pewno nie wydałbym Jacka.
To byłoby jak
zdrada, zdrada przyjaciela. Nie potrafiłem wyobrazić sobie jego za kratami
jednej z cel Azkabanu. Nie, gdy katusze cierpiał już teraz, gdy w swojej
codzienności musiał stawiać czoło tak wielu przeciwnościom. Nie sądziłem, aby
wytrzymał tam długo.
A może jednak
się myliłem? Nie byłby to pierwszy raz.
Spojrzałem na
płytę nagrobną. Nie wiem, który to był raz. Setny? Tysięczny?
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie
zniszczony. *
Nawet tutaj nie mogę odpędzić się od tej bezsensownej
religii Jacka – przemknęło
mi przez myśl, zanim zdążyłem się powstrzymać. – Czy Lily w ogóle by tego chciała?
Nie potrafiłem
wyobrazić sobie świata bez niej. Mimo że przez ostatnie lata praktycznie się
nie widzieliśmy, to jednak miałem świadomość, że ona gdzieś tam była, że żyje,
że jest szczęśliwa. Mogłem mieć nadzieję, że kiedyś, gdzieś nasze ścieżki znów
się skrzyżują. Wpadniemy na siebie w jakimś przypadkowym miejscu, będę mógł ją
zobaczyć, przekonać się jak bardzo się zmieniła.
Może kiedyś
wybaczyłaby mi to, co wydarzyło się pod koniec piątej klasy? Może znów udałoby
się nam zaprzyjaźnić? Odbudować więź, która została zniszczona. Może mógłbym
poznać jej syna w innych okolicznościach? Może miałaby wtedy więcej dzieci?
Przecież chciała mieć dużą rodzinę.
Chciała…
Mogła…
Była…
I nastał
koniec.
Już nigdy nie
będzie tego, co mogłoby być. To już się nigdy nie wydarzy. Rzeczywistość woła o
to, by ją zaakceptować, jednak ja nie potrafię. Widzę jej wyciągnięte w moja
stronę ręce, lecz za daleko, aby dosięgnąć. Dzieli nas zbyt duża przepaść. A
nigdzie nie widać mostu, który zaprowadziłby mnie na drugą stronę. Trzeba by go
wybudować, lecz to ciężka, mozolna i długa praca.
Po co w ogóle
podejmować ten trud? Przecież po tej stronie jest tak dobrze. Cierpienie jest wszędzie,
otacza mnie. Ale w końcu zawsze tak było. Czym różni się ten raz od
poprzednich?
Było…
Jest.
Będzie…
Na zawsze.
– Tak myślałem,
że tu będziesz. – Usłyszałem znajomy głos za plecami.
Kątem oka
dostrzegłem, że znajomy mężczyzna staje obok mnie. Wyglądał dość dziwnie w
ciemnoszarym mugolskim płaszczu. Jedynie niebieski szalik, podkreślający kolor
jego oczy najbardziej wyróżniał się na tle szarości, sprawiał, że całkowicie
nie wtapiał się w tło ponurego cmentarza.
Odkąd sięgałem
pamięcią zawsze widziałem go tylko w strojach czarodziejów. Ale w końcu tutaj
nie mógł przyjść tak ubrany, bo od razu rzuciłby się w oczy i ściągnął na
siebie niepotrzebną uwagę.
– Nie zasłużyła
na to – powiedział, wyciągając różdżkę.
Z jej końca
wystrzeliła wiązka białych róż, które położył obok tych zostawionych przeze
mnie.
– Chodźmy stąd,
to miejsce przyprawia mnie o dreszcze. Nienawidzę cmentarzy. – Przy ostatnim
zdaniu głos mu zadrżał.
Nieznacznie
skinąłem głową. Nie mówiąc nic do siebie, ruszyliśmy w stronę bramy, mijając po
drodze liczne kamienne mogiły. Jedne były nowe, jak ta, od której dopiero co
odeszliśmy, inne tak stare, że wszelkie napisy wyryte w nich w ciągu wieków
zatarł deszcz i wiatr, sprawiając, że nie dało się ich odczytać.
– Spoczęła
wśród największych magów w dziejach, gdyż to najstarszy znany czarodziejom
cmentarz. Teraz pewnie odnajdzie wieczne szczęście w Raju…
– Pieprzę twój
raj, Jack! – wrzasnąłem, zanim zdołałem się powstrzymać.
Ostatnio miałem
dość ciągłego wspominania o nieistniejących bogach, niebu czy innych tego typu
bzdurach. Gdziekolwiek się nie obejrzałem wszędzie było tego pełno lub ja
stałem się bardziej wyczulony. I teraz to jedno zdanie przechyliło szalę.
Puchar goryczy napełniany od tak dawna w końcu musiał się przelać i spowodować
wybuch.
– Twój bóg nie
istnieje, nie ma żadnego dowodu, by to potwierdzić, więc przestań, do cholery,
ciągle mi o tym biadolić! Mam już tego dość!
Całą skrywaną w
środku wściekłość skierowałem na Jacka. Mimo że nie chciałem, aby to on stał
się ofiarą, był jedyną osobą w pobliżu.
Od czasu
śmierci Estelle, macochy Jacka, zawsze, gdy go widziałem był blady, jego cera
jakby została pozbawiona koloru. Miałem wrażenie, że po moich słowach poszarzał
na twarzy, bo nie mógł już bardziej zblednąć. Praktycznie nie było już widać
piegów, które zawsze gościły na jego nosie. Zadrżał. Nie wiem, czy pod wpływem
mocniejszego podmuchu wiatru, czy przez wzgląd na moje słowa.
– Severusie,
ja… - urwał, jakby nie wiedział, co tak do końca chciał powiedzieć.
– Przepraszam,
Jack – wtrąciłem szybko, nie chciałem doprowadzać go do takiego stanu.
Ostatnio tak
łatwo było mnie wyprowadzić z równowagi. Coraz większej siły woli
potrzebowałem, aby wszystkie emocje utrzymać w środku, aby nic nie wydostało
się na zewnątrz. Chciałem wrócić do tego, co było. Znów założyć na twarz maskę
obojętności. Powoli odgradzałem się od tego świata. Zaprzestawałem kontaktu z
kimkolwiek, topiąc się w oceanie własnej rozpaczy.
– To wszystko
mnie przytłacza. Przecież dzień wcześniej widziałem ją żywą. Po raz pierwszy od
tylu lat. Uratowałem ją przed Mulciberem, by następnego dnia trzymać ją martwą
w ramionach.
– Mimo moich
ostrzeżeń, poszedłeś tam tej nocy? – szepnął Jack, jakby obawiał się, że każde
głośniej wypowiedziane słowo znów spowoduje lawinę.
Wzruszyłem
ramionami. Teraz nie miało to już żadnego znaczenia.
– Może to i
lepiej – odezwał się ostrożnie.
– Co lepiej?! –
warknąłem, zatrzymując się i kierując na niego lodowate spojrzenie. Czy Jack
jednak postradał zmysły?
– Lepiej, że
dano zobaczyć ci jej ciało, że dotarło to bezpośrednio do ciebie. Ja nie
zobaczyłem ciała mojej matki po śmierci. Ojciec mi zabronił, lecz żałuję tego
do dziś. Może wtedy byłoby mi lżej… chociaż trochę łatwiej pogodzić się z tym,
co zaszło.
– Przepraszam,
nie pomyślałem. Ostatnio za często wybucham z byle powodu.
– Jeszcze
wszystko się ułoży. Była ona dla ciebie bardzo ważna, ale jesteś silny i wiem,
że poukładasz sobie wszystko. Możliwe, że upłynie trochę czasu, ale poradzisz
sobie. Zawsze możesz przyjść do mnie się wygadać, postaram się już nie reagować
tak jak za pierwszym razem. Chociaż pewnie uczniowie nieźle dają ci w kość, co?
– zmienił temat, a na jego twarzy pojawił się krzywy uśmieszek.
Nawet ja nie
mogłem powstrzymać cienia uśmiechu. Rzeczywiście od tego tragicznego dnia reżim
na eliksirach był coraz większy.
– Przyda im się
trochę dyscypliny – skwitowałem. – Z roku na rok te dzieciaki robią się coraz
bardziej leniwe i rozwydrzone.
– Nie chciałbym
mieć takiego nauczyciela jak ty. – Jack roześmiał się serdecznie, a na jego
twarzy po raz pierwszy od tak długiego czasu pojawiły się zdrowe rumieńce,
które tym razem nie byłby spowodowane chłodem. – Zastanowię się, czy moje
dzieci poślę do Hogwartu.
W tamtym
momencie coś się wydarzyło. Jakby wspomnienie tak ukochanego przez nas miejsca
rozluźniło napiętą atmosferę, skierowało nas na lepsze tory.
Nie wiem, kiedy
doszliśmy do centrum miasteczka, gdzie mugole postawili obelisk upamiętniający
ofiary, z którejś z ich wojen. Gdy zbliżyliśmy się do niego, nagle zmienił
kształt. Teraz przedstawiał wyrzeźbioną w kamieniu trójkę ludzi. Ich. Potterów. Lily i James siedzieli
obok siebie. Ich twarze były radosne i uśmiechnięte. Na kolanach kobiety
siedział jej półtoraroczny syn. Chłopiec,
który przeżył. Nie wiem, kto zaczarował ten posąg, ale bezbłędnie odwzorował
ich podobieństwo.
Gdy tak stałem,
patrząc na jej twarz, zaczął padać śnieg. Pojedyncze, drobne płatki leciały z
nieba i spadały na ziemię, by po chwili zniknąć, roztopić się. By później to
miejsce zajęła kolejna śnieżynka.
Śnieg zaczął
padać w tym roku dużo wcześniej, co odkąd pamiętam nigdy się nie zdarzyło. Jakby chcąc pokazać, że nadzieja dla tego
świata powróciła. Ofiara została przyjęta i nastał pokój kupiony na kilka,
kilkanaście, czy może kilkadziesiąt lat. Bo nawet jeżeli to nie Czarny Pan
odzyska moc, to pojawi się inny czarnoksiężnik siejący zło, chaos i
zniszczenie.
Błędne koło…
Nigdy nie
nastanie spokój. Nie na zawsze. Może on trwać bardzo długo, lecz nie wiecznie.
Przyjdzie taki moment, w którym będzie musiał się skończyć.
– Co u ciebie?
– zagadnąłem Jacka, wiedząc, że gdy się wygada, powinien poczuć się chociaż
odrobinę lepiej.
Wzruszył
ramionami.
– Ta szmata,
Riana wczoraj urodziła córkę. Silna, zdrowa dziewczynka.
– Jak
zareagował twój ojciec?
– Ignoruje
wszystko, więc to dobry znak. Gdyby chciał zamordować dziecko, pewnie już by to
zrobił. Po co czekać, prawda? Teraz zajmuje się sprawami w ministerstwie,
siedzi tam od rana do nocy. Chce się ustawić na jakimś dobrym stanowisku. W
całym tym zamieszaniu z wyłapywaniem śmierciożerców i potencjalnych zwolenników
ma duże pole do popisu. Ale ministrem magii i tak nie zostanie. Nie ma na to
szans, nawet gdy Bagnold zrezygnuje lub odejdzie na emeryturę. Jej też nie jest
teraz lekko. W ostatnich miesiącach bardzo się postarzała.
– A co z tobą,
Jack? – nalegałem.
– Ech, jaki ty
jesteś upierdliwy, Severusie. Na razie zostanę tam, gdzie jestem, w
ministerstwie. Nie chcę narazić się ojcu. Szczególnie po tym jak wyciągnął nas
z tego bagna i podejrzeń o śmierciożerstwo. Na dodatek planuje dla mnie jakieś
durne małżeństwo. Muszę się z niego wymigać, dlatego wolę siedzieć cicho. Nie
chcę skończyć jak Morrigan, nie chcę być tak nieszczęśliwy jak ona.
Na dźwięk jej
imienia coś we mnie drgnęło. Coś ścisnęło moje serce.
– Jest aż tak
źle? – spytałem, nie mogąc się powstrzymać. Chciałem wiedzieć.
– Thomas dużo
podróżuje, więc gdy go nie ma w domu jest w porządku. Ale w pozostałe dni sam
już nie wiem. Morrigan staje się coraz bardziej skryta. Kiedyś pomimo jej
trudnego charakteru potrafiliśmy się jeszcze dogadać, ale teraz… Prawie się nie
widujemy. Nie wiem, co będzie dalej, ale boję się o nią. Nie miała lekko z
ojcem, a teraz z mężem historia się powtarza.
Pomiędzy nami
zaległa niczym niezmącona cisza. Jack przyglądał mi się uważnie, jednak
zignorowałem go, udając, że tego nie dostrzegam. Chwilowo odzyskany spokój
odszedł w niepamięć.
– Zakończenie
wojny kojarzy się zwykle z czymś radosnym – odezwał się Jack, gdy nabrał już
pewności, że nie chcę kontynuować tego tematu. – A tak naprawdę to jedno
wielkie gówno. Trzeba nauczyć się na nowo żyć, a wszyscy zdrajcy krwi patrzą na
ciebie z taką nienawiścią i wrogością, jakby chcieli własnoręcznie wsadzić się
do Azkabanu.
– A kto
powiedział, że będzie łatwo? – odparłem, przypominając sobie stosunek, jaki
miała do mnie Minerwa McGonagall. – Jeszcze dużo wody upłynie nim to się
wyprostuje.
Po raz ostatni
spojrzałem na kamienną twarz Lily. Wiedziałem, że jutro już tu nie wrócę.
Było ciemno. Gęste czarne chmury przykryły nieboskłon,
zasłaniając bladą tarczę księżyca i niezliczone ilości srebrzystych gwiazd.
Było jeszcze za wcześnie na jakikolwiek promyk słońca, niebo nawet nie zaczęło
jaśnieć.
Porywisty wiatr powiewał moją peleryną, próbując
zerwać mi ją i porwać ze sobą w jakieś nieznane miejsca. Deszcz ostro zacinał,
więc musiałem się pospieszyć, aby całkowicie nie przemoknąć. Przeklinałem w
duchu, że teleportowałem się tak daleko od miejsca docelowego, ale byłem zbyt
rozkojarzony i chyba tylko cud sprawił, że nie rozszczepiłem się po drodze. W
końcu lepiej zmoknąć niż stracić rękę.
Kierowałem się w stronę domu postawionego na
niewielkim wzniesieniu. Mroczne domostwo królujące nad tym popadającym w ruinę
miasteczkiem.
W oddali rozległ się huk. Mimowolnie obróciłem głowę w
tamtą stronę, wypatrując potencjalnego zagrożenia, lecz były to tylko
fajerwerki. Ktoś, pomimo deszczu, wystrzelił w niebo kilkanaście różnobarwnych
rac. Ich jaskrawe kolory wyróżniały się na tle czarnego nieba. Zignorowałem to
i przyspieszyłem kroku.
Gdy stanąłem pod drzwiami, zawahałem się. Nie chciałem
tutaj przychodzić, lecz nie miałem innego wyjścia. Nie wiedziałem, gdzie ona
mieszka. Tylko tutaj mogłem znaleźć ukojenie. Jak zawsze w ciągu tylu minionych
lat.
Wszedłem do mrocznego korytarza, zapalając różdżkę, by
cokolwiek widzieć. Było jeszcze tak wcześnie, że matka na pewno spała. Jednak
postanowiłem zaczekać na nią.
Zajrzałem do salonu i zamarłem. To był jeden z
najokropniejszych obrazów, które widziałem w ciągu mojego życia. Już drugi raz.
Drugi raz w ciągu jednej nocy.
– Nie - szepnąłem. – Nie…
Matka siedziała na fotelu. Miała na sobie suknię,
którą musiała ubrać poprzedniego dnia. Jej głowa bezwładnie opadała na ramię.
Jedna ręka wisiała poza oparciem fotela, druga spoczywała na kolanach. Na
podłodze leżała książka, którą musiała czytać zanim to się stało. Na stoliku
obok dostrzegłem filiżankę, w której zawsze piła popołudniową herbatę.
Nie żyła.
– Nie ty. Nie odchodź ode mnie – lamentowałem.
Poczułem ucisk w piersi. Wszystko jakby zaczęło zlewać
się w jeden wir szarych barw, zamazując mi całą widoczność. Sam już nie wiem,
co czułem. Żal smutek i rozpacz były zbyt wielkie, aby dało się opisać je
słowami.
Upadłem na kolana. Było mi tak przeraźliwie zimno,
mokra peleryna jeszcze bardziej mi ciążyła. Zacisnąłem dłonie w pięści, z
całych sił wbijając paznokcie w skórę. Po chwili powstały na nich małe rany, z
których zaszłe sączyć się krew. Ten metaliczny zapach odurzył mnie jeszcze
bardziej.
Łzy zaczęły obfitymi strumieniami płynąć po moich
policzkach. Kapały na już i tak przemoczone ubranie. Było mi tak potwornie
zimno.
– Mamo…
Zacząłem szlochać, nie miałem nawet siły, aby zbliżyć
się do niej. Dotknąć jej lodowatej skóry. Chociażby po raz ostatni poczuć jej
bliskość. Przed oczami miałem już tylko ciemność.
Za oknem znów pojawiły się kolorowe fajerwerki.
Po chwili poczułem, jak czyjeś ciepłe ramiona
przygarniają mnie do siebie.
– Severusie…
Moja głowa spoczęła na piersi kobiety. Tak znajomy
zapach. Tak dobrze znane mi ciepło.
– Co się stało, kochanie? – Tak znajomy głos.
Czy to był sen? A może traciłem zmysły? Chciałem
zatracić się w tym urojeniu już na zawsze. Nie wracać do rzeczywistości. Już
nigdy.
Delikatna, drobna dłoń odgarniała włosy z mojego
czoła.
– Mamo…? – zacząłem, ale głos odmówił mi
posłuszeństwa.
Jak? Przecież była martwa.
– Już dobrze, kochanie. Musiałam się zdrzemnąć. Co się
stało?
– Lily… - próbowałem wydusić z siebie. – Czarny Pan
ją… Moja wina…
– To nie jest twoja wina, kochanie. Wszystko będzie
dobrze. Jestem przy tobie. – Cichy, kojący głos. Tak pełen ciepła i miłości.
Płakałem na jej piersi, wylewając z siebie wszelkie
smutki i żale. Matka trzymała mnie w objęciach, pozwalając mi na tę chwilę
słabości. Gładząc mnie po głowie, uspokajając. Tamtej nocy była moim
największym oparciem.
~ * ~
* Zdanie, które
widniało na nagrobku Potterów pochodzi z pierwszego listu św. Pawła do
Koryntian.
~ * ~
Mam ferie i postanowiłam wziąć się do roboty i przepisać kolejną notkę.
Ostatnio wpadłam na pomysł na napisanie nowego opowiadania zupełnie nie
związanego z sagą Harry’ego Pottera.
Bardziej podchodzi pod kryminalne, chociaż trochę inne iż zazwyczaj. Możliwe,
że zacznę pisać je w zeszycie i jeżeli się nie znudzę, to założę bloga w
wakacje.
Pozdrawiam :)
Może, może to zależy kiedy napiszesz nowy rozdział:), bo jeżeli w sobotę to mogę nie zdążyć a w niedziele nie wiem o której doczołgam się do laptopa XD, to się nazywa , którą mam właśnie w przyszłym tygodniu. Ale wracając do bloga, po pierwsze to śliczny szablon:). Ech, biedny Severus tyle musi wycierpieć dobrze, że ma przy sobie Jacka i matkę bo nie wiem jak dałby sobie radę, teraz czuje się zaszczuty przez tych wszystkich ludzi, cierpi z powodu straty Lily a na końcu to jego wspomnienie musiał czuć się strasznie gdy przez chwilę myślał, że odeszła również jego matka. A co do Avery'ego to ma chyba rację stwierdzając, że dokładnie przekonując się na własnej skórze o czyjejś śmierci jest się odrobinę łatwiej z nią pogodzić.
OdpowiedzUsuńP.S: jesteśmy już trzy te, które chcą udusić Albusa u mnie :D. U ciebie bd go dobijać później bo to co zrobił tym wszyskim ludziom a szczególnie Severusowi i Harry'emu jest okropne!
Teraz nie pozostaje nic innego jak tylko czekać na kolejny rozdział:* bardzo jestem ciekawa kiedy i jak daleko przesuniesz w czasie swoje opowiadanie. Pozdrawiam:*
Świetny rozdział, chociaż bardzo ponury. Lubię gdy w opowiadaniu ktoś rozmyśla i przypomina sobie przeszłość, co zawarłaś w tym rozdziale. Co do Twojego pomysłu z założeniem kolejnego bloga to chociaż im więcej Twojej twórczości tym lepiej, pomysły na nowy blog niszczą te, na stary. Pozdrawiam. [ mysterious-strangers ].
OdpowiedzUsuńA już myślałam, że matka Severusa nie żyje. Łzy mi się już cisnęły do oczu. Ach, jak to dobrze, że jednak tylko lekko się zdrzemnęła. Jestem to ciekawa, co dzieje się z Morrigan. Czy Severus odwiedzi ją może? Bardzo podobała mi się ta rozmowa z Jackiem. Jak to dobrze, że Severus ma takiego przyjaciela. Fajnie, że postanowiłaś pisać opowiadanie, i do tego chcesz napisać kryminał, tak więc, masz już jedną czytelniczkę^^ Życzę dużo wenki i pozdrawiam serdecznie:*
OdpowiedzUsuńJaki śliczny szablon *.* Chyba najładniejszy jaki kiedykolwiek miałaś :)
OdpowiedzUsuńA co do treści: podczas czytania aż do teraz obija mi się w głowie cytat z piosenki Nightwisha, a mianowicie: "Death is the winner in any war". Jakże prawdziwe i adekwatne do rozdziału. W zasadzie to przypomniało mi się to podczas słów Jacka, gdy mówił, że koniec wojny kojarzy się z czymś wesołym. Jakby głębiej się nad tym zastanowić to nie do końca. W końcu po wojnie trzeba pogrzebać tych, którzy się poświęcili, a pamięć o nich oraz o wydarzeniach wojennych tak łatwo nie zniknie. Ten czas "po" to chyba najgorszy czas dla rodziny "żołnierzy". Wyobrażam sobie, jak trudny byłby dla mnie taki nagły powrót do rzeczywistości. Uśmiechnięte twarze, które nie rozumieją...
Ten rozdział Ci się udał, nie ma co :) No i ten szablon.. Jeszcze się na niego chwilę pogapię, haha :P
Pozdrawiam
[violent-storm]
Rozdział baaardzo mi się podoba! Świetnie ukazałaś rozpacz Severusa po stracie Lily. Jego myśli, jego zatracenie we wspomnieniach...
OdpowiedzUsuńJack wzbudził moją sympatię. To jedyna osoba, której Sev może się wyżalić. Cieszę się, że porozmawiali ze sobą, to zawsze pomaga :)
Wzmianka o Morrigan mnie zaniepokoiła i jestem ciekawa czy kiedyś jeszcze będzie jej dane spotkać sie ze Snape'm. Chciałabym.
Wystraszyłam się o jego matkę i już myślałam, że stanie się najgorsze, ale na szczęście nie;) Widać wyobraźnia Seva wszędzie podsuwa mu śmierć. Wcale się nie dziwię.
Jak zwykle pozdrawiam i czekam na cdn :*
Och nie! Byłam przekonana, że opiszesz konfrontacje Severusa z Dumbledorem! Bardzo na nią czekałam. No cóż, trudno.
OdpowiedzUsuńBardzo smutno. To wspomnienie zasmuciło mnie bardziej niż poprzednie. Takie na pozór spokojne, pełne przemyśleń. Ale z tuż obok czającą się rozpaczą.
Szczególnie ujął mnie ten fragment, w którym Severus wraca do domu. Byłam pewna, że Elieen nie żyje, ale z drugiej strony nie chciałam uwierzyć. Świetnie opisane.
dobra notka. dobrze, ze nie usmiercilas matki Severusa, bo to by bylo zdecydowanie za duzo, mysle ze z takim czyms by sobie nie poradzilll. Ciesze sie, ze ma rzyjaciela, bo Jack zdecydowanie nim jest - i lepiej sie teraz dogaduja, gdy nie ma juz wojny, mimo tych nienawistnych spojrzen innych... Mam nadzieje, ze niedlugo dowiemy sie co nieco o przeszlosci matki Seva
OdpowiedzUsuńAleż piękny musiał być ten pomnik, posąg... To przykre jak Severus zamknął się w sobie. Wyrzuty sumienia ciągle będą się w nim odzywać, ech. Ciekawa jestem czy będziesz opisywać jego życie aż do śmierci czy zakończysz blog wcześniej. Jestem już tak do niego przywiązana, że nie wyobrażam sobie zakończenia. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
[wystarczy-krok]
[gryfonska-odwaga]
Severus ma szczęście, że ma takiego przyjaciela jak Jack. Ma przy sobie jego i matkę, i im może powiedzieć wszystko. Zgadzam się ze słowami Jacka: ''jesteś silny i wiem, że poukładasz sobie wszystko. Możliwe, że upłynie trochę czasu, ale poradzisz sobie''. Mimo, że Severus przez całe życie będzie myślał o Lily to jednak jego żal nie będzie już taki wielki jak teraz. Dobrze, że jednak jego matka nie umarła. Nie potrafię sobie nawet wyobrazić jak byłby to dla niego ból, gdyby praktycznie w jednym czasie zginęły dla niego tak ważne osoby...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;)
Przestraszyłam się i to nie na żarty. Nie sądzę, żeby człowiek był wystarczająco twardy, by wytrzymać psychicznie podwójny cios, podwójną stratę najdroższych jego sercu osób. Jak to dobrze, że Eileen nadal żyje, że jest dla Severusa oparciem. Wiesz co? Byłoby naprawdę cudownie, gdybyś jej w przyszłości nie uśmiercała. Nie umiem przenikać przez cudze myśli, więc trudno mi odgadnąć, czy Severus kiedykolwiek zwiąże się z Morrigan, ale przeżył wystarczająco dużo prób, by umilić mu i wynagrodzić najczarniejsze chwile. W kanonie też nie miał lekko. Wsparcie matki, ciągnące się aż do końca opowiadania podnosiłoby czytelników na duchu. Oczywiście wszystko zależy od Ciebie i niczego nie neguję. Po prostu w ostatnich dniach nic mi się nie układa, i bardzo bym była rada, gdyby chociaż w niektórych opowiadaniach główni bohaterowie zaznali odrobinkę szczęścia.
OdpowiedzUsuńZaczynam naprawdę lubić Jacka. To rzadkość, aby wśród rywalizujących ze sobą śmierciożerców natrafić na dwóch takich, którzy wbrew pozorom nie myślą tylko o materialnych korzyściach i którym potrzeba czasami z kimś szczerze pogadać, nie udawać, pobyć sobą. Najwyraźniej Severusowi przychodzi to łatwiej w obecności Jacka. Kto wie, być może kiedyś się zaprzyjaźnią?
Bardzo fajny rozdział ;*
Już się bałam, że Eileen również nie żyje! To by był okropny cios dla Severusa.
OdpowiedzUsuńBardzo podobała mi się ta rozmowa z Jackiem. Dobrze, że nie będą posądzeni o śmierciożerctwo. Wzruszające jest też to, że Jack mimo tego kim był wierzy w raj i niebo. To takie pocieszające. Mają rację, że tuż po wojnie trudno ponownie wrócić do życia. Zawsze są jakieś straty i przecież wszystko zostaje w naszej pamięci.
Pozdrawiam serdecznie :)
Boże, to jest przepiękne. Spodziewałam się szkolnych lat Seva i na tym koniec, a tutaj... O mało co się nie popłakałam czytając tę notkę. Bardzo wzruszająca jest. Pięknie piszesz, tylko nie rób tych pustych akapitów. :) Jack również wywarł na mnie pozytywne wrażenie. Poza tym kocham to imię... Jest cudowne.
OdpowiedzUsuńZapraszam do czytania nowego rozdziału na: http://milosc-pottera.blog.onet.pl/
Pozdrawiam
Jak mi się podobało <3 Film nie wywołał na mnie takich emocji... no, może trochę, ale o wiele mniej niż Twoje opowiadanie. ;) Śmierć Lily... och, to było okropne. I ten sen o śmierci Eileen - mistrzostwo! :D Myślałam, że naprawdę nie żyje, strasznie realistycznie opisane. yhym... czekam na coś więcej z jej przeszłości ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Mirabella. [melodia-wiecznosci]
Witaj : ) rozdział bardzo mi się podobał. Ciekawe opisy i rozmyślania Severusa. Szkoda mi go i to bardzo. Stracił kogoś ważnego na kim mu bardzo zależało. Jack - znowu go lubię :D kiedyś napisałam, że uważam go za aroganckiego, jednak się myliłam. Ciekawa postać i co najlepsze, została stworzona przez ciebie. Pomnik Lily, Jamesa i Harrego... poruszyłaś moje serce ;) jestem zachwycona. Przy okazji dziękuję za komentarz u mnie : )) i pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuńCudowne. Kompletnie nie wiem, jak skomentować tą notkę. Powiem tylko, że wzruszyła mnie, i to bardzo.
OdpowiedzUsuńA co do Twojego nowego opowiadanie, to choć zazwyczaj nie czytam innych historii niż o HP, to jednak uwielbiam też kryminały, więc chętnie poczytałabym takie opowiadanie.
Już na serio myślałam, że matka Severusa nie żyje. Jedynym znakiem, który wprawił mnie w niepewność była pochylona czcionka. :D Ale na szczęście nic z tego nie miało miejsca. Mama Severusa żyje i może być dla syna największym oparciem. Gdyby umarła, Sev chyba nie poradziłby już sobie... Najpierw śmierć Lily, później matki... Ale na szczęście jest inaczej :)
OdpowiedzUsuńAch, jak mi się podobała rozmowa z Jackiem :D Lubię go, więc jak zobaczyłam, że szykuje się całkiem długa pogawędka, ucieszyłam się ^.^
Posąg Lily i Jamesa... Pięknie to wymyśliłaś :)
Notka cudowna, tego nawet już nie muszę mówić :D
Nowy blog? Kryminał? Mam ogromną słabość do kryminałów... :D Jest u mnie na pierwszym miejscu w rankingu ulubionych rodzai książek na równi z fantasy :D Więc strasznie bym się ucieszyła, gdybyś założyła bloga z takowym opowiadaniem :) Jak sobie wyobrażę, że czytam to fantastyczne dzieło twojego autorstwa to od razu mi się humor poprawia :D
Ściskam,
Głupio mi, że tak długo tutaj nie zaglądałam, że nie czytała, że tak po prostu 'zapomniałam'. Już dawno chciałam nadrobić zaległości. Ale albo nie miałam czasu, albo chęci. A jeszcze bardziej zniechęcał mnie fakt, że jestem tak daleko w tyle, a ty wciąż dodajesz nowe rozdziały.Ostatecznie jednak doszłam do wniosku, że takie zwlekanie nie ma sensu. Zrozumiałam też, iż trochę się stęskniłam i tak naprawdę brakowało mi tego opowiadania. Brakowało mi tych wszystkich myśli. Sama zaczęłam formować w głowie jakieś dziwne myślowe sieci, niczym pająk tkający pułapki na swoje ofiary. I nawet nie wyobrażasz jak się cieszę, że w końcu udało mi się nadrobić wszystkie zaległości. Odzyskałam wewnętrzny spokój, a w mojej głowie zagościła cisza. Od razu mi lżej.
OdpowiedzUsuńA teraz do rzeczy. Po przeczytaniu tych kilku rozdziałów nie potrafię określić swoich uczuć. Wzruszenie miesza się ze szczęściem, smutek z radością, a żal i współczucie z obrzydzenie... Każdy rozdział był inny, a jednak pod jakimś względem podobny do następnego. Tak, jak życie Severusa. Pełne wrażeń, nagłych i nieoczekiwanych zwrotów akcji, ale wciąż takie przygnębiające, tragiczne i przez to monotonne.
Wrócił do Hogwartu. Długo na to czekałam. No i co z tego. Jakoś specjalnie się nie ucieszyłam. Bo czy on jest z tego powodu szczęśliwy? Czy faktycznie wrócił do domu? Już nic nie będzie takie, jak kiedyś. Czas płynie a życie przemija. Do tego te traumatyczne przeżycia ostatniego czasu... Podziwiam tego człowieka. Tylko naprawdę silni ludzie potrafią iść naprzód. Inni wolą ugrząźć we wspomnieniach i nawet nie próbują się ratować. Wystarczą im myśli. Myśli, które mogą zabić.
Ale się rozpisałam. Chciałabym aby tak było z moim opowiadaniem, a nie jedynie komentarzami na blogach. Dobra, nie zanudzam cię już. Pozdrawiam i przepraszam, że zwlekałam z czytaniem.
Rozdział bardzo fajnie napisany. Ale chyba włącza mi się znieczulica wywołana chorobą i gorączką, bo choć bardzo chciałam.... to nie poczułam tych emocji. Może dlatego, ze głowę mam zaprzątniętą swoimi sprawami, a jedyne łzy jakie ostatnio kręcą mi się w oczach wywołane są kaszlem...;) Czekam na kolejne wspomnienie.
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że dopiero teraz komentuję.
OdpowiedzUsuńRozdział zrobił na mnie naprawdę ogromne wrażenie. Severus cierpi i nie jestem sobie w stanie wyobrazić, jak bardzo. Nigdy nie straciłam bezpowrotnie nikogo bliskiego.
Mimo wszystko, bardziej wzruszył mnie fragment z mamą Seva, a nie ten, gdy odwiedzał grób Lily i Jamesa. Mam nadzieję, że nie jestem bez serca?
Myślałam, że spadnę z fotela, gdy zaczęłaś pisać o Eileen! Gdyby i ona odeszła w tamtym czasie, nie wiem, co zrobiłby Severus.
Przykro mi także, że Morrigan jest nieszczęśliwa... Już przeczytałam w poprzednich komentarzach, że jeszcze się pojawi, więc nie będę cię męczyła po raz kolejny tym samym pytaniem. ;)
W ogóle jakoś przygnębiająco! Ale w pozytywnym sensie... Dobrymi tworami literackimi mogę się przygnębiać bez przerwy!
Pozdrawiam i czekam na kontynuację!
A ja znów z opóźnieniem... Wybacz.
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podobał ten odcinek. Dobrze, że Severus ma kogoś takiego, jak Jack. Ich przyjaźń może i jest trochę... szorstka? ale szczera i potrzebna im obu. Oby Jackowi udało się wymigać od tego małżeństwa, ma już wystarczająco skopane życie. Ciekawe, czy kwestię Morrigan będziesz jeszcze rozwijać? Nie jest szczęśliwa, cierpi przez męża. Pewnie często myśli o Severusie. Może będzie chciała w jakiś sposób do niego wrócić? Albo coś sobie zrobi? Albo mężowi? Podobało mi się, że w ostatnich odcinkach Sev nie okazywał już takiej nienawiści do Pottera. Tzn. na przykład patrząc na pomnik, nie myślał o tym, jakim gnojkiem, wg niego, jest James, czy coś. I przeraziło mnie to, jak znalazł ciało matki. Dobrze, że to tylko jakiś sen, czy zwidy. Za dużo by na niego spadło.
A co do opowiadania, mam nadzieję, że nie znudzi Ci się pisanie tego niepotterowskiego i założysz nowego bloga ;) Ja swoje drugie opowiadanie pokochałam dużo bardziej, niż to potterowskie ;) Trzymam kciuki!
Pozdrawiam serdecznie! :)
Ja też mam teraz ferie, zaczęłam trzynastego lutego. Zawsze lubiłam Jacka, dobrze że wspiera Severusa w tej rozpaczliwej dla niego sytuacji. Widać ten żal, poczucie niezgody z rzeczywistością. Niesamowicie podkreślasz ponury nastrój Severusa opisami przyrody - ciemne chmury, deszcz, śnieg. Mam nadzieję, że niedługo Snape zobaczy się z Morrigan i dokładnie dowie się, co u niej. Nie wiem jak miałoby się to stać, ale bardzo bym chciała, żeby tak było. Ostatni fragment pisany kursywą czytałam z zapartym tchem. To sen? Czy rzeczywistość? Widać, że śmierć zaczyna przerażać Severusa i boi się o najbliższych, których przecież w jego przypadku nie jest zbyt wielu.Czekam niecierpliwie na następny rozdział. Już pięćdziesiąty ;)
OdpowiedzUsuńNowy szalbon jest świetny, kolorystyka taka ślizgońska, a ten nagłówek to cudo. Cudo!
Pozdrawiam
Podobała mi się rozmowa Jacka i Severusa... Taka... naprawdę przyjacielksa. Dobrze, że oby dwoje mogą coś sobie powiedzieć, czasem nawet silnie zaufać. Teraz w sumie oby dwoje znajdują się w podobnej sytuacji - muszą zrobić wszystko, aby nie udowodniono im śmierciożerstwa i nie zabrano do Azkabanu. Gdy czytałam o Morrigan było mi naprawdę żal tej kobiety. W Hogwarcie była taka przebojowa, otwarta na wszystko, wszędzie jej było wręcz pełno, a teraz... siedzie zapewne zamknieta w domu i wychowuje dziecko. To tyle, jeśli chodzi o jej życie.
OdpowiedzUsuńNowe opowiadanie niezwiązane z potterem? I to kryminał? Kupiłaś mnie ;D Jak tylko założysz bloga, poinformuj mnie. Kryminały i powieści detektywistyczne to coś, co naprawdę kocham.
Całuję,
Leszczyna [dowiesc-niewinnosci]
Matko kochana, mózg mi się wyłączył! Nie umiem wymyślić nic lepszego niż "Dobry rozdział" i "Lubię Jacka". Kurczę, to ostatnie to trochę jak "lubię placki". xD
OdpowiedzUsuńWow, ten sen czy to był sen? Tak, ta notka była niezwykle dobra... Tak mi żal Severusa, biedny... Wspomnienie Morrigan sprawiło, że zapłonęła we mnie nadzieja, że jeszcze się spotkają, że dziewczyna okaże jak bardzo za nim tęskni! Hmmmm... Jack jest niezwykle fajny, lubię go:) Po za tym, po za tym... Dobrze, że Sev stwierdził, że już nie będzie chodził na cmentarz. To by tylko pogarszało sprawę. Cóż, mogę tylko czekać na kolejną notkę i zastanawiać się cóż takiego wymyśli dla nas Jaenelle :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
może jestem zbyt sentymentalna, ale naprawdę żal mi Severusa, to wszystko, co przechodzi to jest ponad jego siły :(
OdpowiedzUsuń/recepta-na-optymizm/
ps. jestem ciekawa tego normalnego opowiadania ;)
Jak się cieszę, że wróciłem i nadrobiłem zaległości! :) Wzruszający rozdział, a zwłaszcza wspomnienia na końcu i scena z matką. Podobają mi się też słowa Jacka na temat zakończenia wojny. Jak zwykle zachwycasz dojrzałością i wyobraźnią. Piękny styl i refleksje Severusa. Czekam na next!
OdpowiedzUsuńHmmm.... bardziej mi się podobał tamten rozdział, bo uważam, że ból po śmierci Lil powinien bardziej pokazywać się zewnętrznie u Seva. ale jak uważasz.
OdpowiedzUsuńNa początek przepraszam, że tak długo nie komentowałam, ale odkąd dostałam się na konkurs z matmy, matematyczka chce ze mnie zrobić kalkulator, a chciałam najpierw zająć się notkami u siebie. Dlatego jestem tu z takim opóźnieniem. Obiecuję jutro przeczytać Twój kolejny rozdział. Ten bardzo mi się podobał, choć czuć było w nim smutną atmosferę. Podobało mi się to stwierdzenie dotyczące końca wojny. Faktycznie, wydaje się, że to takie radosne, a w rzeczywistości, trzeba na nowo odbudować sobie życie. Sporo w tej notce Jacka i to na pewno jest plusem. Ciekawa ta postać u Ciebie. I ten sen Severusa... Z początku nie bardzo wiedziałam o co chodzi, ale jak doczytałam do końca, to zrozumiałam. Świetny fragment. A, zapomniałabym! Śliczny szablon^^
OdpowiedzUsuń43 year-old Business Systems Development Analyst Eleen Hegarty, hailing from Frontier enjoys watching movies like Aziz Ansari: Intimate Moments for a Sensual Evening and Candle making. Took a trip to Carioca Landscapes between the Mountain and the Sea and drives a Ferrari 410 Sport. indeks
OdpowiedzUsuń