Opowiadanie przeniesione z Onetu.

Akcja opowiadania rozpoczyna się zimą w roku 1978, gdy Severus uczęszcza do siódmej klasy. Fabuła może znacznie odbiegać od tego, co wydarzyło się w powieściach pani Rowling. Mogą pojawić się przekleństwa i brutalne sceny.

Szablon wykonała Elfaba.

piątek, 27 stycznia 2012

Wspomnienie 48: Gorzkie zwycięstwo


Na zawsze pozostaniesz w moim sercu, w moich myślach i w swoim grobie.
Lemony Snicket – Seria Niefortunnych Zdarzeń, Akademia antypatii
Dla Elfaby, bo Ty wiesz jak było naprawdę

31 października 1981
Dwa miesiące. Jak szybko minął ten czas. Tutaj, za murami zamku odnosiło się wrażenie, jakby w ogóle nie był on istotny. Wszystko trwało w swoim stałym, niezmiennym rytmie. Już od tak dawna…
Jakby zamek został odseparowany od wszystkiego na zewnątrz, jakby czas stanął w miejscu i tylko od czasu do czasu zmieniali się uczniowie przebywający tutaj. Osobny świat, osobne państwo rządzące się własnymi prawami, zasadami.
Odseparowane od wszystkiego z wyjątkiem informacji.
Nie było dnia, by jakaś sowa nie przyniosła do ucznia wiadomości o zaginięciu czy śmierci kogoś z członków rodziny lub przyjaciół. Codziennie zostawało się świadkiem osobistych tragedii jednostek. Ich cierpienia i bólu, który urzeczywistniał się w każdym słowie, geście. I utrzymywał się przez tak długi czas. Jakby nigdy nie miał zamiaru odejść.
Najgorszy jednak dla mnie, podczas tych dwóch miesięcy, był stosunek pozostałych nauczycieli. Moich kolegów z pracy. Ironio, ależ to brzmiało. Jak widać sześćdziesiąt dni to za mało, by chociażby odrobinę stopić lodowe serce Minerwy McGonagall. Podejrzewałem, że do tego potrzeba jeszcze wiele dni lub nawet miesięcy.
Jednak brak okazywania czystej wrogości ze strony innych można było uznać jako plus. W końcu to pierwszy krok do osiągnięcia czegoś więcej. Jeden maleńki kroczek na tej wielomilowej drodze. Lecz zawsze coś.
Najgorszy ze wszystkich był jednak Raistlin Majere. Ta jego udawana wyższość, gdy tylko znajdowałem się w pobliżu, głupie uśmiechy i jawna chęć do sprowokowania mnie, bym zniżył się do poziomu robaka i prosił go lub błagał o pokazanie większej ilości wspomnień. Zakończenie tej historii, poznanie odpowiedzi na najbardziej nurtujące mnie pytania. O co w tym wszystkim w ogóle chodzi i po co ta zabawa w podchody? Dla jego własnego chwilowego kaprysu? Może nie aż tak chwilowego, bo już za długo ciągnęło się to wszystko.
Jednak wbrew temu, co działo się wewnątrz mnie, pozostawałem nieugięty. Nie będę się już przed nikim płaszczyć. Mimo że ciekawość rozrywała mnie od środka, to poczekam. Chociażby miało to trwać rok lub dłużej. Nawet on będzie musiał znudzić się tą zabawą, widząc, że nie jestem tak zainteresowany, jak początkowo myślał.
Wtedy dowiem się wszystkiego. Raistlin zmięknie na tyle, że ten pseudo tajemniczy i wszechwiedzący uśmieszek zniknie z jego twarzy. I zdradzi mi wszystko od początku do końca. Każdy sekret.
~ * ~
Wracałem do swojego gabinetu po zakończonej uczcie z okazji Nocy Duchów. Nie miałem ochoty bawić się i świętować po wczorajszych wydarzeniach, po tym wszystkim, co widziałem i przeżyłem.
Po śmierci Claire.
Po złamanej obietnicy i zabiciu Mulcibera.
Jednak, mimo że złamałem dane sobie słowo, czułem się z tym dobrze. Nie było żadnych wyrzutów sumienia ani nic z tych rzeczy. Czułem wewnętrzny spokój. Miałem świadomość, że postąpiłem dobrze, że zrobiłem słuszną rzecz.
Chociaż raz…
Wszedłem do niedużej sypialni przylegającej do gabinetu. Zapaliłem święcę stojącą na niewielkim dębowym stoliku. Chciałem, aby ten paskudny dzień już się skończył. Nie dość, że dzisiaj przypadała lekcja z tym kretynem Andersonem, który chyba za punkt honoru wziął sobie udawanie nieudolnej kopi Pottera i członków jego bandy, to na dodatek żadna kara na niego skutkowała. Jego zachowanie pozostawało niezmiennie irytujące.
Później musiałem znieść towarzystwo Raistlina siedzącego obok mnie na uczcie oraz rozmowę na neutralne tematy zawierające liczne podteksty odnośnie tego, co on wie, a ja nie.
Cieszyłem się, że już nastał późny wieczór i ten dzień dobiega końca, że jutro, gdy się obudzę będzie już listopad, a ten fatalny ostatni dzień października odejdzie w niepamięć. Rozpłynie się wraz z innymi szarymi dniami, a za kilka lat w ogóle nie będę go pamiętać. Wszystko ulegnie zapomnieniu, wymazaniu.
Dopiero po dłuższej chwili dostrzegłem kawałek pergaminu leżący na szafce nocnej, która stała przy łóżku. Byłem pewien, że to nie ja go tam zostawiłem. Czyżby kolejny pomysł Raistlina? Jeżeli tak i to on wchodził tutaj bez mojego pozwolenia, to popamięta mnie.
Z narastającą we mnie złością, wziąłem pergamin i spojrzałem na równe, schludne pismo, które tak dobrze znałem. Już na pierwszy rzut oka wiedziałem, że te kilka zdań zostało napisane z dużym pośpiechem.
Severusie,
Czarny Pan poniósł klęskę. Zniknął. Może go zabito. Pokonał go syn Potterów. Jego rodzice nie żyją.
Pod żadnym pozorem nie opuszczaj Hogwartu!
Aurorzy już ruszyli na łowy. Dumbledore pewnie stawi się za Tobą, więc nic nie powinno Ci zagrażać. Proszę, nie rób nic głupiego.
Jack
Serce zamarło w mojej piersi. Miałem wrażenie, że stanęło i już nie chciało się ruszyć, podjąć dalszej pracy. Zapewnić mi ten marny cień istnienia, którego trzymałem się do tej pory.
Nie było już żadnego uchwytu, który trzymał mnie przy chęci życia. Runąłem w ciemność. Przepaść bez dna i jakiejkolwiek podpory.
Jego rodzice nie żyją.
Nie żyją?! Jak?!
– Obiecałeś, starcze! Obiecałeś… - wrzasnąłem, zanim zdążyłem się powstrzymać. Lecz po chwili krzyk urwał się zastąpiony szlochem.
Żal. Cierpienie.
Koniec?
Nie, to nie może być prawda. Nie Lily. Przecież obiecał. To jakieś nieporozumienie.
Musiałem się upewnić. Musiałem zobaczyć to na własne oczy.
Chrzanić Jacka i jego rady!
Musiałem się upewnić, że to nie była prawda. Nie teraz, nie, gdy wszystko miało się ułożyć.
Wziąłem swoją pelerynę i ruszyłem w stronę bramy Hogwartu. Wiedziałem, gdzie mieszkali – w Dolinie Godryka, tam, gdzie raz już byłem.
Muszę upewnić się, że to nie jest prawda – powtarzałem sobie raz za razem, powoli wierząc w te słowa. Zatapiając się w ciemność, w której nie było już światła.
~ * ~
Aportowałem się pod dom Potterów.
– Nie – szepnąłem, gdy spojrzałem na znajomy budynek, który wielokrotnie prześladował mnie w koszmarach.
Lewa strona domu wyglądała tak, jak ją zapamiętałem, natomiast prawa… Patrzyłem na to, chociaż odniosłem wrażenie, że ten widok nie docierał do mojego mózgu. Był, lecz tak, jakby wcale go nie było.
Górna, prawa część budynku została zniszczona. Jakby coś eksplodowało, rozsadzając od środka część dachu i ściany. Odłamki cegieł rozsypały się po ogrodzie.
Kolejne ruiny. Jak wczoraj…
– Nie, nie… - powtarzałem bez końca jak w malignie.
Niepewnie, na drżących nogach, przeszedłem przez żelazną bramę. Kamienną dróżką podszedłem do drzwi. Otwartych drzwi. Nie przejmowałem się tym, że ktoś mógłby mnie zobaczyć, powiązać ze śmierciożercami z powodu czarnego stroju, wezwać aurorów.
Nie, teraz najważniejsze było upewnić się, że to nie jest prawda.
Mój mózg jakby nie przetwarzał tego, co widziałem. Nic do niego nie docierało. Bo to nie mogła być prawda.
Wszedłem do domu. W korytarzu nie paliły się żadne świece, panowała ciemność. Niczym czarny, pełen grozy tunel prowadzący do… Otrząsnąłem się z mrocznych myśli i zapaliłem różdżkę. Ten nikły promień światła trochę mnie uspokajał.
Zrobiłem w przód kilka niepewnych kroków. Zaraz Potterowie powinni zorientować się, że ktoś bez zaproszenia wszedł do ich domu. Wyrzucą mnie. James Potter znów będzie ze mnie drwić, poniżać. Znów zostanę pobity, upokorzony. Będę musiał leczyć siniaki po tym spotkaniu. Te widoczne na pierwszy rzut oka i te w środku.
Kolejne małe kroczki.
Za chwilę minę salon, w którym tamtego dnia siedziała Juliet Potter, w którym ją zabiłem. Przechodząc obok, mimowolnie zajrzałem do środka.
Stanąłem jak wryty.
Przecież ona tam leży.
Nie, to ktoś inny.
Salon nie był tak zniszczony jak po tym pamiętnym wieczorze ostatniego dnia sierpnia.
Dziś też był ostatni dzień miesiąca.
Tamtego dnia praktycznie wszystkie meble zostały zniszczone i połamane, szkła zbite, materiały rozniesione w strzępy, dziury w ścianach. Chaos. Teraz wszystko wyglądało zupełnie inaczej. W półmroku nie dostrzegłem żadnych zniszczeń. Meble stały tak, jak powinny, jakby nic się nie wydarzyło. Jakby rano mieszkająca tu rodzina znów miała wejść do pomieszczenia i cieszyć się swoim towarzystwem. Ale jakieś ciało tam jednak leżało. Lecz nie była to kobieta.
To nie Juliet, ale jej syn James.
Leżał w tym samym miejscu, co trzy lata temu jego matka. Syn dopełnił los swojej rodzicielki. Tak samo bezwładne ciała, puste spojrzenia tych samych orzechowych oczu. I różdżka leżąca na drewnianej ławie. Oboje zginęli bez broni w ręku.
Zadrżałem.
To nie mogła być prawda.
– Nie! Obiecał! Przecież obiecał…
Drżałem. Nie potrafiłem powstrzymać tego odruchu. Co czekało mnie dalej? Czy miałem tyle odwagi, aby pójść dalej, zagłębić się w dalsze, nieznane mi korytarze tego przeklętego domu? Wejść do pałacu Śmierci.
Wyszedłem z salonu i skierowałem się w stronę schodów prowadzących na górę. Powoli zacząłem wchodzić na piętro. Zadrżałem na myśl, że przede mną szedł tędy Czarny Pan.
Czarny Pan poniósł klęskę. Zniknął.
Co Jack miał na myśli, pisząc, że zniknął? Żył? Nie żył? Co tak naprawdę zdarzyło się w tym domu? Czy gdy dojdę na samą górę, do epicentrum całego zajścia, to poznam odpowiedzi na tę mroczną zagadkę? Pytania. Znów tylko pytania. A gdzie odpowiedzi? Nie można żyć z ciągłym mętlikiem w głowie.
Zatrzymałem się na szczycie schodów. Na górze panowały takie same ciemności jak na dole. Blask wydobywający się z mojej różdżki rozjaśnił trochę mroczny korytarz. Jednak było tutaj zimniej niż na dole. Podmuchy wiatru powiewały moją peleryną.
Ktoś zapomniał zamknąć okno – próbowałem sobie tłumaczyć panujący tutaj ziąb.
Wzdłuż niedużego korytarza wyłożonego jasnym drewnem znajdowało się kilkoro drzwi. Tylko jedne były otwarte. Podążyłem w tamtą stronę. Kroczek za kroczkiem. Czułem się tak, jakbym zamiast kości i mięśni miał ołów.
Jeden kroczek.
Jeszcze jeden.
I jeszcze jeden.
Zmuszałem swoje ciało, by iść do przodu, mimo że mój mózg nie chciał tego. Nie potrafiłem nawet pomyśleć o tym, co mogłem zastać w tamtym pokoju.
Przecież nic nie mogło się stać. NIC! To nie James Potter leżał martwy tam na dole. To jakiś głupi skierowany w moją stronę żart.
Doszedłem do otwartych drzwi, które zachęcały mnie do wejścia, do poznania tej mrocznej tragedii. Do uwierzenia.
Serce waliło w mojej piersi jak oszalałe, jednak zajrzałem do środka. To był dziecięcy pokój.
Różdżka wypadła mi z ręki i zgasła, jednak tutaj nie potrzebowałem światła. Blask księżyca wpadający przez dziurę w suficie dawał wystarczająco dużo światła, by zorientować się w sytuacji. By wszystko zobaczyć.
Nagle rozległ się płacz. Dopiero po chwili dostrzegłem dziecięce łóżeczko stojące w półmroku pod jedyną rozwaloną ścianą. Coś się w nim poruszało, lecz zignorowałem to.
Światło księżyca padło na kobietę leżącą na grubym, czerwonym dywanie. Jej kasztanowe włosy rozwiały się wokół głowy, jej piękne zielone oczy patrzyły pusto przed siebie. Oczy, które już nigdy nic nie miały zobaczyć. Nigdy…
Lily.
NIE!
Nagle zrobiło mi się przeraźliwie zimno i nie miało to nic wspólnego z chłodem panującym w pomieszczeniu. Czułem się tak, jakby setka dementorów znalazła się w pobliżu. Nawet gorzej. Drżałem, trząsłem się tak, jakby nagle dopadła mnie jakaś choroba lub wypiłbym truciznę. Nie, truciznę już wypiłem. Truciznę życia.
Upadłem na kolana. Zabrakło mi sił na cokolwiek, nawet na to, by stanąć na własnych nogach. Czułem się, jak szmaciana marionetka odrzucona w kąt, bo przestała być już potrzebna.
– Lily…
Nie przejmując się panującym wokół bałaganem, cegłami, gruzem i zabawkami porozrzucanymi po podłodze, czołgałem się w jej stronę. Łzy niepohamowanymi strumieniami zaczęły spływać po moich policzkach. Żłobiły słone rzeki tragedii, smutku i rozpaczy. Ściekając po podbródku, kapały na szatę i dywan.
Lecz to nadal było za mało. Nawet łzy nie sprawiły, że poczułem się lepiej, chociażby o odrobinę. Wręcz przeciwnie. Było jeszcze gorzej. Coraz gorzej z sekundy na sekundę.
Poczołgałem się do bezwładnego ciała Lily. Moje łzy kapały teraz na jej twarz. Dotknąłem dłonią jej policzka. Był przeraźliwie zimny. Chwyciłem jej głowę w dłonie, chcąc położyć ją na kolanach i poczułem na palcach lepką ciecz.
Krew?
Przy świetle księżyca zobaczyłem, że upadając Lily musiała uderzyć głową o jeden z kolorowych klocków. Stąd ta krew. A dywan wcale nie był ciemnoczerwony. To wszystko była krew.
Jej krew.
Całe dłonie miałem lepkie od czerwonej posoki. Przeniosłem je na własne policzki i usmarowałem nią je. Jej krwią. Pomieszaną z moimi łzami.
Chwyciłem ją w ramiona i przytuliłem do piersi. Była taka zimna, bezwładna.
Odgarniając gęste pukle, po raz ostatni pocałowałem ją w czoło. Na wargach poczułem słony, metaliczny smak krwi.
Przecież jeszcze wczoraj żyłaś – przemknęło mi przez myśl. – Patrzyłaś na mnie. Ocaliłem cię przed Mulciberem, by kupić zaledwie dzień życia?
Czułem się tak, jakbym już nie miał serca, jakby zniknęło z mojej piersi i pozostawiło po sobie jedynie pustkę, próżnię. Odeszło wraz z życiem najdroższej przyjaciółki.
Przecież nie było już nic. Wszystko przepadło. Ostatnia jasna iskierka, która paliła się w ciemności mojego życia właśnie zgasła. Nawróciłem się po to, by ocalić, to, co najbardziej się dla mnie liczyło. Lesz ostatecznie straciłem jeszcze więcej.
Morrigan odeszła z mojego życia już tak dawno, lecz ciągle pojawiało się w moich myślach jej widmo. Teraz odeszła także Lily. Na zawsze… Najdroższa przyjaciółka, która z takim entuzjazmem podchodziła do magii, gdy usłyszała o niej po raz pierwszy. Już nigdy nie usłyszę jej głosu, śmiechu, nie zobaczę błysku w tych zielonych oczach. Już nigdy jej nie zobaczę…
Ostateczny koniec.
Wszystko zostało stracone. Wszystko…
Nie wiem, jak długo trzymałem Lily w ramionach, jak długo moje łzy kapały na jej twarz.
Nagle dotarło do mnie, że dzieciak cały czas wrzeszczy. Podniosłem różdżkę z podłogi i ponownie ją zapaliłem, kierując w stronę, z której dochodziły dźwięki. Siedział w swoim łóżeczku wśród gruzów i kawałków drewna. Całą buzię miał brudną i mokrą od łez, a oczy czerwone od długiego płaczu.
Od razu rzuciła mi się w oczy dziwna rzecz. Na czole dziecka widniała cienka blizna w kształcie błyskawicy. Co to było? Niepewnie podniosłem się na chwiejnych nogach. Ledwo mogąc się na nich utrzymać,  podszedłem do łóżeczka.
– To wszystko twoja wina, bachorze! TWOJA! – wrzasnąłem.
Chłopiec jakby skulił się w sobie, jakby zabrakło mu już sił na wrzask i płacz. Skierowałem różdżkę w jego stronę.
– Czas to raz na zawsze zakończyć.
Chciałem wycelować różdżkę w jego drobną pierś, lecz ręka mi drżała, powodując przesuwanie jej w górę i w dół.
Czas to skończyć. Skoro nie było jednego, to drugi też może zginąć. Pieprzyć przepowiednię!
Patrzył na mnie jej oczami.
Avada
Nie dokończyłem zaklęcia. Opuściłem różdżkę.
Lily by tego nie chciała. Kochała swojego syna. Nie mogłem… Nie mogłem zabić po raz kolejny. Nie chciałem już nigdy tego robić.
– Żyj z piętnem i świadomością, że to wszystko twoja wina – wycedziłem przez łzy, lecz chłopiec nie zrozumiał.
Nie, twoja.
Nagle ciszę nocy przerwał jakiś warkot. Przed domem rozbłysły dodatkowe światła. Przez dziurę w ścianie zdołałem dostrzec, że jakiś mężczyzna podjechał pod dom na motorze.
Najwyższy czas wynosić się z tego miejsca. Zaklęcia ochronne już nie działały, więc spokojnie mogłem deportować się z tego pomieszczenia.
Czas wrócić i wygarnąć wszystko Dumbledore’owi. Oszukał mnie!
Sam się oszukałeś…
~ * ~
Wiem, że od dawna mnie nie było, ale cóż poradzić okres przed sesją i jej początek, to najgorszy czas w życiu studenta. Ale już wszystko mam zaliczone i teraz mogę cieszyć się dwoma tygodniami ferii ;)
Wiem, że pewnie nikt mi nie uwierzy (bo każdy może sobie tak mówić), ale na pomysł z pójściem do domu Lily wpadłam wcześniej niż pokazano to w filmie. Kiedyś widziałam taki rysunek i mnie zainspirował.
Pozdrawiam :)

27 komentarzy:

  1. Jakiż patetyczny nastrój w tym rozdziale :P Od razu miałam przed oczami tę scenę z Insygni, hehe ;] Najlepszy fragment był jak chciał zabić Pottera. Po prostu genialne.
    Cóż. Lily umarła. Severus pewnie zamknie się w sobie i zobojętnieje na pewne rzeczy. Może nawet przestanie go tak intrygować Majere? Swoją drogą ciekawe co by z takim fantem zrobił Majere. Gdyby jego taktyka brała w łeb...
    Ach jak ja Ci zazdroszczę ferii ;p moje zaczynają się dopiero za dwa tygodnie. Muszę jakoś wytrzymać, chociaż chwilami wątpię w to, czy dam radę, haha :P
    Pozdrawiam
    [violent-storm]

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzisiejsza notka to dla mnie cios w serce...

    OdpowiedzUsuń
  3. Czekałam i czekałam, a teraz jestem w stanie tylko napisać, że smutne i cudne. Naprawdę biedny Severus. Ale przecież po części jest sam temu winien. A ta jego nienawiść do małego Harry'ego... Pięknie to opisałaś.
    Mam nadzieję, że za tydzień będzie kolejna notka.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jejku. Co za emocje. Dosłownie drżałam przez cały rozdział (chyba, że mi zimno w co wątpię). Załamany Severus. Jejku... Kolejny cios w jego przesyconym cierpieniem życiu. Coś okropnego.
    Szkoda mi tylko Harrego, na którym Severus chciał się wyżyć.:( Przecież to nie była wina małego Harrego... Pozdrawiam....

    [byc-jak-snape]

    OdpowiedzUsuń
  5. Cóż... prędzej czy później moment śmierci Potterów musiał się objawić, bo jakże by inaczej? Skończył się najdroższy Severusowi etap w życiu. Nie dziwię się, że jego mózg nie był w stanie zarejestrować tego, co wpływało z myśli do jego umysłu. Oglądanie zwłok, zwłaszcza zwłok kogoś nam drogiego nie jest przyjemnym doświadczeniem, który chcemy zapamiętać za wszelką cenę. Odwrotnie. Później przypominamy sobie taką osobę, ale nie ciepłą, szczęśliwą, żywą, lecz zimną, już nieświadomą niczego. To przykre. Zwłaszcza dla mnie w tej chwili, ponieważ zawsze miałam słabość do Potterów. Do ich trojga. Jestem trochę niezadowolona z początkowego gniewu Seva, który chcia wyładować na rocznym dziecku, które nie jest niczemu winne. Jest to jednakże dziecko Jamesa, a przecież pomiędzy nim, a Snape'em pozostało piętno nienawiści, które zabliźniło się na dobre w ich sercach. Ich wzajemnej niechęci nic już nie mogło obalić. To byli wrogowie, i tak już miało pozostać.
    Nigdy tego nie mówiłam, aż dziwnie się z tym czuję, ale to był straszny rozdział. Oczywiście nie przyczepiam się do opisów, dialogów i refleksji głównego bohatera, co to, to nie! Dobrze wiesz, jak lubię Twoje opowiadanie. Po prostu nikt nie lubi, gdy czyjeś ulubione książkowe postacie są uśmiercane. Ech, ten głupi sentyment. Będę z utęsknieniem oczekiwać na nowy rozdział. Gratuluję zaliczenia sesji ;*
    Pozdrawiam,

    OdpowiedzUsuń
  6. Czytając tutaj o ''wizycie'' Severusa w Dolinie Godryka wywołało we mnie więcej emocji niż kiedy oglądałam film. Podziwiam to z jaką dokładnością i lekkością opisujesz uczucia. Ja nie potrafiłabym tego tak napisać, a uwierz- bardzo bym chciała.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Akurat dzisiaj mam dobry humor, ale gdyby nie to, z pewnością bym się popłakała, czytając ten rozdział ;) Filmowe wydanie sceny z domu Potterów nie zrobiło na mnie zamierzonego wrażenia, bo ogólnie fragment z myślodsiewnią nie przypadł mi do gustu, a rzeczona scena była krótko mówiąc beznadziejna. Ale w Twoim wydaniu ten pomysł bardzo mi się podobał.
    Severus chciał zabić Harry'ego? Dość bulwersujące, ale po dłuższym zastanowieniu stwierdzam, że nawet logiczne. No bo w końcu gdyby nie przepowiednia na jego temat, to Lily nadal by żyła.
    Pozdrawiam i czekam na ciąg dalszy,

    OdpowiedzUsuń
  8. Condawiramurs18 lipca 2012 13:00

    kurde, ne spodziewlam się że tak szybko dojdziemy do tej notki, myślałam, że jeszcze opiszesz dłużej to, co się dzieje w Hiogwarcie, ż edowiemy się wcześniej czegoś z życia matki snape'a... a tutaj takie rewelacje. Myślę, że opisałas to przekonująco - Severus na pewno nie zostawił takiej wiadomośći w spokoju, Jack byhł głupi, jeśli myśląl, że przyjaciel go posłucha; nie powinien go tak o tym informować.... chyba że miał w tym sekretny cel... Uczucia Severusa - czułam je naprawdę i razem z nim cierpiałam... nawet ta myśl, by zabić Harry;ego... ja jej nie czułam, ale myślę, ze Snape spokojnie tak by zareagował... bardzo dobrze go rozumiesz, wg mnie... podobnie ta chęć, by spotkać Dumbeldore;a i znim porozmawiać... ech:(

    OdpowiedzUsuń
  9. Cudowna notka! Długo na nią czekałam, ciekawa jak się z nią uporasz i muszę przyznać, że zrobiłaś to wspaniale! Głównie dlatego, że rozdziale pojawiły się genialne opisy uczuć Severusa. Czytając doznawałam jego bólu i rozpaczy. Tak mi go żal. Jego, Lily, Harry'ego, wszystkich...Aż mi się płakać chce :(
    Oczywiście pomysł też był świetny. Całą scenę w domu Potterów przedstawiłaś realistycznie i dojrzale. Faktycznie różniła się nieco od filmu, bo tu Snape chciał zabić Harry'ego(rozumiem, że był rozgoryczony i działał pod wpływem emocji).
    Cóż, pozostaje mi czekać na ciąg dalszy tej niezwykłej historii. Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  10. Ja Ci wierze. Czasem zdarza się nam takie zbiegi okoliczności. Te przyjście Severusa do domu Lily bardzo w filmie mi się podobało. Tutaj wręcz mogłam przeżyć jego myśli. Bardzo ślicznie to wszystko ukazałaś. Wybacz, że tylko tyle, ale naprawdę nie jestem wstanie wydusić słowa. Mam nadzieje, że wystarczy, jak powiem, że rozdział był bardzo piękny, smutny i wzruszający. Ach, i powiem, gratuluje zdania egzaminów. Ja też mam już wszystko pozaliczane i także mam ferie:) Życzę dużo wenki:* Pozdrawiam:*

    OdpowiedzUsuń
  11. Muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem. Czytając, miałam wrażenie, że jestem tuż obok głównego bohatera. Że widzę i czuję to co on. Niesamowicie opisane. Muszę też przyznać, że podziwiam Cię, za to, że podjęłaś się opisania historii Severusa. Ja nie dałabym rady. W każdym razie, dodałam Twojego bloga do Biblioteczki i będę regularnie zaglądać ;) /Shady Blade z www.black-steed.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  12. Myślałam, że gdy będziesz opisywać "TO" spotkanie, rozpłaczę się. Ale nie... zmroziło mnie. Wyobraziłam sobie ten cały chłód, który musiał ogarnąć Severusa, tą całą rozpacz. Ale, że chciał porwać się na życie Harry'ego? Z jednej strony to nieprawdopodobne, a z drugiej całkiem zrozumiałe, był wściekły, a przecież znał przepowiednię... Co teraz?

    OdpowiedzUsuń
  13. Dobrze, przyznaję się, spłynęły ze dwie łezki... Ale ja już taka jestem.
    Rozdział bardzo mi się podobał. Zachwycił mnie fragment, w którym Severus chciał zabić Harryego. Naprawdę czułam te emocje. Widziałam tę scenę w swojej głowie...
    I ta krew Lily wymieszana z łzami Severusa... Może i nie powinnam, ale jak zwykle doszukuję się tu jakiejś symboliki i przypada mi ona do gustu.
    Żałuję, że Severus znowu dostał kopniaka od życia, jeśli mogę się tak wyrazić. Ale czy wielu ludzi dalej tak kochałoby historię jego życia, gdyby nie była tak tragiczna?...
    Nie mogę się doczekać następnego wspomnienia, rozmowy z Dumbledorem.
    Wierzę, że wpadłaś na to przed premierą filmu.:) To się aż czuje w klimacie tego rozdziału.

    Pozdrawiam,

    OdpowiedzUsuń
  14. Marionetka Losu18 lipca 2012 13:03

    Nowy szablon! :) Jest taki magiczny. Bardzo mi się podoba, zresztą wszystkie Twoje szablony są ładne. :) A te duże memory kojarzy mi się z reklamą z udziałem rozumu i serca. :D
    Mnie też okropnie denerwuję ten cały Majere, bo jestem jeszcze bardziej ciekawa tych wspomnień niż sam Sev. Ta moja przeklęta niecierpliwość!
    I znów ukazała się ta mroczna, zawzięta strona Severusa. I niech tak trzyma. Żaden Raistlin nie będzie mu rozkazywał! A co!. :)
    Ale ja jestem czasem… Zadziwia mnie moja głupota. Zastanawiałam się, dlaczego śmierć rodziców Pottera tak wstrząsnęła Severusem. Dopiero po chwili mi się przypomniało. Lily! Moje słowa może zabrzmią dość okrutnie… ale cieszę się, że Lily już nie ma. Sev za bardzo się do niej przywiązał. Wiem, że jej śmierć go nie uwolni od wspomnień, jednak wierzę, że teraz Snape będzie na to inaczej patrzył.
    Zastanawiałam się czy Sev wspomni jeszcze o Morrigan… I wspomniał… Lubiłam ją, szkoda, że tak to się wszystko potoczyło…
    I szkoda mi również teraz Severusa. To naprawdę musiało być głębokie uczucie. Skoro mimo tych upokorzeń, obojętności, lat Lily nadal tak wiele dla niego znaczyła.
    Ja Ci wierzę z tym, że wcześniej na to wpadłaś. Zdarza mi się, że czasem mam pomysł do opowiadania. Oglądam jakiś film i co się okazuję? Jest w nim taki sam pomysł jak mój. Strasznie to dziwne, ale dla mnie okropne. No bo kto uwierzy, że wymyśliłam coś, co miało miejsce w dziele wartym kilkanaście milionów? Ciężkie jest życie prostego człowieka. ;)
    Życzę miłych ferii. Ja już mam ostatni tydzień. :(
    Pozdrawiam ciepło. :) [marionetka-losu]

    OdpowiedzUsuń
  15. Pewnie mnie zaraz zamordujesz, nie skomentowałam twoich poprzednich notek... przepraszam :D przygotowania do bierzmowania i poprawianie ocen z matematyki przyprawia o szał -,-
    Teraz przejdzmy do notek: Wojna pomiędzy dobrem a złem... w rozdziale 47 Severus wykazał się niezwykłą odwagą, ratując swoją przyjaciółkę od śmierci z rąk jednego z śmieciożerców. Podziwiam go i wierz mi dawniej nie przepadałam za tą postacią, ale dzięki twojemu blogowi, uświadomiłam sobie jakim dobrym i prawdziwym towarzyszem jest główny bohater. Śmierć Claire...czytając, co się z nią stało... okropny widok. A teraz 48 rozdział... łezka zakręciła mi się w oku, gdy przeczytałam opis śmierci Lily... dziewczyno opisałaś to po mistrzowsku, lepiej od samej Rowling. Gratuluję i pozdrawiam :) z niecierpliwością oczekuję nowego rozdziału ;]

    OdpowiedzUsuń
  16. ostatnihorkruks18 lipca 2012 13:04

    O nie. O nie. Nie wiem co powiedzieć... Opisałaś to bezbłędnie. Opisałaś to strasznie. Opisałaś to tak, że nie jestem w stanie nic powiedzieć. Nic. Tylko szloch się zbiera.

    OdpowiedzUsuń
  17. Aż mi się smutno zrobiło, to muszę przyznać. I to bardzo. Nawet film nie wywołał u mnie takich emocji. W ogóle mało emocji we mnie wywołał, ale to tak na marginesie. Nie miał ,,tego czegoś''.
    Czarny pan zniknął, więc jestem ciekawa, czy będą jeszcze jakieś wątki związane ze Śmierciożerstwem Severusa [oprócz tego, że Dumbledore za niego poręczy przed ministerstwem.].
    No i Lily nie żyje - szkoda. Snape bardzo to przeżył, a Ty świetnie opisałaś jego ból.
    Pozdrawiam, Mirabella [melodia-wiecznosci]

    OdpowiedzUsuń
  18. Po pierwsze bardzo Cię przepraszam, że dopiero teraz komentuję notkę i że nie skomentowałam poprzedniej. U mnie sesja trwa jeszcze do przyszłego tygodni, a kolokwia zaczęły się już dużo wcześniej, przez co zupełnie nie mam czasu na nic :(
    Po drugie, wspaniały szablon. Fajnie, że jest trochę inny, niż poprzednie. Bardzo pozytywna zmiana :)
    A przechodząc do Wspomnień. Poprzednie (47) było bardzo obrazowe i drastyczne, ale mnie się podobało. Zwłaszcza motyw szkolnej koleżanki Lily, która zapraszała Snape'a na piwo, na które nie poszedł. Zginęła potworną śmiercią, ale to świetnie obrazuje realia tamtych dni.
    Trochę szkoda mi było Severusa, że musiał ponownie zakładać maskę i stanąć po stronie śmierciożerców, mimo iż było to tylko na pokaz.
    Natomiast Gorzkie zwycięstwo całkiem mnie kupiło. Z jednej strony byłam wściekła na Snape'a, bo przecież on doprowadził do śmierci Lily i Jamesa, a teraz wielka rozpacz. I jeszcze winił Harry'ego... Skandal. Ale z drugiej strony trochę go rozumiem, w takich emocjach nie myśli się racjonalnie. Ciekawy był motyw, że James zginął dokładnie w tym samym miejscu, co jego matka. Fajnie (o ile to dobre słowo) to wymyśliłaś ;)
    Jeszcze raz przepraszam za opóźnienie. Naprawdę mi głupio, ale, jak sama wspomniałaś, sesja to najgorszy czas dla studenta.
    Pozdrawiam serdecznie! :)
    PS. Zazdroszczę Ci tych dwóch tygodni ferii! U mnie jest tylko tydzień ;(

    OdpowiedzUsuń
  19. Taa Zwariowanaa18 lipca 2012 13:06

    Rozdział piękny i smutny. Na początku byłam strasznie zła na Severusa, że w taki sposób chciał wyładować napięcie i żal po śmierci Lily. Wiem, że nienawidził Jamesa, ale Harry nie był niczemu winien. :] W końcu jednak ta złość mi przeszła :D Nie potrafię długo się gniewać xd.
    Nigdy nie sądziłam, że to powiem, ale tan rozdział mnie przeraża. :D Opisy uczuć Severusa, zwłok i tego wszystkiego co było w domu Potterów jest tak piękne, że aż nie mogę zebrać słów, aby to jakoś sensownie opisać. ;] Piękne i tyle!
    Gratuluję zaliczenia sesji :D I życzę miłego wypoczynku w czasie ferii :D
    Pozdrawiam,

    OdpowiedzUsuń
  20. To była naprawdę piękna i wzruszająca notka. Płakałam na tym momencie w filmie i również było mi bardzo smutno dziś. Kiedy wyobrażę sobie Severusa tulącego do piersi martwą Lily... Brr... Biedak. Nic więcej nie może mi przejść przez gardło.
    Cieszę się, że Avery dał znać Severusowi. Jestem ciekawa, co dalej z nim będzie... W sumie z oby dwoma ;)
    Pozdrawiam,
    Leszczyna [dowiesc-niewinnosci]

    OdpowiedzUsuń
  21. Miałam głupią obawę, że Severus zabije Harry'ego. Nie mam pojęcia czemu, ale naprawdę na chwilę zamarłam. Bardzo podobało mi się, jak opisałaś uczucia Snape'a. W sumie wierzę Ci, że wpadłaś na pomysł z tym, że przyszedł tam po jej śmierci. Chciał się przekonać na własne oczy. To taki naturalny odruch z jego strony.
    Nowy szablon bardzo mi się podoba. Przepraszam za opóźnienie i pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  22. No patrz, rozryczałam się jak małe dziecko. Nawet nie wiesz, jakie emocje wzbudził we mnie ten rozdział, a zwłaszcza końcowy moment. Opisałaś to w tak emocjonalny sposób, że nie sposób było się nie wzruszyć, naprawdę masz talent do wyrażania jakiś makabrycznych lub tragicznych zdarzeń. Potrafisz niezwykle zaintrygować czytelnika i sprawić, że stanie się bezpośrednim świadkiem wydarzeń, w których uczestniczą bohaterowie.

    Severus nie może obwiniać się o śmierć Lily, co prawda dostarczył Voldemortowi istotnych wiadomości, jednakże zrobił to w niewiedzy, że Czarny Pan zinterpretuje je na niekorzyść Potterów.

    Od tej pory życie Severusa będzie jeszcze bardziej przytłaczające i pełne smutków, jednak wiem, że bohater będzie miał mobilizacje do życia, jaką niebawem stanie się dla niego Harry.

    Rozdział naprawdę niesamowity.!

    Pozdrawiam serdecznie i życzę dużooo weny :)

    Ps: Piękny szablon, zresztą jak każdy autorstwa Elfaby:)

    OdpowiedzUsuń
  23. Jaka smutna ta notka :( Tak mi szkoda Lily i Jamesa. No i Severusa w sumie też. I Harry`ego. Wierzę, że wcześniej wpadłaś na ten pomysł. Po d względem... pisarskim (?) notka oczywiście rewelacyjna. Tak się zastanawiam,kto znajdzie Seva w domu Lily... A może odejdzie niezauważony przez nikogo? Nie mogę się doczekać dalszych rozdziałów. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  24. Boże, Jaenelle, ale ty potrafisz trzymać czytelnika w napięciu. Te wszystkie odliczania, choć i tak wiadomo, jak to się skończy, doprowadzają wręcz do obłędu! xD Przepiękny, magiczny i przygnębiający rozdział. Cudownie ukazane emocje Severusa i jego strach przed odkryciem bolesnej prawdy... Ach, lecę czytać dalej! [byledopiatku]

    OdpowiedzUsuń
  25. Czyste apogeum rozpaczy Severusa. Bałam się przeczytać ten rozdział, ale w końcu się odważyłam. I pomyśleć tylko, że miał to być zwyczajny dzień dla Severusa, który przeminie i legnie w zapomnieniu. A tymczasem okazało się, że do końca życia ta data będzie przywoływać w jego umyśle to wspomnienie, gdy patrzał na tragiczną śmierć najlepszej przyjaciółki i nie mógł uwierzyć własnym oczom.
    Pięknie to napisałaś.

    OdpowiedzUsuń
  26. Czyli zaczynam ogarnianie no cóż trochę długo mi to zajęło ale zawsze coś:). Notka jak zwykle świetna, ale twój blog jest tym jedynym na, którym nie zostawiłam jeszcze krytycznego kmentarza bo nigdy nie widzę powodów do czepiania się czegokolwiek:D. Biedny Severus, a Albus to mnie naprawdę wkurza cały czas mam dziwne wrażenie, że jakby tak chciał to ochroniłby Lily. Snape chciał w przypływie złości zabić Harry'ego no nie powiem robi się coraz trudniej i ciekawie, bardzo mnie zastanawia jak pokażesz to co potych 10 latach Sev bd myślał o Potterze. Pozdrawiam:*

    OdpowiedzUsuń
  27. arwen_LivTyler18 lipca 2012 13:10

    Nie wiem już co pisać. To jest genialne! Nie, to za małe słowo. to jest natchnione!!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń