Człowiek zawsze
ma przesadne wyobrażenie o tym, czego nie zna.
Albert Camus
2 września 1981
Wydarzenie, które zobaczyłem w myślodsiewni
poprzedniego wieczoru całkowicie wybiło mnie z równowagi. Miałem wrażenie, że
wszystko było nie tak, jak powinno być. Jakby ktoś majstrował przy tym
wspomnieniu. Wydawało mi się jakimś kłamstwem, głupim żartem ze strony Majere z
okazji przywitania śmierciożercy w Hogwarcie. Tylko po jaką cholerę miałby to
robić?
Nie dawało mi
jednak spokoju jeszcze jedno, może nawet ważniejsze pytanie. Czego ja się w
ogóle spodziewałem? Czego tak naprawdę chciałem się dowiedzieć? Przecież nie
znałem żadnego konkretnego pytania, więc jak mógłbym otrzymać jakąkolwiek
odpowiedź. Nie wiedziałem nic, a nie dało się dowiedzieć wszystkiego od razu.
Tylko czy taki
początek historii mi odpowiadał? Nie wiedziałem, co miałbym dalej z tym zrobić,
co zrobić z Majere. Zignorować to, co zaszło i udawać, że jego wspomnienie nie
zrobiło na mnie najmniejszego wrażenia, czy wręcz przeciwnie. Przemóc się i
pójść do niego, zażądać odpowiedzi na pytania, które nie istniały. Zmusić do
wyznania wszystkiego.
W końcu
oczywiste było, że coś wiedział, tym bardziej, że uczył się w Hogwarcie razem z
matką. Możliwe, że za czasów szkolnych byli wrogami, że się nie znosili, ale
musiał coś wiedzieć. W końcu każdy dobrze zna swoich nieprzyjaciół, wszystkie
ich mocne i słabe strony. I na dodatek matka wspomniała raz jego imię, gdy
dowiedziała się o śmierci Juliet. Gdy
myślała, że nie słyszę.
Przecież w
innym wypadku nie zaczynałby tych podchodów. Siedziałby cicho i udawał, że nic
nie wie. Zamknąłby całą wiedzę, wszystkie wspomnienia za nieprzebytą barierą
własnego umysłu; zostawiłby wszystko dla siebie.
Lecz jednak
zaczął, sam przyszedł do mnie. I mogłem założyć się o moją różdżkę, że od
początku planował dać mi to wspomnienie, rozpocząć coś, czego nie potrafiłem
nazwać. Coś, czego nie rozumiałem. Lecz jakaś część w głębi mnie mówiła mi, że
tak szybko to się nie skończy, że rozwiązanie tego może zająć wiele czasu i być
tragiczne w skutkach. Doprowadzić do czegoś, czego później będzie się żałować,
czego nie sposób będzie zmienić, cofnąć, zapomnieć.
Ostatecznie
odrzuciłem na bok przeczucia. Nigdy nic nie wiadomo, a ta historia nie musi
mieć przecież takiego zakończenia jak wszystko inne w moim życiu. Może akurat
ta jedyna skończy się dobrze? Spowoduje coś, czego nigdy nawet się nie
spodziewałem, coś, co wstrząśnie światem, moim życiem i wybije je z obecnych
torów na inne.
Najwyższy czas
podjąć ku temu odpowiednie kroki. Już za długo czekałem. Rozwiązania same nie
przyjdą, trzeba ich wytrwale szukać, a teraz w końcu nadarzyła się odpowiednia
okazja.
~ * ~
Wchodząc do
Wielkiej Sali na śniadanie, odczuwałem tę samą radość jak gdybym znów był
uczniem. Powrót tutaj sprawił, że miałem wrażenie, iż znów odnalazłem siebie,
swoje miejsce. Po tylu upadkach i tragediach w końcu znalazłem radość życia.
Mimo że na
zaczarowanym sklepieniu znajdowały się jedynie gęste, szare, deszczowe chmury,
to i tak czułem ogromną radość, mogąc na nie patrzeć. Hogwart przegonił takie
chmury z mojego serca i to było najważniejsze.
Gdy szedłem
wzdłuż stołu Krukonów, uczniowie oglądali się za mną, jakbym był jakimś
niezwykle skomplikowanym wywarem. Pewnie chcieli z bliska przypatrzeć się nowej
twarzy, ocenić, z kim będą mieć do czynienia, jak ten nowy nauczyciel będzie
się zachowywać w stosunku do nich.
Niech się gapią – przemknęło mi przez myśl. – Już
niedługo dostaną taką lekcję, że będą wiedzieć, iż ze mną się nie zadziera.
Nie miałem
zamiaru być tak pobłażliwy jak Flitwick czy Slughorn i pozwalać im włazić mi na
głowę. Co to, to nie. Będą czuli przede mną respekt. Zadbam o to.
Kątem oka
dostrzegłem Majere rozmawiającego ze Sprout. Odniosłem wrażenie, że pospiesznie
odwrócił wzrok, bym nie zorientował się, że na mnie patrzył. A może to tylko mi
się wydawało, bo pobudzona wyobraźnia rozkręcała się i podsuwała mi takie
obrazy? Nie, nie wierzyłem w coś takiego jak przypadek.
– Nie sądziłem,
że wrócisz do Hogwartu jako nauczyciel – zagadnął mnie Flitwick, gdy usiadłem
przy stole i zabrałem się za jedzenie posiłku.
– Też się tego
nie spodziewałem – odpowiedziałem zgodnie z prawdą. – Sądziłem, że bezpowrotnie
pożegnałem się ze szkołą trzy lata temu. Życie pisze dziwne scenariusze.
Ku mojemu
zdziwieniu na twarzy profesora pojawił się szczery i serdeczny uśmiech.
– Jeszcze
pewnie zatęsknisz za tamtymi czasami, gdy przekonasz się na własnej skórze, co
to znaczy wbić jakąś wiedzę do tych pustych głów.
Nie sądziłem,
abym kiedykolwiek miał zatęsknić za tym, co było. Wręcz przeciwnie, cieszyłem
się, że to się już skończyło. Niestety, głębokie blizny tamtych dni zostaną we
mnie do końca. Nic ich nie wymaże, nie znajdzie się zaklęcie, które sprawi, że
znikną.
– I lepiej się
pospiesz – wyrwał mnie z tej zadumy piskliwy głos nauczyciela zaklęć. – Jako
opiekun Ślizgonów musisz rozdać im plany zajęć.
– Oczywiście,
profesorze.
– Och, nie
przesadzaj, Severusie. Jesteśmy teraz kolegami z pracy, więc spokojnie możesz mi
mówić po imieniu.
– Dziękuję.
Flitwick
skierował się w stronę stołu Krukonów, by zająć się swoimi podopiecznymi.
Tak łatwo
przyszło mi zdobyć jego zaufanie. Praktycznie nic nie musiałem robić, bo to on
sam wyciągnął do mnie rękę. Nie spodziewałem się po nim takiej naiwności,
łatwowierności. A może była to zasługa Dumbledore’a? W końcu wielu czarodziejów
wierzyło w jego nieomylność, było w stanie wskoczyć za nim w ogień. Może
nastawienie pozostałych nauczycieli wobec mnie nie będzie takie złe, jak na
początku myślałem. Może wszystko dobrze się ułoży. Może zaufanie Dumbledore’a
wobec mnie przeniesie się także na innych.
Gdy wstałem od
stołu, dostrzegłem karcące spojrzenie McGonagall skierowane w stronę Flitwicka.
Jej usta stały się wyjątkowo wąską kreską jak zawsze, gdy się złościła. Jak
widać nie wszyscy wierzą, że człowiek może się zmienić. Cóż, tutaj najlepszym
lekarstwem będzie czas i przekonanie jej, że zerwałem z przeszłością, że nie jestem
już tym samym człowiekiem, co kiedyś.
~ * ~
Pierwsze
zajęcia miałem z piątorocznymi Krukonami i Puchonami. Mogłem się założyć, że od
razu zaczną się narzekania. Trudno, teraz to ja jestem Mistrzem Eliksirów w tej
szkole, a nie Horacy Slughorn. I miałem zamiar wprowadzić własne zasady.
Eliksiry to nie przedmiot dla byle kogo jak na przykład zaklęcia.
Pewny siebie
szedłem korytarzem w lochach, zmierzając w stronę mojej ulubionej klasy za
czasów szkolnych, teraz mojej klasy.
Mojego małego królestwa, w którym miałem objąć rządy. Chociaż raz stać się
panem czegoś, wprowadzać prawa, zasady, karać za nieposłuszeństwa i nagradzać
za dobre sprawowanie. Ja miałem być królem, a uczniowie poddanymi. Może i
brzmiało to głupio, ale cieszyłem się z tego.
Jakaś część
mnie radowała się jak dziecko, gdy pomyślałem o tych wszystkich ingrediencjach,
kociołkach na ogniu, z których wydobywała się para unosząca pod nisko sklepiony
sufit w lochach, upojnego zapachu najróżniejszych mikstur.
Echo moich
kroków ginęło w gwarze i harmiderze, jaki robili Ślizgoni, zmierzając na
zajęcia. Miło było znów poczuć się szanowanym, gdy ci, co mijali mnie mówili
„dzień dobry”. Może i przyglądali mi się chwilę dłużej niż powinni, ale zapewne
byli ciekawi. W końcu to ja zostałem ich nowym opiekunem domu. Nie znali mnie
jeszcze, przynajmniej nie wszyscy, więc musieli wybadać, jaki byłem, by
wiedzieć, na co mogą sobie pozwolić.
Większość
Ślizgonów pochodziła z arystokracji i przez to była spokrewniona ze śmierciożercami,
z którymi przez ostatnie trzy lata spędziłem tyle czasu. I znów musiałem grać
szpiega nie tej strony, po której stałem. Nie mogłem być zbyt surowy dla
dzieci, wnuków i dalszych rodzin śmierciożerców, bo ich ojcowie od razu
zorientowaliby się, że coś jest nie tak. Wparowaliby pewnie do Hogwartu lub
dorwali mnie gdzieś na zewnątrz i przemówili
do rozsądku wedle ich własnych metod.
Nie miałem więc
innego wyjścia. Musiałem na razie wszystkich Ślizgonów traktować ulgowo, bo nie
miałem pojęcia, kto mógłby być spokrewniony z moimi dawnymi towarzyszami broni.
Niektóre nazwiska na pewno bym skojarzył, ale jakiś siostrzeńców
dziewiętnastego stopnia czy bękartów na pewno nie. Dlatego lepiej dmuchać na
zimnie. Może kiedyś wszystko się odmieni i te szczególne przywileje będą mogły
pójść w niepamięć.
Pod klasą
zebrał się już tłumek uczniów. Wszyscy z ciekawością spojrzeli w moją stronę,
gdy zbliżałem się do sali. W ich oczach dostrzegłem błysk pozytywnej
ekscytacji. Otworzyłem drzwi i wpuściłem do środka.
Czas zacząć
pierwszą lekcję. Pokazać im, jaki jestem. Czas wprowadzić własne rządy.
– Cisza –
powiedziałem, by uciszyć gwar, kiedy wszyscy zajęli już miejsca. Uczniowie
zamilkli, chociaż niektórzy zrobili to z niemałym ociąganiem. – Od razu mówię,
że jestem inny niż profesor Slughorn i rządzę się własnymi zasadami. Czeka was
ciężka praca, a jako, że pod koniec tego roku nauki czekają was sumy, to dwa
razy cięższa. Byście nie przynieśli wstydu ani mi, ani tej…
Moje słowa
przerwał dźwięk otwierających się nagle drzwi. Do lochów wszedł niski Puchon o
drobnej budowie ciała. Jego twarz wykrzywiona była w chytrym grymasie, a usta
ułożyły się w szeroki, drwiący uśmiech, ukazując wszystkie, nie znowu tak
białe, zęby.
Na sali znów
podniósł się gwar.
– Z uniżeniem
przepraszam za spóźnienie, panie
profesorze – powiedział błazeńskim tonem, mrugając do Krukonki siedzącej w
drugim rzędzie.
– Na moich
zajęciach nie toleruję spóźnień, panie Blaine Anderson. Minus pięć punktów dla
Hufflepuffu. Siadaj na miejsce.
– Ale profesor
Slughorn nie miał nic przeciwko takim maleńkim spóźnieniom – próbował tłumaczyć
się chłopak, nadal stojąc w miejscu. – W końcu śniadanie zajączek, może uciec –
zakończył niezwykle poważnym tonem.
Po jego słowach
w całej klasie rozniósł się śmiech.
– Cisza! – zawołałem.
Może trochę zbyt głośno, lecz efekt był zamierzony. Wszyscy zamilkli, wpatrując
się we mnie z trwogą lub zdziwieniem.
Tylko spokojnie, Severusie – upomniałem się w myślach. – Nie daj się wyprowadzić z równowagi tym gówniarzom. Pamiętaj, że to ty
dzierżysz berło.
– Ja nie jestem
profesorem Slughornem, Anderson. A twoje zachowanie spowodowało, że Hufflepuff
stracił kolejne pięć punktów.
Moje słowa nie
zrobiły na nim szczególnego wrażenia, wręcz przeciwnie na jego twarzy znów
zagościł drwiący uśmieszek.
– Nie może pan tego zrobić.
– Niby
dlaczego, Anderson?
– Och, to
bardzo proste, panie profesorze Snape,
zwykła matematyka. – Zamyślił się na chwilę. – Chociaż niektórzy rzeczywiście
mogą nie wiedzieć, co to jest. Wobec tego wyjaśnię to inaczej. Skoro mamy
dzisiaj pierwszy dzień szkoły, oznacza to, że Puchoni nie zdobyli do tej pory
żadnych punktów. Z tego prosty wniosek, że nic odjąć nie można.
– Bardzo
sprytne, Anderson – rzekłem, siląc się na spokojny ton, bo gówniarz wyprowadził
mnie z równowagi. – W takim razie jutro odrobisz szlaban. Może to cię czegoś
nauczy, a teraz na miejsce.
Na twarzy
smarkacza pojawił się wyraz niedowierzania. Zapewne nie sądził, że posunę się
do takich rozwiązań. Posłusznie jednak powlókł się na wolne miejsce.
– Jak mówiłem,
zanim przerwał mi Anderson, do tej pory ten przedmiot był prowadzony w łagodny
sposób, przez co poziom też pozostawiał wiele do życzenia. Aby jeszcze bardziej
zmobilizować was do pracy od razu informuję, że do klasy owutemowej przyjmuję
tylko tych, którzy na sumach otrzymają wybitny. Głąbów i leni nie mam zamiaru
dalej tolerować.
– Ale powyżej
oczekiwań, to przecież bardzo wysoka ocena. Inni nauczyciele tolerują ją w
klasach owutemowych. Niektórym nie robią problemu także zadowalające – zawołała
Krukonka siedząca w pierwszym rzędzie.
– Jak już
mówiłem, panno Smith, obowiązują teraz moje zasady, nie innych. Jeżeli chce być
pani w klasie owutemowej, to najwyższa pora wziąć się do pracy.
– Co za durny
gumochłon – mruknął pod nosem Puchon z trzeciego rzędu.
Czy on myślał,
że tego nie usłyszę? Wszyscy musieli to dosłyszeć, bo patrzyli na niego z
trwogą wymalowaną na twarzach.
– Pan Reed
odrobi szlaban razem z panem Andersonem – oznajmiłem. Podły gówniarz nic więcej
nie powiedział. – Dzisiaj zajmiecie się eliksirem spokoju. Instrukcję macie
podaną na tablicy. Do pracy! I ma panować cisza, żadnego podpowiadania.
Zapowiadała się
cięższa praca niż myślałem.
~ * ~
Stanąłem pod
drzwiami od gabinetu Majere. Nie było go w pokoju nauczycielskim, a to miejsce
przyszło mi do głowy jako drugie. Jeżeli tu także go nie będzie, to przyjdę
później, bo po całym zamku nie miałem zamiaru go szukać.
A najwyższy
czas wyjaśnić sobie niektóre kwestie. Czas dowiedzieć się, o co mu, do cholery,
chodzi. O co w ogóle w tym wszystkim chodzi. I jaki miał cel, dając mi to
wspomnienie, które tak naprawdę niewiele wnosiło. Wiedziałem przecież, że
Juliet była jej szkolną przyjaciółką.
Nic nowego.
Zapukałem do
drzwi, nie musiałem długo czekać na zaproszenie. Czyli jednak miałem rację,
udając się tutaj. Wszedłem do środka.
Z zewnątrz
starałem się zachować zimną obojętność, jednak w środku niezaprzeczalnie czułem
niepokój. Nie potrafiłem dokładnie powiedzieć, czym był spowodowany. Musiałem
ukryć go głęboko w sobie. To nie czas na takie duperele! Gdyby Majere się
zorientował, od razu wykorzystałby to do własnych celów.
– Och,
Severusie, dobrze cię znów widzieć – przywitał się, a na jego twarzy pojawił
się chytry uśmiech. – Usiądź, przecież nie będziesz tak stać. Napijesz się
czegoś?
Zanim zdążyłem
cokolwiek powiedzieć, mężczyzna machnął różdżką w stronę jednego z kątów
gabinetu. Po chwili przylewitowała stamtąd taca z dzbankiem gorącej herbaty i
dwie filiżanki.
– Masz do mnie
jakąś sprawę, Severusie? – zapytał, rozlewając herbatę do filiżanek. – Niech
zgadnę, obejrzałeś wczoraj wspomnienie, które ci dałem?
Kiwnąłem głową
na potwierdzenie jego słów, zastanawiając się, czy do herbaty nie dodał
trucizny. Jednak po chwili wyrzuciłem z głowy tę irracjonalną myśl. To nie
miało sensu i Majere nie miałby w tym żadnego interesu. Tak przynajmniej
sądziłem, bo mroczne odmęty jego umysłu pozostawały dla mnie nadal tajemnicą.
– Interesujące…
Nie sądziłem, że tak szybko dasz sobie z tym radę. W końcu do tego potrzebna
jest myślodsiewnia. Najbardziej zastanawia mnie, skąd ją wziąłeś. Jakoś nie
sądzę, aby dyrektor ci pożyczył – dodał z wyraźnym zwątpieniem.
– Nie, nawet
nie wiedziałem, że on ma coś takiego. Mam własną.
– A niech mnie!
Nie spodziewałem się takiego obrotu sprawy. Zaskakujesz mnie, oj bardzo. W
końcu to niezwykle cenny przedmiot. Interesujące, niezwykle interesujące. Ale
to przynajmniej wszystko nam w przyszłości ułatwi.
– Dałeś mi to
wspomnienie. Nie mając pewności, że je w ogóle zobaczę?! Idiotę ze mnie robisz?!
– wkurzyłem się. Co ten sukinsyn w ogóle sobie myślał?
Moja ręka
powędrowała w stronę pazuchy, gdzie znajdowała się różdżka. Jednak w ostatniej
chwili się powstrzymałem. Nie dam się ponownie wyprowadzić się z równowagi.
– Severusie,
nie przesadzaj. W końcu i tak znalazłbyś sposób. Chciałem wiedzieć, jak bardzo
ci na tym zależy. Nic więcej.
– I co dalej?
– Ty mnie się
pytasz? Raczej to ja powinienem zapytać o to ciebie. Sam chciałeś wyjaśnień,
więc dostałeś początek wszystkiego.
– Tak,
wspomnienia dnia, w którym doniosłeś na moją matkę. Wielki mi początek –
zakończyłem z ironią.
– Nie masz
pewności i nigdy nie będziesz jej mieć. A to było w szóstej klasie, wypominasz
mi coś, co zrobiłem w wieku szesnastu lat. Przypomnij sobie jak ty się wtedy
zachowywałeś.
– Więc co było
dalej?
– Nie tak
szybko, Severusie – rzekł, a na jego twarzy znów zagościł chytry uśmiech, a w
tych złotych, przenikających oczach pojawiły się dziwne błyski. – Nie sądzisz
chyba, że wszystko powiem ci od razu.
– To jakaś
twoja chora gra? – wycedziłem.
Wszystko się we
mnie burzyło. Miałem ochotę posłać w stronę Majere jakąś wymyślną klątwę.
Usłyszeć jego wrzaski, gdy byłby obdzierany ze skóry lub zamroziłaby się krew w
jego żyłach. Lecz szybko opanowałem swoje fantazje. Przede wszystkim chłodny
spokój. Jakby co zawsze mogę dopaść go później.
– Gra? Nie
nazwałbym tak tego. W końcu to ty chcesz się wszystkiego dowiedzieć, a ja
jestem jedyną osobą, która ma te wspomnienia. Wiadomo, jest jeszcze Eileen, ale
wątpię, aby odezwała się teraz skoro milczała przez tyle lat. Chyba potrafisz
dodać dwa do dwóch, Severusie. Dostaniesz kolejne wspomnienie, gdy ja uznam to za stosowne. Najwyższa pora
nauczyć się cierpliwości. Na razie powinno ci wystarczyć, że znałem Eileen w
Hogwarcie. Nawet dość dobrze. Jestem od niej o rok starszy. Jeżeli to już
wszystko, to musimy się pożegnać, mam jeszcze trochę pracy zaplanowanej na
dziś. Wakacyjne wypracowania same się nie spełnią.
– Nie będę
bawić się z tobą w kotka i myszkę.
– Już zacząłeś.
Miłego dnia, Severusie.
Z jego twarzy
nie znikał złośliwy uśmieszek i pewność, że ma wszystko pod kontrolą.
Wyszedłem z
gabinetu, trzaskając drzwiami. Nie będę tańczył tak, jak on mi zagra! Skoro
takie są jego zasady, to znajdę inny sposób, aby dowiedzieć się wszystkiego. A
jeżeli się nie uda, to wymyślę sposób, by role się odwróciły. Tak, aby Majere
nie był nawet tego świadomy. Czas działać. Nie pozwolę, aby ktoś znów mną
rządził i traktował jak swoją zabawkę.
Nie będę już od
nikogo zależny! Nigdy!
~ * ~
Udało mi się! Ostatkiem sił i wolnego czasu, ale się udało i nowe
wspomnienie jest jeszcze przed świętami. Aż duma mnie rozpiera. W każdym razie
wszystkie nowości u Was nadrobię dopiero po świętach, więc proszę o
cierpliwość. W domu jest tak dużo pracy, że wcześniej na pewno nie dam rady.
Z okazji zbliżających się świąt Bożego Narodzenia życzę Wam, drodzy
czytelnicy, zdrowia, szczęścia, uśmiechu oraz pogodnej, pełnej ciepła rodzinnej
atmosfery przy stole wigilijnym.

Świetna notka!
OdpowiedzUsuńZnów te cudowne opisy, które pozwalają mi sie wczuć w sytację...
Ten Anderson jest naprawdę irytujący. Nie cierpię takich osób;)
Pierwsza lekcja nie była łatwa dla Severusa, ale miał głowe na karku i nie dał się wytrącić z równowagi. Należą się brawa :D
Ten Majere znów mnie fascynuje...Co Sev zamierza uczynić? Żeby tylko nie zrobił czegoś głupiego;)
Ja bym wolała, żebyś mówiła o niej Eileen. To ładne imię i chyba Tobie też będzie łatwiej tak pisać.
Życzę Ci wesołych i pogodnych Świąt oraz wspaniałych prezentów!
Rozdział rewelacyjny!!! Bardzo, ale to bardzo mi się podobał^^
OdpowiedzUsuńNie ma to jak profesor Snape w akcji:D Bardzo mi się spodobała ta scena z uczniami. Wszyscy mówili, że inni to, a inni tamto, a nasz Mistrz Eliksirów mówił swoje:) Bardzo mocny początek! Ci Puchoni teraz będą wiedzieć, z kim mają do czynienia :)
No i ta rozmowa z Majere. Nie podoba mi się ten typ. Za bardzo stroi się za ważniaka, a ja nie cierpię takich ludzi! Ciekawa jestem, czy Severus sobie z nim poradzi, a pewnie tak. On nie da sobie oczu mydlić i pewnie znajdzie jakiś sposób, aby go przechytrzyć:)
Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy wydarzeń^^
Dziękuję Ci za życzenia:* Także życzę spokojnych i wesołych świąt:*
Trzymaj się cieplutko:*
Ha, a ja znowu trzecia!
OdpowiedzUsuńBiedny Severus, ten dzieciak nieźle mu dokopał. Zupełnie jak mój kolega z klasy, kiedy spóźni się na historię ^^
Co też takiego wie ten Majere? On zaczyna mnie coraz bardziej denerwować, może dlatego, że sama nienawidzę ludzi, którzy bawią się w kotka i myszkę (nie twierdzę, że sama tego nie robię...).
Czekam na ciąg dalszy i oczywiście życzę wesołych świąt :)
Ha, Sev i jego porządki :D Brakowało mi tylko opisu jak po swojemu urządzał klasę. Taki drobny szczegół :D I drobna uwaga - nie wydaje Ci się, że każdy dom na samym początku roku szkolnego ma pewną pulę punktów taką 'na dobry początek'? Bo Snape odjął chyba z 50 punktów Potterowi w którejś części i to jeszcze przed ucztą powitalną! [wydaje mi się, że to był Książę Półkrwi - drogą eliminacji - ale nie jestem pewna] No nieważne, dobry szlabanik na powitanie też zły nie jest.
OdpowiedzUsuńTen Majere jest mocny koleś. Snape'owi taka lekcja pokory się przyda. Coś mi się wydaje, że Majere wiele go nauczy tą grą.
Co do nazywania Eileen w przyszłości - myślę, że możesz te dwa określenia używać na zmianę, mnie żadne nie będzie bić w oczy xD
no, to z okazji świąt wszystkiego najlepszego! Spełnienia marzeń, powodzenia w pisaniu, żeby sesje nie były żadnymi trudnościami, dobrej zabawy i pomyślnego 2012.
Pozdrawiam
[violent-storm]
Ale Severus pojechał Andersonowi, choć słowa "g*wniarza" o matematyce i pierwszym dniu nauki były również trafne ;) Zachowania Reeda nawet nie skomentuję. Pięknie opisujesz przemyślenia i odczucia Snape'a, szczególnie wtedy, gdy szedł na zajęcia. Jak zwykle bardzo uważnie czytałem rozdział, gdyż sam wiele się od ciebie uczę. Nie mogłem oczywiście nie zauważyć, że doskonale znasz zasady pisowni, jak chociażby to, kiedy piszemy "tę" a kiedy "tą". Maleńka uwaga:
OdpowiedzUsuń"Niektóre nazwiska na pewno bym skojarzył, ale jakiś siostrzeńców dziewiętnastego stopnia czy bękartów na pewno nie" - wydaje mi się, że powinno być "jakichś" ;)
A co do twojej uwagi na temat rozdziału u mnie - chodzi ci konkretnie o to, co mówiła Bridget pod wpływem alkoholu? A może o to, jak opisywała tamte zdarzenia? Bo jeśli o to pierwsze, to wybacz, ale przecież nie mogłem doprowadzić do tego, by jej rozmowa z Joshem na środku ulicy wyglądała mniej więcej tak:
- Bridget, jesteś kompletnie pijana!
- BUAHAHAAAAAA - zajęczałam.
- Wracaj do domu, bo się przeziębisz.
- UAUAAAAAUUUEEEE!
LOL! xD Pozdrawiam i Wesołych Świąt!
Wreszcie przeczytałam ^^. Nawet nie wiesz jak długo sięzbierałam, żeby wreszcie usiąść i przeczytać te 46 rozdziałów ;D
OdpowiedzUsuńTwoja historia bardzo odróżnia się na innych o Severusie [przynajmniej ja mam takie wrażenie]. Jest wiele tajemnic,zagadek i sekretów - czyli to, co lubię najbardziej, o!
To może wydawać się trochę dziwne, ale polubiłam Majere. On jest taki... nie wiem jak to ująć... specyficzny ;D No i jestem ciekawa czego dowie się Severus, gdy będzie oglądać jego wspomnienia. Mam wrażenie, że będzie to dla mnie nie mały szok ^^
Podobała mi się pierwsza lekcja Snape'a [a właściwie jej początek]. Ten Anderson to spryciula, ale Severus i tak go ukarze, ha! ^^
Wesołych świąt! Spełnienia marzeń, szczęścia, dużo, dużo pomysłów i weny! ;)
Czekam na następny rozdział! Możesz mnie powiadamiać? Na melodia-wiecznosci.blog.onet.pl
Pozdrawiam, Mirabella.
Taki Severus mi się podoba, chłodny i władczy :) Ma rację, że nie da sobie wejść na głowę, aczkolwiek jak chyba wszystkim wiadomo, jego metody wychowawcze pozostawiały wiele do życzenia. Taka jednak miał rolę. Ten Majere, no kurczaki rozszarpałabym go. Jest tak pewny siebie, że aż mnie od niego odrzuca. A swoja drogą nie mam pojęcia dlaczego, ale przypomina mi odrobinę Lockharta. Niecierpliwie czekam na ciąg dalszy! ;)
OdpowiedzUsuńWesołych Świąt ;)
Ach, jak mi się podobał opis pierwszej lekcji Severusa. ;D Już nie lubię tego Puchona. -,- Przypomina mi znienawidzonego i przemądrzałego kolegę z klasy. No i strasznie wkurza mnie Majere. Mam wrażenie, że nie tylko mnie. ;] Co on ukrywa i kogo zgrywa...? W sumie to Severusowi może na dobre wyjść taka lekcja... pokory... ;)
OdpowiedzUsuńA co do Eillen to sama nie wiem... Wydaje mi się, że oba sformułowania będą pasować. :)
Przepraszam za tak krótki komentarz, ale mam taki chaos w domu przez przygotowania świąteczne, że nie mam czasu na nic więcej. :)
Wesołych świąt i nowego roku szczęśliwszego od wszystkich pozostałych razem wziętych! :*
Hm święta, święta, i po świętach... Życzę Ci w takim razie udanego Sylwestra i mam nadzieję, że prezenty się podobały! ;)
OdpowiedzUsuńPodoba mi się ten stanowczy Sev. Nie da sobą pomiatać, i dobrze! Ci uczniowie mieli ze Slughornem całkiem inaczej, był łagodny i pobłażliwy - czego nie można powiedzieć o Snapie. Pokazał na co go stać, i że z nim nie ma łatwo. Co do tego Majere; on jest normalnie złośliwy! Aż by się chciało go przycisnąć i dowiedzieć wszystkiego, niestety to by nie było to :) Wszystko w swoim czasie.
Mam do Ciebie prośbę. Czy mogłabyś informować mnie o nowych rozdziałach na moim blogu? Byłabym wtedy bardziej regularną czytelniczką, bo czasami przegapiam notki.
[milosc-ron-hermiona]
świetny kontrast między Severusem, który ustawia dzieciaki do pionu, a Severusem-dzieckiem, które jest zależne od Majera, czy tego chce czy nie - skoro chce się dowieidzec... Jednak nie zmienił się do końca, nadal lubi miec kontrolę, choć teraz widzi swoje błędy ideologiczne,że tak powiem... Najbardziej na świecie Sev nienawidzi być od kogoś zależnym, czyż nie? pewnie stąd też problemy w miłosci, o której chyba tutaj już więcej czytac nie bedziemy, a przynajmniej nie miłosci Severusa... tzn oprocz Lily, ale to nie jest miłość spęłniona... w każdym razie myslę, że jesli chodzi o Eillen, to we wspomnieniach powinnaś pisać jej imię, nie 'matka' równiez w opisach. Tak będzie łatwiej. Snape boi się tego, że ludzie odnajdą jego słabe strony, ze sobie nie poradzi, to widać było w trakcie tej lekcji, szczerze mówiąc... ale koniec końców dobrze sobie poradził. ustawił ich. Puchon zdecydowanie przesadził. aczkolwiek mieli rację, ze się czepiali o Powyżej oczekiwań. czekam na cd:P
OdpowiedzUsuńPodoba mi się. Severus bardzo mi się podoba jako taki ostry nauczyciel. Wątek z Eileen robi się coraz ciekawszy, miło, że do niego wracasz. Ja osobiście wolę, jak Severus mówi o Eileem "mama", albo "matka".
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że ostatniego rozdziału nie skomentowałam. Wiedz, że mi się podobał.
No to dostałam spóźniony, świąteczny prezent :) Dwa rozdziały przeczytane pod rząd.
OdpowiedzUsuńPrzede wszystkim mam ogromną nadzieję, że nieco w czasie świąt odpoczęłaś. Każdy zasługuje na chwilę wytchnienia. Aktywne życie w codziennych obowiązkach wypompowuje masę niezbędnej energii, coś o tym wiem.
A po drugie, bardzo podobały mi się oba rozdziały. Chociaż wspomnienie Majera nie trzyma się kupy i właściwie niczego nie wyjaśnia, dalej czuję rosnące zaciekawienie. Proszę, proszę, Eileen w czasach szkolnych nie była tak bojaźliwa i zeżarta doszczętnie przez strach. Miała silny charakter, własne idee. Severus nawet mi ją trochę przypomina. Jaka szkoda, że małżeństwo zrujnowało jej życie. Drogą dedukcji wnioskuję, choć oczywiście mogę się mylić, że w jej żyłach płynie krew arystokratki. Ale nie takiej przeciętnej, która zgadza się na wszystkie zasady, na nacisk, który na niej wywierano. Była w pewnym sensie buntowniczką. Śmiało mogłaby stoczyć walkę z Goblinami. Założę się, że odniosłaby słodkie zwycięstwo.
Bardzo fajne rozdziały. Ponieważ nie udało mi się wyrobić przed składaniem życzeń na nadchodzące święta, życzę Ci udanego Sylwestra i hucznej zabawy! ;*
Eh dopiero teraz mam czas odrobić zaległości, bo przed świętami byłam pochłonięta sprzątaniem, gotowaniem itp.
OdpowiedzUsuńCo do obu rozdziałów (po dopiero przeczytałam także poprzedni) jestem bardzo ciekawa o co chodzi z tym wspomnieniem. A odpowiadając na twoje pytanie myślę, że lepiej będzie jak we wspomnieniach będzie ''matka''. Tak już powiedziałaś w końcu Severus jest tu narratorem.
Pozdrawiam ;)
Na początku przepraszam, że tak długo nie komentowałam, ale ostatnio na nic nie miałam czasu. Notka ciekawa, zarówno ta, jak i poprzednia. Ciekawi mnie cała ta historia z Mayer`em. No i podoba mi się ta postać młodej Eileen. Co do fragmentu lekcji - genialny. Severus jako nauczyciel przypomina mi trochę moją panią od fizyki :D Jak nazywać Eileen we wspomnieniach? Ciężkie pytanie. Może po imieniu? Albo raz tak, raz tak - nie będziesz miała dylematu, a i powtórzeń unikniesz ;) Z okazji świąt (a raczej dni poświątecznych) życzę wszystkiego najlepszego, weny i wyobraźni. Szczęśliwego Nowego Roku! Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam już dawno rozdział. Jak zwykle świetny ^^
OdpowiedzUsuńUczniowie byli tacy pewni i myśleli, że Severus będzie takim samym nauczycielem, co Slughorn. Mylili się:D Sev nie da się w kaszę dmuchać. Flitwick nie ma o nim takiego złego zdania, co inni. Wiadomo, że większość wiedziała, że Dumbeldore zawsze dokonuje dobrych wyborów.
Podobała mi się wymiana zdań z Majere. Nie przepadam za nim... doniósł na Eireen. Wszystko jest ładnie ;) podobało mi się. Ostatnio byłam chora i nie byłam w stanie komentować rozdziałów. Takie pytanko... kiedy pojawi się Morrigan? :D stęskniłam się za nią :)
Pozdrawiam.
Przeczytałam i bardzo mi się podobało. Obecnie nie mam czasu na długi i wyrażający wszystkie emocje komentarz, dlatego ograniczę się do ogólności. Podobała mi się lekcja, spoglądając teraz od strony Snape'a, jego oczami, to trochę go rozumiem, ale to nie zmienia faktu że był podły w stosunku do Gryfonów... Tajemnice i tajemnice a to lubię. Jestem ciekawa jakich zaskakujących faktów na temat swojej matki dowie się Severus. Pozdrawiam i wszystkiego najlepszego na nowy rok
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że komentuję dopiero teraz, ale, naprawdę, czas jakby zaczął mi pędzić, przez co w ogóle nie korzystałam z internetu w celu rozrywki. Jeszcze te Święta, później wyjazd do Niemiec, a dzisiaj Sylwester. Mam jeszcze 2 godziny do wyjścia, także wykorzystałam go na bloga i nadrobienie zaległości.
OdpowiedzUsuńOczywiście, nabardziej spodobał mi się fragment o lekcji Eliksirów. Dzieciaki musiały przeżyć szok, w końcu zasady Severusa 100 razy różnią się od tych wytyczonych przez Slughorna.
Ten Anderson mnie kompletnie rozśmieszył. Taki mały cwaniaczek, nie miał pojęcia z kim ma do czynienia ;)
Pamiętam, że gdy czytałam pierwsze części książek Rowling wręcz bulwersowałam się tymi "wziętymi z kosmosu zasadami". Dopiero po siódmej części, gdy zmieniłam swój stosunek do Snape`a, jakos przestały mi one przeszkadzać. Chociaż nie wiem, czy bym wytrwała, gdybym miała byc jego uczennicą ;)
Pozdrawiam, życze udanego, szampańskiego Sylwestra oraz szczęśliwego Nowego Roku ;)
[kamien-wskrzeszenia]
Znów muszę przeprosić za opuszczenie jednego wspomnienia bez komentarza... Ale naprawdę mój czas jest do maksimum ograniczony i niestety ciężko jest znaleźć chwilę na czytanie odcinków i niestety także na pisanie swoich...
OdpowiedzUsuńAle do rzeczy. Oba wspomnienia bardzo mi się podobały, wspaniale, że Severus wrócił już do Hogwartu! Szkoda tylko, że to wspomnienie, które zobaczył niczego właściwie nie wyjaśnia... Jestem bardzo ciekawa, czego dowie się o swojej matce! A propos, myślę, że obie formy pisania, i Eileen i matka, byłyby odpowiednie. Pisz, jak Ci wygodniej ;)
Świetnie opisałaś pierwszą lekcję Severusa. Już czuć ten jego chłód do uczniów... Na samą myśl, że mogłabym siedzieć wśród jego uczniów mam dreszcze. Za nic nie chciałabym takiego nauczyciela... Jak pewnie wszyscy ;) Ale naprawdę wspaniale opisałaś tę scenę, także w kwestii jego odczuć i myśli.
Ach i bardzo spodobała mi się reakcja Flitwicka. Ok, było to w pewnym stopniu naiwne i w ogóle, ale z drugiej strony dobrze, że chociaż on podał dłoń Snape'owi. Do tej pory Sev nie miał na drodze wielu takich ludzi...
Pozdrawiam serdecznie! :)
Od dawna czytam, pierwszy raz komentuję. Super blog, nie mogę się doczekać kolejnej notki. Pzdr.
OdpowiedzUsuńMajere to najbardziej wkurzająca postać! Popieram Severusa. notka świetna, jak zwykle.
OdpowiedzUsuńFajny rozdział:D i fajny Severus odrazu uczniowie wiedzą kto tu rządzi:) i nie pozwoli sobie w kasze dmuchać to samo tyczy się rozmowy z Mejere chociaż on trochę zbił go z pantałyku, ale on coś kombinuje i strasznie mota!. Pozdrawiam:*
OdpowiedzUsuńJej - pierwsza lekcja Severusa, ale przyjemnie to się czytało! Severus - nauczyciel to ciekawy aspekt jego życia. To dobrze, że Hogwart daje mu poczucie wytchnienia, oczyszcza wewnętrznie ze smutku związanego z przeszłością, wszystkim co się wydarzyło i wydarzy, bo to przecież jeszcze ważniejsze. Odnoszę tylko dziwne wrażenie, że Sev jakiś strasznie nerwowy się zrobił, na wszystko gwałtownie reaguje. W życiu bym się nie spodziewała, że aż tak go poniesie, gdy będzie próbował wyciągnąć jakieś informacje z Majere. To jakoś nie pasuje mi do Snape'a, przecież nawet przed Voldemortem udawało mu się ukrywać swoje emocje, dusić je w sobie. Teraz kompletnie nie opłacała mu się taka reakcja. Tak mi się przynajmniej wydaje.
OdpowiedzUsuńEileen może zostać. Ciężko byłoby Ci ciąglę opisywać ją jako matkę.
Ciekawość mnie zżera coraz bardziej, tak niewiele wiadomo na chwilę obecną. Czuję się jak Severus ;)
Wszystkiego dobrego w nowym roku!