Co my wiemy, to
tylko kropelka. Czego nie wiemy to cały ocean.
Isaac Newton
1 września 1981
Pierwszy września. Dzień, w którym na nowo pozwolono mi
przekroczyć próg majestatycznego zamku. Dzień, w którym znów poczułem się jak
wolny człowiek. Mogłem zrobić ze sobą wszystko bez obawy, że sznurek, do
którego zostałem przywiązany okaże się za krótki. Lily była bezpieczna. Ja
mogłem odciąć się od tego piekła, do którego z własnej woli wstąpiłem.
Znów znalazłem
się w moim prawdziwym domu.
Lecz nie
wszystko było tak piękne jak wydawało się na pierwszy rzut oka…
Gdy stanąłem
pod żelazną bramą, której strzegły kamienne gargulce, serce zaczęło mocniej bić
w mojej piersi. Euforia sięgnęła zenitu, gdy skierowałem oczy na zamek.
Hogwart. Wyglądał pięknie w świetle wrześniowego słońca. Kamienne mury jak
zawsze prezentowały się okazale, a wieże wznosiły się wysoko ku chmurom. Ku
temu jasnemu światłu.
Wróciłem! Jednak wróciłem!
Całe ciało
zdawało się krzyczeć ze mną. Nawet jasne słońce, które tego lata tak rzadko
wyłaniało się zza chmur wydawało się ledwie małą iskierką przy blasku mojej
radości.
Wróciłem do
domu. To tutaj było moje miejsce. W Hogwarcie.
Znów mogłem
skierować się w stronę lochów. Iść wśród tych jeszcze pustych, kamiennych
korytarzy. Słyszeć echo własnych kroków. Muskać palcami kamienie na ścianach,
by poczuć ich zimno i chropowatą powierzchnię. By mieć pewność, że to dzieje
się naprawdę, a nie jest już tylko kolejnym snem.
Nie skierowałem
się jednak w stronę pokoju wspólnego Ślizgonów. Już nie te czasy. Teraz miałem
swój własny pokój z przylegającym do niego gabinetem. Małe mieszkanie w
miejscu, gdzie serce tak bardzo się raduje. Gdzie szczęście jest tak blisko
mnie, prawie namacalne, jakby za chwilę można byłoby je dotknąć, ścisnąć w
dłoni i już nie wypuszczać. Zostawić przy sobie, przy własnym sercu.
Lecz na tym
dobre aspekty powrotu się kończyły. Cała początkowa radość prysła jak bańka
mydlana.
Pozostali
nauczyciele nie przyjęli mnie z otwartymi ramionami. Niektórzy, przeważnie
członkowie Zakonu Feniksa, doskonale wiedzieli kim byłem. Stąd brała się ich
wrogość i zimne obejście wobec mnie. Nie wierzyli w nawrócenie śmierciożercy.
Byli czujni, jakby czekali na każde moje, nawet najmniejsze, potknięcie, by
wyrzucić mnie stąd.
Inni musieli
domyślać się, co robiłem, bo doskonale wiedzieli, z jakimi ludźmi trzymałem,
gdy uczyłem się w szkole.
Dla niektórych
pozostawałem obojętny, jakby dopiero mieli wywnioskować czy chłopak, którego
znali jako ucznia nadawał się do uczenia razem z nimi, do tytułowania go
profesorem.
Tylko jedna
osoba wyróżniała się z tego tłumu pełnego masek złości, obrzydzenia i
obojętności. Jakby cieszyła się z takiego obrotu sprawy?
~ * ~
Usłyszałem
pukanie do drzwi gabinetu. Mojego
gabinetu. Zbliżała się pora Ceremonii Przydziału i nie spodziewałem się
nikogo. Większość pozostałych nauczycieli wolała mnie unikać. Natomiast na
uczniów było jeszcze trochę za wcześnie. Pociąg zawsze jeździł ze stałą
prędkością, więc zapewne dopiero teraz zatrzymał się w Hogsmeade.
– Proszę –
rzekłem. Przecież nie będę kazał temu komuś stać pod drzwiami i czekać nie
wiadomo jak długo.
Drzwi gabinetu
otworzyły się i stanął w nich wysoki mężczyzna, wokół którego ostatnio tak
często krążyły moje myśli.
Nie mógł mieć
więcej niż pięćdziesiąt lat, lecz wyglądał na znacznie młodszego. Krótkie,
brązowe włosy zostały starannie uczesane tak, że nawet jeden kosmyk nie
sterczał w inną stronę. Wbrew pozorom ta fryzura nie postarzała go ani nie
sprawiała, że wyglądał na jakiegoś lalusia. Wręcz przeciwnie dodawała mu
pewnego uroku i szyku; elegancji, której pewnie wielu mu zazdrościło.
Na szczupłej,
podłużnej twarzy z wystającymi kośćmi policzkowymi najbardziej wyróżniały się
oczy mężczyzny. Miały kolor złota. Odniosłem wrażenie, jakby to złoto było
płynne i chciało mnie pochłonąć, zamknąć w sobie i już nigdy nie wypuścić.
Pierwszy raz w życiu takie widziałem. Przez chwilę zastanawiałem się, czy był
to jego naturalny kolor, czy też może skutek uboczny jakiegoś nieudanego
zaklęcia.
Jednak to nie
kolor przyciągał najbardziej, lecz przenikliwość tego spojrzenia. Jakby
potrafił patrzeć przez ciało wprost w duszę i umysł człowieka. W popłochu
szybko podniosłem bariery wokół własnego umysłu, tak na wszelki wypadek. Lecz
nie można było znaleźć w nich łagodności czy dobroci, jaka zazwyczaj cechowała
Dumbledore’a. Nie znalazła tam nawet miejsca tak często spotykana u innych
neutralność. Dominowała jedynie oziębłość i pogarda. Jednak miałem wrażenie, że
to tylko iluzja i do zdolności przeszywania na wskroś ludzkich dusz, jaką
posiadał dyrektor temu człowiekowi jeszcze wiele brakowało.
Z wąskich warg
mężczyzny nie znikał delikatny uśmieszek, którego nie potrafiłem rozszyfrować.
Miał na sobie
ciemnoczerwoną odświętną szatę, która sprawiała, że wyróżniał się na tle
ciemnego lochu; nie pasował tutaj.
I nigdy nie będzie.
Wyprostowany i
dystyngowany, jakby należał do arystokracji. Takie przynajmniej było moje
pierwsze wrażenie. Tylko wtedy, co robiłby ucząc w tej szkole? Po co miałby
zaprzepaszczać szansę życia w luksusach i posadę w Ministerstwie Magii na rzecz
niewdzięcznej pracy z uczniami?
Miał w sobie
wszystko, co lubiły kobiety. Teraz nie dziwiłem się już, dlaczego wszystkie
dziewczyny chodziły na jego zajęcia. Większość robiła to tylko dlatego, aby móc
częściej na niego popatrzeć, bo za knut nie interesowały się wykładanym
przedmiotem. Jednak nie zmieniało to faktu, że był bardzo dobrym nauczycielem.
Zajęcia utrzymywał na niezwykle wysokim poziomie i tylko najlepsi dostawali się
do klasy owutemowej. Selekcja była ostra, a motto przewodnie to „głąby nie mają
tu czego szukać”. Jack był bardzo zadowolony z tych zajęć… i Morrigan też.
Spojrzałem na
niego, pytająco unosząc brwi i czekając na jego pierwszy ruch. W końcu nie ja
go tutaj zapraszałem.
– Nie mieliśmy
okazji porozmawiać wcześniej – powiedział z nutą drwiny w głosie.
Odkąd pamiętam
zawsze do każdego zwracał się takim tonem, więc może był to jego normalny ton
głosu. Chociaż ciężko było mi w to uwierzyć. Nazwałbym to raczej nawykiem
wyuczonym przez lata.
– Dlatego
osobiście postanowiłem powitać nowego nauczyciela. – W jego oczach pojawiły się
dziwne błyski, których nie potrafiłem rozszyfrować. – Witamy wśród straceńców i
ofiar losu, Severusie. Chociaż ty zdaje się byłeś już na dnie, prawda?
Spojrzałem mu
prosto w te dziwne złote oczy. Nie bałem się tego fałszywego spojrzenia,
pogardy w głosie. Ku mojemu ogromnemu zdziwieniu wytrzymał to, nie odwrócił
wzroku. W co on grał?
– Nie wiesz, o
czym mówisz – wycedziłem ociekającym jadem głosem.
– Och,
doskonale zdaję sobie z tego sprawę, śmierciożerco pozbawiony zdolności
logicznego myślenia i zdrowego rozsądku.
Automatycznie
chwyciłem się za lewe przedramię, co spowodowało pojawienie się triumfującego
błysku w oku Majere. Na jego twarzy zagościł ten znienawidzony przeze mnie
szyderczy uśmieszek.
– Nie masz
pojęcia, kim jestem! – wybuchnąłem. –
Nie znasz mnie i nie masz prawa tak mówić!
Zacisnąłem
dłonie w pięści. Całą siłą woli musiałem powstrzymywać się od chwycenia różdżki
i rzucenia na niego jakiejś klątwy. Nie chciałem rozlewu krwi pierwszego dnia
mojego pobytu tutaj, to byłby ostateczny koniec.
– I tu się
mylisz, Severusie. Wiem o tobie bardzo wiele. Nie sądziłem jednak, że będziesz
tak głupi i dołączysz do sił Czarnego Pana. Przecież każdy, nawet największy
idiota, zdaje sobie sprawę, że tylko stojąc obok Dumbledore’a można wygrać.
Nawet, jeżeli nie zgadza się z jego ideami, to i tak warto zachować pozory. Ale
w końcu jesteś tak podobny do swojego ojca, więc czego mogłem się po tobie
spodziewać.
Majere odwrócił
się i najwidoczniej chciał już wychodzić, gdy dotarły do mnie jego ostatnie
słowa. Bez zastanowienia wyciągnąłem różdżkę i skierowałem na niego. Impuls
zadziałał szybciej niż zdrowy rozsądek.
– Coś ty
powiedział?! Nie masz pojęcia, kim był mój ojciec! – wrzasnąłem. – Nie mam z
nim nic wspólnego!
– Oho, robimy
się ważni. Schowaj tę różdżkę, bo jeszcze zrobisz sobie krzywdę. A co do twojego
ojca, to się mylisz – ostatnie zdanie powiedział powoli, akcentując każde
słowo, a na twarzy znów zagościł szyderczy uśmiech. – Tak też myślałem, że nic
nie wiesz, że nic ci nie powiedziała. Tym bardziej, że wtedy byłeś za młody,
aby cokolwiek pamiętać. Może to da ci do myślenia.
Wyciągnął
różdżkę, ale nie skierował jej w moją stronę, jakby w ogóle nie dotarło do
niego, że znalazł się na moim celowniku.
Jakby wiedział, że się na to nie odważę, bo chcę
wiedzieć więcej.
Skierował ją we
własną skroń. Po chwili wydobyła się z niej srebrzyste pasemko własnej myśli.
Wspomnienie tego, co już dawno minęło.
Srebrną nić
strząsnął do małej fiolki, którą wyjął z kieszeni. Jakby doskonale wiedział, że
do tego dojdzie i wszystko sobie z góry zaplanował.
Szklaną fiolkę
postawił na biurku i z triumfem na twarzy opuścił pomieszczenie. Zostawił mnie
z mętlikiem w głowie i różdżką nadal skierowaną w miejsce, gdzie przed chwilą
stał. Nic nie było już jasne. Miałem wrażenie, że wszystko to, co dowiedziałem
się do tej pory stanęło na głowie. Co on chciał w ten sposób osiągnąć? Co
chciał mi pokazać? Swoją wyższość?
Stałem tak
jeszcze przez kilka dobrych minut, nie wiedząc, co zrobić. Wszystko potoczyło
się tak szybko, że nie miałem już pewności czy kiedykolwiek otrzymam odpowiedzi
na swoje pytania. Czy w ogóle cokolwiek się wyjaśni, czy może wręcz doprowadzi
on do tego, że skomplikuje się jeszcze bardziej? Nasuwało się jeszcze jedno
pytanie. Jak ja mam wytrzymać z takim człowiekiem?
Lecz teraz
musiałem udać się na ucztę powitalną. Na resztę przyjdzie czas później.
~ * ~
Wielka Sala
wyglądała tak samo olśniewająco jak w każdym roku, gdy nowi studenci przybywali
w te mury. Nadal po tylu latach zapierało mi dech w piersi na ten widok.
Oświetlały ją tysiące świec unoszących się nad czterema uczniowskimi stołami.
Jak zawsze zastawiono je złotymi talerzami i pucharami. Po drugiej stronie sali
stał jeszcze jeden długi stół, przy którym zasiadali nauczyciele, przy którym
było teraz moje miejsce.
Zaczarowane
sklepienie idealnie odzwierciedlało niebo na zewnątrz. Dziś było
aksamitnoczarne i pełne migoczących gwiazd.
Po raz pierwszy
miałem zasiąść po tej drugiej stronie. Nie wśród tłumu roześmianych,
zajmujących cztery długie stoły uczniów. Teraz moje miejsce było przy tym
ostatnim, piątym stole.
Witaj wśród straceńców.
Usiadłem
pomiędzy Flitwickiem a Kettleburn. Chciałem trzymać się jak najdalej od Majere.
Nie miałem zamiaru dopuścić do kolejnej konfrontacji, nie przy świadkach.
Uczniowie
przyglądali mi się z zaciekawieniem. Pewnie zastanawiali się, jakiego
przedmiotu będę uczyć, który z ich profesorów odszedł. A przede wszystkim,
dlaczego odszedł. Czy czasem nie spotkała go przedwczesna śmierć z rąk
śmierciożerców. Starałem się ignorować te spojrzenia. Za kilka dni na pewno się
skończą i wszystko wróci do normy.
Dziwnie czułem
się, siedząc przodem do nich, patrząc na te roześmiane, pełne podekscytowania
twarze. Resztki pozostałej we mnie radości jakby się nagle ulotniły, gdy
dotarło do mnie, że wiele z tych osób przecież znałem jeszcze w czasach, gdy
byłem tu uczniem. Z wieloma siedziałem w jednym pokoju wspólnym, uczyłem się w
bibliotece, jadłem posiłki w Wielkiej Sali.
Trafiło mnie to
jak grom z jasnego nieba. Takiej ewentualności nie brałem pod uwagę. A przecież
powinienem, bo minęły zaledwie trzy lata odkąd zakończyłem naukę. Teraz
zrozumiałem, dlaczego Dumbledore nigdy nie chciał zatrudniać tak młodych
nauczycieli.
Naszły mnie
wątpliwości, czy aby na pewno dam sobie radę. Jak oni mnie przyjmą? Pierwszo,
drugo czy trzeciorocznymi się nie przejmowałem, ich można ustawić od samego
początku. Gorzej sprawa miała się z klasami sumowymi czy owutemowymi, mogłem
się założyć o moją różdżkę, że tam tak łatwo nie będzie. Jak oni mnie przyjmą i
jaki będą mieć do mnie stosunek? I tak bez względu na wszystko miałem zamiar
postawić na swoim. Bezdyskusyjnie.
Nawet jeżeli
jako opiekuna domu czeka mnie początkowo walka z tymi krnąbrnymi uczniami, to i
tak dam radę. Pokażę im wszystkim, że nie jestem byle kim. Udowodnię to sobie…
~ * ~
Gdy tylko uczta
powitalna dobiegła końca, udałem się jak najszybciej do swojego gabinetu.
Chciałem zobaczyć to wspomnienie, chciałem zagłębić się w nie i poznać prawdę.
Znaleźć odpowiedzi na dręczące mnie pytania.
Odnosiłem
wrażenie, że czeka ono, aż się w nie zagłębię. Czekało i nie dawało spokoju.
Wypalało dziurę w umyśle i sercu. Powodowało dziwną ekscytację, ale także
niepewność. Jednak to pierwsze uczycie, mimo wszystko przeważyło szalę.
Gdy znalazłem
się w moim prywatnym pokoju przylegającym do gabinetu, zamknąłem za sobą drzwi
na klucz. Wyjąłem myślodsiewnię i walcząc z drżącymi dłońmi wlałem do zbiornika
srebrzyste wspomnienie.
Nie zawahałem
się nawet na chwilę, zanurzając się we fragment przeszłości Raistlina Majere… i
mojej matki.
Znalazłem się
na skraju Zakazanego Lasu. Był piękny dzień tak rzadko zdarzający się w tej
części kraju. Powiedziałbym, że nastało już lato, ale skoro znajdowałem się w
Hogwarcie, to musiał być jeszcze czerwiec. Słońce, królujące na nieboskłonie,
grzało niemiłosiernie. Na błękitnym niebie z wyjątkiem ogromnej kuli gazowej
nie pojawił się ani jeden bialutki obłoczek. Korony drzew zastygły w bezruchu,
gdyż nawet wiatr nie zakłócał spokoju dzisiejszego dnia. Wolał poczekać na inną
okazję. Powietrze było ciężkie.
Obok mnie w
cieniu drzew stał nastoletni Raistlin Majere. Czas obszedł się z nim niezwykle
łagodnie, jakby starzał się w spowolnionym tempie, jednak po dłuższym
przyjrzeniu się można było stwierdzić, że wiele stracił ze swojej wyniosłości.
Jak widać jego życiowe tragedie także nie ominęły, chociaż całym sobą starał
się temu zaprzeczać.
Witaj wśród straceńców.
Jego młodsza
wersja musiała mieć szesnaście lub siedemnaście lat. W przeciwieństwie do
teraźniejszej wersji miał długie włosy. Również wyjątkowo starannie uczesane i
związane jedwabną wstążką. Przypominał mi Lucjusza, ale w porównaniu do niego
miałem wrażenie, że wygląda śmiesznie. W jego złotych oczach królowało zimno i
pogarda. Jakim on był człowiekiem w młodości?
Raistlin stał
nonszalancko oparty o pień drzewa z ramionami skrzyżowanymi na piersiach.
Musiał na kogoś lub na coś czekać. I wtedy zobaczyłem na jego palcu pierścień
rodowy, który nosili tylko członkowie najbardziej wpływowych rodzin. Czyżby on
należał do arystokracji? Jakoś nie mogłem w to uwierzyć. Może tylko udawał?
Nie wiedząc na
co czekamy, podążyłem za jego wzrokiem. I wtedy zobaczyłem ją. Młodsza wersja mojej matki zmierzała w stronę jeziora. To był
dla mnie szok, gdy zobaczyłem ją taką młodą, mającą jeszcze wszystko przed
sobą.
Wszystkie te tragedie.
Jej młodej
twarzy nie znaczyły jeszcze ślady nieubłaganie płynącego czasu i cierpienia,
jakiego doznawała każdego dnia. Była taka ładna, tak pełna życia, tak inna… Nie rozumiałem tylko, dlaczego tak
dziwnie się ubrała. Majere miał na sobie zwyczajny mundurek, więc po co jej był
taki śmieszny strój? Biała, krochmalona koszula z długim rękawem, koronkami
przy mankietach i kołnierzu, która wyraźnie przylegała do spoconego ciała,
ciemnoszara spódnica sięgająca kostek oraz wysokie, sznurowane, czarne buty.
Ciemne włosy spięła w kok z tyłu głowy.
Usiadła w
cieniu dębu rosnącego przy jeziorze. Czyli to nie na nią czekał Majere. A może
miał zamiar za chwilę do niej podejść? Gdy podwinęła rękawy koszuli do łokcia,
na twarzy obserwującego ją chłopaka pojawił się szyderczy uśmiech. Nie podobał
mi się też złowieszczy błysk w jego złocistych oczach. Co on miał zamiar
zrobić?
– Eileen!
Poznałem ten
głos, mimo że słyszałem go tylko raz trzy lata temu. Wiem jednak, że nigdy go
już nie zapomnę. Będzie mnie prześladować do końca życia. Wraz z widokiem
martwego ciała jego właścicielki.
Doznałem
niemałego szoku, widząc młodą Juliet Potter. Nidy nie przypuszczałbym, że ta
drobniutka blondyneczka wyrośnie na tę poważną kobietę, która zawzięcie stawi
mi czoła, broniąc swojego domu, swojego życia. Jej orzechowe oczy były pełne
życia, nie smutku i bólu, który pojawi się za kilkanaście lat. Ku mojemu
zdziwieniu była ubrana i uczesana tak samo jak matka. O co w tym wszystkim, do
cholery, chodziło?
Matka, jakby
niechętnie, odwróciła się w stronę idącej do niej dziewczyny, która dyszała, z
trudem łapiąc oddech.
– Juliet,
mówiłam, że chcę być sama.
– Wiem,
chciałam ci tylko powiedzieć, że siostra panny Anne przysłała jej tomik poezji
miłosnej, tej bez cenzury. Zaprosiła nas do swojego dormitorium, będziemy czyt…
Jej wzrok
spoczął na podwiniętych rękawach matki.
Oczy rozszerzyły się w przerażeniu.
– Eileen, coś
ty zrobiła?! Przecież tak nie można! To pogwałcenie zasad!
– Nie
przesadzaj, jest za gorąco.
– Regulamin –
szepnęła teatralnie. – Eileen, a jak ktoś zobaczy? Natychmiast doprowadź się do
porządku.
– Nie mam
zamiaru! – krzyknęła matka. – Mam gdzieś
cały ten beznadziejny regulamin i głupie zasady!
Juliet
spojrzała na nią z przerażeniem i zaczęła rozglądać na boki. Musiała chyba
sprawdzać, czy nikt ich nie obserwuje. Nie zauważyła młodego Ślizgona ukrytego
w cieniu drzew.
– To jest
chore, jakbyś jeszcze tego nie zauważyła – kontynuowała matka, nie zwracając
uwagi na to, że Juliet chciała coś jeszcze powiedzieć. – Nie widzisz tego?
Jesteśmy zacofani! Mugolki już od dawna chodzą w spódnicach do kolan, nie muszą
zakładać tych głupich koronek. Coraz częściej chodzą w spodniach. Same mogą
wybierać sobie mężczyzn. Wychodzą za mąż
z miłości, nie z przymusu. A my co? W czym jesteśmy gorsze od facetów?
Czego nie mamy?
Twarz Juliet
przybrała karmazynowy odcień.
– Nie o to mi
chodziło, głupia kobieto. Czy ty ciągle tylko o jednym? Zaciągnij jakiegoś do
łóżka skoro tak bardzo cię to ciekawi.
– Eileen,
przestań! To niestosowne i dobrze o tym wiesz. Co by rodzice powiedzieli? Za
dużo chcesz. Jesteś zła, bo Majere odmówił ci udziału w Klubie Gargulkowym,
tak?
– Wiedziałam! –
krzyknęła po chwili, widząc zmianę na twarzy matki. – Daj sobie z tym spokój.
Nigdy cię do niego nie przyjmą.
– Nie poddam
się tak łatwo! Nigdy się nie poddam! Będę walczyć! Pokażę im wszystkim na co
mnie stać. Osiągnę mój cel!
– Proszę, za
dużo chcesz, to się dla ciebie dobrze nie skończy. Nie patrz tak na mnie. Doskonale
wiesz, że mam raję. Zawsze mam rację. Zostaw wszystko tak, jak jest.
– Nie zostawię
tego. Nie będę już tańczyć jak mi zagrają. Wezmę życie w swoje ręce. Osiągnę
sukces. Nie będę pustą salonową lalką!
– Jeszcze
wspomnisz moje słowa. Wiem, że teraz cię nie powstrzymam, ale gdy przejrzysz na
oczy będzie już dla ciebie za późno. Jak ochłoniesz i będziesz chciała to
przyjdź do dormitorium panny Anne – dodała po chwili milczenia.
Odwróciła się
na pięcie i ruszyła do zamku. Gdy znalazła się już w odpowiednio dużej
odległości Majere ruszył jej śladem. Po wyrazie jego twarzy mogłem
wywnioskować, że poszedł o wszystkim donieść jakiemuś nauczycielowi. A matka
zostanie ukarana, chociaż nic nie zrobiła.
~ * ~
We wspomnieniu Eileen kończy piątą klasę, aby nie było później wątpliwości.
Chciałam to umieścić w treści, ale mi się nie udało nigdzie logicznie wcisnąć.
Juliet jest w tym samym wieku, a Raistlin o rok starszy. Tak naprawdę, to miał
to być prolog do opowiadania o Eileen, który napisałam już rok temu. I na szczęście
powstrzymałam się od kontynuowania, bo teraz mogę to połączyć i wszystko będzie
bardziej logiczne. Trochę go musiałam zmienić, bo był w pierwszej osobie.
Dialogi zostawiłam bez zmian, więc mam nadzieję, że różnica nie rzuca się tak
bardzo w oczy. Od razu zaznaczam też, że to moja wersja i wiem, że nie zgadza
się z kanonem.
Pozdrawiam :)
Zapadam się pod biurkiem i nie patrzę na datę kiedy napisałam pierwsza!, bo zaczynam palić się ze wstydu! Severus wrócił do Hogwartu, ale niestety to co dobre musi przyćmić mgła przeszłości i jeszcze te intrygujące wspomnienia i ten cały Majere coś czuje, że namiesza i co z tym wszystkim ma wspólnego matka Pottera?!. Bardzo mi się podobało. Pozdrawiam:*
OdpowiedzUsuńHeh ;)
OdpowiedzUsuńTen rozdział wydaje mi się trochę gorszy od np. poprzedniego, ale to nic. Majere jest trochę dziwny. Przychodzi sobie ot tak do gabinetu Seva i wciska mu wspomnienie w ręce. I to takie pozornie nic nie znaczące, bo w gruncei rzeczy nie wiadomo, co stało się potem. I pewnie zrobił to specjalnie, żeby Severus miał się nad czym głowić! :P Tylko po co to, po co? Jakaś kolejna gierka, jak to Ślizgoni mają w zwyczaju? Yh yh yh. Żeś zakończyła w takim momencie, no.
Haha, rozbawił mnie ten fragment o podwiniętych rękawach. Może jakby Eileen miała rozpięte jakieś 2 guziczki od bluzki, to bym zrozumiała, ale podwinięte rękawy? Jeej, to dopiero rygor! Dippet nieźle szalał w tym Hogwarcie xD
Pytanie kontrolne - czego uczył Majere?
"Wspomnienie przeszłości" - to taki pleonazm, nie uważasz? Wspomnienie jest zawsze z przeszłości. To tak jak masło maślane.
Pozdrawiam i oczywiście gratuluję gwiazdeczki ;)
[violent-storm]
Trzecia! Wprawdzie to ostatnie miejsce podium, ale i tak duże osiągnięcie ;)
OdpowiedzUsuńCoraz bardziej ciekawi mnie ta sprawa z Eileen i Majere. Niby jak on mógł znać ojca Severusa, skoro Tobiasz Snape był mugolem? Chyba że odchodzisz od kanonu i okaże się, iż Eileen miała nieślubne dziecko z kimś innym, bo to by w sumie pasowało, zważywszy na fakt, że dziewczyna wydaje się mieć serdecznie dość braku równouprawnienia kobiet (chociaż nie wiem, czy ona żyła jeszcze w tamtych czasach).
Pozdrawiam,
Super notka:)
OdpowiedzUsuńNie spodziewałam się, że Severusowi sprawi taką radość powrót do Hogwartu. Ale cóż, rozumiem go. Z tym miejscem wiązało się tyle wspomnień, które sprawiały, że mógł je nazwać swoim domem.
Ten Majere to intrygująca postać. Jestem ciekawa, jaką rolę odegrał w przeszłości i jaką odegra w przyszłości.
Ciekawi mnie też, jak Sev wypadnie w roli początkującego nauczyciela. Czy mu się to spodoba?
Jej, to takie dziwne, widzieć osoby które zna się w obecnym, podstarszawym wieku, a które nagle są młode i jeszcze nieświadome niektórych spraw...Cóż, mam nadzieję, że kolejne rozdziały rozwiną nieco wątek Eileen i że szybko dodasz kolejną notkę.
Twoje opowiadanie jest świetne. Cieszę się, że nie trzymasz się do końca kanonu, bo tak jest znacznie ciekawiej. No cóż, życzę weny;)
Ten Majere bardzo mnie intryguje swoim zachowaniem i w ogóle, jako postać. Jaki miał on związek z Eileen? Cieszę się, że dałaś z nią wspomnienie. To było trochę dziwne uczucie, wyobrazić sobie ją młodą. Dla Severusa zapewne też było to szokiem. Tak właściwie nic nie wie o swojej własnej matce.
OdpowiedzUsuńBardzo ucieszył mnie fakt, że napisałaś blog o Prince. Podziwiam Cię, że znalazłaś czas ;P
Pozdrawiam serdecznie ;)
No, no ;)
OdpowiedzUsuńSeverus w Hogwarcie... nie mogę doczekać się jego pierwszej lekcji.
Co do matki Seva - musi być dla niego ciężko poznawać jej słabości za czasów młodości... Na jej miejscu na pewno nie chciałabym, aby moje dziecko dowiadywało się (i to jeszcze w taki sposób) co kiedyś robiłam.
Przepraszam, że dopiero teraz komentuje, ale miałam dziś egzamin i musiałam się na niego uczyć^^ Rozdział bardzo mi się podobał:) Muszę przyznać się bez bicia, że z początku myślałam, że ten Majere jest wampirem. Naprawdę:D Przez tak dokładny opis, tak wywnioskowałam^^ Lecz wszystko już było jasne, kiedy dowiedziałam się, że to ten Majere:) Bardzo mnie zszokowało to wspomnienie tego Majere o matce Severusa. A to łajdak, że przez niego miała kłopoty. Bardzo to mnie to zaskoczyło. Fajnie, że już wszystko dzieje się w Hogwarcie. Czekam już na nową notkę! Szablon jest cudowny! Zakochałam się i w tym:* Elfaba naprawdę ma przecudny talent:) No i ładne zdjęcia u bohaterów:) Gratuluję także gwiazdki:) Pozdrawiam serdecznie:*
OdpowiedzUsuńO co chodziło z tymi rękawami? Musieli mieć zakryte ręce? Ale skifa. Ogólnie to teraz tyle zagadek jest, to super, wiesz? Ciekawi mnie osoba Tobiasza Snape'a, wręcz nie mogę się doczekać o co z nim chodzi. No i Jiuliet Potter. Co zrobiła? Czym zawiniła? Jestem ciekawa... Piszesz jak zwykle wyśmienicie, chociaż z czasem robisz tgo jeszcze lepiej. Życzę dalszej weny:)
OdpowiedzUsuńGratuluję kolejnej gwiazdki. :* Przyznają ci je z zawrotną wręcz prędkością, ale przecież w pełni na nie zasłużyłaś. Mam nadzieję, że niedługo z trzech poleceń zrobią się cztery, z czterech pięciu, z pięciu sześć... I tak dalej, i tak dalej. Aż do stu. ^^
OdpowiedzUsuńPrzez chwilę czułam, że żal mi Severusa. Był taki szczęśliwy, gdy przekraczał próg Hogwartu, ponownie był w domu, czekał na coś nowego, dobrego. I co? Najpierw Majere, za kilka tygodni śmierć Lily. To nie powinno się tak skończyć. Nie twierdzę, że chcę dla niego wszystkiego, co najlepsze, bo oczywiście tak nie jest, ale to niesprawiedliwe, że zawsze w momencie, w którym pozornie wszystko się układa, los wykręca ludziom nieprzyjemny numer. Nawet takim ludziom, jak Severus. Niby w pełni na to zasłużył, ale przecież pod koniec chciał dobrze. A taki Voldemort siedzi sobie spokojnie i uważa się za pana świata. Smutne, prawda?
Majere? Seriously? To mnie zaskoczyłaś. Wyobrażałam go sobie jako kogoś innego, cieplejszego, umiejącego czytać w ludziach jak w otwartych księgach, ale nie wykorzystującego tego w taki sposób. A tu proszę. Nie dziwię się Severusowi, że stracił cierpliwość. Sama bym ją straciła. Ktoś, kto jest kluczem do prawdopodobnie największej tajemnicy jego życia wyśmiewa go, ocenia, choć tak naprawdę nic nie wie. I, co chyba najgorsze, porównuje do ojca, który był... No cóż, to przecież wszyscy wiemy. Jak złe nie byłoby moje zdanie o Snape'ie, nie można o nim powiedzieć, że jest kopią swojego ojca. Czy jest do niego podobny... To dopiero się okaże.
O, widzę, że zagadka niedługo zostanie rozwiązana. Chociaż... Po tym rozdziale mam mętlik w głowie. O co chodzi z TYM WSZYSTKIM? Zachowanie, ubranie, karanie za normalność... Co to jest? Jak w Hogwarcie może istnieć coś takiego? To nie średniowiecze, nie początek XX wieku. Mam nadzieję, że Severus niedługo dowie się, co chodzi. A ja razem z nim. ^^
Co do szablonu, jest przecudowny. *.* Jak zresztą wszystko, co wychodzi spod ręki twojej siostry. I mam takie małe pytanko - zamierzasz dodać coś w święta? To byłby naprawdę świetny prezent, przeczytać nowy rozdział w Wigilię. Wiem, rozmarzyłam się, ale cóż... W końcu święta to czas cudów. Może i mnie się taki przydarzy i w końcu dopadnie mnie wena. Kto wie? :)
Pozdrawiam gorąco. :*
Szablon jest śliczny! Elfaba ma talent! :) Rozdział szalenie mi się podoba! Te wszystkie obawy Severusa w związku z posadą nauczyciela i krnąbrnych uczniów tak dobrze napisałaś, że brak mi słów. :) Świetnie wplotłaś to wspomnienie o Eillen. I teraz w końcu wiem kogo dotyczyła tamta rozmowa Tobiasza i Eillen :D Nawet nie wiesz jak się cieszę, że masz już cztery notki do przodu, mam nadzieję, że dodasz je jak najszybciej ;D
OdpowiedzUsuńPrzepraszam za tak krótki komentarz, ale dzisiaj nie stać mnie na nic więcej.
Pozdrawiam,
Muszę przyznać, że świetnie opisałaś uczucia, towarzyszące Severusowi, gdy ten wrócił do Hogwartu. Zresztą wszystkie Twoje opisane emocje są fantastycze, wydają się takie realne i żywe. Zawsze mi się podobają i mam wtedy wrażenie, że czytam jakąś dobrą książkę.
OdpowiedzUsuńWątek o Eillen bardzo mi się podoba! Bardzo dobry pomysł, aby połączyć jej historie i Severusa. Dzięki temu wspomnienia-severusa stają się atrakcyjniejsze. Jestem bardzo ciekawa co łączyło przyszłą panią Snape z Majore. Miłość? Przyjaźń? Wspólne cele? A może nienawiść? Cóż, pozostają mi niestety jedynie domysły. Jednak wiem jedno - postać tego nauczyciela z pewnością nie przypadła mi do gustu. Taka wredota, co się uważa za lepszego od innych - to moje spostrzeżenie.
Zakochałam się w tytule rozdziału! Miłość od pierwszego wejrzenia!
Całuję,
Leszczyna [dowiesc-niewinnosci]
Przepraszam, że dopiero teraz komentuję! Tym bardziej, że przeczytałam już wcześniej...
OdpowiedzUsuńWidać, że Severus cieszy się z powrotu do Hogwartu. Nie dziwi mnie to. Myślę, że mimo wszystko dobre wspomnienia związane z tym miejscem górują nad tymi smutnymi.
Baaaaaaaaaaaardzo mi się podobało wspomnienie z Eileen. Chyba jestem fanką tego wątku i mam nadzieję, że porządnie go rozwiniesz. :)
Majere wie, jak podziałać na człowieka tak, aby na pewno się przejął. Zdenerwował także Severusa, ale trudno się dziwić. Okropnie go prowokował!
Wesołych Świąt! :) I oczywiście masy weny!
Podpisuję się pod powyższym komentarzem. Doskonale opisałaś emocje Severusa, które są chyba najmocniejszym punktem tego bardzo długiego, ale w każdym momencie trzymającego najwyższy poziom rozdziału. Co do samej treści - jak zwykle doskonale i bez żadnych zastrzeżeń. Czekam niecierpliwie na kolejny post! U mnie na http://byledopiatku.blog.onet.pl pojawił się nowy rozdział, a w nim odpowiedź na pytanie, czy Macy zjawi się i uratuje Bridget :) Zapraszam i całuję :)
OdpowiedzUsuńswietny post. wreszcie cos ruszoylo jesli chodzi o przeszlosc Eileen. no a ponadto hogwart - pewnie Snape'owi nie bedize latwo - sytarsti uczniowie na pewno nie beda dla niego zyczliwi... Podoba mi sie to, ze to wlasnie w szkole chlopak pozna prawde o przeszlosci swojej matki. widac, ze jako nastolatka byla pewna siebie i walczyla o swoje prawa, pozniej chyba sie to zmienilo, wydawala sie byc bardziej ulegla, aczkolwiek nadal miewala chwile, w ktorych widac bylo, ze wie,l czego chce... Jestem ciekawa, co ja tak zmienilo, czemu poswiecila swoje zycie...
OdpowiedzUsuńDoceniam Twoją pomysłowość, bo pojawiło się w tym rozdziale tak wiele nowych wątków, ciekawych, że nie mogę doczekać się ciągu dalszego. Przede wszystkim rozjaśniłaś nieco, spowitą wcześniej tajemnicą, postać Majere. Zaintrygował mnie, podobnie jak to wspomnienie. Zastanawiam się, jak dalej to wykorzystasz, bo jest tyle różnych możliwości. W sumie to nigdy nie zastanawiałam się, jak mogło wyglądać życie uczennic i ogólnie kobiet w czasach Eileen. Ciekawa kwestia, ogromne pole do popisu.
OdpowiedzUsuńCzytając niemalże odczuwałam radość Severusa, wywołaną z powodu powrotu do Hogwartu. Zupełnie tak, jakbym sama miała tam powracać po trzech latach tęsknoty za beztroskim życiem ucznia z całym życiem przed sobą. Wspaniale!
Wyeksponowałaś jednak mocno tą różnicę - on nie jest dłużej uczniem, jego rola zmieniła się na zawsze, teraz patrzy na tą szkołę z zupełnie innej perspektywy. To trochę smutne, lecz pokazuje, że niestety czasu nie da się zatrzymać.
O Ty! Zaintrygowałaś mnie. Ten Majere jest podejrzany. I to bardzo. W całej tej historii musi kryć się jakieś drugie dno. No na Merlina, przecież nie może tu chodzić tylko o klub gargulkowy.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
[wystarczy-krok]
Od samego początyku ZNIENaWIDZIŁAM Majerego. charakter matki seva mi zupełnie nie pasuje. Ale i tak świetna notka.
OdpowiedzUsuń