Opowiadanie przeniesione z Onetu.

Akcja opowiadania rozpoczyna się zimą w roku 1978, gdy Severus uczęszcza do siódmej klasy. Fabuła może znacznie odbiegać od tego, co wydarzyło się w powieściach pani Rowling. Mogą pojawić się przekleństwa i brutalne sceny.

Szablon wykonała Elfaba.

piątek, 16 grudnia 2011

Wspomnienie 45: Witaj wśród straceńców


Co my wiemy, to tylko kropelka. Czego nie wiemy to cały ocean.
Isaac Newton
1 września 1981
Pierwszy września. Dzień, w którym na nowo pozwolono mi przekroczyć próg majestatycznego zamku. Dzień, w którym znów poczułem się jak wolny człowiek. Mogłem zrobić ze sobą wszystko bez obawy, że sznurek, do którego zostałem przywiązany okaże się za krótki. Lily była bezpieczna. Ja mogłem odciąć się od tego piekła, do którego z własnej woli wstąpiłem.
Znów znalazłem się w moim prawdziwym domu.
Lecz nie wszystko było tak piękne jak wydawało się na pierwszy rzut oka…
Gdy stanąłem pod żelazną bramą, której strzegły kamienne gargulce, serce zaczęło mocniej bić w mojej piersi. Euforia sięgnęła zenitu, gdy skierowałem oczy na zamek. Hogwart. Wyglądał pięknie w świetle wrześniowego słońca. Kamienne mury jak zawsze prezentowały się okazale, a wieże wznosiły się wysoko ku chmurom. Ku temu jasnemu światłu.
Wróciłem! Jednak wróciłem!
Całe ciało zdawało się krzyczeć ze mną. Nawet jasne słońce, które tego lata tak rzadko wyłaniało się zza chmur wydawało się ledwie małą iskierką przy blasku mojej radości.
Wróciłem do domu. To tutaj było moje miejsce. W Hogwarcie.
Znów mogłem skierować się w stronę lochów. Iść wśród tych jeszcze pustych, kamiennych korytarzy. Słyszeć echo własnych kroków. Muskać palcami kamienie na ścianach, by poczuć ich zimno i chropowatą powierzchnię. By mieć pewność, że to dzieje się naprawdę, a nie jest już tylko kolejnym snem.
Nie skierowałem się jednak w stronę pokoju wspólnego Ślizgonów. Już nie te czasy. Teraz miałem swój własny pokój z przylegającym do niego gabinetem. Małe mieszkanie w miejscu, gdzie serce tak bardzo się raduje. Gdzie szczęście jest tak blisko mnie, prawie namacalne, jakby za chwilę można byłoby je dotknąć, ścisnąć w dłoni i już nie wypuszczać. Zostawić przy sobie, przy własnym sercu.
Lecz na tym dobre aspekty powrotu się kończyły. Cała początkowa radość prysła jak bańka mydlana.
Pozostali nauczyciele nie przyjęli mnie z otwartymi ramionami. Niektórzy, przeważnie członkowie Zakonu Feniksa, doskonale wiedzieli kim byłem. Stąd brała się ich wrogość i zimne obejście wobec mnie. Nie wierzyli w nawrócenie śmierciożercy. Byli czujni, jakby czekali na każde moje, nawet najmniejsze, potknięcie, by wyrzucić mnie stąd.
Inni musieli domyślać się, co robiłem, bo doskonale wiedzieli, z jakimi ludźmi trzymałem, gdy uczyłem się w szkole.
Dla niektórych pozostawałem obojętny, jakby dopiero mieli wywnioskować czy chłopak, którego znali jako ucznia nadawał się do uczenia razem z nimi, do tytułowania go profesorem.
Tylko jedna osoba wyróżniała się z tego tłumu pełnego masek złości, obrzydzenia i obojętności. Jakby cieszyła się z takiego obrotu sprawy?
~ * ~
Usłyszałem pukanie do drzwi gabinetu. Mojego gabinetu. Zbliżała się pora Ceremonii Przydziału i nie spodziewałem się nikogo. Większość pozostałych nauczycieli wolała mnie unikać. Natomiast na uczniów było jeszcze trochę za wcześnie. Pociąg zawsze jeździł ze stałą prędkością, więc zapewne dopiero teraz zatrzymał się w Hogsmeade.
– Proszę – rzekłem. Przecież nie będę kazał temu komuś stać pod drzwiami i czekać nie wiadomo jak długo.
Drzwi gabinetu otworzyły się i stanął w nich wysoki mężczyzna, wokół którego ostatnio tak często krążyły moje myśli.
Nie mógł mieć więcej niż pięćdziesiąt lat, lecz wyglądał na znacznie młodszego. Krótkie, brązowe włosy zostały starannie uczesane tak, że nawet jeden kosmyk nie sterczał w inną stronę. Wbrew pozorom ta fryzura nie postarzała go ani nie sprawiała, że wyglądał na jakiegoś lalusia. Wręcz przeciwnie dodawała mu pewnego uroku i szyku; elegancji, której pewnie wielu mu zazdrościło.
Na szczupłej, podłużnej twarzy z wystającymi kośćmi policzkowymi najbardziej wyróżniały się oczy mężczyzny. Miały kolor złota. Odniosłem wrażenie, jakby to złoto było płynne i chciało mnie pochłonąć, zamknąć w sobie i już nigdy nie wypuścić. Pierwszy raz w życiu takie widziałem. Przez chwilę zastanawiałem się, czy był to jego naturalny kolor, czy też może skutek uboczny jakiegoś nieudanego zaklęcia.
Jednak to nie kolor przyciągał najbardziej, lecz przenikliwość tego spojrzenia. Jakby potrafił patrzeć przez ciało wprost w duszę i umysł człowieka. W popłochu szybko podniosłem bariery wokół własnego umysłu, tak na wszelki wypadek. Lecz nie można było znaleźć w nich łagodności czy dobroci, jaka zazwyczaj cechowała Dumbledore’a. Nie znalazła tam nawet miejsca tak często spotykana u innych neutralność. Dominowała jedynie oziębłość i pogarda. Jednak miałem wrażenie, że to tylko iluzja i do zdolności przeszywania na wskroś ludzkich dusz, jaką posiadał dyrektor temu człowiekowi jeszcze wiele brakowało.
Z wąskich warg mężczyzny nie znikał delikatny uśmieszek, którego nie potrafiłem rozszyfrować.
Miał na sobie ciemnoczerwoną odświętną szatę, która sprawiała, że wyróżniał się na tle ciemnego lochu; nie pasował tutaj.
I nigdy nie będzie.
Wyprostowany i dystyngowany, jakby należał do arystokracji. Takie przynajmniej było moje pierwsze wrażenie. Tylko wtedy, co robiłby ucząc w tej szkole? Po co miałby zaprzepaszczać szansę życia w luksusach i posadę w Ministerstwie Magii na rzecz niewdzięcznej pracy z uczniami?
Miał w sobie wszystko, co lubiły kobiety. Teraz nie dziwiłem się już, dlaczego wszystkie dziewczyny chodziły na jego zajęcia. Większość robiła to tylko dlatego, aby móc częściej na niego popatrzeć, bo za knut nie interesowały się wykładanym przedmiotem. Jednak nie zmieniało to faktu, że był bardzo dobrym nauczycielem. Zajęcia utrzymywał na niezwykle wysokim poziomie i tylko najlepsi dostawali się do klasy owutemowej. Selekcja była ostra, a motto przewodnie to „głąby nie mają tu czego szukać”. Jack był bardzo zadowolony z tych zajęć… i Morrigan też.
Spojrzałem na niego, pytająco unosząc brwi i czekając na jego pierwszy ruch. W końcu nie ja go tutaj zapraszałem.
– Nie mieliśmy okazji porozmawiać wcześniej – powiedział z nutą drwiny w głosie.
Odkąd pamiętam zawsze do każdego zwracał się takim tonem, więc może był to jego normalny ton głosu. Chociaż ciężko było mi w to uwierzyć. Nazwałbym to raczej nawykiem wyuczonym przez lata.
– Dlatego osobiście postanowiłem powitać nowego nauczyciela. – W jego oczach pojawiły się dziwne błyski, których nie potrafiłem rozszyfrować. – Witamy wśród straceńców i ofiar losu, Severusie. Chociaż ty zdaje się byłeś już na dnie, prawda?
Spojrzałem mu prosto w te dziwne złote oczy. Nie bałem się tego fałszywego spojrzenia, pogardy w głosie. Ku mojemu ogromnemu zdziwieniu wytrzymał to, nie odwrócił wzroku. W co on grał?
– Nie wiesz, o czym mówisz – wycedziłem ociekającym jadem głosem.
– Och, doskonale zdaję sobie z tego sprawę, śmierciożerco pozbawiony zdolności logicznego myślenia i zdrowego rozsądku.
Automatycznie chwyciłem się za lewe przedramię, co spowodowało pojawienie się triumfującego błysku w oku Majere. Na jego twarzy zagościł ten znienawidzony przeze mnie szyderczy uśmieszek.
– Nie masz pojęcia, kim jestem! – wybuchnąłem. –  Nie znasz mnie i nie masz prawa tak mówić!
Zacisnąłem dłonie w pięści. Całą siłą woli musiałem powstrzymywać się od chwycenia różdżki i rzucenia na niego jakiejś klątwy. Nie chciałem rozlewu krwi pierwszego dnia mojego pobytu tutaj, to byłby ostateczny koniec.
– I tu się mylisz, Severusie. Wiem o tobie bardzo wiele. Nie sądziłem jednak, że będziesz tak głupi i dołączysz do sił Czarnego Pana. Przecież każdy, nawet największy idiota, zdaje sobie sprawę, że tylko stojąc obok Dumbledore’a można wygrać. Nawet, jeżeli nie zgadza się z jego ideami, to i tak warto zachować pozory. Ale w końcu jesteś tak podobny do swojego ojca, więc czego mogłem się po tobie spodziewać.
Majere odwrócił się i najwidoczniej chciał już wychodzić, gdy dotarły do mnie jego ostatnie słowa. Bez zastanowienia wyciągnąłem różdżkę i skierowałem na niego. Impuls zadziałał szybciej niż zdrowy rozsądek.
– Coś ty powiedział?! Nie masz pojęcia, kim był mój ojciec! – wrzasnąłem. – Nie mam z nim nic wspólnego!
– Oho, robimy się ważni. Schowaj tę różdżkę, bo jeszcze zrobisz sobie krzywdę. A co do twojego ojca, to się mylisz – ostatnie zdanie powiedział powoli, akcentując każde słowo, a na twarzy znów zagościł szyderczy uśmiech. – Tak też myślałem, że nic nie wiesz, że nic ci nie powiedziała. Tym bardziej, że wtedy byłeś za młody, aby cokolwiek pamiętać. Może to da ci do myślenia.
Wyciągnął różdżkę, ale nie skierował jej w moją stronę, jakby w ogóle nie dotarło do niego, że znalazł się na moim celowniku.
Jakby wiedział, że się na to nie odważę, bo chcę wiedzieć więcej.
Skierował ją we własną skroń. Po chwili wydobyła się z niej srebrzyste pasemko własnej myśli.
Wspomnienie tego, co już dawno minęło.
Srebrną nić strząsnął do małej fiolki, którą wyjął z kieszeni. Jakby doskonale wiedział, że do tego dojdzie i wszystko sobie z góry zaplanował.
Szklaną fiolkę postawił na biurku i z triumfem na twarzy opuścił pomieszczenie. Zostawił mnie z mętlikiem w głowie i różdżką nadal skierowaną w miejsce, gdzie przed chwilą stał. Nic nie było już jasne. Miałem wrażenie, że wszystko to, co dowiedziałem się do tej pory stanęło na głowie. Co on chciał w ten sposób osiągnąć? Co chciał mi pokazać? Swoją wyższość?
Stałem tak jeszcze przez kilka dobrych minut, nie wiedząc, co zrobić. Wszystko potoczyło się tak szybko, że nie miałem już pewności czy kiedykolwiek otrzymam odpowiedzi na swoje pytania. Czy w ogóle cokolwiek się wyjaśni, czy może wręcz doprowadzi on do tego, że skomplikuje się jeszcze bardziej? Nasuwało się jeszcze jedno pytanie. Jak ja mam wytrzymać z takim człowiekiem?
Lecz teraz musiałem udać się na ucztę powitalną. Na resztę przyjdzie czas później.
~ * ~
Wielka Sala wyglądała tak samo olśniewająco jak w każdym roku, gdy nowi studenci przybywali w te mury. Nadal po tylu latach zapierało mi dech w piersi na ten widok. Oświetlały ją tysiące świec unoszących się nad czterema uczniowskimi stołami. Jak zawsze zastawiono je złotymi talerzami i pucharami. Po drugiej stronie sali stał jeszcze jeden długi stół, przy którym zasiadali nauczyciele, przy którym było teraz moje miejsce.
Zaczarowane sklepienie idealnie odzwierciedlało niebo na zewnątrz. Dziś było aksamitnoczarne i pełne migoczących gwiazd.
Po raz pierwszy miałem zasiąść po tej drugiej stronie. Nie wśród tłumu roześmianych, zajmujących cztery długie stoły uczniów. Teraz moje miejsce było przy tym ostatnim, piątym stole.
Witaj wśród straceńców.
Usiadłem pomiędzy Flitwickiem a Kettleburn. Chciałem trzymać się jak najdalej od Majere. Nie miałem zamiaru dopuścić do kolejnej konfrontacji, nie przy świadkach.
Uczniowie przyglądali mi się z zaciekawieniem. Pewnie zastanawiali się, jakiego przedmiotu będę uczyć, który z ich profesorów odszedł. A przede wszystkim, dlaczego odszedł. Czy czasem nie spotkała go przedwczesna śmierć z rąk śmierciożerców. Starałem się ignorować te spojrzenia. Za kilka dni na pewno się skończą i wszystko wróci do normy.
Dziwnie czułem się, siedząc przodem do nich, patrząc na te roześmiane, pełne podekscytowania twarze. Resztki pozostałej we mnie radości jakby się nagle ulotniły, gdy dotarło do mnie, że wiele z tych osób przecież znałem jeszcze w czasach, gdy byłem tu uczniem. Z wieloma siedziałem w jednym pokoju wspólnym, uczyłem się w bibliotece, jadłem posiłki w Wielkiej Sali.
Trafiło mnie to jak grom z jasnego nieba. Takiej ewentualności nie brałem pod uwagę. A przecież powinienem, bo minęły zaledwie trzy lata odkąd zakończyłem naukę. Teraz zrozumiałem, dlaczego Dumbledore nigdy nie chciał zatrudniać tak młodych nauczycieli.
Naszły mnie wątpliwości, czy aby na pewno dam sobie radę. Jak oni mnie przyjmą? Pierwszo, drugo czy trzeciorocznymi się nie przejmowałem, ich można ustawić od samego początku. Gorzej sprawa miała się z klasami sumowymi czy owutemowymi, mogłem się założyć o moją różdżkę, że tam tak łatwo nie będzie. Jak oni mnie przyjmą i jaki będą mieć do mnie stosunek? I tak bez względu na wszystko miałem zamiar postawić na swoim. Bezdyskusyjnie.
Nawet jeżeli jako opiekuna domu czeka mnie początkowo walka z tymi krnąbrnymi uczniami, to i tak dam radę. Pokażę im wszystkim, że nie jestem byle kim. Udowodnię to sobie…
~ * ~
Gdy tylko uczta powitalna dobiegła końca, udałem się jak najszybciej do swojego gabinetu. Chciałem zobaczyć to wspomnienie, chciałem zagłębić się w nie i poznać prawdę. Znaleźć odpowiedzi na dręczące mnie pytania.
Odnosiłem wrażenie, że czeka ono, aż się w nie zagłębię. Czekało i nie dawało spokoju. Wypalało dziurę w umyśle i sercu. Powodowało dziwną ekscytację, ale także niepewność. Jednak to pierwsze uczycie, mimo wszystko przeważyło szalę.
Gdy znalazłem się w moim prywatnym pokoju przylegającym do gabinetu, zamknąłem za sobą drzwi na klucz. Wyjąłem myślodsiewnię i walcząc z drżącymi dłońmi wlałem do zbiornika srebrzyste wspomnienie.
Nie zawahałem się nawet na chwilę, zanurzając się we fragment przeszłości Raistlina Majere… i mojej matki.
Znalazłem się na skraju Zakazanego Lasu. Był piękny dzień tak rzadko zdarzający się w tej części kraju. Powiedziałbym, że nastało już lato, ale skoro znajdowałem się w Hogwarcie, to musiał być jeszcze czerwiec. Słońce, królujące na nieboskłonie, grzało niemiłosiernie. Na błękitnym niebie z wyjątkiem ogromnej kuli gazowej nie pojawił się ani jeden bialutki obłoczek. Korony drzew zastygły w bezruchu, gdyż nawet wiatr nie zakłócał spokoju dzisiejszego dnia. Wolał poczekać na inną okazję. Powietrze było ciężkie.
Obok mnie w cieniu drzew stał nastoletni Raistlin Majere. Czas obszedł się z nim niezwykle łagodnie, jakby starzał się w spowolnionym tempie, jednak po dłuższym przyjrzeniu się można było stwierdzić, że wiele stracił ze swojej wyniosłości. Jak widać jego życiowe tragedie także nie ominęły, chociaż całym sobą starał się temu zaprzeczać.
Witaj wśród straceńców.
Jego młodsza wersja musiała mieć szesnaście lub siedemnaście lat. W przeciwieństwie do teraźniejszej wersji miał długie włosy. Również wyjątkowo starannie uczesane i związane jedwabną wstążką. Przypominał mi Lucjusza, ale w porównaniu do niego miałem wrażenie, że wygląda śmiesznie. W jego złotych oczach królowało zimno i pogarda. Jakim on był człowiekiem w młodości?
Raistlin stał nonszalancko oparty o pień drzewa z ramionami skrzyżowanymi na piersiach. Musiał na kogoś lub na coś czekać. I wtedy zobaczyłem na jego palcu pierścień rodowy, który nosili tylko członkowie najbardziej wpływowych rodzin. Czyżby on należał do arystokracji? Jakoś nie mogłem w to uwierzyć. Może tylko udawał?
Nie wiedząc na co czekamy, podążyłem za jego wzrokiem. I wtedy zobaczyłem . Młodsza wersja mojej matki zmierzała w stronę jeziora. To był dla mnie szok, gdy zobaczyłem ją taką młodą, mającą jeszcze wszystko przed sobą.
Wszystkie te tragedie.
Jej młodej twarzy nie znaczyły jeszcze ślady nieubłaganie płynącego czasu i cierpienia, jakiego doznawała każdego dnia. Była taka ładna, tak pełna życia, tak inna… Nie rozumiałem tylko, dlaczego tak dziwnie się ubrała. Majere miał na sobie zwyczajny mundurek, więc po co jej był taki śmieszny strój? Biała, krochmalona koszula z długim rękawem, koronkami przy mankietach i kołnierzu, która wyraźnie przylegała do spoconego ciała, ciemnoszara spódnica sięgająca kostek oraz wysokie, sznurowane, czarne buty. Ciemne włosy spięła w kok z tyłu głowy.
Usiadła w cieniu dębu rosnącego przy jeziorze. Czyli to nie na nią czekał Majere. A może miał zamiar za chwilę do niej podejść? Gdy podwinęła rękawy koszuli do łokcia, na twarzy obserwującego ją chłopaka pojawił się szyderczy uśmiech. Nie podobał mi się też złowieszczy błysk w jego złocistych oczach. Co on miał zamiar zrobić?
– Eileen!
Poznałem ten głos, mimo że słyszałem go tylko raz trzy lata temu. Wiem jednak, że nigdy go już nie zapomnę. Będzie mnie prześladować do końca życia. Wraz z widokiem martwego ciała jego właścicielki.
Doznałem niemałego szoku, widząc młodą Juliet Potter. Nidy nie przypuszczałbym, że ta drobniutka blondyneczka wyrośnie na tę poważną kobietę, która zawzięcie stawi mi czoła, broniąc swojego domu, swojego życia. Jej orzechowe oczy były pełne życia, nie smutku i bólu, który pojawi się za kilkanaście lat. Ku mojemu zdziwieniu była ubrana i uczesana tak samo jak matka. O co w tym wszystkim, do cholery, chodziło?
Matka, jakby niechętnie, odwróciła się w stronę idącej do niej dziewczyny, która dyszała, z trudem łapiąc oddech.
– Juliet, mówiłam, że chcę być sama.
– Wiem, chciałam ci tylko powiedzieć, że siostra panny Anne przysłała jej tomik poezji miłosnej, tej bez cenzury. Zaprosiła nas do swojego dormitorium, będziemy czyt…
Jej wzrok spoczął na  podwiniętych rękawach matki. Oczy rozszerzyły się w przerażeniu.
– Eileen, coś ty zrobiła?! Przecież tak nie można! To pogwałcenie zasad!
– Nie przesadzaj, jest za gorąco.
– Regulamin – szepnęła teatralnie. – Eileen, a jak ktoś zobaczy? Natychmiast doprowadź się do porządku.
– Nie mam zamiaru! – krzyknęła  matka. – Mam gdzieś cały ten beznadziejny regulamin i głupie zasady!
Juliet spojrzała na nią z przerażeniem i zaczęła rozglądać na boki. Musiała chyba sprawdzać, czy nikt ich nie obserwuje. Nie zauważyła młodego Ślizgona ukrytego w cieniu drzew.
– To jest chore, jakbyś jeszcze tego nie zauważyła – kontynuowała matka, nie zwracając uwagi na to, że Juliet chciała coś jeszcze powiedzieć. – Nie widzisz tego? Jesteśmy zacofani! Mugolki już od dawna chodzą w spódnicach do kolan, nie muszą zakładać tych głupich koronek. Coraz częściej chodzą w spodniach. Same mogą wybierać sobie mężczyzn. Wychodzą za mąż  z miłości, nie z przymusu. A my co? W czym jesteśmy gorsze od facetów? Czego nie mamy?
Twarz Juliet przybrała karmazynowy odcień.
– Nie o to mi chodziło, głupia kobieto. Czy ty ciągle tylko o jednym? Zaciągnij jakiegoś do łóżka skoro tak bardzo cię to ciekawi.
– Eileen, przestań! To niestosowne i dobrze o tym wiesz. Co by rodzice powiedzieli? Za dużo chcesz. Jesteś zła, bo Majere odmówił ci udziału w Klubie Gargulkowym, tak?
– Wiedziałam! – krzyknęła po chwili, widząc zmianę na twarzy matki. – Daj sobie z tym spokój. Nigdy cię do niego nie przyjmą.
– Nie poddam się tak łatwo! Nigdy się nie poddam! Będę walczyć! Pokażę im wszystkim na co mnie stać. Osiągnę mój cel!
– Proszę, za dużo chcesz, to się dla ciebie dobrze nie skończy. Nie patrz tak na mnie. Doskonale wiesz, że mam raję. Zawsze mam rację. Zostaw wszystko tak, jak jest.
– Nie zostawię tego. Nie będę już tańczyć jak mi zagrają. Wezmę życie w swoje ręce. Osiągnę sukces. Nie będę pustą salonową lalką!
– Jeszcze wspomnisz moje słowa. Wiem, że teraz cię nie powstrzymam, ale gdy przejrzysz na oczy będzie już dla ciebie za późno. Jak ochłoniesz i będziesz chciała to przyjdź do dormitorium panny Anne – dodała po chwili milczenia.
Odwróciła się na pięcie i ruszyła do zamku. Gdy znalazła się już w odpowiednio dużej odległości Majere ruszył jej śladem. Po wyrazie jego twarzy mogłem wywnioskować, że poszedł o wszystkim donieść jakiemuś nauczycielowi. A matka zostanie ukarana, chociaż nic nie zrobiła.
~ * ~
We wspomnieniu Eileen kończy piątą klasę, aby nie było później wątpliwości. Chciałam to umieścić w treści, ale mi się nie udało nigdzie logicznie wcisnąć. Juliet jest w tym samym wieku, a Raistlin o rok starszy. Tak naprawdę, to miał to być prolog do opowiadania o Eileen, który napisałam już rok temu. I na szczęście powstrzymałam się od kontynuowania, bo teraz mogę to połączyć i wszystko będzie bardziej logiczne. Trochę go musiałam zmienić, bo był w pierwszej osobie. Dialogi zostawiłam bez zmian, więc mam nadzieję, że różnica nie rzuca się tak bardzo w oczy. Od razu zaznaczam też, że to moja wersja i wiem, że nie zgadza się z kanonem.
Pozdrawiam :)

17 komentarzy:

  1. Zapadam się pod biurkiem i nie patrzę na datę kiedy napisałam pierwsza!, bo zaczynam palić się ze wstydu! Severus wrócił do Hogwartu, ale niestety to co dobre musi przyćmić mgła przeszłości i jeszcze te intrygujące wspomnienia i ten cały Majere coś czuje, że namiesza i co z tym wszystkim ma wspólnego matka Pottera?!. Bardzo mi się podobało. Pozdrawiam:*

    OdpowiedzUsuń
  2. Heh ;)
    Ten rozdział wydaje mi się trochę gorszy od np. poprzedniego, ale to nic. Majere jest trochę dziwny. Przychodzi sobie ot tak do gabinetu Seva i wciska mu wspomnienie w ręce. I to takie pozornie nic nie znaczące, bo w gruncei rzeczy nie wiadomo, co stało się potem. I pewnie zrobił to specjalnie, żeby Severus miał się nad czym głowić! :P Tylko po co to, po co? Jakaś kolejna gierka, jak to Ślizgoni mają w zwyczaju? Yh yh yh. Żeś zakończyła w takim momencie, no.
    Haha, rozbawił mnie ten fragment o podwiniętych rękawach. Może jakby Eileen miała rozpięte jakieś 2 guziczki od bluzki, to bym zrozumiała, ale podwinięte rękawy? Jeej, to dopiero rygor! Dippet nieźle szalał w tym Hogwarcie xD
    Pytanie kontrolne - czego uczył Majere?

    "Wspomnienie przeszłości" - to taki pleonazm, nie uważasz? Wspomnienie jest zawsze z przeszłości. To tak jak masło maślane.

    Pozdrawiam i oczywiście gratuluję gwiazdeczki ;)
    [violent-storm]

    OdpowiedzUsuń
  3. Trzecia! Wprawdzie to ostatnie miejsce podium, ale i tak duże osiągnięcie ;)
    Coraz bardziej ciekawi mnie ta sprawa z Eileen i Majere. Niby jak on mógł znać ojca Severusa, skoro Tobiasz Snape był mugolem? Chyba że odchodzisz od kanonu i okaże się, iż Eileen miała nieślubne dziecko z kimś innym, bo to by w sumie pasowało, zważywszy na fakt, że dziewczyna wydaje się mieć serdecznie dość braku równouprawnienia kobiet (chociaż nie wiem, czy ona żyła jeszcze w tamtych czasach).
    Pozdrawiam,

    OdpowiedzUsuń
  4. Super notka:)
    Nie spodziewałam się, że Severusowi sprawi taką radość powrót do Hogwartu. Ale cóż, rozumiem go. Z tym miejscem wiązało się tyle wspomnień, które sprawiały, że mógł je nazwać swoim domem.
    Ten Majere to intrygująca postać. Jestem ciekawa, jaką rolę odegrał w przeszłości i jaką odegra w przyszłości.
    Ciekawi mnie też, jak Sev wypadnie w roli początkującego nauczyciela. Czy mu się to spodoba?
    Jej, to takie dziwne, widzieć osoby które zna się w obecnym, podstarszawym wieku, a które nagle są młode i jeszcze nieświadome niektórych spraw...Cóż, mam nadzieję, że kolejne rozdziały rozwiną nieco wątek Eileen i że szybko dodasz kolejną notkę.
    Twoje opowiadanie jest świetne. Cieszę się, że nie trzymasz się do końca kanonu, bo tak jest znacznie ciekawiej. No cóż, życzę weny;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten Majere bardzo mnie intryguje swoim zachowaniem i w ogóle, jako postać. Jaki miał on związek z Eileen? Cieszę się, że dałaś z nią wspomnienie. To było trochę dziwne uczucie, wyobrazić sobie ją młodą. Dla Severusa zapewne też było to szokiem. Tak właściwie nic nie wie o swojej własnej matce.
    Bardzo ucieszył mnie fakt, że napisałaś blog o Prince. Podziwiam Cię, że znalazłaś czas ;P
    Pozdrawiam serdecznie ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. No, no ;)
    Severus w Hogwarcie... nie mogę doczekać się jego pierwszej lekcji.
    Co do matki Seva - musi być dla niego ciężko poznawać jej słabości za czasów młodości... Na jej miejscu na pewno nie chciałabym, aby moje dziecko dowiadywało się (i to jeszcze w taki sposób) co kiedyś robiłam.

    OdpowiedzUsuń
  7. Przepraszam, że dopiero teraz komentuje, ale miałam dziś egzamin i musiałam się na niego uczyć^^ Rozdział bardzo mi się podobał:) Muszę przyznać się bez bicia, że z początku myślałam, że ten Majere jest wampirem. Naprawdę:D Przez tak dokładny opis, tak wywnioskowałam^^ Lecz wszystko już było jasne, kiedy dowiedziałam się, że to ten Majere:) Bardzo mnie zszokowało to wspomnienie tego Majere o matce Severusa. A to łajdak, że przez niego miała kłopoty. Bardzo to mnie to zaskoczyło. Fajnie, że już wszystko dzieje się w Hogwarcie. Czekam już na nową notkę! Szablon jest cudowny! Zakochałam się i w tym:* Elfaba naprawdę ma przecudny talent:) No i ładne zdjęcia u bohaterów:) Gratuluję także gwiazdki:) Pozdrawiam serdecznie:*

    OdpowiedzUsuń
  8. ostatnihorkruks21 lipca 2012 16:58

    O co chodziło z tymi rękawami? Musieli mieć zakryte ręce? Ale skifa. Ogólnie to teraz tyle zagadek jest, to super, wiesz? Ciekawi mnie osoba Tobiasza Snape'a, wręcz nie mogę się doczekać o co z nim chodzi. No i Jiuliet Potter. Co zrobiła? Czym zawiniła? Jestem ciekawa... Piszesz jak zwykle wyśmienicie, chociaż z czasem robisz tgo jeszcze lepiej. Życzę dalszej weny:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Gratuluję kolejnej gwiazdki. :* Przyznają ci je z zawrotną wręcz prędkością, ale przecież w pełni na nie zasłużyłaś. Mam nadzieję, że niedługo z trzech poleceń zrobią się cztery, z czterech pięciu, z pięciu sześć... I tak dalej, i tak dalej. Aż do stu. ^^
    Przez chwilę czułam, że żal mi Severusa. Był taki szczęśliwy, gdy przekraczał próg Hogwartu, ponownie był w domu, czekał na coś nowego, dobrego. I co? Najpierw Majere, za kilka tygodni śmierć Lily. To nie powinno się tak skończyć. Nie twierdzę, że chcę dla niego wszystkiego, co najlepsze, bo oczywiście tak nie jest, ale to niesprawiedliwe, że zawsze w momencie, w którym pozornie wszystko się układa, los wykręca ludziom nieprzyjemny numer. Nawet takim ludziom, jak Severus. Niby w pełni na to zasłużył, ale przecież pod koniec chciał dobrze. A taki Voldemort siedzi sobie spokojnie i uważa się za pana świata. Smutne, prawda?
    Majere? Seriously? To mnie zaskoczyłaś. Wyobrażałam go sobie jako kogoś innego, cieplejszego, umiejącego czytać w ludziach jak w otwartych księgach, ale nie wykorzystującego tego w taki sposób. A tu proszę. Nie dziwię się Severusowi, że stracił cierpliwość. Sama bym ją straciła. Ktoś, kto jest kluczem do prawdopodobnie największej tajemnicy jego życia wyśmiewa go, ocenia, choć tak naprawdę nic nie wie. I, co chyba najgorsze, porównuje do ojca, który był... No cóż, to przecież wszyscy wiemy. Jak złe nie byłoby moje zdanie o Snape'ie, nie można o nim powiedzieć, że jest kopią swojego ojca. Czy jest do niego podobny... To dopiero się okaże.
    O, widzę, że zagadka niedługo zostanie rozwiązana. Chociaż... Po tym rozdziale mam mętlik w głowie. O co chodzi z TYM WSZYSTKIM? Zachowanie, ubranie, karanie za normalność... Co to jest? Jak w Hogwarcie może istnieć coś takiego? To nie średniowiecze, nie początek XX wieku. Mam nadzieję, że Severus niedługo dowie się, co chodzi. A ja razem z nim. ^^
    Co do szablonu, jest przecudowny. *.* Jak zresztą wszystko, co wychodzi spod ręki twojej siostry. I mam takie małe pytanko - zamierzasz dodać coś w święta? To byłby naprawdę świetny prezent, przeczytać nowy rozdział w Wigilię. Wiem, rozmarzyłam się, ale cóż... W końcu święta to czas cudów. Może i mnie się taki przydarzy i w końcu dopadnie mnie wena. Kto wie? :)
    Pozdrawiam gorąco. :*

    OdpowiedzUsuń
  10. Taa Zwariowanaa21 lipca 2012 16:59

    Szablon jest śliczny! Elfaba ma talent! :) Rozdział szalenie mi się podoba! Te wszystkie obawy Severusa w związku z posadą nauczyciela i krnąbrnych uczniów tak dobrze napisałaś, że brak mi słów. :) Świetnie wplotłaś to wspomnienie o Eillen. I teraz w końcu wiem kogo dotyczyła tamta rozmowa Tobiasza i Eillen :D Nawet nie wiesz jak się cieszę, że masz już cztery notki do przodu, mam nadzieję, że dodasz je jak najszybciej ;D
    Przepraszam za tak krótki komentarz, ale dzisiaj nie stać mnie na nic więcej.
    Pozdrawiam,

    OdpowiedzUsuń
  11. Muszę przyznać, że świetnie opisałaś uczucia, towarzyszące Severusowi, gdy ten wrócił do Hogwartu. Zresztą wszystkie Twoje opisane emocje są fantastycze, wydają się takie realne i żywe. Zawsze mi się podobają i mam wtedy wrażenie, że czytam jakąś dobrą książkę.
    Wątek o Eillen bardzo mi się podoba! Bardzo dobry pomysł, aby połączyć jej historie i Severusa. Dzięki temu wspomnienia-severusa stają się atrakcyjniejsze. Jestem bardzo ciekawa co łączyło przyszłą panią Snape z Majore. Miłość? Przyjaźń? Wspólne cele? A może nienawiść? Cóż, pozostają mi niestety jedynie domysły. Jednak wiem jedno - postać tego nauczyciela z pewnością nie przypadła mi do gustu. Taka wredota, co się uważa za lepszego od innych - to moje spostrzeżenie.
    Zakochałam się w tytule rozdziału! Miłość od pierwszego wejrzenia!
    Całuję,
    Leszczyna [dowiesc-niewinnosci]

    OdpowiedzUsuń
  12. Przepraszam, że dopiero teraz komentuję! Tym bardziej, że przeczytałam już wcześniej...
    Widać, że Severus cieszy się z powrotu do Hogwartu. Nie dziwi mnie to. Myślę, że mimo wszystko dobre wspomnienia związane z tym miejscem górują nad tymi smutnymi.
    Baaaaaaaaaaaardzo mi się podobało wspomnienie z Eileen. Chyba jestem fanką tego wątku i mam nadzieję, że porządnie go rozwiniesz. :)
    Majere wie, jak podziałać na człowieka tak, aby na pewno się przejął. Zdenerwował także Severusa, ale trudno się dziwić. Okropnie go prowokował!
    Wesołych Świąt! :) I oczywiście masy weny!

    OdpowiedzUsuń
  13. Podpisuję się pod powyższym komentarzem. Doskonale opisałaś emocje Severusa, które są chyba najmocniejszym punktem tego bardzo długiego, ale w każdym momencie trzymającego najwyższy poziom rozdziału. Co do samej treści - jak zwykle doskonale i bez żadnych zastrzeżeń. Czekam niecierpliwie na kolejny post! U mnie na http://byledopiatku.blog.onet.pl pojawił się nowy rozdział, a w nim odpowiedź na pytanie, czy Macy zjawi się i uratuje Bridget :) Zapraszam i całuję :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Condawiramurs21 lipca 2012 17:09

    swietny post. wreszcie cos ruszoylo jesli chodzi o przeszlosc Eileen. no a ponadto hogwart - pewnie Snape'owi nie bedize latwo - sytarsti uczniowie na pewno nie beda dla niego zyczliwi... Podoba mi sie to, ze to wlasnie w szkole chlopak pozna prawde o przeszlosci swojej matki. widac, ze jako nastolatka byla pewna siebie i walczyla o swoje prawa, pozniej chyba sie to zmienilo, wydawala sie byc bardziej ulegla, aczkolwiek nadal miewala chwile, w ktorych widac bylo, ze wie,l czego chce... Jestem ciekawa, co ja tak zmienilo, czemu poswiecila swoje zycie...

    OdpowiedzUsuń
  15. Doceniam Twoją pomysłowość, bo pojawiło się w tym rozdziale tak wiele nowych wątków, ciekawych, że nie mogę doczekać się ciągu dalszego. Przede wszystkim rozjaśniłaś nieco, spowitą wcześniej tajemnicą, postać Majere. Zaintrygował mnie, podobnie jak to wspomnienie. Zastanawiam się, jak dalej to wykorzystasz, bo jest tyle różnych możliwości. W sumie to nigdy nie zastanawiałam się, jak mogło wyglądać życie uczennic i ogólnie kobiet w czasach Eileen. Ciekawa kwestia, ogromne pole do popisu.
    Czytając niemalże odczuwałam radość Severusa, wywołaną z powodu powrotu do Hogwartu. Zupełnie tak, jakbym sama miała tam powracać po trzech latach tęsknoty za beztroskim życiem ucznia z całym życiem przed sobą. Wspaniale!
    Wyeksponowałaś jednak mocno tą różnicę - on nie jest dłużej uczniem, jego rola zmieniła się na zawsze, teraz patrzy na tą szkołę z zupełnie innej perspektywy. To trochę smutne, lecz pokazuje, że niestety czasu nie da się zatrzymać.

    OdpowiedzUsuń
  16. O Ty! Zaintrygowałaś mnie. Ten Majere jest podejrzany. I to bardzo. W całej tej historii musi kryć się jakieś drugie dno. No na Merlina, przecież nie może tu chodzić tylko o klub gargulkowy.

    Pozdrawiam!
    [wystarczy-krok]

    OdpowiedzUsuń
  17. arwen_LivTyler21 lipca 2012 17:11

    Od samego początyku ZNIENaWIDZIŁAM Majerego. charakter matki seva mi zupełnie nie pasuje. Ale i tak świetna notka.

    OdpowiedzUsuń