Opowiadanie przeniesione z Onetu.

Akcja opowiadania rozpoczyna się zimą w roku 1978, gdy Severus uczęszcza do siódmej klasy. Fabuła może znacznie odbiegać od tego, co wydarzyło się w powieściach pani Rowling. Mogą pojawić się przekleństwa i brutalne sceny.

Szablon wykonała Elfaba.

piątek, 28 października 2011

Wspomnienie 41: Zasłużona nagroda

Kiedy bogowie chcą nas ukarać, spełniają nasze prośby.
Oskar Wilde 
27 lipca 1980
Krążyłem po pokoju, nie mogąc znaleźć sobie miejsca. Przedwczorajszy wieczór był niezwykle emocjonujący. Po ucieczce z gospody Pod Świńskim Łbem miałem ochotę od razu udać się do Czarnego Pana i przekazać mu słowa prawdziwej przepowiedni, które wypowiedziała wieszczka.
Ale musiałem czekać. Czarny Pan wybrał się na jakąś niezwykle ważną misję wraz ze swoimi najwierniejszymi śmierciożercami. Kolejne spotkanie zostało wyznaczone na dzisiejszy wieczór, a do tego czasu nie wiedziałem, gdzie w ogóle miałbym go szukać.
Zresztą, słowa wieszczki świadczyły o tym, że ten ktoś ma się dopiero narodzić, więc nie widziałem sensu, aby niepotrzebnie przerywać Czarnemu Panu. Przecież nie zacznie mordować wszystkich kobiet w ciąży, które niebawem mają zaplanowany poród. To byłby jakiś absurd. Było jasne, że poczeka na narodziny dziecka i wtedy go poszuka. Znajdzie i zamorduje tego, który niby ma stanowić dla niego zagrożenie. I nawet Dumbledore nie będzie w stanie wiecznie ukrywać dziecka. Bo w końcu żadne niemowlę nie ma wystarczającej mocy, aby pokonać największego czarnoksiężnika na świecie. Dziecko musiałoby najpierw dorosnąć, zdobyć wyszkolenie, aby równać się z Czarnym Panem.
Zatem ta informacja nie jest taka pilna. Przynajmniej dla niego. Ja znajdowałem się w o wiele gorszym położeniu. Gdyby Dumbledore wiedział, że nie przekazałem jeszcze tego, co usłyszałem Czarnemu Panu, mógłby mnie definitywnie uciszyć i tym samym zapobiec triumfowi sił ciemności.
Przez cały wczorajszy dzień byłem jednym wielkim kłębkiem nerwów. Nigdzie nie mogłem znaleźć sobie miejsca. Chodziłem z kąta w kąt i podskakiwałem przy każdym, nawet najmniejszym dźwięku.
Wczorajszy dzień był horrorem. Miałem wrażenie, że zaraz z każdego kąta, z każdego cienia wyskoczy Dumbledore lub inny członek Zakonu Feniksa i zakończy moje marne życie. Już ostatecznie…
Jedyny wniosek, który nasuwał mi się od wczorajszego wieczoru to, to, że Dumbledore musiał sądzić, że od razu po ucieczce z gospody pobiegłem do Czarnego Pana i powiedziałem mu o wszystkim. Zdradziłem część proroctwa i tym samym podpisałem wyrok śmierci na to niewinne dziecko. A może nawet na inne, które urodzą się pod koniec lipca.
Jeszcze nie jest za późno – odezwał się cichy, jakby niezwykle odległy głos w mojej głowie. Jakby echo tego, co kiedyś było sumieniem. – Jeszcze nie jest za późno…
Ale czy potrafiłbym zdradzić mojego pana? Możliwe, że dałbym radę zataić tę informację, skłamać, że nic nie usłyszałem i stwierdzić, że Dumbledore po prostu nie przyjął mojej kandydatury na posadę nauczyciela obrony przed czarną magią.
Lecz wtedy czekałaby mnie śmierć…
Czy byłbym w stanie poświecić własne życie za życie jakiegoś nieznanego mi dziecka? Odpowiedź była jasna i jedna. Za bardzo ceniłem własną egzystencję, by poświęcić ją w jakimś heroicznym akcie miłosierdzia. Nie, to nie dla mnie! Nigdy bym się na to nie zgodził!
Z drugiej strony nie mogłem sobie teraz pozwolić na klęskę. Nie zniósłbym triumfującego spojrzenia Mulcibera. Nie zniósłbym tego, aby znów okazać się gorszym od Lucjusza. Nie teraz, nie,  gdy w końcu osiągnąłem tak wysoką pozycję, kiedy byłem dla Czarnego Pana prawie tak cenny jak Malfoy.
Nie, nie mogłem sobie pozwolić teraz na upadek. Nie, gdy byłem zaledwie krok od osiągnięcia sukcesu, od spełnienia pragnień, o których marzyłem od tak dawna. Głównie chodziło o mnie. Po raz pierwszy los uśmiechnął się do mnie, dał mi szansę, którą mogłem w końcu wykorzystać. Przestać być wieczną ofiarą losu, nieudacznikiem, a stać się kimś. Zaistnieć. Nie mogłem zmarnować takiej szansy. Możliwe, że jedynej, która mogłaby mi się w życiu przydarzyć.
~ * ~
Atmosfera w sali, w której zebrali się śmierciożercy na czele z Czarnym Panem była jak zawsze napięta. Nikt nie śmiał się rozluźnić. Należało zachować tutaj szczególną ostrożność, bo każdy nieodpowiedni gest mógł być ostatnim, każde samowolnie wypowiedziane słowo mogło być tym ostatnim. Było to miejsce, w którym życie człowieka mogło się nagle zakończyć lub zacząć na nowo, gdy misja zakończyła się spektakularnym sukcesem lub śmierciożerca miał po prostu dużo szczęścia. Częściej zdarzało się to drugie…
Atmosfera nie była tak złowieszcza jak ostatnim razem, lecz większość śmierciożerców siedziała nieruchomo i nienaturalnie wyprostowana. Tylko nieliczni, ci najbliżej Czarnego Pana, zachowywali się swobodnie, jakby byli we własnym domu. Szczyt hierarchii, najlepsi spośród wszystkich. A w centrum oczywiście Bellatriks Lestrange. Wśród nich znajdował się też Rookwood, który ostatnim razem zasłużył sobie na to miejsce.
Miałem wrażenie, że Czarny Pan nie wyglądał tak groźnie jak zazwyczaj, jakby wszystko do tej pory układało się po jego myśli. Szkarłatne oczy skierował po kolei na każdego śmierciożercę, ale nie było w nich furii czy gniewu. Powiedziałbym, że błyszczał w nich triumf.
A może te wszystkie odczucia sprowadzały się do tego, że w razie potrzeby miałem kartę przetargową za własne życie? Bo gdyby coś poszło nie tak, przepowiednia mogłaby uratować moją egzystencję, kupić mi kolejne tygodnie, miesiące, a może nawet lata życia. Byłem bezpieczny. A przynajmniej tak mi się wydawało.
– Ministerstwo Magii jest już prawie pod naszą kontrolą. Już niewiele brakuje do jego całkowitego opanowania. Za kilka miesięcy powinniśmy z całą siłą uderzyć na Milicentę Bagnold.
– Panie – odezwał się niespodziewanie ojciec Jacka, Martin Avery. – Panie, pozwól mi poprowadzić atak. Pozwól mi dokonać zemsty.
Czarny Pan skierował na niego swoje szkarłatne spojrzenie. Oczy zwęziły się i pojawił się w nich gniew. Po ciele przeszły mi ciarki, poczułem na karku krople zimnego potu. Nie znosiłem tego spojrzenia, nie znosiłem tego, co zazwyczaj niosło za sobą. Cała pieczołowicie utkana iluzja bezpieczeństwa pękła i rozsypała się na miliardy kawałeczków.
– Martinie, już raz zawiodłeś mnie w tej sprawie. Ty miałeś zostać ministrem magii zamiast tej kobiety o szlamowatych korzeniach i poniosłeś porażkę. Ostrzegam cię, nie wtrącaj się do tak ważnych spraw, bo gorzko tego pożałujesz.
– T–t–tak, p–panie – wyjąkał, niedyskretnie wzdrygając się ze strachu.
Przez chwilę w pomieszczeniu panowała niczym niezmącona cisza. Wszyscy czekali na jakiś gest czy słowo Czarnego Pana, nikt nie ośmielił się jej przerwać. On sam sprawiał wrażenie, jakby radował się tą chwilą strachu, jakby mu tego brakowało. Niemiłosiernie przedłużał czas grozy o kolejne sekundy, minuty.
– Skoro Ministerstwo Magii mam już w garści, pora podjąć kolejne ważne kroki. Czas przejąć władzę nad premierem tych zawszonych mugoli. Na pewno będzie pilnowany przez Zakon, ale to nie powinno stanowić większego problemu. Olafie, będziesz idealnie nadawać się do tego zadania. Twoje zaklęcia Imperius odnoszą niezwykłe skutki.
Na szpetnej gębie Mulcibera pojawił się wyraz triumfu. W końcu został doceniony i co najważniejsze wyróżniony na tle innych. Nie był już jednym  ze zwykłych, szarych śmierciożerców. Wybił się, a jeżeli jego misja zakończy się sukcesem może zyskać znacznie większe zaszczyty.
Przez chwilę uchwyciłem jego pełen wyższości i pogardy wzrok skierowany w moją stronę. Zachowywał się tak, jakby był panem świata, ale nie wiedział, że to ja mam asa w rękawie; że niebawem ten triumfujący grymas zniknie z jego gęby. Och, tak. Już za chwilę!
– Nie zawiodę cię, panie – powiedział niezwykle śliskim i fałszywym tonem Mulciber. Nawet teraz nie mógł się powstrzymać od podlizywania. To było do niego takie podobne.
– Oby, bo drugiej szansy nie dostaniesz. Porażka oznacza śmierć.
– Tak, panie.
Głupkowaty uśmieszek jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zniknął z jego gęby. W końcu dostał za swoje, bo dla Czarnego Pana liczyły się czyny, a nie puste gesty czy słowa. Wiedziałem, że ta misja jest ważna dla naszej sprawy, ale w głębi duszy chciałem, aby Mulciberowi się nie powiodło. Pragnąłem zobaczyć jego porażkę, tortury, powolną agonię, śmierć oraz to, co z niego zostanie, o ile w ogóle będzie co zbierać.
– Severusie? – zwrócił się do mnie Czarny Pan. – Jak powiodła się twoja misja?
Miałem wrażenie, że serce podskoczyło mi do gardła. Przez chwilę zapomniałem języka w gębie. Pod natłokiem spojrzenia tych szkarłatnych oczu, nie byłem w stanie wydobyć z siebie ani jednego słowa. Sparaliżował mnie strach, mimo że sądziłem, że przygotowałem się na to, co ma mnie zastać. Myliłem się. Jak to często bywało w moim życiu…
Jednak szybko oprzytomniałem. Czarny Pan nie miał w zwyczaju czekać spokojnie, aż ktoś zechce w końcu zdać sprawozdanie z misji. Milczenie było brane za porażkę. A ja nie chciałem wyjść na głupca.
– W gospodzie, w której byłem umówiony z Dumbledore’em, spotkałem wieszczkę, która chciała objąć posadę nauczycielki wróżbiarstwa – zacząłem ostrożnie. Nie chciałem od razu mówić, że nie dostałem tej posady, bo mogłoby się to dla mnie fatalnie skończyć. – Podczas rozmowy z Dumbledore’em wypowiedziała przepowiednię, prawdziwą przepowiednię. Powiedziała, że pod koniec lipca narodzi się dziecko, które będzie mieć moc pokonania Czarnego Pana, a narodzi się z tych, którzy trzykrotnie mu się oparli. Dalszej części nie usłyszałem, bo nakrył mnie właściciel pubu i musiałem stamtąd uciekać. Dlatego nie dostałem tej posady.
Zamilkłem. Nie było już nic więcej do powiedzenia. Pozostało tylko czekać na wyrok.
– Wspaniale się spisałeś, Severusie – odezwał się po chwili milczenia Czarny Pan. – Może i nie otrzymałeś posady nauczyciela i na razie nie będę miał szpiega bezpośrednio w Hogwarcie, ale dowiedziałeś się czegoś, co może przyczynić się do mojego ostatecznego zwycięstwa.
Od kamiennych ścian odbijał się echem mrożący krew w żyłach śmiech Czarnego Pana. W umyśle słyszałem powtarzane w kółko jedno słowo.
Zwycięstwo. Zwycięstwo. Zwycięstwo. Zwycięstwo.
Ale za jaką cenę? – zdawał się wołać jakiś cichy głosik w mojej głowie, który szybko zignorowałem. Lecz wiedziałem, że pozostał gdzieś tam w czeluściach mojej podświadomości i jeszcze nie raz da o sobie znać.
– Czy ten stary głupiec myśli, że dziecko może mnie powstrzymać? Żałosne!  Teraz pewnie będzie starał się ukryć wszystkie bachory urodzone w lipcu. Jego kroki są takie przewidywalne i oczywiste. Ale i tak dowiem się niebawem wszystkiego od mojego szpiega.
– Panie, pozwól mi wykończyć te dzieciaki – wtrąciła się nagle Bellatriks. Jej jako jednej z nielicznych takie zachowanie uchodziło płazem. Była ulubienicą Czarnego Pana. – Zrobię to dla ciebie, panie, i już nic nie stanie na drodze twej mrocznej potędze.
– Spokojnie, Bello. Tego bachora zlikwiduję osobiście, by Dumbledore wiedział, że to koniec jego bzdurnych mrzonek o jakimkolwiek pokonaniu mnie. Ale już niedługo znajdzie się dla ciebie odpowiednie zadanie. Teraz musimy znaleźć wszystkie dzieci, które urodzą się pod koniec lipca. Ministerstwo na pewno prowadzi jakiś spis wszystkich urodzonych w rodzinach czarodziejów, a nie spodziewam się, aby przepowiednia mówiła o jakiejś szlamie. Lucjuszu, Augustusie, Martinie, powinniście dać sobie z tym radę.
– Tak, panie – odpowiedzieli chórem mężczyźni.
– Zlikwidujemy to teoretyczne zagrożenie zanim w ogóle nauczy się chodzić czy mówić. Severusie, a ciebie czeka nagroda za dobrą służbę.
– Dziękuję, panie.
Czułem się tak, jakby jakiś niewidzialny, uciskający mnie od kilku dni supeł nagle się rozwiązał. Ogarnęła mnie niesamowita ulga i triumf. W końcu zostałem doceniony, doszedłem na szczyt. Spełniły się moje marzenia okupione krwią, cierpieniem i śmiercią tak wielu mugoli i szlam.
I postrzępionym sumieniem…
Sercem w kawałkach…
Zdradzonymi ideałami z dzieciństwa…
Krwią na rękach…
Starałem się ignorować ten natarczywy głos. To był mój dzień! Mój triumf! Moje zwycięstwo!
W końcu stanąłem wyżej od Mulcibera, a teraz nawet jego nowe zadanie nie doprowadzi go na szczyt. Teraz mogłem się równać z Lucjuszem czy Bellatriks. W końcu byłem taki jak oni. Dzięki własnym umiejętnościom i ciężkiej pracy osiągnąłem pozycję, którą oni zawdzięczali dobremu urodzeniu.
Nareszcie stałem się kimś!
Na niebie błyszczała prawie okrągła tarcza księżyca. Za kilka dni będzie pełnia i wilkołaki znów, jak co miesiąc, wyjdą ze swoich nor. One i inne stworzenia nocy. Potwory, których zawsze tak bardzo się bałem, teraz nie robiły na mnie dużego wrażenia. Były, istniały, ale ja znajdowałem się w domu i z ich strony nic mi tutaj nie groziło. Istniało gorsze zagrożenie. Gorszy potwór…
Ostrożnie wyjrzałem ze swojego pokoju. Nie mogłem spać. Na korytarzu panował niczym niezmącony spokój. Powoli, na palcach podszedłem do schodów. Może mama siedziała w salonie?
Nagle zadrżałem. Serce przyspieszyło gwałtownie. Do moich uszu doszły jakieś niezidentyfikowane dźwięki. Zawodzenie?
Dopiero po chwili zorientowałem się, że to szloch. Mama płakała. Potwór musiał zrobić jej krzywdę.
Powoli zbliżyłem się do niej. Zgarbiona siedziała na fotelu. Twarz zakryła dłońmi, lecz słone strumienie łez spływały po jej rękach i kapały na spódnicę.
– Mamo? – szepnąłem nieśmiało. Przytuliłem się do niej.
Spojrzała na mnie. Księżyc dawał wystarczająco dużo światła, więc bez trudu dostrzegłem zaczerwienione oczy.
– Już dobrze, kochanie – skłamała, wycierając łzy rękawem.
Nie musiała nic mówić, wiedziałem, że jej smutek ma związek z ojcem. Zawsze tak było. Zawsze przez niego płakała.
– Kiedy dorosnę, nie pozwolę nikomu, aby ciebie skrzywdził. Nie będziesz przez nikogo płakać, mamo – zapewniłem ją.
To była szczera prawda, obietnica płynąca prosto z serca.
– Wierzę ci, kochanie. Ale czasem smutek też jest potrzebny; jest częścią naszego życia. Często zajmuje nawet większą jego część niż radość.
– Ale ja nie chcę, abyś płakała i była smutna! – zawołałem z dziecięcą gorliwością i zapałem. – Zobaczysz, mamo, w przyszłości stanę się kimś ważnym i wszyscy będą się ze mną liczyć. Nawet minister magii.
– Spójrz na mnie, Severusie.
Wykonałem jej polecenie. Teraz w oczach mamy nie dostrzegłem już takiego smutku. Gdzieś tam był, ale zastąpiło go coś innego. Coś czego nie potrafiłem nazwać i widziałem u niej to coś po raz pierwszy.
– Severusie, w życiu nie jest najważniejsze, aby stać się kimś ważnym czy wpływowym. Nie jest ważna władza, ale dobro. To, co masz w serduszku. Jeżeli nie będziesz kierować się w życiu dobrocią i szlachetnością, to nieważne co byś osiągnął i tak będziesz nieszczęśliwy, bo będziesz wiedział, że postąpiłeś źle. To nie intencje są najważniejsze, lecz sposoby, jakimi się do nich dochodzi. Zapamiętaj to, Severusie.
– Ale ja chcę być kimś ważnym – upierałem się przy swoim, nie do końca rozumiejąc słowa mamy.
– Wierzę, że będziesz – powiedziała, całując mnie w czoło.
~ * ~
I jest kolejna notka. Aż nie mogę uwierzyć, że dodałam ją zgodnie z planem. Zawsze miałam potknięcia plus minus jeden dzień.
Wiem, że niektórzy chcieli, abym dodała bonusowy rozdzialik z okazji Halloween, tak w związku z tym pamiętnym dniem, gdy zakończyła się pierwsza wojna. Oczywiście takiego rozdziału nie będzie, ale w związku z tym mogę zdradzić, że ta pamiętna Noc Duchów nie pojawi się w tym roku kalendarzowym. Wbrew wszystkim moim zamiarom nie wyrobię się. Gdy zaczęłam ostatnio pisać o powrocie do Hogwartu, to mi się to wszystko trochę rozlazło, chociaż tego nie planowałam.
Ach, jak ja kocham być studentką. Cały przyszły tydzień mam wolny ^ ^
A wam wszystkim życzę udanego długiego weekendu.
Pozdrawiam :)

28 komentarzy:

  1. Dziękować, dziękować. ^^ Swoją drogą to ciekawe, jestem pierwsza akurat wtedy, kiedy mam najmniej czasu na czytanie i komentowanie.
    A jednak to zrobił... Nie wierzę. Jak można być tak okrutnym, zamienić los jeszcze nienarodzonego dziecka na swój własny? Wiem, że tak miało być i bez tego Harry Potter nie byłby Harrym Potterem, aczkolwiek nie rozumiem tego. Snape mógł posłuchać głosu swojego (przepraszam za nazwę, innej nie potrafię znaleźć) serca. Dobrze, ośmieszyłby się, byłby gorszy. Cierpiałby i prawdopodobnie został zamordowany. Ale co z tego? Nie wyznaję ukochanej idei Dumbledore'a, tzw. większego dobra, ale tutaj wybór jest oczywisty. Snape sam mógł uratować setki osób, ochronić rodziny, przyjaciół. Nie uratowałby tylko tego jednego dziecka, ale również wszystkie przyszłe ofiary Voldemorta. Tak, wiem, to Czarny Pan stworzył sobie największego wroga i gdyby nie próbował zabić Harry'ego w Halloween, ten nigdy nie zabiłby jego, ale przecież Snape o tym nie wiedział. Mógł śmiało ratować dzieciaka. Ale nie, skądże. Śmierć niewinnych jak zwykle go nie obchodzi. A potem, mimo śmierci Lily i tego, że przestał być śmierciożercią, dla mnie się nie zmienił. Chciał się zemścić i dotrzymać danej Evans i Dumbledore'owi obietnicy. Tyle.
    A jego matka, jakby nie było, jak szalenie mądrą kobietę. Szkoda, że jej słowa do niego nie dotarło. Ani wtedy, gdy usłyszał je po raz pierwszy, ani później.
    Co do błędów, zauważyłam jeden. Kiedy opisujesz to, jak Voldemort napawa się strachem śmierciożerców, zamiast "jego" albo "mu" (nie pamiętam dokładnie, przepraszam) użyłaś słowa "jej". Chociaż, nie przeczę, perspektywa zobaczenia Czarnego Pana w ciele kobiety jest fascynujący. ^^
    Pozdrawiam gorąco i szczerze zazdroszczę tego wolnego tygodnia.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wspaniała notka. Opisy jak zwykle świetne, pełne prawdy i działające na wyobraźnię:)
    Pogratulowałabym zwycięstwa Sevowi, gdyby nie dotyczyło ono życia niewinnych:( Niestety, Severus zatracił się w tej ciemności.
    To wspomnienie z matką było piękne i pouczające. Szkoda, że Sev jej nie zrozumiał.
    Czekam na kolejną notke i pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  3. No to Sev wsiąknął już na maxa w całe te zło. Ciekawe, czy będzie się tak cieszył jak dowie się, czyjego dziecka dotyczyła przepowiednia. Powinien słuchać mamy. Najważniejsze jest dobre serce, a nie władza, czy pozycja. Mamy mają zawsze rację.
    Notka ujmująca jak zawsze. Naprawdę co raz bardziej żal mi się robi Severusa...
    buziory :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Jakoś tak szybko Severus wygadał się z tą przepowiednią. Myślałam, że będzie się jeszcze długo zastanawiac, a tu tak jakoś szybko sobie poradził z własnymi myślami.
    Najbardziej podobała mi się ta retrospekcja, nigdy nie potrafiłam wyobrazic sobie Snape'a jako małego chłopca, który przytula się do matki i obiecuje jej, że nikomu nie pozwoli jej skrzywdzic. To jest takie... lekko przerażające, kiedy się wie, co potem z takiego dziecka wyrosło.
    Zazdroszczę Ci tego całego wolnego tygodnia ^^
    Pozdrawiam,

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo, ale to bardzo dobry rozdział!! Co tu dużo mówić, co nie? Piszesz świetnie:) Bardzo podobają mi się te wewnętrzne odczucia Severusa, jak świetnie opisujesz jego opisy psychologiczne. Naprawdę, świetnie, świetnie:)
    No cóż, Severus został wynagrodzony, powiadomił Voldemorta o przepowiedni. Ach, gdyby wiedział jakmi kosztem to uczynił... Aż mi się smutno zrobiło...
    Najbardziej jednak podobało mi się to wspomnienie Severusa i matki... Bardzo mnie wzruszyła...
    Czekam już na dalszy ciąg:) Mykam, bo muszę obiadek zrobić:) Tobie też życzę miłego weekendu;) Pozdrawiam:**

    OdpowiedzUsuń
  6. Na początku chcę Cię przeprosić, za to że dopiero teraz przeczytałam rozdział 40 i 41. Niestety nie mam teraz w ogóle czasu i jestem przykuta do książek. Na szczęście mam teraz wolne do środy i znalazłam czas aby nadrobić zaległości. Rozdziały bardzo mi się podobały. Myślę, że Severus mimo, że dzięki przekazaniu przepowiedni stał się kimś ważnym będą go dręczyć wyrzuty sumienia za to, że skazał jakieś niewinne dzieci, bądź dziecko na śmierć. Szczególnie, że pamięta słowa matki, która wiele dla niego znaczy. Jestem ciekawa jaką by podjął decyzję gdyby wiedział, że to dziecko Lily.
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Rozdział bardzo mi się podobał. Ach, gdyby Severus wiedział, że to dziecko Lily skazał na śmierć, a tym samym ją i jej męża. Chociaż pewnie gdyby James zginął to by się cieszył. To wspomnienie o malutkim Severusie i Eileen wzruszyło mnie. To bardzo smutne, za jaką cenę uzyskał tę pozycję. Tylko dla tego, by być "kimś".

    OdpowiedzUsuń
  8. Uwielbiam Twoje retrospekcje :D A ta końcowa była idealnym podsumowaniem, perfekcyjna puentą.
    Hah, zwróciłam uwagę na datę - wiesz, 27 lipca to moje imieniny, aż się uśmiechnęłam, że taką datę Severus 'zapamiętał' i postanowił wydarzenia z tego dnia opisać hahaha xD
    No,a przepowiednia podsłuchana. Można by powiedzieć, że to taki koniec początku. Ale wyczytałam, że chcesz zerwać totalnie z kanonem, więc wszystko się może zdarzyć potem xD Może to nie będzie aż taki koniec jak można by przypuszczać.
    Wiesz, że zauważyłam taką... swego rodzaju paradoks jeśli chodzi o Severusa? Bo widzisz, w swoich przemyśleniach zawsze wyraźnie podkreśla zło, jakie neisie ze sobą jakakolwiek krzywda na innych. A sam później pragnie tego. Pragnie widzieć cierpienie innych. Co prawda są to ludzie przez niego znienawidzeni, ale mimo wszystko. To takie... z jednej strony kontrastowe, a z drugiej jakby nie patrzeć - całkiem naturalne. Bo przecież zdajemy sobie sprawę z tego, że wyrządzanie innym krzywdy jest złe, ale ile to razy chcemy, żeby ktoś pocierpiał, ot tak, dla zasady xD
    Haha, ale mi refleksja się stworzyła ;p
    Pozdrawiam i zazdroszczę całego wolnego weekendu ;D
    [violent-storm]

    OdpowiedzUsuń
  9. To wracam... Jak syn marnotrawny! Nadrobiłam trzy notki i muszę przyznać, że z punktu widzenia Seva jest to co najmniej ciekawe, ba interesujące!
    W każdym razie i tak Sev niedługo i tak zostanie szpiegiem.
    I przepraszam cię bardzo, że mnie nie było, ale nie mam teraz za dużo sposobności, aby być w blogosferze, bo mam szlaban na komputer, póki nie będzie w szkole testów próbnych. Teoretyzując - mam się uczyć;D
    No to życzę ci dużo weny i ciekawego spędzenia tego wolnego tygodnia ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Super rozdział. Uwielbiam Twoje opisy odczuć wewnętrznych. Severus bijący się z myślami - mistrzostwo. Jedyne co, to mam wrażenie, że Voldemort zbyt łagodnie zareagował. W sensie, wiem że był bardzo pewny siebie i nie wierzył, że ktokolwiek może go pokonać, ale jednak nie podobała mi się jego reakcja.
    Współczuję strasznie Severusowi. Działa inaczej niż by chciał, bo władował się w niezłe bagno...
    Śliczne to wspomnienie na koniec. Lubię rozmowy Seva i jego matki opowiedziane przez Ciebie ;p
    Ściskam,
    Leszczyna [dowiesc-niewinnosci]

    OdpowiedzUsuń
  11. Genijalne. Severus urósł w oczach Czarnego Pana. Będzie traktowany jak Lucjusz i Bella... ale zawsze to Bellatrix będzie najwierniejszą śmierciożerczynią ^.^
    Bardzo mi się podoba końcówka. Wspomnienie Seva z czasów dziecięcych, zgadza się? Świetnie.
    Uwielbiam tego typu rozdziały.
    Szkoda tylko, że nie będzie rozdziału z okazji Halloween. *chlip*
    No nic, czekam ;)
    z-mlodosci-severusa-snapea

    OdpowiedzUsuń
  12. Condawiramurs22 lipca 2012 15:06

    bardzo dobra notka, tak jak sobie wyiobrażałam... zawsze mnie fascynowało w tych 'złych' to, że kompletnie nie potrafią przewidywać przyszłośći... Voldemort poznał przepowiednię - nie całą, tylko jej część - i już jest przekonany, że sam fakt, że w ogóle usłyszał coś o dziecku, da mu nieograniczoną władzę.... Nawet nie pomyślał że dalsza część przepowiedni może go zniszczyć, nie pomyślał, żeby za to Severusa w jakiś sposób ukarać; nie, on jest po prostu tak zapoatrzony we własne ego, że nic go to nie obchodzi, on już świętujke zwycięstwo, bo co to dla niego jest zabicie jakiegoś małego berbecia... to własnie orzez takie błędyt praktycnzie w każdej opowieści czy filmie ci źli przegrywają... no i bardzo dobrze ;p w każdym razie notka mi się podobała, trzymała w anpięciu, chociaż mam nadzieję, że w następnej juz zmienisz nieco klimat, bo chciałabym poczytać o matce Severusa.... a i wlaściwie dziwne, ze nikt z Zakonu nie próbował dopsc Seveursa, facunyje mnie to... może kiedyś to0 wytłumaczysz? dlaczego Dumbledore to tak zostawił? niedowierza przeopowiedni?

    OdpowiedzUsuń
  13. Na wstępie życzę udanego, warto podkreślić `wolnego` tygodnia ;* A jednak są pewne plusy uczęszczania na studia ;D
    Przejdę do rzeczy. Wiesz, że każdego dnia sprawdzałam gadu i wyłączałam go rozczarowana, iż nie zobaczyłam od Ciebie informacji o nowym rozdziale? Kiedy dzisiaj takową otrzymałam, aż podskakiwałam na krześle, no xD Już mi brakowało blogowych zaległości.
    Rozdział, co w ogóle mnie zresztą nie dziwi, jest kapitalny ; 3 Jak widać dobry pisarz nie musi w kółko opisywać dramatyczne sceny, żeby zdobyć to nowych czytelników.
    A więc Severus powoli zyskuje swój cel. Chce być szanowanym, zdolnym i zauważalnym czarodziejem w swym fachu. Tylko za jaką cenę? Nie nic w zanadrzu. A jeśli misja się nie powiedzie? Jeśli Dumbledore przedtem się na nim zemści? Ech, nigdy nie chciałabym żyć w ciągłym lęku i strachu przed śmiercią.
    Mam nadzieję, że skorzystawszy z wolnych dni nawiedzie Cię kaprys i opublikujesz coś wcześniej <3

    OdpowiedzUsuń
  14. Taa Zwariowanaa22 lipca 2012 15:07

    Notka bardzo ciekawa :) Rozczulił mnie fragment o tym, jak Severus pocieszał płaczącą matkę... Piękne to było! A słowa jego mamy oczywiście były bardzo mądre ;) Hm, no i ten Mulciber... Widać, że Snape go nienawidzi i całkowicie się z nim zgadzam ;D Zawsze zastanawiało mnie, dlaczego Bella miała takie fory u Voldemorta... Mam kilka podejrzeń, ale nigdy nic nie wiadomo ;P No i teraz już klapa ;( Severus powiedział Czarnemu Panu o przepowiedni i jej treści... W sumie to nie miał innego wyjścia, a poza tym pojęcia zielonego nie miał, że matką tego dziecka będzie Lily.
    Kurczę, ale ci zazdroszczę ;D Cały tydzień wolny! Szczęściara z ciebie, ja muszę już w środę iść do szkoły ;/
    Pozdrawiam jesiennie i ściskam,

    OdpowiedzUsuń
  15. Ach. Jednak Severus powiedział mu, co wie.... Jednak później pewnie poznamy wspomnienia kiedy będzie szukał ratunku dla ukochanej... No cóż...
    Jednak ostatni fragment, napisany kursywą wzruszył mnie... Severusie każdy chce być ważny w jakiś sposób i dla kogoś... I nie wiem dlaczego Ty niestety stałeś się ważny w taki sposób... Nie mogłeś stać się ważny dla ukochanej..
    Jejku. Jakiś płaczliwy ten komentarz.
    Gratuluję doskonałego wspomnienia.
    Pozdrawiam [byc-jak-snape]

    OdpowiedzUsuń
  16. Ach, jak ja Ci zazdroszczę tego wolnego tygodnia... :P Niby mam dłuższy weekend, no ale to i tak za mało. Przydałoby się więcej.
    Co do rozdziału, to może zacznę od Avery' ego? Wiem, że niezbyt często się o nim wypowiadam, o Jacku, a dziś nawet nie chodzi o niego, lecz o Martina. Kurczę, tak mnie strasznie zastanawiają, żeby nie powiedzieć "denerwują" jego relacje z Voldemortem. W gruncie rzeczy, byli oni szkolnymi kolegami w Hogwarcie. To zaskakujące, że Avery zwraca się do niego z takim szacunkiem, wręcz strachem. Zmierzam do tego, że Voldemort to okropny hm... egoista (?), skoro do swojego rówieśnika, można powiedzieć kolegi z ławki, karze się tak zwracać do siebie.
    No, a jeśli chodzi o Severusa... Wiesz, zauważyłam ostatnio na przykładzie swoich znajomych, że z wiekiem robi się głupoty, o których nawet sobie nie wyobrażano kilka lat wcześniej. Sądzisz, że Severus, będąc w Hogwarcie, w którejś z pierwszych klas, miał w planach tak okropne czyny? Myślę, że to podłe, nawet jeśli chodzi o Severusa. Ze względu na to, że chciał być doceniony przez Czarnego Pana, nie być gorszym od Mulcibera, postanowił skazać na śmierć niewinnego noworodka? Tu nawet nie chodzi o to, że to Harry, dziecko Lily i Jamesa, ale po prostu biedne, niewinne niemowlę... Smutne...
    No nic, życzę Ci miłego wolnego tygodnia:)
    Pozdrawiam xD

    OdpowiedzUsuń
  17. Marionetka Losu22 lipca 2012 15:09

    Oooo... Miała być notka na Hallloween? Chętnie poczułabym ten klimat. :D
    Dlaczego on powiedział? To okropne kiedy strach wygrywa nad ludzkimi uczuciami... Seeeeev! Coś Ty zrobił?!
    Myśl, że już niedługo dowie się, że to syn Lily, wyciska mi z oczu łzy. On się teraz tak cieszy, że się wzbił, że otrzyma nagrodę (jaką?). A to przecież będzie niczym w porównaniu do jego bólu. Tak już planuję przyszłość, a może okaże się, iż to nie będzie stanowiło dla Severusa żadnego ośrodka cierpienia? Może stanie się już tak zimny i nieczuły, że sprawa z jego byłą przyjaciółką nie okaże się absolutnie żadną tragedią? Cóż, to już zależy od Ciebie. Chętnie rozkazałbym Ci oszczędzić Snape'a, ale co to by było za opowiadanie, gdyby bohaterowie posiadali życie usłane różami?
    Bellatrix Lestrange - czy tylko mi się wydaje, czy to pełne wyrażenie ma w sobie coś wzbudzającego dreszcz? I czemu, choć powinnam brzydzić się tą postacią uwielbiam wymawiać jej imię i nazwisko?
    Taka już moja pokręcona natura.
    To, iż opisy emocji jak zwykle genialne, mogłabym śmiało ominąć, bo to oczywiste, ale podkreślę jeszcze raz - uczucia są genialne.
    Jak długo Sev utrzyma się na obecnej, wysokiej pozycji ?
    Zapomniałabym! Wspomnienie z dzieciństwa wstawione w idealnym miejscu. :)
    Pisz, pisz ! :) {marionetka-losu]

    OdpowiedzUsuń
  18. Świetny rozdział, jak zwykle! Cóż, z jednej strony cieszy mnie zadowolenie Severusa, ale wiem, że ta radość potrwa niedługo... To tylko krótka chwila satysfakcji przed uświadomieniem sobie, na kogo sprowadził gniew Czarnego Pana... Bardzo podobał mi się fragment z matką Severusa. Był śliczny. Pośród dorosłej rzeczywistości, dziecięce plany, marzenia i przekonania są tak cudne... Gdy jesteśmy dziećmi, świat należy do nas. Nie widzimy przeszkód. Nie boimy się swoich marzeń. Może czasem i w dorosłości to by się przydało? :)
    Życzę weny, czekam z niecierpliwością na następny rozdział i pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  19. Jak on będzie musiał źle czuć się ze samym sobą, gdy zrozumie, że z jego winy Lily umrze.

    OdpowiedzUsuń
  20. A ja znów spóźniona... Przepraszam, ale niestety nie mam tego tygodnia wolnego i w ogóle mam trochę pracy i czasu na przyjemności coraz mniej :(
    Rozdział wspaniały, uwielbiam klimat tego bloga! Wciąż odzywa się sumienie Severusa, szkoda tylko, że to daje jedynie jego złe samopoczucie... Ciekawe, czy gdyby wiedział, że chodzi o dziecko Lily, też wydałby je Voldemortowi czy zachował to dla siebie? W każdym razie skazał na śmierć małe dziecko. To potworne, ale z drugiej strony nie miał wielkiego wyboru... Ech, chyba zaczynam mu współczuć.
    Wspomnienie rozmowy z mamą w kontekście całej notki było wręcz przerażające. Czym człowiek potrafi stać się po latach... Wszystkie dziecięce ideały gdzieś nikną. Choć dotrzymał słowa i zlikwidował główne źródło bólu matki - mugola. Szkoda tylko, że stał się kimś tak odrażającym (innego słowa na śmierciożercę ciężko mi znaleźć. nie chcę go obrażać, chodzi mi tylko o to, czym się zajmuje)
    Pozdrawiam serdecznie! :)

    OdpowiedzUsuń
  21. Nie dość, że Severus miał pietra przed Voldemortem, to jeszcze umiał słowa dobrać na tyle odpowiednio, że Voldemort się nie rozzłościł. W gruncie rzeczy sądziłam, że i tak będzie wściekły za to, że się misja nie powiodła. No ale... są rzeczy ważne i ważniejsze, a okazało się, że przepowiednia i w uznaniu Czarnego Pana stała się priorytetem. Jestem piekielnie ciekawa w jaki sposób Severus dowie się, że to dziecko Lily. Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy!

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  22. Tak się zaczytałam, że nie chce mi się pisać :D Tak więc komentarz będzie krótki, mimo iż dotyczy dwóch rozdziałów.
    Podobały mi się opisy uczuć Seva we wspomnieniu 40. Były takie poetyckie. I wprowadzały czytelnika w świat głównego bohatera.
    Voldemort miał bardzo dobry humor. Myślałam, że znów kogoś potraktuje Cruciatusem. A jednak się myliłam. I nawet Severus nie dostał żadnej nagany za niewykonanie właściwej misji. W sumie to lepiej. Bo chyba bym nie zniosła opisu tortur zadawanych właśnie jemu. Mam nadzieję, że to go nigdy nie spotka. Nigdy.

    OdpowiedzUsuń
  23. Przepraszam, że dopiero teraz komentuję. Nie miałam dostępu do internetu przez jakiś czas. Bardzo mi się podobało. Na początku myślałam, że Czarny Pan się wścieknie, no cóż... pomyliłam się i tak czy siak się cieszę :D no i teraz wiem, że Bellatrix razem z innymi śmierciożercami będą torturować aurorów m.in. Franka i Alicję Longbottom...
    Bardzo mnie ciekawi jak opiszesz śmierć Lily i James;a i jak to odczuje Severus.
    aaa... zapomniałabym :D świetnie opisałaś wspomnienie. Mały Severus i matka widać, że bardzo go kochała. Strasznie mi się podobało. Piszesz niesamowicie. Zazdroszczę ci tego ;] myślę, że w przyszłości też tak będę pisać :D pozdrawiam :* i czekam na nowy rozdział :*
    [ everything-scares ]

    OdpowiedzUsuń
  24. Rozdział... co tu dużo mówić, świetny jest. Doskonale opisujesz emocje, mówiłam Ci to już kiedyś? Szkoda mi tylko Severusa. tak bardzo chciał zostać kimś, tak dążył do bycia szanowanym, że stłumił gdzieś głęboko w sobie wiedzę o tym, co w życiu najważniejsze. Dobrze, że dodałaś tutaj tą retrospekcję. Pasowała jak nigdzie i dowiodła, jak mądrą i silną wewnętrznie kobietą jest Eileen. Co do Snape`a o jego dziecięca psychika zawsze mi się podobała w Twoim opowiadaniu. Ukazana jest w taki ciekawy sposób. Wyraźnie widać w niej próby zrozumienia świata. Brakuje mi ostatnio u Ciebie Morrigan, wiesz? Wiem, że z nią już raczej koniec, co nie zmienia faktu, że była częścią tego opowiadania i gdy jej zabrakło, pozostała w nim jakaś pustka... Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  25. Wydaje mi się, że Severus ma za dużo wyrzutów sumienia. Teraz jest na etapie całkowitej wierności Voldemortowi, co go obchodzi jakieś dziecko, ktore w dodatku zagraża jego panu? Biedny, nawet w chwili triumfu zamęcza się sprawami innych. Napisałam kiedyś, że Eileen była bardzo mądrą kobietą. Teraz to się jeszcze bardziej potwierdza. Wprawdzie nie zgodziłabym się ze wszystkimi jej ideałami, ale trzeba przyznać, że mądrość życiową to ona miała. Aż dziwne, że skończyła w takim miejscu, na dodatek jako żona tego mugola.

    OdpowiedzUsuń
  26. Wspomnienie z dzieciństwa, które wplotłaś do tej notki bardzo mnie poruszyło. Eileen to bardzo mądra i życiowa kobieta, ten fragment był naprawdę cudowny! Stworzyłaś z jego matki tak wspaniałą i ciepłą postać, że można by ją cytować ;) Severus mocno się już odczłowieczył - ceni własne życie nad cudze, nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie brać pod uwagę faktu, że w szkole prześladowała go nieustannie śmierć niewinnej dziewczynki z rąk Mulcibera. Ale jak morderca ma kierować się miłosierdziem, przecież to jakaś sprzeczność. Strasznie mi go szkoda... Oj, wolę nawet nie myśleć, jak Snape zareaguje, gdy domyśli się, że chodzi tu o dziecko jego kochanej Lily.
    Czekam na ciąg dalszy i gratuluję wspaniałego rozdziału!
    Pozdrawiam ciepło!
    Aha! Zauważyłam jeden błąd ortograficzny - nie umiejętnością, a umiejętnościom, bo to liczba mnoga.

    OdpowiedzUsuń
  27. Bardzo mi się podobało:) Ech, ten Severus to jego sumienie i słowa matki na końcu nawet nie mógł mieć wtedy pojęcia jaką miała świętą rację, stał się kimś ważnym w swoim początkowym mniemaniu ale nigdy nie przyniosło mu to szczęścia a wręcz przeciwnie tylko ból i cierpienie. A sytuacja w sali z Czarnym Panem, po prostu świetnie potrafisz opisywać takie napięte sytuacje i grać na uczuciach czytelnieka:), ale to mnie bardzo cieszy ponieważ twój blog zdobywa tym tylko na coraz większej wartości. A dospiski z myśli i tego dobrego serca Severusa cudo!. Pozdrawiam:*

    OdpowiedzUsuń
  28. arwen_LivTyler22 lipca 2012 15:16

    Wspomnienie jakby słabsze od poprzedniego, ale i tak świetne. Biedny Sev! Gdyby wiedział, kim jest to dziecko.... Genialne wspomnienie z dzieciństwa Snape'a.

    OdpowiedzUsuń