Co to jest miłość? To spacer
podczas bardzo drobniutkiego deszczu… Człowiek idzie, idzie i dopiero po pewnym
czasie orientuje się, że przemókł do głębi serca.
Jan Paweł II
24 grudnia 1978
Po raz pierwszy od kilku lat zapowiadało się
deszczowe Boże Narodzenie.
W połowie grudnia temperatura gwałtownie
wzrosła, powodując natychmiastowe stopienie się niewielkich ilości śniegu,
które zdążyły już spaść na ziemię.
Opady drobnych, jedynych w swoim rodzaju
płatków śniegu, zastąpiły duże krople rzęsistego deszczu.
Na chodnikach, zamiast białego puchu i
małych lodowych tafli, sprawiających wiele radości dzieciom i wiele udręki
ludziom starszym, znajdowały się kałuże, powiększające się z każdym grudniowym
dniem.
Na trawnikach, zamiast zasp śniegu, gromady
bałwanów i innych pozostałości po dziecięcych zabawach, znajdowały się małe
moczary, do których nikt z własnej woli się nie zbliżał.
Miało się wrażenie, że świat stawał się
coraz bardziej mroczny i ponury. Zamiast wszechogarniającej bieli, dającej
nadzieję i wywołującej na twarzach ludzi wesołe uśmiechy, wszędzie dominowały
brązy i szarości. Grymasy na ludzkich twarzach potwierdzały tylko złość i
rozdrażnienie.
Matka Natura postanowiła być w tym roku
wyjątkowo okrutna i mściwa. W końcu każdy ma kiedyś do tego prawo.
Magia świąt prysła, zanim w ogóle zdążyła
się zacząć.
~ * ~
Szedłem jedną z bocznych uliczek
niewielkiej wioski. Nie chciałem się niepotrzebnie rzucać w oczy, więc
zrezygnowałem z głównej drogi. I tak dość już miałem problemów.
Niebo przykryły ciemne chmury, z których
nieustannie padał zimny deszcz, utrudniający widoczność i przeszkadzający w
wędrówce.
Podobno w wiosce w większości mieszkali
czarodzieje. Osiedlili się tutaj tylko nieliczni mugole, ponieważ najbliższe
miasto znajdowało się w dużej odległości i nie było do niego dogodnego
transportu. Złudnie liczyłem na to, że szczęście jakimś cudem mi dopisze i
żaden mugol mnie nie dostrzeże. A może bardziej powinienem obawiać się
czarodziejów? Widząc śmierciożercę, mogą zawiadomić aurorów lub, co gorsza,
Zakon Feniksa.
Domy zostały postawione w dużej odległości
od siebie, aby każdy właściciel posiadał ogródek. Budynki były mniej więcej tej
samej wielkości. Piętrowe kamienne bloki, ze spadzistymi dachami, pomalowane na
jasne kolory, aby odgonić troski dnia codziennego.
Dopiero po chwili zorientowałem się, że w
każdym ogrodzie rosło drzewo. Biorąc pod uwagę, że teraz panowała zima, nie
było na nich najmniejszego listka. Wszystkie zostały zdmuchnięte przez
porywiste jesienne wiatry. Nie wiedziałem, co to za drzewa ani po co zostały
posadzone w każdym ogrodzie. Musiały coś symbolizować. Tylko tyle mogłem się
domyślić, reszta pozostawała tajemnicą.
Na chodnikach znajdowały się różnej
wielkości kałuże. Nie widziałem sensu w ich omijaniu, bo w ostateczności i tak
musiałbym w którąś wdepnąć, a nie chciałem z daleka wyglądać jak pijak.
Niestety, pomimo, jak początkowo zakładałem, niedużego dystansu do pokonania,
końcówka czarnej peleryny nasiąknęła wodą i przemokły mi buty. Nieustannie
padający deszcze także nie poprawiał mojej sytuacji. Kaptur zaciągnięty na
głowę powoli zaczął przemakać. Niewiele lepiej miała się reszta mojego ubrania.
Kto wymyślił taką pogodę zimą?
Miałem nieodparte wrażenie, że cały czas idę,
a cel podróży ani trochę się nie przybliża. Mijałem domki, z których sączyło
się ciepłe światło pochodzące z zapalonego kominka, w których panowały radosne,
świąteczne nastroje, w których, do cholery, było ciepło i sucho.
Cel mojej wędrówki – Gospoda Ostatni Dom
znajdowała się na obrzeżach miasteczka. Aportując się tutaj musiałem wylądować
nie na tym krańcu, na którym powinienem. Takie już moje parszywe szczęście.
Domy zaczynały się powoli przerzedzać.
Chodnik przeistoczył się w piaszczystą dróżkę, która pod wpływem deszczu
zmieniała się w małe bajorko.
Przekląłem w duchu. Wolałem już brodzić po
kostki w wodzie niż błocie. A gospody nadal nie było nigdzie widać. Może
szedłem w złą stronę? Następnym razem poproszę o dokładniejsze wskazówki, bo
nie miałem zamiaru tracić cennego czasu.
Może zostałem wystawiony i nie istniała
żadna gospoda? Szybko wyrzuciłem z głowy drugą możliwość. Jej
prawdopodobieństwo było mniejsze od zera. Ostatnio wszędzie zaczynałem widzieć
drugie, nieistniejące dno i paranoiczne możliwości.
Domy powoli zaczynały ustępować drzewom. Za
chwilę zacząłbym iść przez las i nic nie oświetlałoby mi drogi. Nie chciałem
błądzić wśród drzew po ciemku.
Najprawdopodobniej to nie było to miejsce.
Miałem ochotę przeklinać. Czekała mnie
droga powrotna przez całe to przeklęte miasteczko, brodzenie w wodzie i błocie,
a na dodatek miałem wrażenie, że ten cholerny deszcz jeszcze przybrał na sile.
Pięknie.
Już chciałem zawrócić, gdy moją uwagę
przykuło słabe światło. Jaśniało w oddali pomiędzy pniami drzew.
Zapewne to bajoro przede mną to ścieżka,
która przy normalnej pogodzie byłaby widoczna i zachęcająca. Równie dobrze
mogłoby się okazać, że natrafię tam na jakiś mugolski dom, z niewiadomych
przyczyn oddalony od reszty.
Westchnąłem z rezygnacją. I tak nie miałem
nic do stracenia, a stanie na deszczu było najgorszym z możliwych pomysłów.
Niepewnie ruszyłem w tamtą stronę. Starałem
się zachować równowagę, ponieważ błoto sięgało mi za kostki. Woda zaczęła
wlewać się do butów. Nie chciałem sobie nawet wyobrażać jak będę wyglądać, gdy
dotrę do celu. Lub nie dotrę, bo tego celu nie było i nie będzie.
Po kilkunastu minutach walki z bezlitosną
przyrodą, które wydawały mi się całą wiecznością, stanąłem przed sporej wielkości
dwupiętrowym budynkiem o spadzistym dachu. Jako jedyny dom w okolicy został
wykonany z drewna. Tylko z kilku okien sączyło się przyjemne światło. Jednak
wystarczyło, abym odczytał napis na szyldzie. Ostatni Dom.
Nareszcie cel podróży. Jednak, nikogo by
nie zbawiło postawienie przy drodze jakiegoś drogowskazu.
Otworzyłem drewniane drzwi i wszedłem do
dużego, jasnego pomieszczenia.
Cały byłem zziębnięty, a z moich szat
strumieniami sączyła się woda, powodując powstawanie kałuż na dębowej podłodze.
Szybko zamknąłem za sobą drzwi, by deszcz nie wdarł się do środka, chociaż
biorąc pod uwagę mój stan, nie mógł zrobić więcej szkód niż ja.
Uważnie zlustrowałem pomieszczenie. Mój
nowy, paranoiczny nawyk, polegający na stwierdzeniu, czy nie zaczaił się gdzieś
jakiś potencjalny wróg. Nie chciałem być nieprzyjemnie zaskoczony.
Główna sala była sporej wielkości. Ściany
zostały wyłożone drewnem, a z sufitu zwisały mosiężne lampy. W całym
pomieszczeniu stały równo rozmieszczone stoliki z prostymi krzesłami. Po prawej
stronie stał kontuar, a obok niego drewniane schody prowadzące na piętro. Po
lewej stronie znajdował się sporej wielkości kominek, w którym tańczyły
czerwone płomienie ognia, dające ciepło w ten zimny wieczór. Miałem ochotę
usiąść przy nim i rozgrzać zziębnięte ciało, lecz z niechęcią stwierdziłem, że
teraz miałem coś innego do zrobienia.
Zajęty był tylko jeden stolik. Ten stojący
najbliżej kominka. Siedziała przy nim i zawzięcie dyskutowała grupa nieznanych
mi czarodziejów, wyglądających na obcokrajowców.
Gdy tylko zrobiłem kolejny krok w głąb
sali, w moją stronę podążył olbrzymi, dobrze zbudowany mężczyzna. Jego
muskulatura była wyraźnie widoczna przez opinającą ciało lnianą koszulę.
Kosmyki długich, brązowych włosów opadały mu na umięśnione ramiona. Błyszczące
i bystre oczy skierował w moją stronę.
Mimo że byłem wysoki i tak musiałem
zadzierać głowę do góry, by spojrzeć mu prosto w oczy. Natomiast przy jego
potężnej sylwetce wyglądałem niezwykle mizernie i krucho. Zresztą, ze
wszystkich znanych mi ludzi tylko Hagrid mógł rywalizować z tym mężczyzną.
– Severus Snape, prawda? – spytał z
grzecznością, ale po wyrazie jego twarzy wiedziałem, że doskonale zna odpowiedź.
Nerwowo zerknąłem w stronę grupki
czarodziejów, siedzących przy kominku. Nie chciałem, aby ktokolwiek zorientował
się, że tu byłem. Pozostało mieć nadzieję, że nie usłyszeli mężczyzny, ale było
to mało prawdopodobne w prawie pustym pomieszczeniu.
– Proszę się nie obawiać. Oni nie znają
angielskiego, to Hiszpanie. Najlepiej w ogóle nie patrzeć w ich stronę, wtedy
się nie zorientują, że coś jest nie w porządku lub, że o nich rozmawiamy –
pospieszył z wyjaśnieniem.
– Caramon Majere – rzekł wyciągając potężną
dłoń w moją stronę. – Właściciel Ostatniego Domu.
– Severus Snape, ale to już pan wie –
odparłem i uścisnąłem jego dłoń.
Miał mocny uścisk silnego mężczyzny.
Wiedziałem, że gdyby chciał, mógłby połamać mi kości bez większego wysiłku.
Jego wargi wygięły się w tajemniczym uśmiechu. Nie wiedziałem, co się za tym kryło
i nie miałem zamiaru teraz się nad tym zastanawiać.
– Pierwsze piętro, pokój numer dziewięć.
Już czeka na pana.
– Dziękuję.
Skierowałem się w stronę schodów. Zza baru
z ciekawością przyglądała mi się niezwykle niska kobieta o smukłej sylwetce,
zapewne barmanka. Lecz mimo swojego wzrostu musiała przyciągać uwagę wielu
ludzi z powodu swoich długich, płomiennorudych włosów, opadających aż za
pośladki. Sam nie byłem w stanie oderwać od nich wzroku, szczególnie teraz, gdy
refleksy światła pochodzącego z kominka, tańczyły na nich niezwykły taniec.
Nawet spojrzenie jej ciemnoniebieskich, niczym dwa głębokie jeziora, oczu
zdawało się mnie przyciągać, sprawiać, że miałem ochotę zanurzyć się w ich
głęboką toń.
Oprzytomniałem dopiero wtedy, gdy kobieta
posłała mi figlarny uśmiech. Co ja, do cholery, wyprawiałem? Z zażenowaniem
zorientowałem się, że nieświadomie zrobiłem krok w jej stronę. Miałem wrażenie,
że działała na mężczyznę gorzej niż wila.
Szybko odwróciłem od niej wzrok i ruszyłem
we wskazanym mi przez gospodarza kierunku. Znalezienie pokoju numer dziewięć
nie zabrało mi dużo czasu. Było to jedno z dwóch pomieszczeń, w których przez
szparę w drzwiach sączyło się światło. Ze zdecydowaniem wszedłem do środka.
– Och, Sev, jesteś cały mokry.
Zobaczyłem znajomą postać rzucającą mi się
w ramiona. Wtuliłem twarz w jej miękkie włosy, wdychając cudowny, jaśminowy
zapach. W tamtym momencie ruda kobieta ze swoim głębokim spojrzeniem całkowicie
wyparowała z moich myśli.
– Już się bałam, że nie przyjdziesz –
odparła, zdejmując ze mnie ociekającą wodą pelerynę i zarzucając ciepły koc na
ramiona.
Dlaczego? Bałaś się, że cię zostawię,
zniszczę twoje plany, co do mojej osoby?
Miałem ochotę zadać te pytania, jednak, na
szczęście, w ostatniej chwili się powstrzymałem.
Od czasu rozmowy z Jackiem, to był pierwszy
raz, gdy ją widziałem. Myślałem, że to nic nie zmieni, że miłość do niej będzie
tak silna, że wszystko przezwycięży. Lecz tak się nie stało. Na siłę
doszukiwałem się drugiego dna tam, gdzie go nie było.
W jednej chwili wszystkie opowieści o
miłości okazały się kłamstwami wyssanymi z palca, przyobleczonymi w piękne
formy. Nawet, to niby najpotężniejsze uczucie nie było w stanie przezwyciężyć
niepewności.
Jack chciał zasiać pomiędzy nami ziarno
niepewności i mu się udało. Trafiło na żyzną glebę i w momencie naszego
pierwszego spotkania wykiełkowało. Jeżeli dalej pozwolę mu rosnąć, to w końcu
zapuści głębokie i mocne korzenie. Zniszczy to, co było między nami to, co daje
nam siłę i wytrwałość w tym popieprzonym życiu.
Nie wiedziałem na czym zależało Jackowi,
ale coś udało mu się osiągnąć, dopiął swego. Niech będzie przeklęty!
Przybrałem na twarz maskę naturalności. Po
raz pierwszy ukrywałem swoje uczucia przed Morrigan. Od tamtej chwili wszystko
się zmieniło i nic nie było jak dawniej.
– Aportowałem się nie na ten kraniec
miasteczka, na który powinienem – wyznałem, ku mojemu zdziwieniu, normalnym
tonem głosu. Nawet nie musiałem się starać.
– Ech – odrzekła, unosząc brwi ze
zdziwienia. – Nie powiesz mi, że nadal masz problemy z teleportacją?
– To, że zdałem ja na drugim terminie
jeszcze nic nie oznacza. I nie musisz mi o tym przypominać – powiedziałem
wojowniczo, ale dziewczyna nie przyjęła wyzwania, uważnie mnie obserwując. –
Nigdy tu nie byłem. Nie wiedziałem, gdzie wylądować – dokończyłem już
spokojniej.
Morrigan nic nie odpowiedziała, nadal
badawczo się mi przyglądając. Miałem wrażenie, że zorientowała się, że coś
przed nią ukrywam i chciała dowiedzieć się co.
– Jesteś pewna, że nikt nas tutaj nie
nakryje? Właściciel wyglądał i zachowywał się podejrzanie – spytałem, chcąc
przerwać niezręczną ciszę.
– Tak, jestem pewna. – Usiadła obok,
opierając głowę na moim ramieniu. – Majere jest w porządku. Nie słynie z
długiego języka i nie obchodzi go, co ludzie robią w jego gospodzie, o ile nie
łamią prawa.
– Nie byłbym tego taki pewny – wyrwało mi
się, zanim zdążyłem ugryźć się w język.
Gwałtownie uniosła głowę i spojrzała prosto
w oczy. Dostrzegłem w nich wojownicze płomienie. Wiedziałem już, że miała
zamiar walczyć o własne przekonania i w ostatecznym rozrachunku postawić na
swoim.
– Mam ci przypomnieć przez kogo musimy to
robić? – zaczęła wojowniczo. – To ty publicznie ośmieszyłeś mojego ojca! On
tego nie znosi i nie wybaczy ci tak łatwo. Gdybyś ze spokojem z nim
porozmawiał, to z czasem z pewnością byście się dogadali, bo macie podobne
zainteresowania. Jest tchórzliwy i za bardzo dba o siebie i swoje pieniądze, by
zostać śmierciożercą, ale wiernie wspiera idee Czarnego Pana. A teraz nie chce
ciebie widzieć na oczy! Powiedział, że naszego związku nigdy nie zaakceptuje,
więc musimy spotykać się w takich gospodach, by nikt mnie nie rozpoznał i mu
nie doniósł. A jak sam stwierdziłeś u ciebie też nie ma warunków!
Już otwierałem usta, by coś odpowiedzieć,
lecz ona weszła mi w słowo.
– O jakimś wymyślonym przez mojego ojca
narzeczonym też już nie wspominaj, bo to perfidne kłamstwo. Zapewne powiedziane
pod wpływem wściekłości i złości. Mam dość mówienia o tych bzdurach!
Siedziałem w osłupieniu. Nie miałem nawet
zamiaru o tym wspominać. Pomiędzy nami zapadła niezręczna cisza.
– Sev – rzekła po chwili milczenia. – Nie
psujmy tych kilku godzin, które mamy. W końcu są święta.
Nieznacznie uniosłem kąciki ust do góry.
– Masz rację.
– Wiem, że Boże Narodzenie jest jutro, ale
chciałam ci dać prezent dzisiaj, osobiście. Od ostatniego czasu nie ufam temu
durnemu skrzatowi. Chyba rodzice kazali mu mnie pilnować.
Podeszła do stolika stojącego przy oknie i
wzięła z niego pudełko zapakowane w kolorowy, świąteczny papier, przewiązane
złotą kokardą.
Zza pazuchy wyjąłem niewielkie pudełeczko.
– Też mam dla ciebie prezent, ale wszystko
przemokło.
– Nie szkodzi, to i tak tylko opakowanie,
przecież liczy się wnętrze. Wesołych świąt, Severusie.
– Wesołych świąt, Morrigan.
Wymieniliśmy się prezentami. Pudełeczko
zaczęło powoli rozpadać się w rękach dziewczyny.
Po chwili na jej dłoni błyszczała broszka w
kształcie róży. Jej czerwone, rozchylone płatki wykonano z rubinów, a na
brzegach ozdobiono drobniutkimi cyrkoniami. Z tyłu przymocowano szmaragdowy
listek.
– Dziękuję, jest piękna – odparła,
przypinając ją do szaty.
W jej oczach błyszczały radosne iskierki, a
w ich kącikach zalśniły łzy szczęścia. Patrzyła na mnie z wyczekiwaniem.
Rozerwałem papier i niepewnie podniosłem
wieczko pudełka. Nie wiedziałem czego mogę się spodziewać. Na dnie leżało
najzwyczajniejsze, kamienne naczynie. Wyjąłem je ostrożnie, lecz musiałem
przyznać, że nie było tak ciężkie, na jakie wyglądało. Przyjrzałem mu się uważnie.
Misa została wykonana z gładkiego i zimnego
w dotyku kamienia. Była płytka; wokół jej krawędzi znajdowały się dziwne
rzeźbienia, obsadzone niewielkie kamienie szlachetne i runy. Nigdy nie
chodziłem na zajęcia ze starożytnych run, więc nie wiedziałem, co oznacza napis.
Nie wiedziałem, co miałbym powiedzieć. Ten
przedmiot był bezcenny. Chociaż w tamtej chwili nawet to słowo wydawało mi się
zbyt ubogie. Takiej rzeczy nie można dostać w pierwszym lepszym sklepie. Nie
znałem żadnego czarodzieja, który by to posiadał.
– To myślodsiewnia. Odsiewa się nadmiar
myśli z umysłu, strząsa do niej i bada je. Łatwiej można wtedy poznać ich
ukryty sens lub po prostu pozbyć się ich na jakiś czas. Wiem, że czasem kłębi
ci się w głowie za dużo myśli i problemów, więc pomyślałam, że może ci się
przydać.
– Dziękuję, jest…
Zabrakło mi słów, ale wiedziałem, że
Morrigan mnie rozumie. Poczułem, że teraz w kącikach moich oczu zaszkliły się
łzy. I znów opanowało mnie to dziwne, a zarazem smutne, uczucie, że tylko przy
niej mogłem sobie na to pozwolić. Pozwolić na bycie sobą. Żałowałem mojego
wcześniejszego zachowania.
Chwyciłem jej twarz w dłonie i zachłannie
wpiłem się w jej usta. Oddawała pocałunki ze zdwojoną namiętnością. Nasze
języki już po chwili znalazły rytm wspólnego tańca kochanków, który był im tak
dobrze znany.
Nie wiadomo kiedy Morrigan znalazła na
moich kolanach, siedząc okrakiem. Przyciągała mnie coraz mocniej, a ja
przyciskałem ją do siebie błagając, żądając, żeby była bliżej niż pozwalały na
to ubrania.
Kochaliśmy się z największą jak dotąd
zaciekłością, doprowadzeni do bezgłośnej rozkoszy. Wszystko było pełne,
doskonałe, skończone. Ten krótki, bezcenny czas, który nam dano był dla nas
wszystkim.
Wiedziałem, że to była miłość i nic nie
mogło temu zaprzeczyć. Pozbyłem się wszystkich niepewności, odpłynęły w
niepamięć. Na ich miejscu pozostało tylko cudowne uczucie niewysłowionego
szczęścia. Nie potrzebowałem niczego więcej.
~ * ~
I jest kolejne wspomnienie. Aż głupio się pisze o Bożym
Narodzeniu latem, ale chociaż pogoda podobna. Z powodu tej ostatniej awarii
Onetu myślałam, że będę musiała dodać je później, ale udało się jeszcze w tym
tygodniu. Może w końcu dam radę w tym miesiącu opublikować cztery notki. Ech,
marzenia…
Ostatnio coś mi się chyba w głowie pomieszało, bo
zaczęłam od nowa czytać Harry’ego (nie wiem już po raz który). Obejrzałam
wywiad z Rowling i tak mnie naszło. Przynajmniej będę mogła sobie robić
notatki, gdzie pojawiał się Severus, aby mieć na później.
Notka z dedykacją dla Arianny, bo to Twój pomysł z
prezentem postanowiłam wykorzystać. I bardzo za niego dziękuję.
Pozdrawiam :)
Jestem XD, wczoraj zajęłam sobie miejscówkę przeczytałam, a nie dodałam komentarza mój diesel daje o sobie znać :), a nawiązując do zostawiania butów w błocie to ja zgubiłam tak japonki w mule przy rzece i już nie dało rady ich wyciągnąć XD, podoba mi się bardzo jak opisujesz przyrodę i w ogóle nature, która współgra z otoczeniem i nastrojami wszystkich ludzi, strach, ból, niepewne jutro, aż krzyczą przez takie ukazanie świata, oj biedny Sev może i jest Mistrzem Eliksirów, ale trochę gorzej u niego z teleportacją, ale najważniejsze, że Severus ma cięty język i zawsze potrafi wyjści z każdej opresji i potyczki słownej z Morrigan bez szwanku, ale odnoszę dziwne wrażenie, że ta dziewczyna jest cholernie nieszczera a dodatkowo, oplotła sobie Snape'a wokół palca, miejmy nadzieję, że niedługo wyjaśnią się jej prawdziwe intencje, a Sev nie bd bardzo przez nią cierpiał. Bardzo mi się podobało:). Pozdrawiam:*
OdpowiedzUsuńDruga! :D Przynajmniej jak zaczęłam pisać komentarz. ;) To mój nowy rekord! :)
OdpowiedzUsuńDobrze, że Snape nie zgubił butów w tym błocie. :D Miałam już raz taki przypadek i to wcale przyjemne nie jest...
Niby wszystkie wątpliwości się rozwiały, ale wciąż nie jestem pewna, co do Morrigan, choć znów ją lubię. Ale to pewnie ze względu na ten prezent. Rzeczywiście był naprawdę świetny oraz oryginalny! I z pewnością przyda się Severusowi. Składam ukłon uznania pomysłodawcy. :)
Mimo wszystko lubię, gdy Snape jest szczęśliwy. :)
A teraz odnośnie poprzedniego komentarza.
Wiadomo, że James nie lubi Snape'a, ale Lily mogłaby się trochę opamiętać.
Jaki może być najgorszy błąd w życiu Severusa? Co on takiego zrobi?
Twoje opowiadanie zaczyna mnie przerażać. ;)
Bardzo ładnie opisałaś wędrówkę Sev'a. :)
Pozdrawiam. :)
Hmm, całkiem niezły. Chociaż śmieszą mnie czasami opisy "tańczących języków", ale to poza konkurencją. Spoko.
OdpowiedzUsuń[lovely-black-magic]
Och, współczuję Severusowi pogody. "Kto wymyślił taką pogodę dla zimy". Przy okazji pytam, kto zaplanował nasze tegoroczne lato. I choć powszechnie wiadomo, że to ja mam dzikie pomysły, to nie byłam ja! ^ _ ^
OdpowiedzUsuńJa też chcę na Gwiazdkę myślodsiewnię! Muszę to powiedzieć mamie. ;D Może mi skombinuje ;D W Polsce też gdzieś musi być taka Pokątna ;D
Ja też znów czytam HP! Na razie kończę drugą część. Wrkótce zacznę znów trzecią (zresztą moją ulubioną ;D).
Całusy,
Leszczyna
[dowiesc-niewinnosci]
Mnie właściwie wcale nie przeszkadza, że piszesz o Bożym Narodzeniu w sierpniu. Już szczerze mam dość tych wakacji, które w moim przypadku są wakacjami tylko dlatego, że nie chodzę do szkoły, biorąc pod uwagę to, że i tak nic szczególnego nie robię, a poza tym pogoda jest beznadziejna. A tak, czytając ten rozdział, mogę dać się ponieść cudownemu nastrojowi świąt:)
OdpowiedzUsuńNie spodziewałam się, że Severusowi uda się tak doskonale ukryć przed Morrigan wszystkie wątpliwości. Szczerze go za to podziwiam. Ech, już sama nie wiem, co myśleć o tej Morrigan. Jej osoba budzi we mnie tyle różnych, sprzecznych odczuć... No, ale prezentu, który dała Snape'owi, bardzo zazdroszczę. Ach, co ja bym oddała za taką myślodsiewnię!
Literówki:
"Piętrowe kamienne bloki, ze spadzistymi dachami, pomalowane na jasne kolory, aby odgonić troski dna codziennego." - dnia
"Niepewnie ruszyłem w tamta stronę." - tamtą
Ten najnowszy rysunek jest śliczny, taki optymistyczny. Cudownie udały Ci się włosy Ginny i Luny, wyglądają tak naturalnie, jakby naprawdę wichrzył je wiatr. Poza tym bardzo mi się też podoba sukienka Luny, świetnie wygląda:D
Hm... Pamiętasz jak poprzedni rozdział dedykowałaś Chloe, wspominając przy tym o opowiadaniu "w czekoladzie"? Powinnam Ci za to podziękować, bo gdyby nie Twoja wzmianka, to pewnie nigdy bym na tą cudowną miniaturkę nie trafiła. A więc dziękuję:)
Pozdrawiam:D
Przyjemny rozdział. To błoto, ech nie zazdroszcze Severusowi. Nie wiem czemu, ale z każdym rozdziałem coraz mniej lubię Morrigan. Pomysłowy prezent Sev dostał od dziewczyny. Czekam na następne wspomnienie. ^ ^
OdpowiedzUsuńWszyscy tak narzekają na to błoto i deszcz, to ja dla odmiany powiem, że je lubię. I to bardzo. Wiatr i mgłę też lubię. ;) No wiadomo, jesienna dziewczyna ze mnie, że tak to ujmę. Podobno ludzie lubią porę roku, w której się urodzili, więc nie ma się co dziwić. W listopadzie słońca nie uświadczysz, za to wodę i owszem.
OdpowiedzUsuńAle do rzeczy. Jack, z pewnym uszczerbkiem na zdrowiu, ale dopiął swego. Severus nie do końca ufa Morrigan, i dobrze. Z całą moją sympatią do niej, chętnie dowiedziałabym się, o co chodzi. Wydaje się jakaś dziwna, zdenerwowana, zaniepokojona. Czekam na coś więcej.
Podoba mi się właściciel Ostatniego Domu. Niby taka nic nie znacząca postać, a jednak ma to coś. Dobrze go wykreowałaś, tak więc wiwatuję na stojąco.
Myślodsiewnia, naprawdę dobry pomysł. Ciągle mnie zaskakujesz, wiesz? I, nie powiem, podoba mi się to. Tylko czytając ten rozdział obgryzłam paznokcie i, no cóż, trochę zajmie, zanim odrosną. Ale co tam, dobra literatura wymaga poświęceń.
Czy tylko mi się wydaje, czy rozdział jest krótki? No nie wiem, może za bardzo mnie pochłonął, ale chętnie przeczytałabym więcej. Bardzo, bardzo mocno trzymam kciuki, żeby udało ci się opublikować w sierpniu te cztery wspomnienia. Jestem pewna, że nie tylko mnie by to ucieszyło. :) I nie narzekaj na pisanie o świętach w środku lata, bo wyszło ci kapitalnie. Czułam te święta, ale nie takie radosne. Deszcz, błoto, Ostatni Dom oraz pokój Morrigan i Severusa. Takie ponure, drewniane, mokre... Dziwne te przymiotniki, ale inaczej tego ująć nie potrafię. W każdym razie opisałaś to ślicznie. Takie przygnębiające, poważne święta, które pasują i do Severusa, i do Morrigan, i do tego wszystko, co jest między nim oraz wokół. Głupio byłoby pisać o śniegu i wesołym ogniu w kominku, który odbija się w bombkach, gdy wokół jest tyle niepewności, strachu i śmierci.
Pozdrawiam gorąco, może wynagrodzę tym brak ciepła za oknem.
Na początku chciałam Cię bardzo przeprosić, że nie skomentowałam ostatniego rozdziału. Jest mi z tego powodu strasznie głupio i mam nadzieję, że się nie gniewasz. Rozdział przeczytałam, jednak było już dość późno, a potem zapomniałam :/
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za dedykację:) Cieszę się, że trafiłam z tym prezentem.
A co do rozdziału, naprawdę świetny:)
Najbardziej spodobały mi się bardzo dokładne opisy pogody i miasteczka, bo dzięki nim w mojej wyobraźni kreowały się niezwykle realne obrazy.
Nie wiem, dlaczego, ale poczułam ogromną sympatię do tego barmana, wydaje się być naprawdę w porządku gościem. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś pojawi się jego postać.
Sama nie wiem, co sądzić o rozmowie Severusa z Jackiem, ponieważ zachowanie Morrigan w gospodzie wydawało się szczere i niczym niewymuszone, jednak zastanawiam się, czy wtedy, gdy przyglądała się Severusowi, nie chciała sprawdzić, czy on czasami nie wie czegoś, czego nie powinien wiedzieć. Jednak mam nadzieję, że są to tylko moje błędne domysły.
Serdecznie pozdrawiam i życzę dużo weny!
Bardzo mi się podobało ^^ A jak wręczyli sobie te prezenty to aż się uśmiechnęłam :D Czekam na nexta ^^ Dzisiaj krótko, ale to dlatego, że spać mi się chce -.-
OdpowiedzUsuńZawsze piszesz takie tajemnicze wstępy. Myślałam, że Severus znowu idzie na jakąś misję zleconą przez Czarnego Pana. A tu taka miła niespodzianka. Bożonarodzeniowe spotkanie z Morrigan. Kurczę, nawet dziwnie się o tym czyta w czasie wakacji. ładny prezent wymyśliłaś dla Morrigan. Sama bym chciała dostać taką broszkę. A myślodsiewnia... Na pewno się przyda Severusowi. Może w końcu trochę odpocznie. Teraz się zastanawiam, co umieścisz w kolejnym rozdziale. Bo mnie jakoś nic nie przychodzi do głowy.
OdpowiedzUsuńA to, że znów czytasz HP, to nic takiego. Ja co chwilę to robię. Mimo, że książki znam niemal na pamięć, wciąż lubię do nich powracać. Ale za każdym razem skupiam się na czymść innym. Raz na wydarzeniach, innym razem na otoczeniu, a później jeszcze na uczuciach bohaterów ;)
Pozdrawiam serdecznie :*
Wreszcie wzięłam się za przeczytanie tego wspomnienia. Myślodsiewnia jako prezent? Coś mi się zdaję, że Sev ją jeszcze wykorzysta i to będzie bardzo znaczące w opowiadaniu, ale to tylko moje przeczucia. Ogółem, nie lubię Morrigan i nie potrafię wyjaśnić dlaczego. Coś myślę, że Jack miał rację, a Sev za bardzo jest nią zauroczony, żeby w to wierzyć. No cóż... Poczytam. Zobaczę. Genrealnie wspomnienie jak zawsze mi się podoba. [ wygrany-przegrywa ]
OdpowiedzUsuńPo pierwsze: dzięki, wiesz jaka byłam zdziwiona? I do tego nie wiem kto mnie polecił... ;p
OdpowiedzUsuńPo drugie: notkę czytałam bardzo łapczywie i szybko, bo nie mogę siedzieć przy kompie (długa historia;) )
Podobało mi się, ale ja wierze Jackowi. Morrigan nie jest czysta. Nie, o nie.
Prezenty...hm niczego sobie^^ Ten dla Seva był boski. Ekstra, też chcę. A już myślałam, że ma misję w święta... Ufff.
Dobra, mykam już. ;) i tak cud, że dodałam ten komentarz;p
Przepraszam za opóźnienie, ale nie mam wiele czasu na internet :(
OdpowiedzUsuńA co do notki. W pierwszym momencie myślałam, że Severus idzie wykonać kolejną misję... Jednak mile mnie zaskoczyło, że chodziło o spotkanie z Morrigan. Ciągle się zastanawiam, czy jest szczera w swoich słowach i czynach. No cóż, kiedyś się przekonam ;)
Opisywanie Świąt teraz z pewością jest dziwne, no ale wyszło Ci świetnie ;) Chociaż to tylko to jedno spotkanie w gospodzie. Aż chciałabym zobaczyć tę brożkę, którą Sev kupił Morrigan ;) Natomiast prezent od niej był naprawdę wspaniały i wyjątkowo potrzebny Snape'owi.
A, no i cieszę się, że ojciec Morrigan nie wykonał żadnych poważniejszych kroków, żeby rozdzielić córkę z Severusem.
Wspomnienie jak zwykle świetne ;)
Pozdrawiam serdecznie! :)
W końcu udało mi się skomentować xD bardzo ciekawy rozdział, wreszcie jest Morrigan :D ładnie opisałaś pogodę w Boże Narodzenie:D dużo opisów, idealnie! :D bardzo mi się podobało:) czekam na kolejną notkę, pozdrawiam u mnie w końcu nowa:)
OdpowiedzUsuńhttp://everything-scares.blog.onet.pl/
No, robi się coraz ciekawiej.
OdpowiedzUsuńFajny pomysł z prezentami. :) Szczególnie ten Morigan :D
Nie mogę się doczekać dalszych wspomnień.
Powiem, że naprawdę ciężko czyta się o Bożym Narodzeniu w lecie. Najśmieszniejsze jest to, że również i ja o takim wydarzeniu piszę. Szanowny i kochaniutki mężulek byłej panny Weasley, będzie musiał wejść do jaskini lwa i spotkać się z jej rodzinką.
OdpowiedzUsuńAle, olejmy na razie moje opowiadanie i przejdźmy do wspomnień. Nie wierzę Morrigan. Ona nie kocha Severusa. Avery miał rację - kobieta chce do tylko wykorzystać. Jakikolwiek będzie ciąg ich znajomości, ja i tak nie uwierzę w to, że ona jest z Severusem, ponieważ go kocha. Nie ma mowy!
Prezent Severusa wygląda żałośnie w porównaniu z tym, co dostał od Delgado. Broszka w zamian za myślodsiewnię?
Chociaż Morrigan ma rację - liczy się wnętrze, nie outlook.
Pozdrawiam!
Nadrobiłam pozostałe rozdziały, bo nie było nie przez jakiś czas ;)
OdpowiedzUsuńCiekawe, co Avery miał na celu, kiedy mówił takie gorzkie słowa o Morrigan. Czy może mówił prawdę? Ciężko mi w to uwierzyć, wydaje mi się, że ta dziewczyna naprawdę pokochała Severusa. Jednak do końca jej nie wierzę i budzi we mnie pewne podejrzenia.
Jakie to okropne, że Snape jako śmierciożerca tyle niewinnych osób musi zabić. Już nie rozdrabnia się na pojedyncze wyrzuty sumienia, co w sumie - jest dobre. Dobre dla niego, bo teraz nie może się wycofać, choć jego myślenie budzi nutkę grozy i lęku. Szkoda mi tych zakochanych, którzy mieli całe życie przed sobą, a zginęli tylko dlatego, że pojawili się w złej chwili.
Jak Ty to robisz, że masz tyle rozdziałów w zanadrzu? Jesteś niesamowita. Ja miałam najwyżej dwa.
Pozdrawiam serdecznie ;)
Piękne trzy rozdziały;)
OdpowiedzUsuńZawsze podziwiam twój styl pisania. Masz naprawdę piękny talent. Powinnaś wydać swoją własną książkę;)
Treść bardzo mi się podobała. Tyle się dowiedziała:)
Rozmowa z Petunią i to, że Lily wstąpiła do Zakonu Feniksa. To jak pięknie opisałaś parę zakochanych, lecz kurde, szkoda że zgineli, tyle życia mieli przed sobą. Boże, jak ja nienawidzę jak ktoś karygodnie traktuje skrzaty domowe, ach, biada temu Jackowi (kurdę, zachowuję się jak Hermiona). W sumie to trochę mi szkoda tego Jacka, że ma takiego ojca tyrana, i świetnie wplatane to że Snape zaproponował mu że zrobi trujący wywar... Hmm... zastanawia mnie to co powiedział Jack o Morrigan, czyżby naprawdę była zdzirą, czy coś... Nie no, chyba nie skoro przeczytałam, że ona jednak darzy go uczuciem... ale wiadomo czy nie kłamie? Wszystko się wyjaśni z biegiem twoich wspomnień;)
Pozdrawiam serdecznie;**
Rozdział bardzo mi się podoba. Zgadzam się z tym, że jakoś dziwnie się piszę o Bożym Narodzeniu latem. Jestem w takiej samej sytuacji. Z tą różnica, że u mnie za oknem w tej chwili jest upalnie, ale nie narzekam, bo na to czekałam prawie cały lipiec ;)
OdpowiedzUsuńŚwietny pomysł z tym, aby Morrigan podarowała Severusowi myślodsiewnię. Pamiętam, że miałaś problem z wymyśleniem prezentu ;)
Jestem bardzo ciekawa czy Severus powie Morrigan o rozmowie z Averym.
Pozdrawiam ;)
No, ciekawy prezent dała Morrigan Severusowi. Ale czy myślodsiewnia nie jest wynalazkiem Dumbledore'a? Chyba gdzieś to było napisane, wydaje mi się, że w Czarze Ognia...
OdpowiedzUsuńHmmm, jeśli Morrigan rzeczywiście pogrywa sobie z Severusem to jest świetną aktorką. Nie da się do niej przyczepić.
Czy nazwa gospody ma znaczenie przenośne w stosunku do życia Severusa? Hmmm... To tylko dodaje niecierpliwości względem następnych rozdziałów.
Pozdrawiam
[violent-storm]
Piękny rozdział :) Na początku rzeczywiście nie czułam tej świątecznej atmosfery w opowiadaniu, jednak odrodziła się ona przy końcówce ;) I to... ciekawe doświadczenie czytać o Bożym Narodzeniu w wakacje ;)
OdpowiedzUsuńA to Ci dopiero, ja też zaczęłam czytać od początku "Harry'ego"! On nigdy mi się nie znudzi; jak już zacznę czytać nie mogę się oderwać.
A rysunek oczywiście piękny, uwielbiam Twój styl rysowania. Również rysuję, ale nie tak dobrze jak Ty.
Pozdrawiam i weny życzę! ;*** [ginny-i-zabini]
przeczytałam wszystkie posty i bardzo mi się podobają. ;)
OdpowiedzUsuńchciałabym cię o coś zapytać. zauważyłam, że w pierwszych postach miałaś problem z formatowaniem - akapity dziwnie wychodziły, za wcześnie, albo za późno (mam nadzieję, że wiesz, o co chodzi). też piszę co nieco i też mi się to przytrafiło.
teraz już nie masz tego problemu. jak to zrobiłaś? :)
Nie mogłam sobie przepuścić opowiadania o Mistrzu Eliksirów, choć na początku zniechęciła mnie liczba rozdziałów. (Wiem, strasznie leniwa jestem.) Przeczytałam wszystko. W dwa dni, bo nocami lubię przesiadywać.
OdpowiedzUsuńSpodobała mi się ta historia. Nawet bardzo. Masz leciutki styl (ile ja bym za to dała!) i świetnie się ciebie czyta. Co prawda, nie ufam jeszcze Morrigan i nie wiem dlaczego. (Nie ma to jak wylecieć ze zdaniem, które nie pasuje do reszty...)
W każdym bądź razie, czekam na kolejny rozdział! Mam nadzieję, że mnie poinformujesz. :)
behind-mask.blog.onet.pl
Pozdrawiam moją imienniczkę, Paulinę,
jam jest ta, która nie zajęła sobie miejsca. Przeczytałam obie. Zdziwiona? Bo ja tak. I nie wiem, czy mam Ci tamtą komentować... więc skomentuję za chwilę. Zacznę od tego, że ładny jest ten rysunek z nr 6. Tak wiem, szczera jestem. Ach... jaki ten Sevcio jest romantyczny, że wydał CIĘŻKO zarobione pieniądze na broszkę dla Morrigan. To takie miłe z jego strony. Caramon coś mi mówi I ogólnie pomysł z gospodą. Jak sadzisz gdzie mi dzwoni?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę szczęścia z moimi byczkami ^^
Przepraszam za długą nieobecność. Wyjechałam pocieszyć się ostatnimi dniami wakacji, i byłam odcięta od internetu. Mam nadzieję, że mi to wybaczysz.
OdpowiedzUsuńOczywiście już nadrabiam zaległości. Bardzo fajny rozdział. Aż czuć świąteczny nastrój, pomimo iż jest końcówka lata, a według fabuły zima jest mokra i deszczowa. Być może obawy Severusa wobec Morrigan będą bezpodstawne, a `ostrzeżenia` Jacka błędne i fałszywe. Morrigan wydaje się być całkiem w porządku. Przecież widać jak na dłoni, że kocha Snape'a. Gdyby było inaczej, to nie umawiałaby się z nim potajemnie w zacisznych gospodach, żeby tylko go zobaczyć. Wątpię, by ryzykowała dla pierwszego-lepszego kochanka.
Pozdrawiam Serdecznie i zabieram się za 33 rozdział ; )
w skrócie - wg mnie Mor kocha Severusa, a Jacka mogła wrobiźć z powodu ojca.problem jest taki, ze Severus naprawdę kocha Lily i to złamie Mor serce. miałam komentarz megadługi, ale Onet nie chciał wkleic
OdpowiedzUsuńSUPER, szczegolnie koncowka, taka wzruszająca i romantyczna;)
OdpowiedzUsuńDochodzę do wniosku, że Mor i Sev to jeszcze piękniejsza para niż Lil i Sev!
OdpowiedzUsuńNareszcie mogłam przeczytać ten dawno zaległy rozdział! Opis przyrody, zimy pełnej deszczu, błota, ponurej i psującej nastrój, świetnie odzwierciedla humor Severusa. Przywodzi mi to na myśl fragment "Kamienia na kamieniu" W. Myśliwskiego, uwielbiam tak zaprezentowany opis przeżyć wewnętrznych. Nie mogę się nadziwić nad Twoim stylem pisania i kreatywnością! Dobrze, że Severus przestał wątpić w ich miłość, pojawił się jakiś płomyczek nadziei w tym z pozoru na początku ponurym rozdziale. Sama chciałabym dostać taką myślodsiewnię, naprawdę wielokrotnie mi się to marzyło.
OdpowiedzUsuńTo zabawne, ale bardzo cieszę się, że mam u Ciebie tyle do nadrobienia w czytaniu, bo z wielką przyjemnością zagłębię się w Twoje opowiadanie, jedne z lepszych które czytałam.
Pozdrawiam!