Czy jakakolwiek inna zasadzka
może równać się z zasadzką miłości?
Stephen King – Mroczna
Wieża I: Roland
12 grudnia 1978
Od czasu rozmowy z Igorem Karkarowem, na
początku września, nie mogłem zapomnieć wypowiedzianych przez niego słów. Jego
propozycja nie dawała mi spokoju przez wiele dni i nocy. Może miał rację, że
powinienem przemyśleć to na spokojnie, gdyż wtedy byłem wzburzony po
wcześniejszych torturach i walce. Tylko dlaczego te kilka wypowiedzianych przez
niego zdań nie dawało mi spokoju przez tak długi czas? Dlaczego nie pozwalało
na wrzucenie tego do morza zapomnienia?
Bo
zwlekałeś z odpowiedzią – natrętna myśl wypłynęła z mojej
podświadomości.
Rzeczywiście, od tamtego czasu nie zdecydowałem
się, co miałbym mu powiedzieć. Ciągle odwlekałem tą decyzję.
W pierwszym odruchu chciałem odmówić, ale
coś mnie wtedy powstrzymało. Od września Karkarow na każdym spotkaniu Czarnego
Pana przyglądał mi się badawczo, lecz nigdy nic nie powiedział. Jakby czekał na
moją reakcję, jakby wiedział jaka walka toczy się we mnie. Przeklęty idiota!
Dlaczego teraz, kiedy chciałem mieć chociaż trochę spokoju, dochodziło kolejne
zmartwienie do piętrzącego się stosu? Stosu, w którym już od dawna nie widać
było szczytu. Zniknął w chmurach problemów i niepewności, i wątpię, abym
kiedykolwiek miał go jeszcze zobaczyć.
Z jednej strony Karkarow miał jednak rację.
Potrzebowałem wpływowych przyjaciół,
ale przecież był jeszcze Lucjusz. To dzięki niemu stałem w hierarchii wyżej niż
Karkarow. Był Jack, który po niedawnym dołączeniu do śmierciożerców stał się
cichy i usuwał się w cień swojego ojca. Lecz zawsze mogłem się do niego
zwrócić. Tak mi się przynajmniej wydawało. Lecz dwie osoby nie wystarczą, aby
się wybyć z tłumu, osiągnąć coś wielkiego, stać się kimś.
Z drugiej strony nie podobało mi się, że
moje sukcesy mają być także ich sukcesami. Dlaczego ja miałem przelewać krew na
ich zasługi? Jeżeli już muszę to zrobić, to będę to robić tylko dla siebie, nie
dla tych pokrak.
Uśmiechnąłem się w duchu. Zawsze przecież
mogłem ich wykorzystać. Wszak dla Czarnego Pana liczyły się tylko jednostki. To
jednostka była ważna, nie społeczność. Jednostkę czekała kara lub nagroda.
Karkarow musiał być niezwykle głupi, że do
tej pory jeszcze tego nie zauważył. Ale skoro chce, to proszę bardzo. Tylko
zyskam na takiej przyjaźni.
Jedno zmartwienie mniej. Pozostały jeszcze
tylko dziesiątki innych.
Z ulgą zaczerpnąłem chłodnego, grudniowego
powietrza.
Wielkimi krokami zbliżała się zima.
Temperatura już od połowy listopada gwałtownie spadła i utrzymywała się w
okolicach zera. Liście, pod wpływem porywistych, jesiennych wichrów, już dawno
spadły z drzew, pozostawiając nagie gałęzie, drżące przy każdym podmuchu
porywistego wiatru. Opady należały do codzienności. Każdego dnia z grubych
warstw szarych chmur, przysłaniających cały błękit nieba, padał deszcz lub
śnieg. Lecz nie było tak zimno, aby biały puch mógł utrzymać się na dłużej.
Zazwyczaj zmieniał się w kałuże jeszcze tego samego dnia.
Dzisiejszy dzień należał do jednego z
pogodniejszych. Pojedyncze promienie słońca przebijały się przez zasłonę
szarych chmur i nie zapowiadało się na żadne opady.
Idealny dzień na spacer. Tylko co mnie
pokusiło, aby pochodzić po mugolskiej wiosce znajdującej się niedaleko domu?
Dlaczego nie wybrałem się na ulicę Pokątną lub do Hogsmeade, gdzie przebywałbym
w moim świecie, w świecie magii, a nie wśród tych szumowin?
Odpowiedź nasuwała się sama. Tam panował
chaos, panika i terror. Nieliczni wychodzili z domów, a co dopiero mówić o
spacerach. Każdy czarodziej bał się tego, że ten dzień może być jego ostatnim.
Nie dziwiły mnie ich reakcje, w końcu potęga Czarnego Pana była ogromna, a
śmierciożercy częściej niż by się mogło wydawać zabijali i torturowali
przypadkowych przechodniów.
Wśród mugoli było inaczej. Mimo że nie
mieli pojęcia o istnieniu magii, wiedzieli, że coś się dzieje, że dochodzi do
masowych morderstw. Lecz przy nich nie czuło się tej wszechobecnej paniki,
która potrafiła wprawić człowieka w stan przygnębienia, zapoczątkować depresję.
Od dawna nie spacerowałem tymi ulicami. Od
czasu kłótni z Lily pod koniec piątej klasy nie chciałem przebywać w miejscach,
które przypominały mi o niej. O nas… O bezpowrotnie utraconej przyjaźni,
beztroskim dzieciństwie, spontanicznej młodości.
Te miejsca nadal wywoływały smutek i żal w
moim sercu, lecz już nie tak ogromny. Tak mi się przynajmniej wydawało.
Przecież to, co było już nigdy nie wróci i najwyższy czas się z tym pogodzić.
Od tamtego czasu niewiele się zmieniło,
jakby czas zatrzymał się w miejscu i tylko my dorośliśmy. Tak naprawdę nigdy
tutaj nie przynależeliśmy, zawsze byliśmy inni, a tutaj nie było miejsca dla
takich jak my. To nie nasz świat.
Zatrzymałem się przed niewielkim budynkiem
pomalowanym na żółto z czerwonymi dachówkami. Duże okna wychodzące na ulicę
zostały zaklejone starymi gazetami i kartonami. Na drzwiach ktoś przyczepił
kartkę informującą o tym, że budynek był do wynajęcia. Poniżej został jeszcze
podany kontakt.
Stałem oniemiały, patrząc na biały kawałek
papieru. Zimny wiatr targał moje ciemne włosy, zakrywając oczy i powodował
powstanie zaczerwienień na twarzy. Cienki, mugolski płaszcz nie dawał
wystarczającej ochrony przed chłodem. Jedynie ciepły szalik w barwach
Slytherinu spełniał swoje zadanie.
Dlaczego akurat to miejsce?
Było
ciepłe, letnie popołudnie. Gorące słońce królowało na jasnoniebieskim
nieboskłonie. Tylko czasami nieliczne, białe obłoczki przykrywały je na chwilę.
Jeden z nielicznych, słonecznych dni tego lata. Dzieci, cieszące się z
trwających wakacji, beztrosko bawiły się na dworze.
Szedłem
wzdłuż jednej z brukowanych uliczek razem z dwoma siostrami Evans. Obie miały
na sobie takie same, niebieskie sukienki w kratę. Włosy zaplotły w warkocze.
Z
tego, co zauważyłem często zakładały takie same rzeczy. Czy rodzeństwo zawsze
tak robiło?
–
Może pójdziemy na lody? – zawołała z entuzjazmem młodsza dziewczynka.
–
Lily, mama mówiła, że ci jeszcze nie wolno. Nie wyzdrowiałaś do końca.
–
Och, Tuniu, to może na ciastko do kawiarni pana Pearsona? Sev na pewno jest za,
prawda?
W
podskokach podeszła do mnie i chwyciła za rękę. Patrzyła na mnie wyczekująco
swoimi imponująco zielonymi oczami. Jeszcze u żadnego człowieka nie widziałem
takiego odcienia zieleni. Były wyjątkowe, niepowtarzalne. Za sprawą jej dotyku
na mojej twarzy pojawiły się czerwone wypieki, które za wszelką cenę starałem
się ukryć, odwracając głowę.
–
Ja…
–
Lily, daj spokój. On nie ma pieniędzy.
Czułem,
że rumienię się jeszcze bardziej. Byłem zarazem wściekły i zażenowany. Dlaczego
to musiało się dziać przy Lily?
–
Nie twoja sprawa – wycedziłem przez zaciśnięte zęby. Miałem ochotę sprawić jej
ból.
–
Tuniu, przestań! – zawołała oburzona Lily, gdy Petunia już otwierała usta, by
coś powiedzieć.
Teraz
na jej twarzy malowało się zaskoczenie. Nie mogła uwierzyć, że siostra broni
mnie, a nie jej.
–
Widziałam jak mama dawała ci pieniądze!
–
Lily… - zacząłem, ale dziewczynka mi przerwała.
–
Nie będziemy się teraz kłócić. To ma być miły dzień.
We
trójkę udaliśmy się do małego żółtego budynku. Petunia nie była długo obrażona.
Szybko jej przeszło i z ciekawością słuchała każdej wzmianki o magii, jakby
myślała, że przez to będzie należeć do magicznego świata. Głupia, była zwykłą
mugolką i te drzwi zawsze pozostaną dla niej zamknięte. Szukała klucza, ale
wcześniej nie zauważyła, że nie ma żadnego zamka.
Jak widać wszystko musi mieć swój koniec.
– Nie spodziewałam się, że cię jeszcze
kiedyś tutaj zobaczę. – Usłyszałem za sobą znajomy głos.
Odwróciłem się, aby stanąć na wprost
drobnej i kościstej kobiety. Miała końską twarz i blond włosy zaczesany z tyłu
głowy. Ubrana była w ciepły jasnobrązowy płaszczyk i wysokie skórzane kozaki.
Na swojej szyi, dwukrotnie dłuższej od normalnej, zawiązała ciemnozielony,
elegancki szalik.
– Nie zostawię matki samej z nim, poza
tym nie mam gdzie iść.
Kiwnęła głową ze zrozumieniem.
– Nadal jesteś sentymentalny – odparła,
kierując wzrok na budynek za mną.
– Nie jestem – powiedziałem cierpko. Nic
jej do tego.
– Gapisz się na to miejsce od kilkunastu
minut. Możesz zaprzeczać, ale i tak wiem swoje. Pan Pearson zginął w zeszłym
roku. Wtedy, razem z moim tatą, gdy ci wasi śmierciożercy zamordowali
wszystkich mieszkańców pobliskiej miejscowości. Pojechał razem z tatą, by mu
pomóc i doradzić w sprawie zakupu nowego samochodu. Trafiła im się niezła
oferta. Żona pana Pearsona miesiąc po jego śmierci powiesiła się w sypialni,
nie mogąc znieść straty. Rodzina próbuje sprzedać dom, ale mieszkańcy twierdzą,
że jest nawiedzony i nikt nie chce go kupić.
W kącikach jej oczu zalśniły łzy, które
powoli zaczynały spływać po zaróżowionych policzkach.
– Przepraszam, nie chciałem cię zasmucić.
Podałem jej chusteczkę, którą przyjęła z
wdzięcznością i otarła łzy.
– Może napijemy się gorącej czekolady? –
zaproponowała. – Tu niedaleko sprzedają dobrą na wynos. Rozgrzejemy się trochę.
Ruszyliśmy we wskazanym przez kobietę
kierunku. Szliśmy w milczeniu, nie chciałem pierwszy rozpoczynać rozmowy.
Wolałem poczekać aż się uspokoi i wróci do równowagi. Poukłada sobie wszystko
na nowo. Przez chwilę zapomni o przykrych wydarzeniach sprzed roku lub będzie
tylko udawać, że znów wszystko było w porządku.
W małej budce wciśniętej pomiędzy sklep
obuwniczy i sklep z jakimiś elektrycznymi przyrządami kupiliśmy czekoladę.
Gorący napój z dodatkiem cynamonu od razu rozgrzał moje zmarznięte ciało. A
głęboki i intensywny smak przypominał o świętach spędzonych w Hogwarcie.
Przytulny pokój wspólny, ogień palący się w marmurowym kominku i obecność
pozostałych Ślizgonów. Rozmowy, gra w szachy lub gargulki, nauka zaklęć.
Lecz z drugiej strony strach o matkę, bo
została sama w domu ze swoim katem. Rodzinne święta musiała spędzać w ponurej
atmosferze bez syna, bez radości. Pozostawały jej tylko łzy i samotność.
Szliśmy dalej wzdłuż brukowanej uliczki
pokrytej gdzieniegdzie zamarzniętymi kałużami, popijając czekoladę. Mijaliśmy
sklepy z kolorowymi wystawami oferującymi najróżniejsze prezenty
bożonarodzeniowe. Wszędzie spoglądały na nas twarze ubranych na czerwono
Świętych Mikołajów. Szyby przystrojono łańcuchami, świecidełkami, bombkami i
innymi ozdobami. Czuło się, że zbliżają się święta. Tylko śniegu brakowało.
– Co słychać u Lily? – spytałem, nie mogąc
dłużej wytrzymać gęstej ciszy, która zapadła między nami.
Ze swoich egoistycznych pobudek musiałem to
wiedzieć. Musiałem mieć pewność, że miała się dobrze, że była szczęśliwa, że
nic jej nie brakowało, że on jej nie skrzywdził. Tak przynajmniej próbowałem
sobie wmówić. Przez ostatnie pół roku nie miałem o niej żadnych informacji.
Dopowiadałem sobie najróżniejsze scenariusze, jeden gorszy od drugiego. Teraz,
gdy nadarzyła się okazja, aby się czegoś dowiedzieć, nie mogłem jej zmarnować.
Kobieta spojrzała na mnie dziwnym wzrokiem,
którego nie byłem w stanie rozszyfrować.
– Co? – zirytowałem się.
– Pytasz mnie o Lily, a słyszałam od niej,
że masz dziewczynę. Na dodatek o dość nietypowej reputacji.
– Po prostu chciałem wiedzieć. – Od
niechcenia wzruszyłem ramionami.
– Powiem ci coś szczerze, Severusie. Dobrze
by było, gdybyś posłuchał mojej rady. Zapomnij o niej i daj sobie spokój. Przez
ostatnie dwa lata mówiłam ci o niej, bo myślałam, że może jednak ułoży się
między wami. Lecz teraz wiem, że nie. Oboje macie kogoś innego, ona nawet o
tobie nie myśli, słowem nie wspomina. Porzuć ją i zacznij żyć. Zostaw ten okres
za sobą. Na zawsze zamknij furtkę do bramy oznaczonej tabliczką Lily Evans.
Milczałem. Nie wiedziałem, co miałbym jej
odpowiedzieć. Miała rację, ale mimo wszystko chciałem wiedzieć, czy u Lily
wszystko w porządku. Przecież była moją przyjaciółką. Była…
– Ech, robię to dla ciebie ostatni raz.
Razem z Potterem wstąpiła do Zakonu Feniksa i z Dumbledore’em walczą z tymi
śmierciożercami.
– Co zrobiła?!
Teraz już zupełnie zostałem wyprowadzony z
równowagi. Lily w Zakonie Feniksa? Przecież to niemożliwe. Jak mam w
przyszłości stanąć do walki przeciwko niej? Jak mam być posłuszny Czarnemu
Panu? Przecież nigdy nie będę w stanie jej skrzywdzić, zadać chociażby
najmniejszego bólu.
– Planowała to od śmierci taty, ale wtedy
była za młoda. A po śmierci rodziców Potter przyłączył się do jej planów.
Pobiegł za nią jak taki pies.
– To niebezpieczne, przecież może zginąć! –
Zdenerwowany podniosłem głos.
– Nie krzycz na mnie, to nie moja wina. Do
niej nic nie dociera. Już ma tam jakieś sukcesy. Natomiast mama jest
zrozpaczona. Straciła męża i nie chce stracić jeszcze córki. Wolałaby, aby
zaczęła jakąś pracę, ale Lily woli uganiać się za mordercami i być utrzymywana
przez Pottera.
Petunia przyjrzała mi się uważnie. Miałem
wrażenie, że coś jeszcze chciała mi powiedzieć, ale nie była pewna jak
zareaguję.
– Potter jej się oświadczył – wydusiła po
chwili z siebie. – Na wiosnę planują ślub.
– Co?!
Nie mogłem uwierzyć własnym uszom.
– Zgodziła się wyjść za tego palanta?!
– Oszalała na jego punkcie. Mama tak samo.
Po śmierci rodziców mieszka z Lily. Po ślubie mają zamiar przenieść się do
tamtego domu. Nie rób takiej zdziwionej miny. Ona zawsze stawia na swoim. Ma
gdzieś, że zostawi tu mamę samą.
– Jak to samą? A ty?
– Ja od roku już tutaj nie mieszkam.
Wyszłam na mąż – wytłumaczyła, widząc, że nadal nie rozumiem.
– Gratuluję. Nic nie mówiłaś. Kiedy to
było? – zdziwiłem się, bo nigdy nic o tym nie wspominała.
– Dwa dni przed śmiercią taty –
powiedziała, a oczy znów zaszkliły się od łez.
– Przepraszam…
Nie wiedziałem, co mógłbym jeszcze
powiedzieć. To musiało być dla niej okropne przeżycie. Coś, co pozostawiło już
blizny na zawsze.
– Trzeba się nauczyć z tym żyć. To jest mój
mąż.
Wskazała na rosłego i otyłego mężczyznę
zbliżającego się w naszą stronę. Najbardziej w oczy rzucały się jego wielkie
wąsy.
Petunia pospiesznie otarła łzy. Zapewne,
nie chciała, aby widział, że płakała.
– On nienawidzi magii, więc nie waż się nic
o tym wspominać – syknęła do mnie, zanim mężczyzna znalazł się w zasięgu
naszego słuchu.
– Vernonie, to jest Severus, mój przyjaciel
z dzieciństwa.
– Vernon Dursley – przedstawił się
mężczyzna, wyciągając przed siebie potężną dłoń.
– Severus Snape.
Uścisk jego dłoni był mocny i stanowczy,
jakby chciał pokazać, że ma się do czynienia z ważnym człowiekiem. Jego
eleganckie ubranie zapewne też miało o tym świadczyć, ale umysł zdradzał coś
innego.
Był zwykłym urzędnikiem w fabryce
produkującej świdry. Nie miał nawet własnego gabinetu, a liczył na szybki i
duży awans. Żałosne. Petunia zasługiwała na kogoś lepszego niż ta opasła
kreatura.
Mężczyzna uważnie zlustrował mnie wzrokiem.
Jego spojrzenie zatrzymało się na moim starym płaszczu. Zapewne stwierdził, że
ma do czynienia z kimś gorszym od siebie.
Nie spodziewałem się go już nigdy więcej
zobaczyć na oczy, więc ten jeden raz mogłem zignorować jego zachowanie ze
względu na Petunię.
– Miło było poznać – powiedział
przesłodzonym głosem. – Petuniu, my musimy już wracać. Twoja matka będzie się
niepokoić – zwrócił się do żony.
– Masz rację. Miło było cię znów zobaczyć,
Severusie. Mam nadzieję, że się jeszcze spotkamy. Przemyśl to, co ci
powiedziałam.
Uściskała mnie serdecznie i oddaliła się w
stronę domu razem ze swoim mężem.
Ludzie się zmieniają, ale to miejsce
pozostanie takie samo bez względu na wszystko.
~ * ~
I pojawiło się kolejne wspomnienie. W ciągu wyjazdu nie
napisałam ani jednego słowa. Od pisania też musiałam sobie zrobić wakacje. Na
szczęście ta notka była już gotowa, bo inaczej z moimi chęciami mogłoby być
ciężko.
Wiem, że z powodu wyjazdu mam trochę zaległości u Was,
ale postaram się je jak najszybciej nadrobić, więc proszę o trochę cierpliwości.
Notka z dedykacją dla Casslin, której opowiadanie
natchnęło mnie do napisania retrospekcji w tej notce.
Pozdrawiam :)
Rozdzial świetny:), wow, aż nie mogę uwierzyć w to co przeczytałam Severus i Petunia rozmawiający ze sobą jak cywilizowani ludzie, wręcz przyjaciele, po przeczytaniu 5 części ksiązki można odnieść zupełnie inne wrażenie, co do ich realcji, ale opisałaś to tak przyjamnie, że o wiele lepiej odpowiada mi ta opcja:), mh, Snape naprawdę jest sentymentalny i on niby wyleczył się z tej całej Evans jak twierdzi, to niby dlaczego tak się zachował kiedy dowiedział się, że zaręczyła się z Potterem? Och, aż mu współczuje jak wstręt musi do siebie czuć jak słyszy dookoła wypowiedzi ludzi na temat śmierciożerców, a jak znam ciebie to pewnie też doprowadzisz do takiej sytuacji w której bd musiał stanąć twarzą w twarz do walki i Liy :P, i jestem ciekawa, co z tego wyniknie, ale z niego czwana bestyjka, wykorzysta do czegoś tego Igora, przynajmniej daje sobie chłopak radę w życiu. Pozdrawiam i weny życzę:)
OdpowiedzUsuńej, czemu nie miałam mojej miejscówki? Zapomniałam nawet o tym... No dobra, będzie krótko. Szablon (jak zwykle) ładny, ale ja już photoshopa nie otworzę. To jest koniec...
OdpowiedzUsuńPetunia przedstawiona po innemu. Ale lepszemu. Dudziaczka jeszcze nie ma więc szajba jej nie odbiła. A Lily jest głupia. ale to już chyba wiesz.
Pozdrawiam :)
Rozdział oczywiście świetny ;) Bardzo spodobało mi się to, ze wplotłaś stare wspomnienie w rozdział. Miałaś świetny pomysł z wprowadzeniem do rozdziału Petunię. Jak widać jest (jeszcze) inna niż w książce czy filmach, oczywiście chodzi mi o charakter. Z chęcią porozmawiała z czarodziejem i udzieliła mu moim zdaniem dobrych rad. Severus powinien zapomnieć o Lily jako o swojej miłości, ale uważam że dobrze by było gdyby pamiętał o niej jako dobrej przyjaciółce.
OdpowiedzUsuńMyślę, że w Petunii po kilku latach pojawiła się nie chęć do magii i czarodziejów przez małżeństwo z Vernon'em.
Pozdrawiam i czekam na kolejny rozdział.
Dobra (zaciera ręce) komentujemy: xD
OdpowiedzUsuńCzemu w notce nie było Morrigan? Hmmm? Ok dobra bez głupawki -.- Fajny odcinek ^^ Sev miał świetną retro... rat... kurde no T.T wspomnienie miał świetne ^^ podobało mi się :D I spotkał Petunię i Vernona xD No i git. Czekam na kolejny i ja chcę Voldka ;D xD Nie pytaj. Mam głupawkę -.-
Wow, nie spodziewałam się, że napiszesz o Petunii. Zrobiło to na mnie wrażenie. W sumie dobrze mu powiedziała na temat Lily. Sev powinien o niej zapomnieć. Tylko, że czasami się nie da. Severus słusznie ma obawy przed tym, że Lily wstąpiła do Zakonu. Potter to pikuś, w końcu Severus zapewne chciałby się zemścić za upokorzenia. Z Lily będzie problem. Az jestem ciekawa co będzie dalej :)
OdpowiedzUsuń[wystarczy-krok]
Jaka fajna Petunia! Taka miła, jak nie ona! Liubię ją taką! No proszę, zawsze to ona była tą gorszą z sióstr Evans, a teraz to właśnie ona pokazała się z lepszej strony. Chociaż pewnie nadal jest zazdrosna o magię, to jednak potrafi to odsunąć na bok i normalnie porozmawiać, nie to, co Lily, śmiertelnie obrażona o jedno głupie słowo (nawet nie wiem, z której strony ono niby jest takie obraźliwe). Dobrze, że Sev jednak chce zaakceptować ofertę Igora (swoją drogą, to go nawet lubię), to mu może pomóc, do tego jeśli będzie sprytny (a będzie na pewno), to zrobi tak, że pomoże tylko jemu.
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział! Jej, aż nie mogłam uwierzyć w to, co widzę! Świetnie, że dodałaś Petunię, przez to historia robi się szalenie ciekawa :) Czytałam z zapartym tchem, gratuluję :))
OdpowiedzUsuń[lovely-black-magic]
Wspomnienie świetne. Tak myślałam, że Snape w końcu zdecyduje się nie działać w pojedynkę, a przynajmniej pozornie się z kimś "zaprzyjaźnić". Jego decyzja była bardzo rozsądna, biorąc pod uwagę układy między śmierciożercami itd.
OdpowiedzUsuńTa retrospekcja też mi się podobała, choć zdziwiło mnie trochę, że Petunia tak się zachowywała...
Tak samo zaskoczyło mnie ich spotkanie. Ich przyjacielskie stosunki nie bardzo mnie pasują do książkowej Petunii, choć może coś przeoczyłam. W każdym razie ich rozmowa mi się podobała, Sev dużo dowiedział się o Lily, ciekawi mnie, czy będzie jeszcze o tym myślał.
Przepraszam za krótki i mało wyczerpujący komentarz, ale jestem na wakacjach i mam mało czasu na blogi.
Pozdrawiam serdecznie! :)
Hej :) Świetny rozdział! Dobrze, że dodałaś Petunię: jak tylko się pojawiła, byłam pewna, że wybuchnie kłótnia, ale nie!
OdpowiedzUsuńSnape ciągle myśli o Lily i nie dziwię mu się. Zrobiło mi się go żal, kiedy dowiedział się, że ta zamierza wyjść za Pottera :( Czy ona naprawdę nie myśli w ogóle o Severusie? Przecież go znała dłużej!
Co mi pozostaje, jak czekać na następne wspomnienie?
Pozdrawiam i weny życzę! ;* [ginny-i-zabini]
Coooooooooo? Snape i Petunia... kimś w rodzaju przyjaciół?! Ale... Boże, jak do tego doszło? :O Jestem w kompletnym szoku, nie potrafię tego zrozumieć. Strasznie mi to nie pasuje! Czyżby Petunia kiedyś zaakceptowała fakt, że nie została magiczna, że Severus jest magicznym przyjacielem Lily, a nie jej... Boże, nie, nie potrafię tego ogarnąć :P Dlaczego oni byli dla siebie tacy mili?! Przeciez nawet w ZF Petunia mówiła na niego "ten dziwny/okropny chłopak" z jakby obrzydzeniem. Aczkolwiek wtedy Harry myślał, że chodziło o jego ojca, no ale nie ważne. Nie, to nie mogło mieć miejsca xD
OdpowiedzUsuńwybacz, że wykazuje symptomy 'ciasnego umysłu', ale po prostu nie potrafięsobie wyobrazić jakiejkolwiek pozytywnej relacji między nimi ;p To raczej "wrogowie z dzieciństwa" niż "przyjaciele".
Pozdrawiam :))
[silver-doe] [violent-storm]
Ojej. Dedykacja dla mnie?Do tego przy tak świetnym rozdziale? Bardzo, bardzo dziękuję.
OdpowiedzUsuńTen rozdział będzie od dziś moim ulubionym. ^ ^ To wspomnienie jest cudowne. Ale mi też troszeczkę nie pasuję Petunia tutaj. Miła? Do tego przyjaźni się z Severusem? Oj trochę niemożliwe. Ale przyjemna odmiana. Choć raz nie jest ona taka zła. Tylko skąd ona wiedziała, że Lily chce wstąpić do Zakonu Feniksa? Tak myślę, że chyba za bardzo ze sobą nie rozmawiały.
Jeszcze raz bardzo dziękuję za dedykację.
Petunia :D Nie wierzę, taka milutka dla Severusa? Zawsze zazdrosna o to, że jej siostra jest czarownicą, a teraz rozmawia z magicznym przyjacielem Lily. Jeszcze, choć już dawno nim nie jest dla zielonookiej, opowiada mu o siostrzyczce. No cóż. Twoje opowiadanie, więc i Twoje pomysły i wyobrażenia opisywanej rzeczywistości.
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa, czy Severus i Lily spotkają się jeszcze kiedyś? Co wtedy zrobią? Będą ze sobą rozmawiać? Czy po prostu zignorują ten zbieg okoliczności?
Pozdrawiam, Nika :*
Niesamowity rozdział jak zwykle zresztą. Trochę się leniłam z przeczytaniem, ale przeczytałam i jestem naprawdę oczarowana tym jak piszesz. Niech on wreszcie zapomni o tej złej Lily! Nie wiem czemu nie lubię tej postaci równie mocno jak Jamesa i Harrego. Nie przemawia do mnie ta rodzina. Ale w sumie po tym rozdziale zaczęłam darzyć sympatią Petunie. Nie bardzo wiem czemu. Może dlatego, że kazała Severusowi iść dalej?
OdpowiedzUsuńZaskoczyłaś mnie. To po pierwsze. Nigdy nie sądziłam, że Severus i Petunia mogliby zbliżyć się do siebie w jakikolwiek sposób. A tutaj zachowuję się jak naprawdę dobrzy znajomi. Ale co się dziwić, w końcu znają się praktycznie od dzieciństwa. I, zasadniczo, między nimi jest Lily. Raz ich dzieli, raz łączy. A propos rudej Evans. Trochę się dziwię, że Snape przeżył szok na wieść, iż wstąpiła do Zakonu Feniksa. Jak mógł być tak naiwny i wierzyć, że po śmierci ojca z rąk śmierciożerców może nie chcieć walczyć z Voldemortem? Chociaż... Może to była nie tyle wiara, co nadzieja, że jednak nie da wciągnąć się w tę całą wojenną awanturę?
OdpowiedzUsuńObawiam się tego, co wymyśli Karkarow. Niby to nie może zagrozić Snape'owi, ale z drugiej strony... To przecież Karkarow. Musi mieć w tym jakiś swój udział.
Pozdrawiam.
Pięknie opisałaś wspomnienie Severusa o Lily i Petuni, bardzo mnie wciągnęło szkoda, że Severus dopiero teraz dowiedział się o planach rudowłosej zgłupiała na punkcie Pottera :) świetny rozdział czekam na kolejne i przepraszam, że tak późno komentuję, brak czasu :)))
OdpowiedzUsuńHmm, teoretycznie powinnam przynależeć do reszty czytelników, którzy są zaskoczeni ''zażyłymi'' kontaktami między Severusem, a Petunią. Owszem, na początku oczy wyszły mi na wierzch, w pozytywnym znaczeniu. Lubię odmienność, a odbieganie od kanonu w swój własny, niepowtarzalny sposób sprawia, że opowiadanie ma swoją własną historię. Bardzo mi się to spodobało. Powiem więcej- gdyby przyjrzeć się uważniej Petunii, wcale nie przeżyła tak cudownego dzieciństwa. W pewnym sensie żyła w cieniu Lily, nie była ani urodziwa, ani specjalnie uzdolniona, do tego jeszcze pozbawiona magiczności... Wcale jej nie zazdroszczę. Ale przyznaję- nigdy nie była moją ulubioną postacią, trudno się zresztą dziwić, skoro biorąc pod uwagę twórczość Rowling popisywała się swoim czarnym charakterkiem. Jednak wydaje mi się, że miała jakieś ukryte zalety. Człowiek nie jest zły z niczego. Nawet Voldemort przeżył ciężkie lata. Sierociniec dla dziecka odmiennego niż jego rówieśnicy. No fakt, od początku był niezwykle spostrzegawczy, bardzo szybko odkrywał w sobie to nowe, lepsze potencjały, które wykorzystywał w złych uczynkach, ale żadnemu dziecku nikt nie życzy samotnego życia bez wsparcia rodziców. To musi być straszne!
OdpowiedzUsuńKto wie, może właśnie ze względu na potępienie przez otoczenie, Petunii i Severusowi udało się jakoś porozumieć. Ich stosunki nie są tak bliskie, jak u starych dobrych przyjaciół, właściwie nic ich nie łączy, wręcz przeciwnie- stronią od siebie i widać to bardzo dobrze. Chyba jednak oboje z biegiem lat naprawdę dojrzeli, skoro doszli do konsensusu. To tylko moje własne przemyślania, chciałam się nimi z Tobą podzielić ; )
Uważam, że rozdział był fantastyczny, godny głębszego przemyślenia, podobnie jak tajemnicze wyznania pani Potter tuż przed śmiercią z ręki Severusa. No, nie daje mi to spokoju. Pozdrawiam! ;*
No, jestem zaskoczona! Zdziwiło mnie przeczytanie tylu wzmianek o Lily, ale już zupełnie nie spodziewałam się pojawienia się Petunii! Jej zachowaniem też jestem bardzo zaskoczona. Była taka... miła. Nie sądziłam, że będzie tak życzliwie zwracać się do Severusa, tak po prostu z nią rozmawiać, jak przyjaciele. Zresztą nazwała go przyjacielem z dzieciństwa. Hm... Nadal jestem nieco zdumiona, ale jednak podoba mi się ta uprzejma wersja Petunii:)
OdpowiedzUsuńOgólnie rzecz biorąc, nawet pomijając miłą Petunię, ten rozdział był taki... miły, że aż przyjemnie mi było czytać o takich spokojnych wydarzeniach, bez krwi, zabójstw, strachu...
Znalazłam dwa błędy:
"Lecz nie było tak zimo, aby biały puch mógł utrzymać się na dłużej." - zimno
"– Och, Tuniu, to może na ciastko do kawiarni pana Peaesona." - zabrakło znaku zapytania na końcu
No, to wszystko. pozdrawiam:)
Hej,
OdpowiedzUsuńna Twojego bloga trafiłam już jakiś czas temu. Nadrabiałam Twoje zaległe notki (i muszę przyznać, że szło mi to jakoś powolnie. Czyżby wakacje pogłebiały lenistwo? Na pewno to jest idealna odpowiedz ;D) I w każdym bądź razie uważam, że piszesz świetnie! Super sprawdzasz się we wspomnieniach Seva <3 Jeśli możesz informuj mnie na www.dowiesc-niewinnosci.blog.onet.pl . Fajnie by było, gdybyś również zapoznała się z tym co tworzę, chyba, że nie pasuje ci tematyka ;D
Ściskam,
Kolejny rozdział, który czyta się z czystą przyjemnością... jednak tym razem od razu zapala się w głowie czerwona lampka kontrolna. Sam opis wspomnienia Seva z siostrami Evans jest ciekawy, ale już zachowanie dorosłej już ciotki Harry'ego zbija z tropu, gdzie się podziała tamta dziewczyna niechętna magii i używająca w stosunku do Snape'a określenia „ ten okropny chłopak”? O wiele bardziej by pasowało, gdyby Petunia wyrzuciła Severusowi wszelkie nowości dotyczące planów swojej siostry prosto w twarz.
OdpowiedzUsuńwow, tego sie nie spodziewałam. żeby Petunia lubiła Snape'a? to aż niemożliwe... żeby Petunia nie chciała uciekać od świata magów? wydaje mi się, że w Twojej wersji siostry się lubią... dziwi mnie to, na ogół trzymasz się kanonu... Ale cóż, to jest ciekawe,przeciez może być tak, że one się tak średnio niby lubią, ale o sobie myślą i o siebie dbają... nigdy nie uważałam, że Petunia jest zła, tylko raczej rozgoryczona...co innego Vernon, tego nigdy nie uważałam za mądrego czy godnego uwagi:D podobnie jak Snape... no ale ciekawe, jak się teraz będzie czul wobec śmierciżerców, co będzie myślec na temat Lily teraz... ech co za życie, czekam na cd.
OdpowiedzUsuńKilka dni zajęło mi przeczytanie twego opowiadania. Nareszcie wszystko skończyłam i mam nadzieję, że będziesz mnie informowała o nowych notkach. Co do opowiadania. Jest to pierwsze jakie czytam o Severusie i bardzo mi się podoba, choć nie przepadam za tą postacią, jednak przedstawiłaś go z o wiele lepszej strony niż Rowling. Może dlatego, że opowiadanie jest pisane z jego perspektywy. W każdym razie chcę więcej ! [ wygrany-przegrywa ]
OdpowiedzUsuńSerdecznie dziękuję za wizytę na blogu i przemiłe słowa!:) Szczerze mówiąc nie sięgnęłam jeszcze po wspomnianą przez ciebie trylogię, ale kilka osób już mi ją polecało, więc chyba w końcu się skuszę... :) Bardzo mi się podoba to, jak piszesz. Wspomnienia Severusa są bardzo przyjemne do czytania, a poza tym pomysłowe i oryginalne, a według mnie to nadzwyczaj ważne! Dzięki temu wspomnieniu nabrałam sympatii do Petunii, a nigdy za nią nie przepadałam. Szkoda mi Severusa, z resztą jak zawsze... Jak on się musiał czuć dowiadując się o zaręczynach Lily i James'a...? Nie potrafię sobie tego wyobrazić. Czy mogłabyś mnie informować o nowych wspomnieniach? Pozdrawiam i jeszcze raz dziękuję.
OdpowiedzUsuńP.S. Usunęłam już kod z obrazka, przepraszam za problem! :)
Świetna notka. Z resztą wszystkie są świetne! A ja myślałam, że Petunia nie nawidzi Snapa, ale ok.. Pisz tak dalej! Czekam na nowe notki.;>
OdpowiedzUsuńSzczerze? Zaskoczyłaś mnie tym spotkaniem Severus-Petunia. No i co ona była taka milutka? Dla Snape`a? Myślałam, że dojdzie do jakiejś ostrej wymiany zdań, a tutaj... przyjacielska pogawędka. Najwyraźniej oboje wydorośleli. Albo... połączyła ich niechęć do Pottera ;d Więc ten śmierciożerca to był Krakarow? Ciekawe... Choć w sumie to on nigdy nie wydawał mi się jakimś mocnym charakterem. Szkoda mi Severusa. Problemy narastają i pewnie narastać będą. Czekam na spotkani Lily-Severus i pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńA więc to był Karkarow i zagadka już rozwiązana. Bardzo zaciekawiła mnie ta rozmowa z Petunią, miałaś naprawdę wyjątkowy pomysł. Przecież jakoś Severus musiał dowiedzieć się o tym, że Lily należy do Zakonu i zamierza pobrać się z James'em. Oj, jednak Snape w głębi duszy czuje coś jeszcze do Lily, nie da się tego ukryć. Szkoda, że wiemy, jak to się skończy... Cóż, czytam kolejny rozdział ;)
OdpowiedzUsuńOch, jak fajnie, że urozmaiciłaś akcję wspomnieniem o Lily;)
OdpowiedzUsuńCóż, w twoim opowiadaniu Petunia jest całkiem spoko, nie to co w książce(chyba nie cierpiała Seva bo był czarodziejem ale dobrze, że sobie pogadali).
Sev kontra Lily? Ciekawe, moja wyobraźnia już mi podsyła różne dramatyczne obrazy xd
A więc zacznę od szablonu: poprzedni podobał mi się o wiele bardziej. Ten jest jakiś dziwny.
OdpowiedzUsuńPetunia? Że, Petunia, ta Petunia? A to dobre. Ale nie zdziwiło mnie to. Razem łączy ich nienawiść do Pottera. A Vernon jest żałosny. Rozdział był świetny, opisy jak zwykle dobre. :)
Właśnie też muszę odnowić podstrony :)
Szkoda, że Snape i Evans przeciw sobie. Mam nadzieję, że nie spotkają się w natarciu śmierciożercy vs. Zakon. To by była porażka dla Severusa. Ciekawe jak sprawy się dalej potoczą.
Pozdrawiam!
Świetne,. Jak zwykle;
OdpowiedzUsuń