Twój los jest wyjątkowy, tak
się jeszcze nikt nie męczył.
Johan Wolfgang Goethe –
Cierpienia młodego Wertera
7 września 1978
Znamię na lewym przedramieniu zaczęło
pulsować ogromnym bólem. Piec do żywego ognia. Miałem wrażenie, że za chwilę
wypali mi skórę, dobierze się do mięśni, a później do kości i je także zamieni
w proch.
Mroczny Znak.
Czarny Pan wzywał. Ale dlaczego? Przecież
dzisiaj grupa śmierciożerców miała zająć się zamordowaniem Prewettów. Ja nie
należałem do wybranych. Można powiedzieć, że dzisiaj miałem wolne. Wolne od
zabijania. Więc dlaczego? Czy było możliwe, że sobie nie poradzili? Że dwójka
braci okazała się silniejsza niż siedmiu śmierciożerców?
Wydawało mi się mało prawdopodobne, aby Czarny
Pan źle przewidział sytuację. Chyba że na miejscu pojawili się członkowie
Zakonu Feniksa, by wesprzeć swoich druhów. Tak, to było prawdopodobne, przecież
Dumbledore nie zostawiłby swoich piesków salonowych bez ochrony. Zapewne,
dlatego pozostali śmierciożercy również muszą się stawić. Odpowiedzieć na
wezwanie.
Nie mogłem pozwolić na to, aby Czarny Pan
czekał. Nie chciałem zostać ukarany za coś tak głupiego jak spóźnienie.
W ciągu tych kilku dni, odkąd mogłem
nazywać siebie śmierciożercą widziałem zbyt wiele tortur. Jeszcze nikt nie
wyszedł z nich bez szwanku. Dla Czarnego Pana nie miało znaczenia, czy ktoś
stał po jego stronie, czy też nie. Każde nieposłuszeństwo zasługiwało na karę,
stopniem odpowiednią do przewinienia. Najłagodniejsze było katowanie fizyczne,
później psychiczne. Ulubiona rozrywka Czarnego Pana. Trzecim wariantem
pozostawała śmierć, poprzedzona dwiema poprzednimi torturami. Nikt nie umierał
szybko i bezboleśnie. Zazwyczaj niewiele pozostawało z człowieka. Wrak
pozbawiony wszystkiego.
Pospiesznie założyłem czarną pelerynę i
zabrałem maskę. Moją maskę… Od niedawna mogłem ją zakładać. Tak, jak inni.
Ukrywać twarz przed tak zwanymi siłami dobra, drwić z nich.
Szybko zbiegłem po schodach. Niestety, nie
mogłem się deportować z domu. Matka zadbała o odpowiednie zaklęcia chroniące
budynek. Szkoda, gdyż tak byłoby znacznie szybciej i obyłoby się bez problemów,
czy jakichkolwiek zbędnych pytań.
– Severusie. – Usłyszałem głos matki
dobiegający z kuchni. Właśnie tego wolałem uniknąć.
– Tak?
Niechętnie zajrzałem do pomieszczenia. Czas
naglił, nie mogłem pozwolić sobie na zwłokę. Czarny Pan nie czekał.
– Wybierasz się gdzieś, mamo? – spytałem
zdziwiony.
Miała na sobie swoją najlepszą, lecz mimo
wszystko pozostawiającą wiele do życzenia, czarną szatę wyjściową. Na stole
kuchennym leżała tiara w tym samym kolorze.
Wtedy do mnie dotarło. Poczułem dreszcze na
całym ciele. Jak mogłem zapomnieć? Przecież dzisiaj był siódmy września,
pogrzeb Juliet Potter. Chociaż z drugiej strony wolałem o tym nie pamiętać, na zawsze
wyrzucić ze świadomości wydarzenia z tamtego wieczoru i następnego ranka.
– Idziesz na pogrzeb – stwierdziłem fakt,
nie istniała inna możliwość. – To niebezpieczne. Mamo, proszę, zostań w domu.
Nie idź tam.
– Muszę, Severusie. Tyle jestem jej winna.
Wiem, że ona zrobiłaby dla mnie to samo. Chcę ją pożegnać po raz ostatni. Może
wtedy będzie mi lżej.
Łzy zaczęły płynąć po jej policzkach.
Chudym ciałem wstrząsnął dreszcz. Nie wiedziałem, co miałem zrobić. To ja byłem
przyczyną jej cierpienia. To przeze mnie przez te wszystkie dni wylewała
strumienie łez. To ja rozdarłem jej serce, odebrałem kogoś, na kim bardzo jej
zależało.
Nieśmiało położyłem dłoń na ramieniu matki.
– Mamo, co was łączyło, że jesteś jej to winna? Przecież nie utrzymywałyście
kontaktu przez tyle lat. Nie masz wobec niej żadnych długów. Ona jest już tylko
trupem i niczym więcej – dodałem ostro.
Za późno zdałem sobie sprawę, że
powiedziałem za dużo. Miarka się przebrała.
– Severusie…
Oczy kobiety rozszerzyły się. Patrzyła na
mnie tak, jakbym był dla niej zupełnie obcym człowiekiem. Poczułem niemiłe
ukłucie w sercu. Nie chciałem do tego doprowadzić. Nie chciałem, aby odwróciła
się ode mnie. Obiecałem sobie, że będę nad sobą panować, że nigdy nie przyznam
się przed nią do moich czynów i myśli. I oczywiście musiałem sam podpisać na
siebie wyrok.
– Przepraszam, mamo – odparłem, udając
skruchę.
Miałem już tego wszystkiego dość, ale
musiałem nadal prowadzić tą grę. Nie zrozumiałaby mnie bez wyjaśnień, a one
doprowadziłyby do tego, że zaczęłaby pogardzać własnym synem. Stałem się jednym
z ludzi, których nienawidziła. Stałem się mordercą.
– Ja po prostu tego nie rozumiem –
wymyśliłem na poczekaniu. Musiałem powiedzieć coś sensownego, udać skruchę.
– To długa historia, która nie ma już znaczenia.
W czasach szkolnych byłyśmy dla siebie jak siostry. Później wszystko się
rozpadło, zbyt duża różnica poglądów. – Westchnęła z rezygnacją. – Masz rację,
nie warto już o tym rozmawiać. I nie musisz się o mnie martwić, wszystko będzie
dobrze. Nie sądzę, aby te sukinsyny pojawiły się na pogrzebie. Zrobili już
swoje, a martwi ich nie interesują.
I co miałem jej powiedzieć, że miała rację?
Zabolały mnie słowa matki. Nieświadomie, niczym włócznia, przebiły serce,
któremu zawsze dawała tyle miłości. Przecież mówiła o mnie. Ja zaliczałem się
do tych sukinsynów. Ja zabiłem jej przyjaciółkę. Ja byłem za to odpowiedzialny.
Wszystko to moja wina.
Już zawsze patrząc na matkę, będę widział
tą załamaną kobietę, płaczącą przy stole nad śmiercią przyjaciółki, którą zabił
jej jedyny syn. Nie potrafiłem się już nawet cieszyć z jej rzadkich uśmiechów
skierowanych tylko do mnie. Coraz częściej nie byłem w stanie spojrzeć jej
prosto w oczy. Nie chciałem, aby zobaczyła w nich mordercę.
Zaczynał powstawać pomiędzy nami mur, który
stawał się coraz wyższy z każdym dniem. Miałem wrażenie, że ta silna więź,
która była miedzy nami, między matką a synem, zaczyna się rozluźniać. Sieć
zaczyna pękać. Los olbrzymimi nożycami obcina nitki i sznury. A szeroki uśmiech
nie znika z jego twarzy. Jakby chciał, abyśmy powoli stali się dla siebie
obcymi ludźmi. Zamiast powierzać sobie nawzajem sekrety, będą tworzyć się nowe
tajemnice, zmowy milczenia.
Do czego to doszło?
Nie, do czego ja doprowadziłem?
Wszystko zmieniło się pierwszego września.
Cóż za ironia! Ten zawsze wyczekiwany przeze mnie z takim utęsknieniem dzień,
teraz stał się moim największym przekleństwem. Dniem, w którym wszystko
spieprzyłem. Nocą, o której nigdy nie zapomnę, z której wspomnienia nigdy nie
wyblakną. Nie znikną w mroku zatracenia.
Matko, urodziłaś i
wychowałaś mordercę.
– A gdyby się jednak pojawili – wyrwał mnie
z zamyślenia jej stanowczy ton głosu – to pokażę im, gdzie jest miejsce takich
szumowin – dodała ostrzej. Wojownicze iskry zapłonęły w jej oczach.
Takiej matki jeszcze nigdy nie widziałem.
Zawsze była cicha, pokorna. Nigdy nie stawiała na swoim, ulegała mugolowi.
Która twarz była prawdziwa? Która była
maską?
Skoro była w stanie stanąć w obronie
przyjaciółki, to dlaczego nigdy nie stanęła w obronie własnej? Jeżeli chce w
razie potrzeby stawić czoło śmierciożercom, znając ich okrucieństwo i
bezwzględność, to dlaczego nie potrafiła skierować różdżki na mugola.
Wiedziałem, że była zbyt dobra, aby go zabić, ale mogła zadać mu ból, pokazać,
kto był silniejszy, kto powinien rządzić. Raz na zawsze wyznaczyć granicę
pomiędzy człowiekiem a bezwartościowym śmieciem. Wtedy miałaby go w garści.
Posiadałaby marionetkę, która spełniłaby każde jej życzenie. Żyłaby jak królowa
tak, jak na to zasługiwała.
– Severusie, wszystko w porządku? – Wyrwał
mnie z zamyślenia jej zmartwiony głos. – Tak nagle zamilkłeś.
– Wszystko w porządku. Po prostu martwię
się o ciebie. Nie chciałbym, aby stało ci się coś złego.
– Nic mi nie będzie. – Cień uśmiechu
rozjaśnił jej twarz. Podniosła się na palcach i pocałowała mnie czule w czoło.
– Jestem dumna, że mam takiego wspaniałego syna.
Moje serce ścisnął ogromny żal. W tamtej
chwili miałem ochotę ją odepchnąć od siebie. Nie zasługiwałem na czułe gesty,
na jej miłość. Lecz nie miałem wyjścia. Byłem tchórzem i nie potrafiłem wyznać
prawdy. Grałem rolę dobrego syna.
Kolejna rola.
Kolejna maska.
– Wychodziłeś gdzieś, a ja cię zatrzymałam,
tak? – zapytała po chwili.
Nagle zimny dreszcz przeszedł mi po
kręgosłupie. Czarny Pan. Na pewno byłem już spóźniony. Nie wykonałem rozkazu.
Czy czekała mnie kara?
– Umówiłem się z Morrigan – skłamałem bez
mrugnięcia okiem.
– Nie będę cię zatrzymywać. Spóźnianie się
nie jest w dobrym tonie. Kiedyś musimy wybrać się gdzieś razem na obiad.
– Dobry pomysł. Mamo, uważaj na siebie.
– Obiecuję, że będę ostrożna.
Ucałowałem ją w policzek i wyszedłem z
domu. Powinienem się zastanowić, czy jeszcze tam wrócę, ale moją głowę
zaprzątały inne myśli. Gdzie był mugol? Co się stało, że ostatnio tak rzadko bywał
w domu?
~ * ~
Gdy aportowałem się pod dom Prewettów walka
trwała już w najlepsze. Członkowie Zakonu Feniksa walczyli ze śmierciożercami.
Zaklęcia, iskry i promienie śmigały we wszystkich kierunkach. Żadna ze stron
nie chciała dać za wygraną.
Postaci w czarnych pelerynach i maskach na
twarzach walczyły z czarodziejami w kolorowych szatach. Ich oblicza były
odsłonięte; oni nie musieli ukrywać swoich tożsamości przed światem. Zaśmiałem
się w duchu na ten widok. Czego ja się spodziewałem? Siły tak zwanego dobra
miałyby wystąpić w białych szatach, niczym aniołowie przynoszący mugolom i
szlamom wybawienie.
Po chwili rzucili mi się w oczy jeszcze
jacyś ludzie. Nie, to nie mogły być istoty ludzkie. Ich skóra miała
śnieżnobiały odcień. Nie atakowali różdżkami, lecz rzucali się na swoje ofiary.
Dusili je, wyrywali kawałki skóry i mięśni.
Inferiusy.
Słyszałem, że Czarny Pan stworzył sporą
armię tych stworzeń, lecz nie dowierzałem w to. Dopiero teraz dotarła do mnie
ta okrutna prawda. Mój umysł nie był w stanie pojąć, ile trupów musiał zostawić
za sobą Czarny Pan, by stworzyć taką armię. Ile śmierci zadać? Setki niewinnych
istnień pozbawionych pogrzebu i pochówku. Tej ostatniej godności ludzkiej.
Ostatniego prawa.
Czarodzieje starali się bronić przed tymi
potworami ogniem, ale na niewiele się to zdało. Setki inferiusów powoli zaczęły
zalewać nielicznych, pozostałych przy życiu członków Zakonu.
Wyjąłem różdżkę i ruszyłem w stronę
walczących. W kierunku pola walki nasiąkniętego krwią poległych. Pełnego
martwych ciał. Jedne były nienaruszone, pozostawione w całości. Inne całkowicie
zmasakrowane, z powyrywanymi rękami, nogami, czy nawet głowami, które
porozrzucano po całym terenie.
Miałem świadomość, że walka już się
kończyła. Siły Czarnego Pana miały zbyt miażdżącą przewagę. Spóźniłem się.
Zapewne przyjdzie mi za to drogo zapłacić.
~ * ~
Klęczałem przed monumentalnym tronem w
pomieszczeniu, którego nienawidziłem z całego serca. Tłum ubranych na czarno
postaci stał pod ścianami, czekając na wyrok. Ich wzrok skierowany był na mnie.
Nikt nie śmiał spojrzeć na sędziego i kata w jednej osobie. Mroczną postać
siedzącą na tronie, która z radością pochłaniała strach panujący w
pomieszczeniu. Karmiła się nim.
Przerażenie szybko ogarnęło moje ciało,
domagając się wyjścia na zewnątrz, urzeczywistnienia się. Czułem dreszcze na
całym ciele. Zimne krople potu spływały po moim karku. Siłą woli starałem się
utrzymać sylwetkę w pionie, nie chciałem zacząć drżeć. Musiałem zachować
chociaż trochę godności. Chociażby teraz.
Nie wiedziałem jak wygląda moja twarz,
starałem się podtrzymać maskę obojętności. Nie mogłem pozwolić na to, aby
urzeczywistniły się na niej emocje, które targały mną od wewnątrz. Ogromny
strach przed karą, przed śmiercią.
Bałem się śmierci. Nie chciałem się jeszcze
z nią spotkać. Nie byłem na to gotowy. Oddałbym wiele za pelerynę–niewidkę
trzeciego brata, by uciec stamtąd. Schować się przed wszystkimi, zaczekać, aż
nadejdzie mój czas. O ile kiedykolwiek będę na to gotowy.
– Zawiodłeś mnie, Severusie. – Rozległ się
zimny głos Czarnego Pana.
Na jego dźwięk serce podskoczyło mi do
gardła. Nie byłem w stanie nic odpowiedzieć. Miałem wrażenie, że gdy powiem
cokolwiek, to zamiast słów z moich ust wydobędzie się tylko nieartykułowany jęk.
– Nie wypełniłeś moich rozkazów. – Głos
miał na pozór spokojny, ale tylko głupiec nie wyczułby czającej się w nim
groźby. – Na każde moje wezwanie należy się stawić bezzwłocznie. Nie należy go
ignorować. Zapowiadałeś się tak dobrze. Sądziłem, że jesteś lepszy od
niektórych głupców. Na początek dostaniesz ostrzeżenie. Następnym razem czeka
cię śmierć. Nie potrzebuję nieposłusznych sług. Crucio.
Ogromny ból ogarnął całe moje ciało. Miałem
wrażenie, że rozchodzi się na każdą komórkę mojego ciała. Bez wyjątków dopada
mięśnie, kości, organy wewnętrzne. Wszystko.
Z moich ust wydobył się nieartykułowany
wrzask. Nie było sensu, aby go powstrzymywać. Bo po co? Wolałem ulżyć sobie w
cierpieniu, chociażby w tak nikłym stopniu.
Miałem wrażenie, że mijają minuty, godziny,
że powoli nadchodzi śmierć, że nie dam rady już dłużej tego znieść. Ból trwał,
trwał, trwał… Bez końca.
– Crucio.
Cofnięcie zaklęcia przyniosło mi ogromną
ulgę. Całe ciało miałem spocone. Mokre ubranie przylegało do skóry, ale to nie
miało znaczenia. Najważniejsze, że ból się skończył. Gdybym mógł sobie na to
pozwolić, popłakałbym się ze szczęścia.
– Drugiego ostrzeżenia nie będzie.
~ * ~
– Snape! Snape!
Kierowałem się już do wyjścia z tego
nawiedzonego domu. Niechętnie odwróciłem się i ujrzałem idącego w moją stronę
chudego i wysokiego mężczyznę. Miał krótko przystrzyżone jasnobrązowe włosy, w
niektórych miejscach przyprószone srebrnymi pasmami i kozią bródkę zakończoną
małym kędziorkiem, która nie zasłaniała całkowicie dość wątłej dolnej szczęki.
– Severus Snape, prawda? – powiedział
przesłodzonym tonem.
Na potwierdzenie kiwnąłem głową.
Zastanawiałem się czego ten mężczyzna ode mnie chciał. Miałem już dzisiaj dość
wszystkiego. Chciałem wrócić do domu, zamknąć się we własnym pokoju i zapomnieć
o tym potwornym bólu, czerwonych oczach patrzących bez litości na moje
cierpienie. A teraz jakiś debil mi w tym przeszkadzał. On zapewne nigdy na
własnej skórze nie poznał bólu, który niesie ze sobą klątwa Cruciatus.
– Czego chcesz? – warknąłem w jego stronę.
Miałem ochotę sprawić, aby ten błazeński uśmiech zniknął z jego twarzy.
– Nie zajmę ci dużo czasu.
Jego głos stał się nagle potulny, jakby bał
się tego, co mogłem mu zrobić. I dobrze. Niech wie, gdzie jego miejsce.
– Więc gadaj! – zniecierpliwiony przerwałem
milczenie. – Nie mam całego dnia do zmarnowania.
– Chciałem powiedzieć, że… – usłyszałem
odgłos głośno przełykanej śliny. – Uważam, że jesteś niezwykle dobrym
czarodziejem i zajdziesz daleko. Czarny Pan ma o tobie dobre zdanie i niezwykle
ceni twoje zdolności… - Zawahał się przez chwilę. – Mimo dzisiejszego drobnego
nieporozumienia, ale one zdarzają się każdemu.
– Jeżeli szukasz nauczyciela, który
podszkoli twoje marne zdolności, to źle trafiłeś – rzekłem z sarkazmem.
Próbowałem go wyminąć, lecz natarczywie
zagrodził mi drogę. Uraziłem jego dumę. Widziałem to w jego spojrzeniu, ale
mimo to nadal nie dawał za wygraną.
– Nie o to mi chodziło, Snape. Severusie –
poprawił się szybko. – Nie bądź taki w gorącej wodzie kąpany. Miałem na myśli
to, że potrzebujesz wpływowych przyjaciół.
– Kogo? – parsknąłem. – I może ty chcesz
być jednym z tych przyjaciół?
– Dzięki odpowiednim ludziom możesz wiele
zyskać. Tu nie ma zdrowej rywalizacji. Zasady fair play możesz zostawić w domu.
Tutaj panują wyścigi szczurów. Każdy chce być najlepszy, najbardziej użyteczny.
Chce wyeliminować z gry lepszych od siebie. Być jak najbliżej Czarnego Pana.
Jednostka sama niczego nie osiągnie, trzeba mieć wsparcie. Wpływowe wsparcie.
– By potem to wsparcie także pociągnąć na
szczyt.
To nie było pytanie, lecz stwierdzenie. Po
zmianie wyrazu jego twarzy wywnioskowałem, że miałem rację. Przejrzałem go, a
ten głupiec niczego takiego się nie spodziewał. Za kogo on się uważał?
– Poradzę sobie sam. Zejdź mi z drogi.
Krew zaczęła pulsować w moich żyłach. Jakaś
część mnie domagała się, aby pokazać temu pyszałkowi, kto był lepszy, który z
nas dominuje. Ale to nie było ani dobre miejsce, ani czas. Nie powinienem
zrażać ludzi wobec siebie, ale na to już za późno. Nawet tego nie żałowałem.
– Przemyśl to sobie jeszcze raz dokładnie i
na spokojnie, Severusie. Poczekam na odpowiedź.
Minęłam go bez słowa, pozostawiając
stojącego na środku korytarza. Nie podobał mi się wyraz jego twarzy. Czyżby
myślał, że ulegnę, że zgodzę się na tą absurdalną propozycję? Nie byłem tak
głupi! Martwiło mnie tylko to, że ten idiota nie zamierzał dać za wygraną.
Jeszcze się przekona, co to znaczy zadzierać ze mną.
~ * ~
I jest kolejne wspomnienie. Ostatnie z tych staroci,
które pisałam jeszcze w czasie roku akademickiego. Następne będzie już z
końcówki czerwca.
24 lipca wyjeżdżam, więc to jest ostatnia notka
opublikowana przed moim wyjazdem. Następna pojawi się na początku sierpnia po
moim powrocie. Wtedy też nadrobię wszystkie zaległości, które mi się u Was
nazbierają.
Z dedykacją dla StrawCherry.
Pozdrawiam :)
Oj jak Severusowi jest teraz ciężko. Mama go teraz rani, choć o tym nie wie. W sumie Severus odrobinkę na to zasłużył. On dokonał wyboru. Dobrze, że Voldemort potraktował go w miare łagodnie. Zastanawiam się tylko kim jest ta osoba z ostatniej sceny. Czy występuje ona w książce JKR ? Szkoda, że będzie trzeba czekać tak długo na następny rozdział.
OdpowiedzUsuńŚwietny odcinek. Wspaniale opisałaś rozmowę Severusa z matką, jego myśli i uczucia. Wolę się nawet nie starać domyśleć, jak strasznie musiał się czuć. Z drugiej strony nie wiem, czy mi go żal, sam tego chciał. Każda śmierć niesie za sobą cierpienie żyjących. Szkoda mi za to jego matki, ma okropne życie, teraz jeszcze straciła jedną z ostatnich bliskich osób. Ciągle mnie zastanawia, co się stało między dwiema kobietami. I co się dzieje z ojcem Severusa.
OdpowiedzUsuńTen facet chyba źle trafił, wątpię, żeby Severus chciał się z kimkolwiek bratać. Chyba, że nie miałby innego wyjścia, choć wątpię, by do takiej sytuacji doszło. Chociaż... Nigdy nic nie wiadomo.
Pozdrawiam serdecznie i życzę udanych wakacji! :)
Jestem w pierwszej 10! :D
OdpowiedzUsuńDobrze, dobrze już wystarczy tych oklasków. :P
Nie wiem, jak Snape potrafi znieść to całe ukrywanie się, zwłaszcza, kiedy jego matka, tak wyraźnie mówi, co myśli o Śmierciożercach. Co musi czuć? Wstyd, wzgardę do samego siebie? I co by się stało gdyby matka dowiedziała się o tym, kim jest jej syn? Myślę, że dostarczyłoby jej to więcej bólu niż najgorsze zaklęcie...
Rzeczywiście opis bitwy nie był obszerny, ale w końcu Sev w niej nie uczestniczył, więc nie był jakoś specjalnie potrzebny. :)
Pierwsze ostrzeżenie, kolejnego nie będzie... Czy Severus sobie poradzi ? Przecież wciąż musi się ukrywać.Nie trzeba wiele, aby się spóźnić. Wystarczy spotkać po drodze matkę z czułym, troskliwym spojrzeniem, pijanego ojca albo sąsiadkę-gdaułę z zakupami. I co wtedy?
Snape ma coraz więcej na głowie, coraz więcej rzeczy go dręczy... Nie widzę jego przyszłości w kolorowych barwach.
I ten człowiek... Z jednej strony warto przyjąć pomoc. Ale z drugiej , życie jako jednostka jest bezpieczniejsze. Posiada się pewność, że ta druga osoba nie zdradzi...
Pozdrawiam cieplutko i życzę udanego wyjazdu. :)
[marionetka-losu]
no i jak tutaj teraz napisać długi komentarz na co najmniej sześć zdań? Notka jak zwykle ciekawa i pasjonująca, niesamowicie trzyma mnie w napięciu, a Twój styl poraża idealnością i genialnością. Do tego dochodzi fakt wspaniałej (kanonowej) postaci Severusa, który nie jest do końca kanonowy (tak, to zdanie jest bezsensu). Eileen pozwoliła aby jej syn cierpiał (choć może nie zdawała sobie z tego sprawy). A tak w ogóle, to myślałam że będzie go namawiać aby wziął udział w pogrzebie Juliette, a tu nic? Potem akcja z inferiusami... cóż one na prawdę były białe? a ja myślałam że to takie rozkładające się zombie. Powinny mieć siekierki w łapkach i nie mieć nogi.
OdpowiedzUsuńA na końcu był Igor Karkarow (pewnie tak się nie pisze) ja wiem, bo jestem genialna i inteligentna (i wcale mi nie powiedziałaś).
Czy ten komentarz jest w randze długie? Czekaj, dopisze parę boskich idiotyzmów. Eddie jest boski, ale nadal nie jest tak boski jak boski Ben. A do tego oglądam "boski" film o boskim Eddiem, który nie jest Eddiem i ogólnie jest nudno.
No i jest suwaczek.
Pozdrawiam :D
Ojejku... ile cierpień i smutku w tym tekście... Kurczę... aż mi się smutno zrobiło, a wcześniej wcale nie miałam złego humoru. Nie podoba mi się ów mężczyzna z kozią bródką, mimo że nie wiem, kim on jest... [może mi wyjaśnisz?]
OdpowiedzUsuńW każdym razie strasznie [bardzo] podobały mi się opisy w tym tekście. Doskonale oddawały nastroje i emocje danych chwil. *Sheila suszy zęby do monitora*
Pozdrawiam serdecznie i udanego wyjazdu życzę.
[sul-bordo]
No! Na to czekałam, mweheheh :) Inferiusy rzecz potężna i mroczna, też to kiedyś wykorzystałam. Like it! Trochę mi brakowało tej bitwy, ale w sumie... Mamuśka zatrzymała Snape'a, który niemal natychmiast poniósł tego konsekwencje. Nie ma łatwo. Matka nazywa go mordercą, nieświadomie raniąc syna. To chyba właśnie jest najgorsze. Co by zrobiła, gdyby dowiedizała się, co zrobił Severus? Obawiam się, że kiedyś się dowie, a wówczas... cóż, boję się jej reakcji. Może być źle.
OdpowiedzUsuńZastanawiam się nad tym samym, co Severus. Skoro grozi śmierciożercom i mówi, że byłaby gotowa pokazać im "gdzie ich miejsce", to dlaczego nie potrafi sprzeciwić się swojemu mężowi? Cóż, tu chyba chodzi o tę miłość, której jeszcze Severus nie rozumie. I ja też zresztą.
Pierwsze i ostatnie ostrzeżenie. Teraz Severus musi się bardziej przyłożyć. I ktoś zauważył jego potencjał, dlatego chce go wykorzystać. Dobrze, że się nie dał, ale druga osoba ma trochę racji. Jednostka niewiele zdziała.
Cóz, zobaczymy co z tego wyniknie :)
Pozdrawiam,
[silver-doe] [violent-storm]
Jeju, kiedy spojrzałam na tytuł rozdziału, domyśliłam się, że niczego wesołego on nie zwiastuje, ale nie sądziłam, że dojdzie do czegoś takiego. Wiesz, czasami się cieszę, że jestem zwykłą mugolką, która za takie drobne przewinienie jak spóźnienie, w ramach kary może otrzymać uwagę w dzienniku, słowną reprymendę, albo nie zdążyć na autobus. Ten Cruciatus to coś potwornego! No, ale nie ma co się dziwić, Czarny Pan nie zna litości.
OdpowiedzUsuńZnalazłam jeden błąd:
"– A gdyby się jednak pojawili – wyrwał mnie z zamyślenia jej stanowczy ton głosu – to pokarzę im, gdzie jest miejsce takich szumowin – dodała ostrzej." - pokażę
Wybacz, że taki krótki ten komentarz, ale Onet mi nawala i nie chce publikować dłuższych komentarzy.
Nieeeeeeeeee! Biedny Sev spóźnił się do Voldemorta i został ukarany! I dlaczego? Przez okropną Juliet! Nie, nie, nie! Czy Eileen nie widziała, że ta kobieta była potworem? A James to czarci pomiot! I chociaż to było oczywiste od początku. Dobrze, że chociaż Harry'ego ominą te felerne geny. A to spotkanie Eileen z Morrigan to będzie, czy tylko tak sobie to powiedziała?
OdpowiedzUsuńCo za brutalność! Przelana krew, inferiusy, zmasakrowane ciała, zemsta Czarnego Pana. Ukazujesz realistyczne skutki sprzymierzenia z ciemną stroną. I bardzo dobrze. Czytanie wyłącznie krótkich epizodów, z których i tak wiele się nie wyniesie jest koszmarnie monotonne. Lubię prawdę, choćby bolesną. Widać doskonale, że nie oszczędzasz tzw. `odsłonięcia kurtyny`. Jest śmierć, jest bezwględność, toteż i prawda ukazuje swe światło dzienne. O, dostrzegłam jeszcze, że Severusa nadal gryzą wyrzuty sumienia po zamordowaniu J. Potter. Ciekawa jestem, ile rozdziałów opublikujesz, zanim stanie się taki jak Oni? No nic, życzę udanego wypoczynku i z utęsknieniem oczekuję nowego rozdziału. Pozdrawiam! ;**
OdpowiedzUsuńWitaj, moja droga. Wpadłam sobie do Ciebie, ze względu na to, iż Severus Snape jest jedną z moich ulubionych postaci z powieści pani Rowling. Liczyłam, iż przeczytam sobie coś ciekawego - i nie zawiodłam się. Piszesz ładnie, płynnie i dobrze przedstawiasz uczucia Severusa. Podoba mi się to. Szczególnie zaciekawił mnie wątek z matką. Ukrywa prawdę o sobie, pragnąc uniknąć konfrontacji z ukochaną osobą. Boli go to. Tak ładnie do przedstawiłaś, że aż mi się go żal zrobiło. A kiedy Czarny Pan rzucił na niego Crucio... Jej. Sama nie wiem jakbym to przeżyła. Już bym chyba wolała, żeby zabił mnie dźwięcznym zaklęciem Avada Kedavra. Cierpienie to koszmar. Agonia, którą znosił Snape jest tak okropna, że na samą o niej myśl mam gęsią skórkę. Proszę informuj mnie o nowych wspomnieniach na blogu [za-granica-swiata]. Zapraszam również do przeczytania mojego opowiadania.
OdpowiedzUsuńPS Bardzo ładny szablon. Uwielbiam zestawienie różnych odcieni brązów.
Pani ARS rozmyślała kiedy zauważyła twoje powiadomienie... Przeczyta tą notkę dzisiaj, czy zostawi ją na za tydzień, aby ochłonąć po obejrzeniu siódmej części.... Zdecydowała... przeczyta, bo jest bardzo ciekawa ciągu histori o Severusie...
OdpowiedzUsuńRozdział jest fantastyczny!!!
Świetnie opisałaś rozterki uczuć płynące w Severusie. To jak bił się z uczuciami, że jest mordercą... Te uczucia, które towarzyszyły mu, kiedy to Czarny Pan go torturował... Ach... Bardzo to przeżyłam... czytając to...
Do następnego:*
Pozdrawiam:*
Ogólnie bardzo fajnie, ale trochę błędów się uzbiera ;p Nie żeby coś, chcę tylko pomóc.
OdpowiedzUsuńNie można napisać 'piec do żywego ognia'. To zdanie jest trochę bez sensu. Drugie to, że Sev założył maskę Śmierciożercy, a jego matka jej nie zauważyła, potem nagle podczas bitwy ją miał i następnie magicznie znikła ;p Jak to możliwe...? Zdania, które tworzysz są stanowczo za krótkie. To to samo, co z moimi cholernymi wielokropkami, też muszę się ich pozbyć, dzięki za cynk ;) Jeszcze trochę mnie zraziło to, że Voldemort rzucił Cruciatusa na Snape'a, a potem 'odwołał zaklęcie'. Funfik to funfik, ale jednak standardów trza się trzymać ;) Mogłabyś napisać 'nagle ból zniknął, poczułem niesamowitą ulgę' i z tym płaczem dalej ok. Naprawdę super piszesz, tylko przedłuż zdania. Będzie super. Zrób coś dla mnie. Wgłębiaj się w to, co piszesz. Napisałaś, że były se inferiusy i wyrywały kawałlki ludzi. I że o nich słyszał'eś'. Jednak mogłabyś je głębiej opisać. Wygląd, chociażby zapach i aurę tajemniczości lub śmierci.... Rozumiesz.
Ale ogólnie bardzo mi się podoba i czekam na więcej ^^
Jeżeli nie podobał ci się mój komentarz, w jakis sposób cię uraził napisz.
[lovely-black-magic]
Dziękuję za dedykację, jestem mile zaskoczona. Co do notki, świea, chociaż dość smutna. Z drugiej strony - z Czarnym Panem to wesoło nie będzie. I tak dobrze, że potraktował Severusa tylko klątwą Cruciatus. Zastanawia mnie postać tego śmierciożercy, który chciał być "przyjacielem" Snapa. Przyszedł mi do głowy Quirell, ale to chyba nie on. Współczuję Severusowi tych tajemnic. Jego relacje z matką z dnia na dzień są i zapewne będą trudniejsze. Ciekawe, kiedy ona się o wszystkim dowie i jak zareaguje. P.S. Wiesz, że też wyjeżdżam 24 lipca? ;D Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńTo, że rozdział jest świetny to już dla nikogo nie jest niespodzianka, bo piszesz rewelacyjnie i mam nadzieję, że szybko nie skończysz ;)
OdpowiedzUsuńKażdą sytuację opisujesz tak, że mam to wszystko przed oczami.
Rozdział czyta się lekko i płynnie.
Żal mi Severusa, że musi patrzeć na smutek matki, której zabił przyjaciółkę. Mówiąc o mordercach Juliet, nieświadomie mówiła o własnym jedynym synu. To musiało bardzo go zaboleć. Patrzeć na to wszystko i wiedzieć, ze to przez niego.
Czarny Pan jak widać bezlitosny. Nie wiem co bym zrobiła na miejscu Severusa. Chociaż mam wrażenie, że tych mniej znaczących Śmierciożerców, zabiłby.
Życzę miłego wyjazdu i odpoczynku.
Pozdrawiam ;)
No i pięknie. Wreszcie doczekałam się opowiadania, w którym ktoś wspomniał o inferiusach. Pokazują potęgę Czarnego Pana za czasów pierwszej wojny, a tego zwykle w opowiadaniach brakuje. Brawa dla ciebie, że o tym pomyślałaś.
OdpowiedzUsuńCzy mi się wydaję, czy ten człowiek, który oferował "wpływowych przyjaciół" Severusowi to Karkarow? Kozia bródka, przesłodzony głos... Jakoś to mi się z nim kojarzy. W każdym razie ciekawy pomysł, widzę, że wprowadzasz nowy wątek. Czy to oznacza, że niebawem zakończysz poprzedni? Bo z rozdziały na rozdział ciekawość coraz bardziej mnie zżera. O co chodzi z matkami Snape'a i Jamesa? Znając ciebie, odpowiedzi na to pytanie nie ujrzę jeszcze przez pewien czas. Ale niech będzie, wybaczam. ;)
Dodatkowo spodobało mi się to zdanie. Zdania właściwie. "Zazwyczaj niewiele pozostawało z człowieka. Wrak pozbawiony wszystkiego." Wrak pozbawiony wszystkiego... Ładnie brzmi, naprawdę. Od razu przypadło mi do gustu.
Gdzieś mignęło mi "tez" zamiast "też". Nie pytaj gdzie, przepraszam, możesz mnie zabić, ale nie pamiętam.
Pozdrawiam.
[uskrzydlone-marzenia.blogspot.com]
[deszczowa-parada.blog.onet.pl]
Będę szczera. Rozdział nie należy do najlepszych. Nie to, że jest do bani, ale naprawdę tutaj się nie popisałaś. Akcja dosyć marna. Kara... też taka normalna. Przecież mogłaś puścić wodze fantazji i przedstawić Voldemorta jako bardziej kreatywnego. Cruciatus to dosyć popularna tortura. Jedyne co mogę pochwalić to rozmowa z matką. Tam pojawiły się prawdziwe emocje. A ten facet na końcu... jakby z zaświatów się pojawił. Co to był za jeden, tak właściwie? Chyba jeszcze o nim nie pisałaś. Będzie się pojawiał w póćniejszych rozdziałach?
OdpowiedzUsuńJeśli, któreś z moich słów Cię uraziło, przepraszam. Ale naprawdę jakoś specjalnie nie spodobała mi się ta część. Nie wiem, może mam dzisiaj jakiś gorszy humor... Po prostu nie trafiłaś w mój gust. No, ale już nie roztrząsajmy tego, co było. Lepiej poczekajmy z uśmiechem na nn :)
Pozdrawiam :*
I znowu muszę napisać, że rozdział bardzo mi się podoba, ale przecież kłamać nie będę^^ A więc rozdział bardzo mi się podoba;) Severus musiał się poczuć naprawdę okropnie, gdy jego matka tak dobitnie wypowiedziała swoje zdanie o śmierciożercach. Wiem, że to nie miłe, jednak w pełni sobie na to zasłużył, ponieważ śmierciożercy nie są dobrymi ludźmi, więc musi pogodzić się z tym, że nawet jego bliscy nie obdarzą ich sympatią ze względu na niego.
OdpowiedzUsuńCzytając opis walki, miałam ciarki na skórze, bo w mojej wyobraźni widok zmasakrowanych przez inferiusy ciał był naprawdę przerażający. Myślę, że Severus po raz kolejny przekonał się o tym, że będąc u boku Voldemorta nie zazna szczęścia ani nie poczuje się spełniony.
Zastanawia mnie ten człowiek, jego propozycja była co najmniej dziwna. Mam nadzieję, że nie namiesza on w dalszej części Twojego opowiadania.
Serdecznie pozdrawiam i życzę udanego wyjazdu:)
Było bardzo dobrze, i tyle;)
OdpowiedzUsuńWiem, wiem... ale nie mam jakoś weny na wywody.
Przepraszam, że nie skomentowałam prędzej twojego rozdziału, ale nie miałam czasu;\
OdpowiedzUsuńNo dobrze, domyślałam się ,że tytuł rozdziału będzie powiązany z Czarnym Panem. Matka Severusa bardzo przeżywa śmierć Juliet[ jak dobrze napisałam ] w końcu była to jej przyjaciółka. Zakon Feniksa prowadził zaciętą walkę z śmierciożercami, ciekawie. Severus nie wypełnił rozkazu pana.. Świetna notka, tak jak wszystkie. Nie chciało się oderwać wzroku od tekstu :D, czekam na kolejny rozdział i pozdrawiam. [ Jestem ciekawa co będzie z Morrigan:D ]
O, Severus się spóźnił, a Voldemort nie jest łaskawy i ukarał go Crucio. Ta cała scena wiała grozą, nie powiem. Od razu stanęła mi przed oczami scena z filmu jak Tom przechadza się po pokoju pełnego od trupów...
OdpowiedzUsuńPostać matki Snape'a ciekawi mnie coraz bardziej. Kim była dla niej Juliet? I gdzie się podział Tobiasz?
Rozdział bardzo mi się podobał. Robi się coraz mroczniej, pozdrawiam ;)
[milosc-ron-hermiona]
Wchodzę zaczynam czytać i nie mogę przestać. Jedyne co mnie zawiodło to fakt, że rozdział już się skończył. Na razie przeczytałam ten jeden rozdział ale wrócę do wcześniejszych. Nigdy nie zastanawiałam się nad tym jaki był Severus przed opisaniem go przez panią Rowling. Bo przecież on też był kiedyś młody. A jedyne co zostało wspomniane w książce opisywało raczej Huncwotów nie jego. Dodaję do linków i na pewno będę często wchodzić. [ somebody-to-hate ]
OdpowiedzUsuńSeverus ma coś po matce. Skrywa w sobie wiele tajemnic. Kto skrywa mroczniejsze? Bo bardziej odległe to oczywiście Eileen. A propos Czarnego Pana. Severus to wierny sługa, zapewne nic mu nie zrobi. A w ogóle kiedy pojawi się Lily?
OdpowiedzUsuńcóż, Voldemort jest coraz groźniejszy, a ten tajemniczy facet, mimo że wydaje się być nieco podejrzany, chyba faktycznie jest wpływowy i nieraz jeszcze wejdzie w droge Snape'owi... a jeśli chodzi o relacje między S a jego matką, to myślę, że będize coraz trudniej utrzymac je w miarę poprawnych stosunkach... toi morderstwo chyba zabije psychicznie Severusa... tym bardziej, prawdopodobnie, jak poznamy prawdę..
OdpowiedzUsuńBoski rozdział! Jak jak Ci zazdroszczę, że umiesz tak pięknie pisać, że aż nie można się oderwać od czytania! Czekam z niecierpliwością na następny rozdział i przepraszam, że nie komentuję wszystkich rozdziałów, ale czasu mam mało, a poza tym, onet nie zawsze chce dodawać moje komentarze :/
OdpowiedzUsuń{Malfoy-Meyer}
Wybacz, że dopiero teraz komentuję, ale wiesz wakacje. Było się na konwencie, potem ponad dwa tygodnie w górach i to tydzień bez internetu... W każdym razie już jestem na bieżąco u Ciebie i czuję niezwykłą ulgę. Fragment pisujący relacje Severusa z matką bardzo mnie rozczulił. Bałam się strasznie gniewu Voldemorta, strasznie szkoda mi Severusa, robi się coraz smutniej, ale to było niestety do przewidzenia. Cóż, życie nie jest łatwe, a szczególnie nie dla śmierciożercy. Ciekawi mnie kim był ten śmierciożerca, który go zaczepił na końcu. Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy, wiem, że powtarzałam już to mnóstwo razy, ale fenomenalnie piszesz i naprawdę uwilebiam czytać wszystko, co napiszesz. Pozdrawiam Cię ciepło!
OdpowiedzUsuńNajpierw chciałabym cie bardzo przeprosić, że dopiero teraz przeczytałam notkę i daję znak. Ale przez pewien czas mnie nie było, bo wyjechałam i dopiero teraz miałam okazję przeczytać ten wspaniały rozdział! To jest nieprawdopodobne jak ty potrafisz opisywać uczucia Severusa i innych postaci... Dziewczyno, bierz się za pisanie książki, ale już! xd Jestem dumna, że mogę być twoją czytelniczką... Podobała mi się rozmowa Seva z mamą... Ach... pięknie to opisałaś...
OdpowiedzUsuńPrzepraszam za tak mało treściwy komentarz, ale mam mnóstwo notek do nadrobienia, a bardzo mało czasu... -.-
Pozdrawiam!
Chciałam cie bardzo przeprosić, że komentuje dopiero teraz, ale jakoś mam starsznie zakrecony ten lipiec:/. Notka bardzo mi sie podobała, biedny Sev musi strasznie cierpieć kiedy jego matka mówi to wszystko o śmierciożercach przed pogrzebem, nie wiem, co by zrobiła gdyby sie dowiedziała, że to jej syn zabił matkę Jamesa, ciekawa jestem czy pani Snape kiedyś dowie sie prawdy o swoim jedynym kochanym synku. jeszcze przez pocieszanie i staranie się odwieść, od niektórych pomysłów matkę spóźnił się na akcję i do Voldemorta i poniósł za to karę, zawsze się zastanwiałam co ten chlopak a później facet zrobił, że nigdy nie mógł być tak naparwdę szczęśliwym a wybawianiem okazała się chyba dopiero niestety śmierć:(, i już nie mogę doczekać się kolejnej notki, aby dowiedzieć się czego chciał od niego ten facet w końcu Sev teraz nie miał go ochoty słuchać, ale kto by miał po toturach?, ale później może wrócą do tej rozmowy. Pozdrawiam :) i miłego odpoczynku życzę:)
OdpowiedzUsuńHej :) Trafiłam tutaj przypadkowo, ale mi się spodobało. Przeczytałam całe opowiadanie i bardzo mi się spodobało. Severus jest taki fajny xD Fajnie to wszystko opisujesz. I Czekam na nastęny rozdział ^^ A jeśli uległabyś mojej prośbie i informowała mnie o NN to bym się bardzo cieszyła :D Najlepiej na blogu http://love-hate-magic.blog.onet.pl gdzie zapraszam i mam nadzieję, że wyrazisz swoją opinię o tym opowiadaniu. Pozdrawiam serdecznie i życzę baaaardzo udanych wakacji,
OdpowiedzUsuńOch, jestem ciekawa co z tym mugolem i mamą Snape'a.
OdpowiedzUsuńBiedny Sev, musiał znieść tortury, niech szlag trafi Voldemorta!
Ale cudownie ukazałaś jego uczucia, jak powoli się zatraca w ciemności, jak staje sie zimny i zły...Super :D