Strach jest oznaką rozsądku.
Tylko skończeni głupcy niczego się nie boją.
Carlos Ruiz Zafon – Gra
anioła
24 sierpnia 1978
Odniosłem wrażenie, że dwudziesty czwarty
sierpnia nadszedł za szybko, jakby czas niemiłosiernie przyspieszył i ten dzień
nastał wcześniej niż powinien, jakby natura pchała mnie prosto w oko cyklonu.
Na ścieżkę, z której nie można zawrócić, z której nie będę w stanie zejść.
Jedyną alternatywą stanie się spotkanie ze śmiercią, bezpowrotne oddanie się w
jej zimne ramiona. Przyjęcie jej z radością lub z góry skazana na porażkę
ucieczka i strach.
Nie wiedziałem, dlaczego data dwudziestego
czwartego sierpnia napawała mnie takim nieuzasadnionym lękiem. Przecież
chciałem tego! Marzyłem o tym od wielu miesięcy! Bezskutecznie próbowałem sobie
wmówić, że to ze względu na potęgę Czarnego Pana, że to przez ten pierwszy raz.
Nie wiedziałem czego miałem się spodziewać, dlatego mój organizm reagował w
taki beznadziejny sposób, który nie odzwierciedlał tego, co chciałem.
Przynajmniej tak mi się wydawało…
Miałem spotkać się z Lucjuszem pod
rezydencją Rosierów, w której przebywał obecnie Czarny Pan. Śmierciożercy
musieli udzielać mu schronienia, gdyż Ministerstwo Magii z aurorami i Zakon
Feniksa nieustannie go poszukiwali. Nie mógł sobie po prostu kupić lub wynająć
domu. Chociaż z drugiej strony takie życie u innych nie mogło być złe. Posiadał
wszystko, co sobie zażyczył. Przecież śmierciożercy mu służyli, więc miał prawo
żądać od nich miejsca dla siebie. Teoretycznie… Może myślałem tak, ponieważ
mnie to bezpośrednio nie dotyczyło. Wiedziałem, że nigdy to się nie stanie, bo
największy czarnoksiężnik na świecie nie będzie mieszkać w ciasnym pokoiku w
mugolskim miasteczku.
Stałem przed bramą wejściową wykonaną z
żelaza. W oddali znajdowała się najzwyklejsza rezydencja pomalowana na kremowo.
Była ogromna, z dziesięć razy większa od mojego domu. Okalał ją sporej
wielkości ogród, który bardziej przypominał duży park. Biegały w nim lunaballe
*. Zdziwił mnie ten widok. Nigdy nie słyszałem ani nie spotkałem się z tym, aby
ktoś trzymał te zwierzęta w swoim domu. Westchnąłem zrezygnowany. Należało się
tego spodziewać, przecież miałem okazję poznać arystokratów na weselu Lucjusza.
Nawet krótkie wymiany zdań z nimi pozwoliły mi zorientować się w ich dziwnych
zwyczajach i chęci wybicia się ponad pozostałych. Co często porównywano do
kiczu, braku gustu i umiaru zamiast oryginalności. Dlaczego tak niewielu z nich
było normalnych?
Zaskoczył mnie widok domu. Sam nie wiem,
czego się spodziewałem? Powybijanych szyb i dziurawych ścian? Starego,
nawiedzonego zamczyska z okalającą go fosą? Zaniedbanego ogrodu porośniętego
chwastami ze zniszczonymi, obrośniętymi mchem posągami? Mrocznej aury
otaczającej rezydencję?
Nerwowy śmiech wydobył się z moich ust. Nie
chciałem tego, ale emocje wzięły górę. Strach. Przerażenie. Bałem się tego, co
miało nastąpić. Nie byłem w stanie zrobić chociażby jednego kroku na przód,
nogi miałem jak z ołowiu.
Nigdy nie czułem strachu przed nieznanym.
Nigdy! Więc dlaczego teraz? Dlaczego wtedy, gdy nie mogę dać tego po sobie
poznać czuję strach? Miałem nadzieję, że nie odmalowuje się on na mojej twarzy,
że nie odzwierciedla się poprzez ruchy spiętych mięśni, że nie widać go w
zachowaniu, gestach, słowach.
– Opanuj się, Severusie – upomniałem sam
siebie. – Musisz przybrać maskę obojętności i bezwzględności. Nie możesz dać po
sobie poznać jakie emocje tobą targają, gdy walczą między sobą wewnątrz ciebie.
Bo każde z nich chce zwyciężyć, posiąść w panowanie całe ciało i umysł. Żadne
nie chce się poddać, nie znają takiego słowa. Liczy się tylko to starcie. Do
końca, na śmierć i życie. Nie możesz okazać słabości, która mimo twoich
gorliwych zaprzeczeń jest w tobie i już tam pozostanie. Na zawsze. Nie masz
innego wyjścia jak zdusić ją w sobie, bo manifestacja nie wyjdzie ci na dobre.
Zanim pojawi się Lucjusz musisz wyglądać jak zawsze. Zimny i obojętny. Zero
strachu. Zero słabości. Zero…
Lecz strach był silniejszy. Wiele razy w
życiu go czułem: przed pobiciem, upokorzeniem, odrzuceniem. Ale nigdy nie
odczuwałem go przed nieznanym. To absurd!
Nie – nagła myśl wypłynęła z mojej
podświadomości. – To strach przed najpotężniejszym czarnoksiężnikiem na
świecie. Strach przed śmiercią, bo przecież chciałem żyć, trzymać się go za wszelką
cenę.
Lecz było już za późno na wycofanie się. Za
późno na ucieczkę. Za późno na nadzieję… Klamka zapadła. To już koniec. Nic nie
da się już zmienić. Będzie, co ma być. Tylko czy odnajdę szczęście? Czy to jest
droga, którą powinienem obrać?
W tamtej chwili miałem ochotę zawrócić,
wrócić do domu, zrezygnować z tej upokarzającej pracy, do której nie byłem w
stanie przyznać się matce, okłamując ją na każdym kroku. Żałowałem, że tego nie
zrobiłem.
Mógłbym żyć razem z Morrigan, być z nią
szczęśliwy. Może kiedyś założylibyśmy rodzinę. Co, do cholery, przygnało mnie
do tego miejsca? Co?! Miałem ochotę paść na kolana i zacząć płakać nad żałością
własnej egzystencji, nad położeniem w jakim się znalazłem, nad własną głupotą.
Nagle rozległ się huk towarzyszący teleportacji
i obok mnie zmaterializował się Lucjusz. Miał na sobie czarne, aksamitne szaty
śmierciożercy. W dłoni trzymał maskę.
Było już za późno…
– Dobrze cię widzieć, Severusie – rzekł na
przywitanie i nie czekając na moją odpowiedź ciągnął dalej – coś nie najlepiej
wyglądasz.
Już otwierałem usta, aby odpowiedzieć, lecz
on znów był szybszy, przyzwyczajony do tego, że w jego towarzystwie tylko on ma
prawo głosu. Inni mogą się odezwać, gdy udzieli im pozwolenia i mogą mówić
tylko tyle, ile im pozwoli.
– Nie przejmuj się, każdy kto po raz
pierwszy staje przed Czarnym Panem czuje lęk. Nawet Mulciber trząsł portkami i
swoją krzywą gębą. – Jego wargi wygięły się w ironicznym, pełnym złośliwości
uśmiechu.
– Mulciber? Olaf Mulciber? – Nie potrafiłem
ukryć zdziwienia.
– Tak, został śmierciożercą trzy tygodnie
temu. Ma już wypalony Mroczny Znak na lewym przedramieniu. Ale wtedy jęczał i
wył. – Mężczyzna zamyślił się, wspominając minione wydarzenie. – Gdyby ktoś
rzucił na niego zaklęcie Cruciatus lub obdzierał ze skóry, to bym zrozumiał,
ale zwykłe wypalenie. Phi, mięczak. Powinien już być przyzwyczajony do bólu,
nie sądzisz? Śmierciożercy łatwo mu tego nie zapomną. Musiał zająć miejsce
swojego zmarłego ojca. Nie wiedziałeś?
Pokręciłem głową. Nie wiedziałem. Ogarnęła mnie
wściekłość. Nic nie było w stanie jej powstrzymać, nawet to, że zbłaźnił się
przy wszystkich. W tej chwili to nie miało znaczenia, nie obchodziło mnie.
Liczyła się tylko jedna sprawa. Bo jak taka zawszona gnida jak Mulciber mogła
być już śmierciożercą? Jak?! Koniec ze słabością! Koniec ze strachem! Pokażę
temu debilowi na co mnie stać. Pokażę im wszystkim, że jestem od nich lepszy.
Podniosę się wysoko w hierarchii sług Czarnego Pana dzięki swoim
umiejętnościom, których nikt nie będzie w stanie podważyć.
Przybrałem na twarz maskę obojętności.
Strach chwilowo zniknął, zastąpiony przez buzującą w żyłach wściekłość. Miałem
ochotę coś rozwalić. Rzucać zaklęcia na prawo i lewo, byleby tylko niszczyć,
zamienić w kupkę gruzu marmurowe posągi w ogrodzie, pozabijać bezbronne
lunaballe. Lecz teraz nie czas na to. Musiałem zatamować emocje, wrzucić je w
głąb siebie, aby nikt nie zorientował się, jaka trwa we mnie walka. Pojedynek,
od którego zależało moje życie.
– Pamiętaj, aby odpowiednio się zachowywać
– powiedział Lucjusz, gdy szliśmy żwirowaną dróżką prowadzącą do rezydencji. –
Czarnemu Panu należy się szacunek i bezgraniczna cześć, bo inaczej może cię w
każdej chwili zabić lub kazać zrobić to Bellatriks. Ona często wykańcza wszy,
które są zbyt bezwartościowe, by on sam się tym przejmował.
– Wiem, nie jestem głupcem.
Resztę drogi przebyliśmy w milczeniu.
Lucjusz prowadził mnie korytarzami rezydencji. Wnętrze zostało umeblowane z
przepychem. Pierwsze skojarzenia na temat właścicieli, które nasunęły mi się na
myśl to, że są bogaci, lubią kicz i przesadę. Wszędzie było wszystkiego za
dużo. Każdy, nawet najmniejszy, skrawek pustej ściany czy podłogi został przez
coś zapełniony. Miało się wrażenie, że ogromne wnętrza stały się trzy razy
mniejsze z powodu licznych rzeźb, obrazów, dywanów i innych drogocennych ozdób
napchanych do granic możliwości. Nie dostrzegłem żadnej logiki w ustawieniu
tego wszystkiego. Stare rzeczy przeplatały się z nowymi. Czasem znajdowały się
dokładnie obok siebie, co kompletnie do siebie nie pasowało i sprawiało, że jak
najszybciej chciałem odwrócić wzrok.
Zatrzymaliśmy się pod monumentalnymi,
kasztanowymi drzwiami ze złotą klamką.
Napięcie sięgnęło zenitu. Zaraz to się
miało stać. Nie było już innej drogi odwrotu poza bolesną śmiercią.
Lucjusz otworzył drzwi i weszliśmy do
pomieszczenia. Pokój był sporych rozmiarów. W porównaniu z pozostałą częścią
domu wydawał się normalny. Ściany pomalowane na bordowo nie zostały
przystrojone żadnymi ozdobami z wyjątkiem złotych świeczników. Przy oknach
powieszono potężne, czarne kotary. Gdyby je zasłoniono, w pomieszczeniu
zapanowałaby nieprzenikniona ciemność. Na dębowym parkiecie stał tylko jeden
mebel; monumentalne, bogato zdobione krzesło. Niewiele brakowało mu do tronu i
zapewne tym miało się wydawać.
Pod ścianami stał tłum ludzi ubranych w
czarne szaty i peleryny. Każda osoba miała maskę na twarzy. Nie dostrzegłem
wśród nich Mulcibera. Pewnie także zasłonił swoją szpetną gębę. Postacie
sprawiały wrażenie nic niewartych w porównaniu z mężczyzną siedzącym na tronie.
Przy nim wszystko wydawało się mało istotne, błahe.
Miał bladą, bielszą od nagiej czaszki,
cerę, z wielkimi, szkarłatnymi oczami, o wąskich jak u kota źrenicach i płaski
nos, jak u węża, ze szparkami zamiast nozdrzy. Już sam ten widok przyprawiał o
dreszcze. Gdy dodatkowo wzięło się pod uwagę mroczną i złowrogą aurę, która go
otaczała, miałem ochotę odwrócić się na pięcie i uciec z krzykiem.
Przełknąłem ślinę. Miałem wrażenie, że ten dźwięk
był tak głośny, że wszyscy w pomieszczeniu go usłyszeli. Strach mimowolnie
powrócił. Nie zdziwiło mnie to, tylko głupiec lub szaleniec stojąc przed nim,
by go nie odczuwał.
Nie miałem odwagi spojrzeć na Czarnego
Pana, wolałem przyglądać się własnym butom. W porównaniu z nim czułem się mały
jak mysz. Nie, bardziej jak mrówka albo jeszcze mniejszy. Miałem ochotę kulić
się ze strachu. Nie rozumiałem tego jak jeden, z pozoru zwykły człowiek może
wzbudzać takie emocje. Mrok, przerażenie, cierpienie, ból, śmierć. Odniosłem
wrażenie, że tym się karmił, to sprawiało mu radość, tym żył, to kochał. O ile
był zdolny do jakiejkolwiek miłości.
– Panie – rzekł Lucjusz, zbliżając się do
tronu i klękając przed nim.
Automatycznie poszedłem w jego ślady.
Czułem się głupio i niezręcznie, zginając kark przed innym człowiekiem. Lecz w
głębi duszy wiedziałem, że ten mroczny majestat w pełni na to zasługuje, że to
jedyny sposób, by oddać mu cześć.
– To jest Severus Snape, panie.
– Możesz się oddalić, Lucjuszu – powiedział
złowieszczym szeptem, łącząc nienaturalnie długie, białe palce.
Kątem oka dostrzegłem jak Lucjusz wtapia
się w tłum czarnych, zamaskowanych postaci. Cały czas starałem się zachować na
twarzy maskę obojętności. Wiedziałem, że Czarny Pan zna się na legilimencji, że
z łatwością i przyjemnością łamie ludzkie umysły. Nie mogłem pozwolić, aby
znalazł pretekst, by zajrzeć w moje myśli, poznać moje słabości i lęki, rzeczy,
o których nikomu nie chciałem mówić, bo były osobiste, zbyt intymne.
– Wiele o tobie słyszałem – kontynuował tym
samym zimnym i złowieszczym tonem. – W wysokim stopniu opanowałeś dziedzinę
czarnej magii. Słyszałem, że jesteś dobry w legilimencji. Ciekawa i przydatna
zdolność, szczególnie dla mojej sprawy. Co do twoich zdolności, to na pewno
nikt nie ma wątpliwości. Prawda? Wystarczy, że wszyscy spojrzymy na Olafa.
Spojrzenia śmierciożerców skierowały się w
stronę, w którą patrzył Czarny Pan, czyli wprost na Mulcibera. Jako jedyny na
sali nie nosił maski. Zapewne, nie znalazł odpowiedniej, która zakryłaby to
coś, co pozostało z jego gęby. Nie zmienił się za bardzo od zakończenia szkoły.
Jak widać uzdrowiciele nie mogli nic na to poradzić. Może ta substancja, która
teraz była jego skórą nie zwisała już aż tak bardzo, przez co w małym stopniu
twarz zbliżała się do odzyskania dawnych konturów, ale reszta pozostała bez
zmian. I zostanie już tak do końca jego bezwartościowego i nędznego życia.
Trudno, jeden brzydal więcej na świecie, to żadna strata. Bywa.
– To doprawdy niezwykłe zaklęcie, o którym
do tej pory nie słyszałem – kontynuował Czarny Pan. – Hmm… Niezwykłe, skóra
odchodzi z twarzy, widoczne stają się mięśnie i kości. I nawet najbardziej
wykwalifikowani uzdrowiciele nie są wstanie nic na to poradzić. Zastępują żywą
tkankę jakimś obrzydliwym, martwym, niedopracowanym substytutem. Ból, krew,
cierpienie, oszpecenie do końca życia lub śmierć, gdy nie ma się szczęścia. Czy
czegoś nie pominąłem, Olafie? – zwrócił się wprost do niego.
Ton głosu miał zimny i obojętny, ale tylko
głupiec nie przejrzałby jego prawdziwych zamiarów. Bawił się Mulciberem, chciał
zadać mu psychiczny ból, grać na jego emocjach, zadrwić z niego przy wszystkich
śmierciożercach. Czym sobie na to zasłużył? Zresztą, co za różnica.
– Nie, panie – wycedził przez zaciśnięte
zęby chłopak.
Był wściekły, żądza mordu błyszczała w jego
oczach. Ale nie mógł nic zrobić. Nie zajmował wysokiego miejsca w hierarchii
śmierciożerców, wśród nich był nikim, kolejny idiota, który zajął miejsce
swojego martwego ojca. Ojca, który poniósł klęskę. Czarny Pan mógł z każdym
zrobić to, na co miał ochotę, to on rządził.
– Co do twoich zdolności, Severusie, nikt
nie ma wątpliwości. Bez wątpienia jesteś lepszym czarodziejem od niejednego z
moich śmierciożerców. Z chęcią przyjmę cię do tego grona, lecz najpierw
zostaniesz poddany małemu testowi. Drobna, mało istotna rzecz. Musisz zabić
pewną kobietę.
Zabić? Pozbawić życia? Zakończyć je dla
kaprysu innego człowieka? Morderstwo, niby nic wielkiego, wiedziałem, że mnie
to czeka, gdy zgodziłem się na propozycję Lucjusza kilka lat temu. Ale teraz,
kiedy ten czas nadszedł, miałem wątpliwości czy dam radę to zrobić. Czy różdżka
nie zacznie drżeć w mojej dłoni? Czy po prostu nie ucieknę stamtąd przerażony i
ze łzami w oczach?
– Kogo, panie? – wydusiłem z siebie,
starając się, aby mój głos brzmiał normalnie.
– Juliet Potter, żonę zastępcy szefa
Departamentu Przestrzegania Prawa, Charlesa Pottera.
Potter? Miałem zamordować matkę Jamesa
Pottera? Mogłem potraktować to jako zemstę, doprowadzić go do rozpaczy. Jego i
Blacka. Lecz jakaś część mnie tak tego nie odbierała. Przecież ta kobieta nie
była niczemu winna. Nie mogła płacić za błędy syna.
Czarny Pan uważnie zlustrował mnie
wzrokiem, jakby czekając na moją reakcję, która nie nadeszła. Nadal pozostawałem
obojętny. Nie dałem po sobie poznać jak ta informacja wpłynęła na mnie.
Starałem się być silny.
– Ona jest zwykłym śmieciem, żyjącym w
cieniu swojego męża. Lecz, mimo że nie działa aktywnie w społeczeństwie
czarodziejów i cały czas siedzi w domu, to jednak jest niezwykle potężną
czarownicą, znacznie silniejszą od małżonka. Gdyby w przyszłości wyszła z
ukrycia i opowiedziała się po niewłaściwej stronie, mogłaby przysporzyć mi
wielu niechcianych problemów. Już kilku śmiałków próbowało ją zabić, lecz na
próżno, niestety. – Czarny Pan wcale nie wydawał się być zasmucony tym obrotem
spraw, wręcz przeciwnie sprawiał wrażenie zadowolonego, że znalazł sposób
wysyłania nieudaczników na śmierć. – Kto był ostatni? Ach tak, Stan Mulciber. –
Swoje czerwone oczy znów skierował w stronę Mulcibera. Dobrze się bawił,
sprawiając mu ból. – Ale po co mam dalej mówić o naszej drogiej Juliet, przecież ty zapewne wszystko o niej wiesz,
Severusie?
Wiem? Co wiem? Nic nie wiedziałem, co mnie
miało obchodzić życie matki Pottera?
– Nie zawiedź mnie, bo inaczej nie masz tu
czego szukać.
– Tak, panie.
Skoro to miał być mój chrzest, to będzie.
Nadszedł czas, by schować słabości i lęki, zamknąć je za bramą, a klucz do niej
zniszczyć. Nie mogłem pozwolić, aby taki głupiec jak Mulciber był lepszy ode
mnie. Zwyciężę tam, gdzie jego ojciec poległ. Nie dam się zniszczyć. Stanę się
śmierciożercą, to moja droga, mój cel. Będę lepszy od niego. Klamka zapadła.
~ * ~
* Lunaballa – stworzenie, które ma gładkie,
bladoszare ciało, wyłupiaste okrągłe oczy na czubku głowy i cztery nogi o
wielkich, płaskich stopach. Podczas pełni lunaballe wykonują tylnymi nogami
skomplikowany taniec. Obserwowanie ich tańca jest bardzo fascynującym i
opłacalnym zajęciem. Jeśli zbierze się ich srebrzyste odchody i rozsypie na
grządkach jak nawóz, to rośliny urosną szybko i będą mocne.
~ * ~
Niespodzianka! Możecie się cieszyć, notka pojawiła się
wcześniej. Napisałam już trochę do przodu, więc miałam czas i postanowiłam
przepisać i dodać to wspomnienie. Tak z okazji półrocza powstania bloga, które
było piątego maja. Aż nie mogę uwierzyć, że w ciągu tego pół roku opublikowałam
aż dwadzieścia trzy notki i tak bardzo zżyłam się z tym opowiadaniem.
Jak tak patrzę na plan wydarzeń do tego opowiadania, to
mam wrażenie, że krótkie to ono nie będzie. Jest tyle wydarzeń i wątków, które
bym chciała opisać. Czasem mam wrażenie, że liczba wspomnień sięgnie minimum
stu i będę to ciągnąć przez lata. Wpakowałam się, nie ma co. Na początku nie
planowałam tak długiej historii, a tak szczerze mówiąc, to założenie tego bloga
było spowodowane chwilowym impulsem i dużą ilością wolnego czasu.
Tak mi się wydaje, że w maju zdołam dodać cztery notki.
Możecie się cieszyć. Chyba że limit Internetu mi się skończy, to będą trzy. A
następna pojawi się dwudziestego maja. Możecie się cieszyć, bo zostało już
tylko dziesięć dni (chyba że ktoś czyta innego dnia, to mniej).
Notka z dedykacją dla Frances. Za Twój komentarz pod
ostatnim wspomnieniem. Nie licząc początku, bardzo mnie wzruszył i zmobilizował
do chwycenia ołówka i dalszego pisania w moim, już czwartym, zeszycie.
Pozdrawiam :)
Przy czterech godzinach historii w tygodniu nie ma opcji żeby nie przerobic I wojny oczywiście już od teraz zaczynamy w drugiej klasie robic materiał z trzeciej, ale mniejsza z moją nauką dziejów XD, dałam radę więc komentuję. Rozdział po prostu świetny uczucia Severusa opisane bezbłędnie, postawa Lucjusza zimny, chłodny i wyrachowany. Podoba mi się sposób w jaki pokazujesz, to jak Sev potrafił oddzielic każdą "częśc" swojego życia, rolę syna-kochanego i dobrego od przyszłego mordercy, kłamiącego matkę dla jej dobra. Ciekawa jestem czy ona dowie się kiedyś o podwójnej egzystencji swojego najdroższego jedynaka. Ofiara, którą ma do zabicia...WoW! jestem pewna, że mu się uda przejdzie ten chrzest, ale widac, że mimo wszystko jest bardzo ludzki, matka Pottera, a on jeszcze niczego nie zrobił, a już czuje w pewnym sensie wyrzuty sumienia. Voldemort, też jest taki "idealnie oddany" bezwzględny z wężowatą podłą twarzą cieszący się bólem i obłędem innych. Zawsze odnosiłam wrażenie, że jeden właśnie Severus nigdy nie był jakimś takim jego cholernym salonowym pieskiem, bo ta cała reszta, to takie "kundle", które są wstanie zabic nawet własne rodzinny dla jego przyjemnośc, a Snape to osoba, która zawsze miała swoje zdanie i mocne zasady, dlatego przechytrzył kogoś takiego jak wielki a naprawdę mały i bezwartościowy Lord Voldemort, bo mimo swojej niesłusznej śmierci, tak naprawdę wygrał i pokonał osobę, u której służba była tylko impulsem. Dobra kończę, bo się rozpisałam, a tu jutro o 6:50 trzeba byc już na przystanku XD pozdrawiam i weny życzę:* P.S: Ci arystokraci są naprawdę baaardzo kiczowaci!.
OdpowiedzUsuńZemsta, zemsta, zemsta! To się Potter załamie, jak Sev mu matkę ukatrupi! (Dowie się, kto to zrobił?) Niby niewinna kobieta, ale... A jaka tam ona niewinna, powołała do życia potwora! Black też się pewnie przejmie, w końcu mieszkał u nich przez jakiś czas. Boję się tylko, żeby przy tym zadaniu Severus za bardzo nie ucierpiał. Bo skoro tylu dorosłym czarodziejom się nie udało, to nawet z jego genialnym umysłem mogą być spore trudności. Swoją drogą, co ta kobieta w sobie ma, że tak trudno się jej pozbyć?
OdpowiedzUsuń'Nie mógł sobie po prostu kupić lub wynająć domu' - od razu mam przed oczami wizję Voldemorta wchodzącego do agencji nieruchomości... Padam ze śmiechu.
Zdziwiłam się trochę, że Severus teraz się waha. Wydawało mi się, że w tym okresie był w pełni zdecydowany i całkowicie popierał Voldzinę. Ale to dobrze, że jest inaczej, to działa na jego korzyść, jest w nim więcej z dobrego człowieka, a mniej ze Śmierciożercy.
Po tym opisie Toma przyszło mi do głowy, że on jest trochę jak dementor. Żywi się ludzkim cierpieniem, uwielbia siać panikę wśród ofiar.
Zaskoczyło mnie to, że Mulciber nie miał maski. To znaczy, rozumiem, że mogła na niego żadna nie pasować, albo może Voldemort kazał mu ją zdjąć, wiedząc, że później będzie chciał się z niego pośmiać, ale skoro chwilę wcześniej Severus się rozglądał i go nie zauważył...
'Trudno, jeden brzydal więcej na świecie, to żadna strata' - dostałam niekontrolowanego ataku śmiechu.
Czym Mulciber zasłużył sobie na takie traktowanie ze strony Lorda - czy to nie jest oczywiste? On rzucił na Seva zaklęcie Cruciatus! Za coś takiego to powinni go na stosie spalić!
Mam rozumieć, że Severus będzie miał Mroczny Znak dopiero po tym, jak zabije Juliet? No cóż, zawsze to trochę więcej czasu przed koszmarem. Jakoś tak mi się wydaje, że otrzymywanie Znaku nie należy do przyjemnych przeżyć.
Jestem, przeczytałam i choć tak późno komentuję, gwarantuję, że tekst znam od dawna :D
OdpowiedzUsuńNie mogłam się zabrać do napisania składnego komentarza, więc dopiero teraz dodaję. Tak więc rozdział jak najbardziej mi się podobał, a najbardziej opisy uczuć Seva tuż przed wkroczeniem do tej sali z Voldemortem.
Hm.. co do matki Pottera - pewnie mu się uda, inaczej nie miałoby to większego sensu. Severus przecież został śmierciożercą. Ciekawi mnie tylko, jak on tego dokona.
Pozdrawiam,
Sheila
[mary-donovan]
To było po prostu fenomenalne! Dziewczyno, szalejesz i to w pozytywnym tego słowa znaczeniu ;* Nawet nie zdajesz sobie sprawy, że informując mnie o nowej notce szepczę bezgłośnie: nareszcie, i natychmiast odwiedzam Twojego bloga ; ) A opłacało się czytać, opłacało...
OdpowiedzUsuńWidzę, że przyspieszyłaś akcję, co w sumie jest mi jak najbardziej na rękę, gdyż lubię wątki oko w oko z Czarnym Panem. Nie jestem pewna, co ciągnie mnie do tej postaci, ale jednego jestem przekonana; Severus spisze się znakomicie. Będę w to święcie wierzyć. Przecież jest bardzo silny psychicznie, dlaczego miałby stchórzyć? Mogłabym posądzić oto każdego, poza nim samym. Mam nadzieję, że rozdział 24 już niebawem ujrzy światło dzienne! Buziaki^^
Dlaczego ja nigdy nie jestem pierwsza?:( :P
OdpowiedzUsuńPowtarzam to już chyba, któryś raz z kolei, ale po prostu nie mogę się nadziwić, jak Ty potrafisz opisywać uczucia Snape'a. Wydaję się, że jesteś tam z nim i odczuwasz to samo, co on! Nie ma tam żadnego przesadyzmu, takiego wymyślania na siłę- po prostu szczere, idealnie przerzucone na papier emocje. Składam Ci w tej sprawie głęboki ukłon. :)
Nareszcie! Doczekałam się tego spotkania! :)
Brrr... Aż mnie ciarki przeszły... Szkoda tylko, że kiedy opisywałaś wygląd Czarnego Pana ja go po prostu widziałam przed sobą tego filmowego i nie umiałam tego widoku wymazać sobie z głowy.
No, to teraz Sev będzie śmierciożercą...
Kurcze, ale czemu akurat matkę Potter'a? Gdyby to był sam James... to pewnie byłoby mu łatwiej, a tak zabić niewinną kobietę... No właśnie - kobietę. Czy Snape naprawdę będzie tak bezlitosny? Nie mogę sobie tego wyobrazić... Jednak gdyby znów pomyślał o Mulciberze i chciałby mu zrobić na złość... Brrr! Lepiej , o tym nie myśleć. :)
Sto wspomnień ? No, no :D Ja także planuję moje opowiadanie dokończyć (chociaż raz!) i nie chce żeby było poniżej 50 rozdziałów. ;) Tak więc razem będziemy tu tkwiły. :D I mam nadzieję, że gdybym zaczęła marudzić, to tak samo jak ja obiecałam Ci w poprzednim komentarzu, Ty również musisz mi przyrzec , że oberwę od Ciebie. :D
Pozdrawiam :D
Jak zawsze, bardzo dobra notka. Świetnie opisałaś rozmowę Severusa z Czarnym Panem, wg mnie to najlepszy moment tego Wspomnienia. Nie wiem, na ile mam rację, ale początek, to znaczy moment, kiedy Severus stoi przed tym domem, wydaje mi się nieco chaotyczny, no ale może to wina niewyspania. W każdym razie, gratuluję, bo muszę przyznać, że wciągnęłam się w to opowiadanie. :) Tylko, proszę o więcej Morrigan! :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
A więc czytam notkę, zachwycam się, czytam i zachwycam się. Czy mi się wydaje, czy ta notka jest dłuższa od poprzednich? No i byłam trochę zdziwiona, że wymyśliłaś to zwierzątko :) No i te cudowne emocje Severusa !! aż chce się więcej czytać ... :) No i on ma zabić matkę Jamesa! Czy naprawdę warto jest zabic człowieka? Czy naprawdę on sie na to zdecyduje? z początku myślałam, że ma zabić lily, ale odetchnęłam z ulgą jak zobaczyłam, że to matka pottera ... choć śmierć tej bohaterki też mnie nie zadowala. No i na koniec czytam, że notka dla mnie! Dla mnie! Dla nie umiejącewj pisac dziewczyny! Bardzo Ci dziękuję i uważam, że tra notka jest najpiękniejsza ze wszystkich. Możesz dodać takie coś jak " Frances poleciła:" i wtedy tam wstaw 23 wspomnienia, a 23 podkreśl grubą czionką :)
OdpowiedzUsuńwow... aż mam dreszcze
OdpowiedzUsuńnadałaś niesamowity klimat temu wspomnieniu, czytało się je naprawdę z zapartym tchem, ten mrok, uczucia Severusa... właśnie, jego uczucia. były takie prawdziwe i naturalne, nie był głupim cwaniakiem, który nawet w obliczu Czarnego Pana nie dopuszcza do siebie strachu. te jego wątpliwości i wszystkie przeżycia były bardzo ludzkie i naturalne i to mi się szalenie podobało (czyżbym mogła polubić Snape'a? oO xD)
moment, kiedy Voldemort powiedział, kogo ma zabić Severus trochę mną wstrząsnął. i pozytywnie zaskoczyły mnie myśli Snape'a. zaczęłam się zastanawiać, co by zrobił, gdyby zlecono mu zabójstwo Jamesa, albo Syriusza? może jednak też by się wahał, w końcu zemsta w szkole i szczeniackie porachunki, a odebranie życia to dwie kolosalnie różne sprawy.
ciekawi mnie też, czy przyzna się matce, co robi naprawdę? jeśli tak, to jaka będzie jej reakcja?
samego Voldemorta też opisałaś fantastycznie. z resztą... niczego się nie mogę przyczepić w tym wspomnieniu ;) naprawdę bardzo mi się podobało i już nie mogę się doczekać kolejnego!
Pozdrawiam serdecznie :)
Gratuluję pół- rocznicy:) Jestem pełna podziwu, że masz tyle pomysłów na dalszy tok opowiadania, i że zamierzasz napisać jeszcze dużo wspomnień:) Mi osobiście nie przeszkadza, że mogą one sięgnąć powyżej setki, nawet bardzo bym się cieszyła xD
OdpowiedzUsuńHm... Już jako pierwsze zadanie, Severus musi zabić kobietę i to w dodatku matkę Jamesa! Jestem nieco przerażona, zwłaszcza, że Severus dopiero co wstąpił w krąg śmierciożerców. Jednak jak można spodziewać się litości czy delikatności po Voldemorcie? Mimo, że wiem, iż Severus najprawdopodobniej wykona zadanie, zabije tą Juliet, to jednak cieszę się, że zachował sumienie, poruszyło go to polecenie i uważa, że nie powinien mścić się na Jamesie i Syriuszu w taki sposób.
Zdaję sobie sprawę, że to nieładnie z mojej strony, ale odczułam pewną satysfakcję, kiedy Czarny Pan tak ośmieszał Mulcibera.
Znalazłam dwa błędy:
"Bezwątpienia jesteś lepszym czarodziejem od niejednego z moich śmierciożerców." - bez wątpienia
"Drobna, małoistotna rzecz." - mało istotna
No i to wszystko, jeśli chodzi o błędy:)
Życzę Ci, żeby Twój entuzjazm i wena Cię nie opuściły oraz, żeby opowiadanie szło Ci tak świetnie, jak do tej pory:D Pozdrawiam^^
chyba najbardziej kocham to opowiadanie za to, że nie da się odetchnąć. już człowiek ma wrażenie, że dokładnie wie, co będzie w nastepnej notce - spotkanie z Voldemortem, pewnie dość ciężkie itd, ale raczej - udane.a Ty wyskakujesz z małym teścikiem, który okazuje się czymś znacznie bardziej... znaczącym. bo to, że Czarny Pan chce czyjejś śmierci, to jest oczywiste, jasne. ale że matki Pottera? tego się nie spodziewałam. a reakcja Severusa?! wahał się, co świadczy o tym,, że naprawdę nie jest gotowy. nienawidzi Pottera, tego jestem pewna. i jakby jeszcze wahał się ze wzgląd na Lily (choc z drugiej strony jeszcze z Jamesem się nie ożeniła, ale..), nie - on się wahał dlatego, że była/jest niewinna... on naprawdę nie ejst na to gotów, ejstem pewna, że Czarny Pan zdaje sobie sprawę, ale wie, że może go urobić. i pewnie do jakiegoś stopnia urobi, choć nigdy nie zabije miłości do Lily... ponadto jest jeszcze Morrigan... bardzo podobał mi się styl tej notki, utrzymana była w konwencji niepewnosci, a jednocześnie czuło się moc bijąca zarówno od samego miejsca, jak i od Voldemorta...a 'najlepszy przyjaciel 'Severusa chyba nawet wśród śmierciożerców nie będzie traktowany zbyt dobrze...
OdpowiedzUsuńJuż już :))
OdpowiedzUsuńA więc tak: opisy bardzo dobre, więc co ja mam tu pisać?
Tylko jedno: Matka Jamesa miała na imię Dora czy jakoś tak, zobacz w necie;) (chyba, że to zamysł taki)
Nie mam nic do powiedzenia, no bo co?
Rozdział był po prostu świetny, nic nowego, cały czas piszesz genialnie.
Pozdrawiam ;)
Rozdział mi się podobał. Ciekawie w sumie opisałaś wszystko co się działo w Severusie - najpierw strach, a potem chęć pokazania wszystkim, że jest lepszy od Mulcibera. Aż mam niedosyt, czy Snape faktycznie zabije matkę Pottera. Za szybko skończyłaś :((
OdpowiedzUsuńCzekam na 24. Pozdrawiam :)
Rozdział bardzo mi się podoba. Ale to nic nowego. Wszystkie rozdziały są świetne. Bardzo jestem ciekawa jak Severus zabiję matkę Jamesa Pottera. Zwykłą Avadą czy jakimś eliksirem? I czy za pierwszym razem, czy będzie kilka ''podejść''. Na pewno da radę ;)
OdpowiedzUsuń''Trudno, jeden brzydal więcej na świecie, to żadna strata. Bywa.''- te słowa są na prawdę złowieszcze. Prawdziwego śmierciożercy ;)
Cieszę się, że kolejne wspomnienie pojawi się nie długo. Ja też muszę się zabrać za pisanie kolejnego rozdziału, ale niestety brakuje mi na to czasu i weny.
Pozdrawiam ;)
O nie! Na coś takiego, to ja się nie zgadzam. Voldemort niech sobie będzie panem i władcą świata, ave jemu i tak dalej, ale przecież nie ma prawa zmuszać Severusa do zabijania niewinnych ludzi. A tym bardziej, że w tym przypadku ma to być matka Jamesa.
OdpowiedzUsuńNie dziwię się Severusowi, że się bał. Przez moment nawet mu współczułam, jednak wyrażenie zgody na ten "chrzest" sprawiło, że zaczęłam szczerze go nienawidzić. I zdania nie zmienię.
Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy. Ten rozdział to naprawdę kawał dobrej roboty, chociaż zauważyłam jeden błąd. Kiedy Malfoy mówi o wstąpieniu Mulcibera do śmierciożerców zamiast "wypalanie" napisałaś "wylania".
Pozdrawiam.
[uskrzydlone-marzenia.blogspot.com]
Przepraszam, że komentuję dopiero teraz, ale już czuję lato i dosyć rzadko ostatnio jestem obecna w życiu blogowym. A dni powszednie niestety szkoła nie pozwala mi na te przyjemności. :/
OdpowiedzUsuńTak czy owak ja już Ci mówiłam, że przyjemnie czyta się Twoje rozdziały. Wszystko ładnie opisane, a opisów masz dużo w swoich notkach. Ten rozdział chyba jest takim przełomem wstąpienia Severusa 'do paczki' , prawda? Jestem ciekawa, czy zabije matkę Pottera, z tego co wyczytałam i co napisałaś w zakończeniu, to tak.. Aczkolwiek myślę, że będzie miał duże opory. Sam stwierdził , że jest to niewinna kobieta, która nie powinna płacić za błędy młodego Jamesa.
Opis domu/pałacu w którym przebywali niezwykle mnie zaskoczył. Nie spodziewałam się takiego wystroju wnętrza. Czarny Pan nie kojarzy mi raczej z takim milutkim miejscem. :D
Rozdział ciekawy, ciekawy. Czekam na kolejny. A teraz, póki mam czas, to lecę czytać poprzednie rozdziały ;*
[spadajac-w-dol]
Warto było poczekać na kolejną część, świetnie opisałaś rozdartą duszę Severusa Snape'a oraz wątpliwości- z jednej strony chęć zemsty na znienawidzonym Potterze, a z drugiej pozbawienie życia zupełnie niewinnej osoby. Jak na to zareaguje jego obiekt westchnień.
OdpowiedzUsuńNo, nie mogę. Severus ma zabić matkę Jamesa Pottera?
OdpowiedzUsuńKurczę. Jestem ciekawa czy to zrobi...
Ogółem rozdział jak zwykle świetny. Chociaż muszę przyznać, że miał nastrój i jakoś szczególnie mi się podobał. Powiało grozą, a prawdziwe życie się zaczęło. Tak, to chyba mój ulubiony rozdział.
Mam tylko jedno zastrzeżenie - co do wyglądu Voldemorta. On nie był jeszcze po odrodzeniu na cmentarzu, więc czemu nie miał nosa? Mi się wydawało zawsze, że przed Harrym miał w miarę normalny wygląd. Trochę wyniszczony i nienaturalny, ale jednak.
Dobra, koniec wytknięć z mojej strony. Fajnie, ze masz parę naprzód rozdziałów napisanych. Będę z niecierpliwością czekać na 20 maja.
Pozdrawiam
Świetny rozdział, jej strasznie mi się podobał! Rozterki Severusa, strach, wątpliwości i chęć ucieczki, gonitwa myśli, jakby szedł na śmierć... Wspaniały klimat, ta mroczna aura wokół Voldemorta. Genialnie uchwyciłaś naturę Czarnego Pana, naprawdę jestem pod ogromnym wrażeniem! Czytając o nim sama miałam dreszcze i jakoś tak lodowato mi się zrobiło... Oj, teraz dopiero będzie się działo! Szkoda mi Severusa - nie wiem, jak on dopełni ten test i zabiję matkę James'a. Ja bym nie dała rady, w życiu, spanikowałabym. Podziwiać mogę tylko upór i siłę Twojego Severusa.
OdpowiedzUsuńNiezwykle wiele wspomnień? Około 100? Jestem kontent! Uwielbiam czytać Twoje opowiadanie i oby trwało jak najdłużej ;)
Pozdrawiam serdecznie i z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy!
Na początku przepraszam, że tak późno komentuję, ale wolny czas mi gdzieś uciekł. A co do rozdziału, to jest naprawdę rewelacyjny. Genialnie opisałaś uczucia Severusa. Czyli jednak już nie ma odwrotu, Severus zostanie śmierciożercą i w dodatku będzie musiał zabić mamę Jamesa, ale cóż, wiedział na co się pisał. Nie wiedziałam, że można zostać śmierciożercą za kogoś, tak jak Mulciber za ojca, myślałam, że trzeba wykazać się jakimiś zdolnościami. Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam:)
Hahah, oj tak, pisanie blogowych opowiadań wciąga, coś o tym wiem. Nigdy nie myślałam, że napiszę 60 rozdziałów, wydawało mi się to abstrakcyjne, a teraz... Cóż, stało się ;P
OdpowiedzUsuńHaha, Snape panikuje, no nie mogę! ;D Aż w pewnym momencie myślałam, że rzeczywiście ucieknie z tego miejsca. Cóż, zadanie pozornie proste, jedynie zaciekawił mnie fakt, że Snape ma jakieś skrupuły dotyczące zabicia matki Pottera. Hmm... A Czarny Pan z jakiś powodów bardzo lubi dokuczać Mulciberowi, ha. I dobrze, niech się pośmieje, z niego może. Śmiech to zdrowie, no nie? :P Wgl to na początku myślałam, że każe mu zabić Morrigan, aż się zdenerwowałam! ;]
Pozdrawiam
[silver-doe]
o jaa .
OdpowiedzUsuńextra . ;D
jestem strasznie ciekawa czy Snape zabije matkę Pottera .
ale chyba tak bo inaczej Voldi zabije jego .
a może przekona go do zrobienia czegoś innego . ?
coś czuję że następna notka będzie zaaajebista . ;DD
no i świetnie opisałaś wrażenia Severusa .
pozdrawiam i życzę dużo , dużo weny . ;P
Pierwszy raz jestem na Twoim blogu i nie żałuję. Żałowałabym gdybym nie weszła na tego bloga ;). Jest cudowny! Z takim blogiem o Severusie, to się jeszcze nigdy nie spotkałam. Masz talent do pisania i nawet nie waż się go zmarnować! Podziwiam cię naprawdę ;). Obejrzałam też rysunki i są świetne! Ja nawet gdybym spędziła cały rok nad jednym rysunkiem, to nie byłby on tak piękny. Ech, zero talentu malarskiego u mnie xD. A wracając do notek, to są bardzo ciekawe. Od początku mnie wciągnęły i nie mogłam się od nich oderwać. Moja mama już szału dostawała, że tak długo przy komputerze siedzę ;D. Ale warto! Mam prośbę: czy mogłabyś mnie informować o nowych notkach? Byłabym ogromnie wdzięczna. Na blogu lub na gg.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;***
No i stało się. Sev znalazł się po niewłaściwej stronie. Jedna z lepszych notek, choć zabrakło mi trochę jakiejś... głębszej refleksji dotyczącej Voldemorta, wiesz, co Severus o nim sądzi(oprócz tego, że jest złowieszczy). Zastanawiam się czy Snape zabije Juliett... Nieźle wplotłaś ten wątek. Po za tym uważam, że lepiej sla niego by było zwiać sprzed rezydencji Rosierów. Ach, jak mi go szkoda..
OdpowiedzUsuńno i wszystko zaliczone. Nie wiem co jeszcze mam o galerii napisać więc nie napiszę nic :P Lucek udawał powagę i to mi się podobało. On myśli, że ktoś da się nabrać na ta maskę obojętności? Ach, ja na pewno nie. A Severus przypomina mi trochę Rodiana Raskolnikowa. No i mam nadzieję, że matkę Pottera zgniecie na miazgę.
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwością czekam na cd. :)
Ale mroczna notka, aż mi się zimno zrobiło;)
OdpowiedzUsuńCóż, mam nadzieję, że Sev wywiąże się z zadania(normalnie bylo by mi żal tej kobiety, ale to matka jamesa).
Tak świetnie to wszystko opisałaś, że podczas czytania coś we mnie krzyczało:
OdpowiedzUsuńSev, nie!!!!! Nie rób tego!
Bravissimo.