Opowiadanie przeniesione z Onetu.

Akcja opowiadania rozpoczyna się zimą w roku 1978, gdy Severus uczęszcza do siódmej klasy. Fabuła może znacznie odbiegać od tego, co wydarzyło się w powieściach pani Rowling. Mogą pojawić się przekleństwa i brutalne sceny.

Szablon wykonała Elfaba.

poniedziałek, 2 maja 2011

Wspomnienie 22: Obietnica


Pamiętaj, że udane małżeństwo zależy od dwóch rzeczy: od znalezienia właściwej osoby i od bycia właściwą osobą.
H. Jackson Brown
19 lipca 1978
Czy ja zawsze muszę się w coś wpakować? Zgodziłem się pójść na wesele Lucjusza z Morrigan, ale nie sądziłem, że będzie z tym więcej problemów niż z głupim balem. Ludzie z wyższych warstw społecznych za bardzo wszystko rozgłaszali i robili zbyt wiele niepotrzebnego szumu. Gdybym miał świadomość, że z całą tą sprawą będzie tyle niepotrzebnych problemów, umówiłbym się z Morrigan na spacer. Niestety, byłem takim idiotą, że nie chciałem sprawić jej przykrości i teraz miałem za swoje. Wszystkie nieprzemyślane i głupie wybory, których dokonujemy wcześniej czy później odbijają się na naszym życiu.
Matka, kiedy dowiedziała się gdzie idę i z kim, nie dawała mi chwili spokoju. Chciała, aby wszystko zostało zapięte na ostatni guzik. Zaczynając od wyglądu, a kończąc na nauce zasad etykiety obowiązujących w tym lepszym gronie. Zastanawiałem się skąd matka znała te wszystkie zasady. Gdzie się ich nauczyła? Czyżby pochodziła z czarodziejskiej arystokracji? Tak mało o niej wiedziałem… Dręczyło mnie to, bardzo. Kiedyś się dowiem. Obiecałem to sobie, że odkryję prawdę.
Często przesadzała. Zachowywała się tak, jakby to był mój ślub. Nie docierało do niej, że idę tam tylko jako gość. Nawet nie, bardziej osoba towarzysząca gościowi. Przecież nie dostałem zaproszenia. Matka i tak wiedziała lepiej. Polubiła Morrigan, z chęcią przebywała w jej towarzystwie. Czasem miałem wrażenie, że już zaczyna traktować ją jak synową, że ma nadzieję na nasz szybki ślub.
Matka starała się być zaangażowana we wszystko. Podczas ostatnich dni uśmiech nie znikał z jej twarzy, nic nie było w stanie wyprowadzić jej z równowagi lub popsuć tego radosnego nastroju. Czasem miałem wrażenie, że odmłodniała o kilka lat, że jej przedwcześnie zniszczone przez problemy ciało nabierało witalności. Miała więcej chęci do życia. Cieszyłem się z jej szczęścia, tak bardzo się cieszyłem. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz widziałem ją w takim nastroju. Coś wewnątrz mnie mówiło mi, że nigdy.
Czyżby małżeństwo tak wiele jej zabrało? Czy jej stan i zachowanie zmieniło się tak przez tego mugola? Czy może zawsze taka była? Nie wiedziałem, mogłem się tylko domyślać, co się naprawdę wydarzyło. Na pewno wszystkie nieszczęścia zawdzięczała tylko jemu. Bo komu innemu? Byłem tego pewien, bo to on nie zaakceptował ją taką jaka była. Co się dla niego liczyło? Wygląd? Raczej tak, bo inaczej jej pochodzenie stałoby się nieistotne. Nie zachowywałby się tak. Gdyby cenił w niej charakter, nie biłby jej, nie upijałby się codziennie, gdy nie miał pracy i co trzy dni, gdy chwilowo zajął ręce jakimś zajęciem. Wykorzystywał ją brutalnie i na każdy możliwy sposób w jaki w danej chwili maił ochotę i przyszedł mu akurat do głowy.
Nie potrafiłem tylko zrozumieć, dlaczego matka z nim została. Dlaczego silna czarownica godziła się na te wszystkie upokorzenia? Dlaczego nie przejrzała go na początku? Skoro tak się teraz zachowywał, to na pewno nigdy jej nie kochał, nigdy nie obchodziła go jako człowiek. Dlaczego mu się nie przeciwstawiła? Dlaczego od niego nie odeszła, gdy wiedziała z kim ma do czynienia? Przecież, do cholery, musiała coś podejrzewać, skoro na ślubie zostawiła swoje panieńskie nazwisko i nie przyjęła jego. Czy jej miłość do niego była tak silna, że wszystko mu wybaczyła? Czy przez nią była tak ślepa, że nie dostrzegła w nim tyrana, który nie dba o żonę, mimo że obiecał jej to podczas przysięgi małżeńskiej, i własnego syna?
Nie znałem tak dobrze własnej matki. Nie wiedziałem, co nią kierowało. Ale jeżeli to rzeczywiście miłość, to czy mnie też czeka taki los? Czy ja też stanę się ślepy na wszystko? A może już jestem?
Nie, Severusie. Uspokój się – upomniałem sam siebie.
Czy to nie idiotyczne rozmawiać ze sobą? Czy to nie początek szaleństwa?
Morrigan przecież taka nie jest. Znam ją dobrze.
Albo tylko tak mi się wydaje – wypłynęła z podświadomości natrętna myśl.
Nie mogę tak myśleć. Czy to jakaś skaza? Czy zawsze będę się doszukiwać dziury w całym? Czy przez to w jakiej rodzinie się wychowałem, będę porównywać ten schemat do mojego życia? Czy nigdy się od tego nie uwolnię?
Westchnąłem zrezygnowany. Najwyższy czas iść, przecież nie mogę się spóźnić. Co by sobie pomyślała Morrigan? Lub co gorsza jej rodzice. Nie byłem w stanie wyobrazić sobie tego spotkania, szczególnie po tym wszystkim, co od niej usłyszałem. Przecież oni nigdy w życiu mnie nie zaakceptują. Czułem strach. Nie obawiałem się jednak ich. Co mi może zrobić para napuszonych arystokratów? Lękałem się tego, że przez to kim jestem Morrigan będzie przygnębiona, że odczuje na własnej skórze, co to znaczy być z kimś takim jak ja. Nie chciałem widzieć smutku w jej oczach, rozczarowania.
– Baw się dobrze, kochanie – rzekła matka, całując mnie w oba policzki i poprawiając, już poprawiony, kołnierzyk od koszuli.
– Mamo.
– Nie marudź, musisz dobrze wyglądać. Gotowe. Idź już, bo się spóźnisz.
Uściskałem ją na pożegnanie i deportowałem się na wyznaczone miejsce.
Było to jedno z niewielu magicznych miejsc, które bogaci mogli wynająć dla własnych celów. Przede mną rozpościerał się ogromny park. Alejki zostały obsypane żwirem, a trawniki porastała jasnozielona trawa i niezliczone ilości fantazyjnie ułożonych białych róż. Przy ścieżkach postawiono drewniane, pomalowane na biało, ozdobione złotem i jakimiś kamieniami szlachetnymi ławki. Pierwsze, co przyszło mi na myśl to diamenty, ale jaki szaleniec wydałby fortunę na ozdobienie głupich ławek. Może to jakieś inne kamienie lub zwyczajne szkiełka, sprawiające takie wrażenie. Nie chciałem poznać prawdy. Lepsze dla mnie było pozostanie w nieświadomości, jeżeli chodziło o tę kwestię,
Niedaleko stał śnieżnobiały namiot z jasnożółtymi zdobieniami, w którym ustawiono stoły na późniejszy posiłek i wyznaczono miejsce do tańca. Kawałek dalej znajdował się ogromny łuk weselny, wykonany z białych róż najróżniejszej wielkości i ciemnozielonych liści. Od maleńkich po ogromne, niemożliwe do wyhodowania bez pomocy magii. Na drodze do łuku wysypano niezliczone ilości białych płatków kwiatów. Po obu jej stronach postawiono białe krzesła ze złotymi zdobieniami. Do każdego oparcia przyczepiono mały, zgrabny i zdobny bukiecik z maleńkich różyczek.
Nie mogłem oderwać oczu od tego widoku. Znałem Lucjusza, wiedziałem, że lubi chełpić się swoim bogactwem i pokazywać je innym, ale nie sądziłem, że wymyśli coś takiego. Zawsze wydawało mi się, że Malfoy ma dobry gust i nie znosi tandety. Jak widać przeliczyłem się. A może to jego przyszła żona pozbawiona jest dobrego smaku i umiaru. Wiele by to wyjaśniało. Miałem wrażenie, że wszystkiego jest za dużo, że panuje tutaj nadmiar bieli i złota, że całość przygniata człowieka swoim ogromem. Chciałem odwrócić się na pięcie i odejść jak najdalej od tego miejsca.
Nagle poczułem dotyk czyjejś dłoni na ramieniu. Odwróciłem się i stanąłem twarzą w twarz z Morrigan, uśmiechającą się do mnie serdecznie. Miała na sobie kremową suknię z dekoltem w łódkę. By nie odsłaniać ramion, założyła żakiet z rękawami do łokcia w tym samym kolorze. Na jej zgrabnej szyi błyszczał sporej wielkości szmaragd. W uszy wpięła kolczyki z tymi samymi, ale znacznie mniejszymi kamieniami. Włosy upięła w elegancki kok z tyłu głowy.
– Dzień dobry, kochanie – powiedziała, składając bardzo czuły pocałunek na moich ustach, zanim zdążyłem cokolwiek odpowiedzieć.
Czy ona chciała zrobić na kimś wrażenie? Przecież tu nikogo nie było. Co jej odbiło? Przecież nigdy tak do mnie nie mówiła. Nigdy…
– Matko, ojcze. To jest mój chłopak, Severus Snape – rzekła do pary stojącej za nami. – A to są moi rodzice.
Zauważyłem ich dopiero teraz. Czyli to dla nich przygotowała to całe przedstawienie. Widok Morrigan i dotyk jej ust sprawiły, że nie zwracałem nawet najmniejszej uwagi na otoczenie. Mój błąd. Następnym razem muszę być bardziej ostrożny. Przecież nie mogę sobie pozwolić na takie zachowanie. Stała czujność bez względu na okoliczności, tylko że przy Morrigan niezwykle trudno ją zachować.
Dokładnie zlustrowałem wzrokiem rodziców Morrigan, chociaż wystarczyło jedno spojrzenie, by stwierdzić, że córka nie jest do nich podobna. Jedyne co po nich odziedziczyła to wzrost, kolor oczu ojca i kształt brwi matki, ale to podobno można zmienić, więc się szczególnie nie liczy.
Pani Delgado miała niezwykle długą, owalną twarz z wystającym, spiczastym podbródkiem, nienaturalnie wysokie czoło, orli nos, wąskie usta i małe oczy z tęczówkami w kolorze, którego nie potrafiłem nazwać. Miałem wrażenie, że była to mieszanina ciemnozielonego, brązowego i szarego. Rzęsy musiała zapewne wydłużyć lub doczepić sztuczne, bo żadnemu człowiekowi nie urosną takie długie. Czy ona normalnie widziała z czymś takim? Nie miałem pojęcia, co kobiety robią, by uzyskać taki efekt. Starała się ukryć wiek pod warstwą makijażu, ale niektóre zmarszczki i tak były widoczne. Ciemnobrązowe włosy spięła w taki sposób, że dodawały jej kilkanaście lat. Założyła jasnoszarą suknię z długimi rękawami. Kreację zdobiły duża broszka w kształcie róży wysadzanej brylantami i kolczyki.
Pan Delgado prezentował się dużo lepiej od swojej żony. Miał czarne, krótko przystrzyżone włosy z przedziałkiem na środku, orzechowe oczy, normalnej wielkości, prosty nos, lekko zakrzywiony w dół. Kąciki wąskich ust skierowane były w dół. Miało się wrażenie, że nigdy się nie uśmiecha, a to był jego naturalny wyraz twarzy. Z nielicznymi zmarszczkami sprawiał wrażenie, że czas się go nie ima. Założył czarną szatę wyjściową.
Wystarczył jeden rzut oka i od razu wiedziałem z kim mam do czynienia; z bogatymi i wpływowymi ludźmi. Z kimś, kim ja nigdy nie będę… Z surowego i przenikliwego wyrazu ich twarzy wywnioskowałem, że nie są ze mnie zadowoleni, woleliby dla własnej córki kogoś innego. Tylko czy ja jej się oświadczyłem? Czy my planowaliśmy ślub? Przecież byłem jej partnerem, chłopakiem, nie myśleliśmy o naszym związku aż tak poważnie. Ale jak widać do nich to nie docierało, wydawało im się, że wiedzieli lepiej.
Pan Delgado wyciągnął w moją stronę dłoń. Uścisnąłem ją bez wahania. Nie mogłem sobie pozwolić na błąd. Niech myślą, że byłem silnym człowiekiem, że nie mają do czynienia z byle kim. Jego uścisk był mocny i stanowczy jak przystało na mężczyznę. Pani Delgado nie ruszyła się z miejsca.
– Miło mi państwa poznać – skłamałem płynnie, patrząc mu prosto w oczy. On pierwszy odwrócił wzrok.
Tylko jedno przychodziło mi do głowy: był słaby. Chyba tylko pieniądze i status społeczny dały mu taką pozycję. Przy pomocy siły własnych rąk nie doszedłby do niczego, stoczyłby się już na samym początku. Pod maską obojętności krył się tchórz. Morrigan była silniejsza od własnego ojca. Przy niej to ja pierwszy musiałem odwracać wzrok.
– Nam również – odparła jakby od niechcenia pani Delgado.
Każdy głupiec z łatwością mógł wychwycić fałszywą nutę w jej skrzekliwym głosie, przypominającym mi piski skrzata domowego prowadzonego na rzeź. Myślała, że nikt się nie zorientuje? Czy to mnie brała za takiego idiotę?
Nie powiedzieli nic więcej. Idąc pod ramię z wysoko uniesionymi głowami, weszli na teren parku. My szliśmy kilka kroków za nimi.
– Pięknie wyglądasz – szepnąłem do ucha Morrigan.
– Dziękuję – odparła, muskając wargami mój policzek.
~ * ~
Ceremonię rozpoczęła poważna muzyka. Nie znałem jej, ale z przyjemnością można było jej wysłuchać. Zresztą, nie na co dzień ma się okazję posłuchać orkiestry składającej się z co najmniej stu muzyków.
Lucjusz stał już przy łuku z kwiatów. Miał na sobie niezwykle elegancką i ozdobną szatę wyjściową. Swoje długie, blond włosy jak zawsze związał jedwabną wstążką. Rozpierała go duma niczym pawia, chociaż jego twarz nadal miała poważny wyraz. Nie zagościł na niej nawet najmniejszy cień uśmiechu. Równie dobrze mógłby czekać na pogrzeb, a nie swoją przyszłą małżonkę. Ciekawiło mnie czy wobec niej także pozostanie zimny. A może gdy będą sami w domu okaże jej ciepło?
Narcyza Black szła powoli i dystyngowanie, prowadzona przez siwego, łysiejącego mężczyznę, który musiał być jej ojcem. Za nimi dreptała piątka małych dziewczynek ubranych w białe sukienki, całe w koronkach i falbankach. Gdy spojrzałem na przyszłą panią Malfoy, przez chwilę odniosłem wrażenie, że jest młodsza ode mnie, że ma nie więcej niż szesnaście lat. Wiedziałem, że to niemożliwe, pamiętałem ją jeszcze z Hogwartu, który ukończyła cztery lata temu. Mimo wszystko jej uroda nadal zachwycała i zapierała dech w piersiach, chociaż wiele brakowało jej do starszej siostry.
Miała jeszcze dziewczęcą twarz w kształcie serca, duże niebieskie oczy z długimi rzęsami, idealnie prosty nos i wąskie usta, ułożone w czarującym, choć lekko nieśmiałym uśmiechu. Swoje jasne, prawie białe włosy upięła w fantazyjny kok. Pojedyncze fale zostały wypuszczone i opadały na twarz. Na głowie błyszczał złoty diadem wysadzany brylantami. Biały, koronkowy welon sięgał jej do pasa.
Założyła śnieżnobiałą suknię z rękawami sięgającymi łokci i głębokim dekoltem w kształcie łódki, odsłaniającym smukłe ramiona. Góra ciasno przylegała do ciała, natomiast od pasa w dół rozszerzała się gwałtownie. Gdy szła, ciągnął się za nią sześciometrowy tren. Całość została wykonana z jakiegoś błyszczącego materiału. Na smukłej, łabędziej szyi błyszczał wisiorek z obsadzonym na środku diamentem. Na dłoniach miała krótkie, koronkowe rękawiczki. Trzymała elegancko ułożony bukiet z białych róż. Czy wszędzie musiały być tylko te kwiaty?
Gdy zbliżała się do Lucjusza, zastanawiałem się jak będzie układać się ich życie. Czy odnajdą szczęście? Chociaż ważniejsze stawało się pytanie czy można być szczęśliwym, żyjąc z kimś takim jak Malfoy; zimnym arystokratą niezdolnym do wyrażania uczuć. Tylko czym ja się od niego różniłem, by go krytykować?
Zapewne za kilka miesięcy powiadomią społeczność czarodziejów, że na świat przyjdzie ich pierworodne, i zapewne jedyne, dziecko. Przyszły dziedzic prestiżu, fortuny i nazwiska Malfoy.
Patrząc na nich, zastanawiałem się czy i ja będę kiedyś czekać na tą jedyną przed ołtarzem. Czy to będzie Morrigan? Nie potrafiłem sobie tego wyobrazić. Może na to jeszcze za wcześnie? Może nasz związek musi jeszcze dojrzeć? Jednak jakaś część mnie, ukryta gdzieś głęboko, mówiła mi, że nie jestem stworzony do małżeństwa i założenia rodziny, że to nie życie dla mnie, że jestem typem samotnika. Oddaliłem tą natrętną myśl od siebie. To tylko głupie, wyprowadzające z równowagi myśli, nie mające żadnego znaczenia. Skoro ją kocham, to nie ma sensu zawracać sobie tym głowę. Tylko czy na pewno?
Chcąc zapomnieć o tym, spojrzałem na setki zaproszonych gości, patrzących na młodą parę. Ich twarze, ku mojemu zdziwieniu, wyrażały różne emocje. Większość niezaprzeczalnie cieszyła się z tego małego święta, lecz znaleźli się też tacy, którzy nie potrafili ukryć zazdrości czy nawet złości.
Niezaprzeczalnie wszyscy pochodzili z wyższych klas społecznych, chyba tylko ja nie pasowałem do nich. Bogate, eleganckie i ozdobne stroje i dodatki jednoznacznie o tym świadczyły. Niewielu potrafiło zachować umiar lub skromność, chyba że była fałszywa. A może to ja nie znałem zasad panujących wśród arystokracji?
Wśród gości dominowali przyjaciele rodzin oraz ważni i bogaci pracownicy Ministerstwa Magii. Przyszła nawet minister magii, Milicenta Bagnold wraz z jakimś partnerem, który nie mógł być jej mężem, bo miał o wiele lat mniej niż ona. A natura nie dała jej syna, lecz same córki. Obok niej siedział szef Departamentu Przestrzegania Prawa, Bartemiusz Crouch wraz z całą swoją rodziną. Może Lucjusz chciał zostać drugim, wyjątkowo młodym ministrem magii w historii? Znając jego wszystko stawało się możliwe.
Ale przecież wśród gości musieli znajdować się też śmierciożercy. W końcu Lucjusz przez kilka lat obracał się w ich kręgach. Na pewno Bellatriks Lestrange, druhna panny młodej, nie była jedyna. Siedzieli sobie tutaj jak gdyby nigdy nic, a ci głupcy z Ministerstwa nawet nie zdawali sobie z tego sprawy. Dopiero teraz do mnie dotarło jaka władza czarodziejów była ślepa, skorumpowana lub po prostu składała się ze zwolenników Czarnego Pana. Jeżeli tak dalej pójdzie, to Ministerstwo padnie i nawet Dumbledore nie zdoła w tym przeszkodzić. Życie już takie było…
~ * ~
Słońce skryło się już za horyzontem. Przez cały dzień pogoda dopisywała nowożeńcom i gościom weselnym. Teraz na niebie królował księżyc w pełni i towarzyszące mu w conocnej wędrówce niezliczone ilości gwiazd.
Spacerowaliśmy razem z Morrigan wzdłuż jednej z licznych żwirowych alejek. Mieliśmy już dość tłumu skaczącego wokół państwa młodych, fotografów błyskających fleszami wszędzie, gdzie popadnie, a przede wszystkim państwa Delgado, którzy nadzwyczaj głośno wyrażali swoje opinie o partnerze ich jedynej córki. Mi nie przeszkadzało to aż tak bardzo, byłem przyzwyczajony do publicznego mieszania z błotem. Gorzej w przypadku Morrigan, nie mogła znieść tego, że jej rodzice tak się zachowują publicznie.
Chcieliśmy pobyć sami, tylko we dwoje w zaciszu tego tandetnego miejsca. Ostatnio tak rzadko nadarzała nam się taka okazja.
– Usiądziemy? – spytała, wskazując na murek jednej z licznych fontann umieszczonych w tym miejscu. Ta przedstawiała olbrzymiego cherubina z napiętym łukiem, na który została naciągnięta strzała. Z jej grotu w kształcie serca lała się woda. Wokół niego tańczyły wile w dość nieprzyzwoitych pozach.
Skinąłem głową na zgodę.
– Nie jest ci zimno? – przerwałem milczenie, które gęstniało między nami.
– Nie – odparła, zanurzając dłoń w wodzie.
Noce robiły się coraz chłodniejsze, ciepłe lipcowe wieczory należały już do przeszłości. Wątpiłem w to, że nie było jej zimno w tym cieniutkim żakieciku. Zdjąłem moją szatę i narzuciłem Morrigan na ramiona. To zawsze lepsze niż nic, a nie chciałem, aby zmarzła i się pochorowała.
– Dziękuję – rzekła, a na jej twarzy pojawił się nikły uśmiech. – Przepraszam za moich rodziców. Zachowywali się jak… - urwała, nie mogąc lub nie chcąc znaleźć odpowiedniego słowa. – Tak mi przykro, Sev. Musiałeś znosić to wszystko. Przeze mnie.
Chwyciłem jej podbródek, aby spojrzała mi prosto w oczy.
– Ty nie masz za co przepraszać, to oni powinni się wstydzić za swoje zachowanie – powiedziałem stanowczo, może nawet za bardzo. – Po za tym jestem przyzwyczajony do spojrzeń pełnych wyższości, jadowitych komentarzy. Doskonale wiem, że tutaj nie pasuję i nigdy nie będę. Woleliby zapewne dla ciebie jakiegoś innego chłopaka z odpowiedniej warstwy społecznej, bogatego i z prestiżem, a nie czarodzieja półkrwi, takiego jak ja.
– Pewnie tak. – Ton jej głosu zmienił się, brzmiał dziwnie. To nie był smutek czy rozczarowanie, ale coś zupełnie innego, ale nie potrafiłem powiedzieć co. Nie dałem rady jej przejrzeć. – Ale ja nie chcę innego, chcę ciebie. I jest już najwyższa pora, aby to zrozumieli.
Smukłą dłonią pogładziła mój policzek. Przyjemne ciepło rozeszło się po moim ciele.
– Musisz kiedyś do mnie wpaść – kontynuowała. – Chyba znajdziesz dla mnie czas, mimo że będziesz wykonywać zadania dla Czarnego Pana, co?
– Ty zawsze będziesz na pierwszym miejscu – wypaliłem głupio, odwracając głowę. Chyba nie ma dnia, w którym bym się nie zbłaźnił.
Na jej twarzy zagościł serdeczny uśmiech.
– Jesteś niesamowity, ale nie nalegam, abyś zaniedbywał swoje przyszłe zadania dla śmierciożerców. Ale nie obrażę się, jeśli czasem do mnie wpadniesz – rzekła, uśmiechając się figlarnie. – Jeśli chcesz, oczywiście.
– A twoi rodzice?
– Ech, ich więcej nie ma niż są. Możemy się zawsze umówić.
– Już się mnie nie pozbędziesz.
– Zdaję sobie z tego sprawę, kochanie. – Zaśmiała się serdecznie.
– Słucham?
– Nie podoba ci się określenie: kochanie? – Uniosła zawadiacko brwi. – Więc jak mam mówić? Skarbie? Kotku? Misiaczku? Żabko?
Chciałem ją chwycić, ale zareagowała szybciej i pobiegła wzdłuż alejki.
– Ha, jestem szybsza!
– Jeszcze zobaczymy – zawołałem, biegnąc za nią. – Nie uciekniesz mi.
Goniliśmy się po żwirowych dróżkach z dala od weselników, śmiejąc się jak dzieci. Cieszyliśmy się tą chwilą swobody i relaksu, kiedy mogliśmy zapomnieć o trudach dnia codziennego, etykiecie, powadze i masce na twarzy. To był jeden z cudownych i niepowtarzalnych momentów w naszym wspólnym życiu. Czas, gdy mogliśmy być sobą.
Morrigan złapałem pod jedną z brzóz.
– Obiecaj mi, że będziesz na siebie uważać i nie dasz się zabić – rzekła z pełną powagą.
– Obiecuję.
~ * ~
Nie wiem, czy ktoś się zorientował (jeżeli tak, to proszę mi napisać), ale książka, którą dostał Severus w poprzednim wspomnieniu pojawiła się po raz pierwszy w Prologu, tylko że tam nie było tytułu. Chyba go dodam, tak dla przyszłych pokoleń.
Jestem na siebie zła, bo podczas przerwy świątecznej napisałam tylko cztery strony w zeszycie, co po przepisaniu da ćwierć strony w Wordzie. Porażka. W czwartek mam zamiar przeznaczyć trzy godziny na pisanie, mam nadzieję, że mi się uda. A jeżeli nie, to proszę się grupą zorganizować i zafundować mi solidnego kopniaka w tyłek, abym się wzięła do roboty.
Notka z dedykacją dla Aerilyyn. Twój komentarz pod ostatnim wspomnieniem napełnił mnie większymi chęciami, aby szybciej przepisać i poprawić tą notkę.
Pozdrawiam :)

28 komentarzy:

  1. Witaj ;)
    Jestem, przeczytałam, zachwyciłam się i komentuję ;)
    Ogólnie, czytając twoje teksty znów wprowadziłaś mnie w nastrój przemyśleń, refleksji. Powiem, że masz do tego niesamowity talent :P
    Zauważyłam tylko brak "c" przy jednym słowie na początku akapitu, które miało być imiesłowem, ale reszta jest super.
    Wiesz... zdenerwowałaś mnie także. Przecież jak można być kimś tak wstrętnym, żeby wyrażać swe niepochlebne opinie troszkę zbyt głośno? Po prostu skandal! Żądam zamknięcia w Azkabanie państwa Delgado.
    Ot, co!
    Z resztą, ty i tak wiesz, że mi się podobało :D

    Pozdrawiam Cię.
    Sheila
    [mary-donovan]

    OdpowiedzUsuń
  2. o matko... współczuję Severusowi, ja osobiście bym się za przeproszeniem zerzygała na te wszystkie dekoracje... blee... eh, ten tandetny szpan arystykratów ;/ dobrze, że Morrigan jest normalna, mimo swojego pochodzenia. strasznie mi było szkoda Severusa jeszcze z powodu rodziców dziewczyny, to musiało być straszne. i coraz bardziej ciekawi mnie przeszłość matki Snape'a.
    ostatni akapit był piękny, takie momenty są zdecydowanie najlepszymi w życiu, z takich, można tak chyba powiedzieć, buduje się szczęście.
    mam nadzieję, że nowe wspomnienie pojawi się szybko ;)
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Biedny Severus, ta arystokracja naprawdę chyba nie wie, co to smak czy umiar, sama bardzo nie lubię koloru białego bez żadnych innych ozdobników więc wiem jakie towarzyszą temu uczucia:-). Ahh, jak wiele ma racji w końcu Malfoyowie za niespełna 2 lata zostaną rodzicami swego jedynego dziecka. Ciekawa jestem czy też dobrze "wywróżył" całokształt życia Lucjusza w stosunku do żony. A opis rodziców Morrigan jak dobrze, że Sev jest wytrzymały, bo ja bym chyba wyszła....A w ogóle to on ma wiecej klasy jak cała ta pseudo arystokracja, ale dobrze, że chociaż przy Morrigan zapomina o całym świecie:-), zakończenie świetne już ich sobie wyobrażam biegających po tych alejkach z dala od tych bufonów :P, a ta jego obietnica...jednak jej nie dotrzmał...zobaczymy jak w twoim wydaniu czarnowłosa zaaraguje na jego śmierc i czy sama przeżyje. Pozdrawiam i weny życzę:*.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ach, cóż mogę powiedzieć? Cudownie.
    Różane wesele państwa Malfoy. Świetnie trafione. Róże pasują mi do Narcyzy. Oczywiście tej książkowej, a nie filmowej, która nijak się ma do mojego wyobrażenia po przeczytaniu jej opisu. A ten przepych jest zupełnie w stylu Lucjusza, który, jak wiadomo, lubi przesadzać. Zdziwiłam się tylko, że pawi zabrakło, bo one są kwintesencją jego charakteru. Bardzo podobał mi się opis stroju Narcyzy. Chociaż nie lubię białych ubrań (i w ogóle większości tych, które nie są czarne), to jej suknia robi wrażenie. I ten tren...
    Rodzice Morrigan są po prostu bezczelni. Z miłą chęcią przyłożyłabym im w te fałszywe... z braku lepszego słowa niech będzie, że twarze. Oni sobie myślą, że są fajni? Nie są! Mam nadzieję, że Severus im jeszcze pokaże... Jak to dobrze, że Morrigan nie jest do nich podobna.
    Szkoda mi Eileen. Powinna żyć swoim życiem, mieć własne szczęśliwe wspomnienia, a ten mugol jej wszystko zabrał. Mam nadzieję, że rozwiniesz jakoś ten wątek. ciekawi mnie, jaka była wcześniej, jak to się stało, że zdecydowała się wyjść za Tobiasza, co na to jej rodzina...
    Mam przed oczami widok nagle rozweselonej Eileen, biegającej wokół Seva i upewniającej się, czy już jest całkiem gotowy i tak dalej... Ona, taka ożywiona, jakby sama się tam wybierała, sprawiająca wrażenie młodszej o kilka(naście?) lat. I on, poirytowany jej nadopiekuńczością, ale szczęśliwy, że widzi ją w takim stanie.
    Cieszę się, że między Severusem i Morrigan wszystko jest tak dobrze. Boję się tylko, żeby tego nie spaprali (coś w tym rodzaju, że Morrigan zaczyna gadać o ślubie i dzieciach, a Severus uznaje, że to nie dla niego i próbuje ją do siebie zniechęcić). Boję się tym bardziej, że chyba zaczynam się domyślać, jaki los szykujesz dla Morrigan, chociaż mam nadzieję, że się mylę.
    Fragment na końcu rozbawił mnie i wzruszył jednocześnie. Zabawna była przede wszystkim ta gonitwa. Niby dorośli ludzie, ale też czasem potrzebują tej dziecięcej beztroski, szczególnie w tych trudnych czasach. A co mnie wzruszyło? Że Morrigan martwi się o Severusa (prawie tak bardzo, jak ja). Że jej naprawdę zależy. I że jemu chyba też.
    A tak poza tym, to aż się zdziwiłam, że nie było ani jednej myśli o Lily. Czyżby zaczynało się Wielkie Zapominanie?
    Trochę się rozpisałam. Ale nie masz mi tego za złe, co?
    Z niecierpliwością czekam na wizytę u Morrigan ^^.

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny rozdział! Tak, tak! Doczekałam się wspomnienia z rodzicami Morrigan. Od razu zaznaczam, że są słabeuszami, którzy kryją swoje czułe punkty wyniosłością i zamożnym pochodzeniem. Pff, też mi coś. Szczerze mówiąc jakoś nie wyobrażam sobie Severusa i Morrigan na ślubnym kobiercu, po części dzięki przeczytaniu twórczości Jo, która przyzwyczaiła mnie do `samotnego, poranionego przez los Severusa`. Chciałabym przeczytać opowiadanie, w którym ktoś wyrozumiały zmieni jego życie na lepsze. Zasługuje na to całkowicie!
    Oczekuję kolejnego rozdziału z utęsknieniem! ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. Naprawdę rozdział genialny:) Jestem pod wrażeniem opisów jakie tworzysz, są po prostu rewelacyjne, nie za długie, nie za krótkie i takie dokładne. Dzięki nim można wyobrazić sobie każdy szczegół Twojego opowiadania.
    Cieszę się, że Morrigan tak bardzo różni się od swoich rodziców. Po tym jak opisałaś jej matkę, to miałam wrażenie, że ona jest bardziej do szpaka podobna niż do człowieka. Ale przecież nie mogą być aż tacy źli, gdyż Morrigan jest normalną dziewczyną. Mam nadzieję, że jednak zmienią poglądy i zaakceptują Severusa.
    Mama Severusa musi bardzo cieszyć się z powrotu syna, gdyż teraz nie jest sama ze swoimi problemami, ale myślę, że byłoby lepiej, gdyby porozmawiała z nim otwarcie i opowiedziała o swoim dotychczasowym życiu, a dokładniej o tym, jak żyła, zanim poznała mugola. Zastanawiam się, czy zanim poślubiła mugola, pochodziła ze zwykłej czarodziejskiej rodziny, czy arystokracji, bo jeśli znała wszystkie zasady panujące na takich przyjęciach, to napewno nie uczyła się ich bez potrzeby.
    Szczerze mówiąc, nie skojarzyłam, że książka, którą dostał od mamy Severus mogła być tą z szuflady jego biurka w prologu.
    Z niecierpliwością czekam na następny rozdział.
    Serdecznie pozdrawiam i dużo weny życzę:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Rozdział piękny, cudowny, niezwykły!
    Naprawdę, jak Ty to robisz, że opisujesz wszystko tak, że nawet o zwykłych fontannach czyta się z otwartą buzią?
    Masz talent!
    Rodzice Morrigan, jak się spodziewałam, nie zbyt mili i pałający entuzjazmem. Ale że też zaczęli na Seva gadać, no szczyt bezczelności!
    Malfoy i jego skłonność do przesady... Wszystko w bieli i złocie. Bardzo fajnie wyszła ta scena w ogródku, kiedy nasza ukochana para goniła się wśród majestatycznych krzaków. A obietnica... Cóż, wzruszająca.
    Ogółem dzisiaj przeczytałam cały rozdział "Opowieść Księcia" i stwierdziłam, że Severus jest najtragiczniejszą postacią w całym HP. Naprawdę, ten facet tyle zrobił w imię miłości i do końca został tak naprawdę sam... To naprawdę smutne. Czy Twoje opowiadanie też tak się skończy?
    Jest Morrigan, więc może będzie happy end? :>

    OdpowiedzUsuń
  8. Bardzo spodobało mi się w jaki sposób opisałaś ślub. Czytając opis wyglądu innych ludzi, wystroju itp miałam to wszystko przed oczami. Lubię czytać gdy Severus zmaga się ze swoimi uczuciami wewnętrznymi. Z jednej strony pragnie zostać Śmierciożercą i służyć Czarnemu Panu, a jednak potrafi kochać.
    Jeśli chodzi o kopniaka to zafunduję Ci go jeśli kolejne wspomnienie nie pojawi się jak najszybciej ;)
    Pozdrawiam i życzę weny

    OdpowiedzUsuń
  9. Końcówka jest fenomenalna, trochę wbiła mnie w siedzenie. Cóż, obietnicy dotrzymał. Severus nie powinien się przejmować, że nie należy do `elity`. Generalnie rzecz biorąc, niewiele traci.
    Rodzice Morrigan powinni uszanować wybór córki, ale odnoszę wrażenie, że oni już tak mają i nie da im się przemówić do rozsądku. Mówiłam ci kiedyś, że mam swoje typy odnośnie tego, co stanie na przeszkodzie Morrigan i Severusowi i po tym rozdziale mój typ wydaje mi się całkiem prawdopodobny, zobaczymy co dalej xd
    Pozdrawiam serdecznie :)
    [silver-doe]

    OdpowiedzUsuń
  10. ostatnihorkruks19 lipca 2012 20:24

    Wszystkie nieprzemyślane i głupie wybory, których dokonujemy wcześniej czy później odbijają się na nas.” – na nas? A nie czasem na naszym życiu, naszych celach itp. Wydaje mi się to błędne.
    „Ale jeżeli to rzeczywiście miłość, to czy mnie też czeka taki los.” – wydaje mi się, że mogłabyś dodać tam znak zapytania.
    Wiesz co? Dziwnie się czuję wytykając ci błędy. Tak naprawdę jesteś moim guru pisania (oprócz prawdziwych pisarzy), bardzo się angażuję w twoje opowiadanie jak w żadne inne. Ale te błędy, które ci tu wytykam świadczą o tym, jak bardzo wczytuję się w każde słowo każdego rozdziału. :) Czytam to z wielką uwagą dlatego widzę te nieistotne i małe błędy…
    Ale kontynuując… ;)
    Jesteś mistrzem opisów miejsc. Robisz to wyśmienicie.
    „Kreację ozdobiła duża broszka w kształcie róży ozdobiona brylantami i kolczyki.” Powtórka?
    Co do treści była bardzo ładna.
    „Słońce skryło się już za horyzontem. Przez cały dzień pogoda dopisywała nowożeńcom i gościom weselnym. Teraz na niebie królował księżyc w pełni i towarzyszące mu w conocnej wędrówce niezliczone ilości gwiazd.” – Boże, kocham twoje opisy:))))
    ostatnihorkruks
    Cały rozdział był taki ciepły a zarazem chłodny. Podobało mi się, o tak. Czekam na Cd, i już nie mogę się doczekać!!!!!!!!!! ;]

    OdpowiedzUsuń
  11. Genialnie. Przeważały opisy, ale dialogów również nie brakowało. Cudownie piszesz. Nie myślałaś, by wydać książkę? Nadawałabyś się do tego, bo cudownie piszesz. Byłaby tylko kwestia pomysłu, ale na pewno byś sobie z tym poradziła.
    Co do rozdziału, to ciekawa jestem tajemnic matki Severusa. Poza tym bardzo podobało mi się jak przedstawiłaś rodziców Morrigan. Lecz najlepszy był koniec. Mogli poczuć się jak dzieci, uciec od problemów. Uwielbiam takie momenty, choć tutaj był on krótki.
    Z niecierpliwością czekam na NN. Życzę weny.
    Pozdrawiam :)
    [przeciwnosci-zycia]

    OdpowiedzUsuń
  12. Condawiramurs19 lipca 2012 20:25

    nie wiem jak to jest... mam wrażenie, że zamierzasz trzymać się kanonu - jesli tak, to wtedy Lily musiałaby być prawdziwą miłością Snape... więc ciekawi mnie to wszystko... bo ja mam wrażenie, że on nie kłamie - że to nie tylko Morigan go kocha,ale że on też naprawdę się w niej zakochał... być może kocha obie, ale to przez Lily opuści Voldemorta...? Hm, ciekawi mnie, jak to rozwiążesz... Slub bardoz dobrze opisany, sztuczność wyczuwąło się na kilometr... Szkoda, że Morrigan nie powiedziała choćby raz, że Snape nie powinien zostawać śmierciożercą... choć teraz to pewnie nieco za późno... Ciekawa jestem, co będzie dalej. 22.08? no i książka - faktycznie... taaak, dobrze to powiązałaś;p

    OdpowiedzUsuń
  13. Jeśli chodzi o tego kopniaka, to ja zgłaszam się na ochotnika. W końcu czego się nie robi, aby pobudzić wenę ulubionych blogerów.
    Ślub. *__* Ja, jako romantyczka, jestem zachwycona wystrojem. Chociaż może faktycznie, wtykanie wszędzie róż, bieli i złota nie było najtrafniejszym pomysłem. Ja na przykład na swój ślub wolę bzy niż róże... Dobra, nieważne. W każdym razie ślub się udał. Co do rodziców Morrigan - nie wyobrażam sobie, co ona musiała czuć. Kocha Severusa, a oni zachowują się, jakby był jakimś robakiem, pyłkiem na ubraniu. I co z tego, że nie pochodzi z czarodziejskiej arystokracji, na miłość boską?!
    Sama Morrigan... Hmm... Coś ukrywa, to pewnie. Mam nadzieję, że niebawem dowiemy się, o co chodzi.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  14. W rozdziale przeważają opisy, za którymi zazwyczaj nie przypadam. Tym razem, u Ciebie, czytało mi się je z wielką przyjemnością. ;)) Przede wszystkim wciąż interesuje mnie przeszłość matki Severusa i nie mogę doczekać się, kiedy uchylisz rąbka tajemnicy. ;> Co do ślubu, to został zrobiony z wielkim rozmachem. No ale czego można było spodziewać się po Malfoy'u. Severus słusznie zauważył, że w Ministerstwie ludzie są zaślepieni, zresztą pewnie nie przypuszczają, że Lucjusz jest jednym ze śmierciożerców. Rodzice Morrigan nie zrobili na mnie dobrego wrażenia i cieszę się bardzo, że ona sama się w nich nie wdała. Podoba mi się w niej to, że zauważa zło w swoich rodzicach i nie stara się ich usprawiedliwić. I oczywiście dalej trzymam kciuki za Severusa i Morrigan. ;)) Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  15. Z perspektywy poprzedniego rozdziału - matka Severusa to cudowna kobieta, pomijając gafę z Lily. Z tego - trochę ze ślubem przesadzała, ale sam fakt, że znosi tego mugola... Dobra postać. :) Podoba mi się stosunek Snape'a do tej całej burżuazji. No i mamuśka Morrigan - przed oczami miałam przeokropny widok starszej pani z upierdliwym charakterkiem. Czekam na trochę akcji :)
    Pozdrawiam,

    OdpowiedzUsuń
  16. Droga Jaenelle,
    no i co ja mam ci napisać?
    Może zacznę od tego, że rozdział jest okropny, w ogóle mi się nie podoba. Trochę brzydko ułożyłaś zdania, a sam wątek i opisy były beznadziejne! Nie wiem po co wchodziłam na twojego bloga, skoro wszystko mi się nie podoba...

    Tak napisałabym, gdyby rozdział mi się nie podobał, ale on jest po prostu cudowny, świetny, superowy i lepszego nie czytałam. Doskonale opisałaś ślub, ludzi i oczywiście odczucia. Zainteresowała mnie matka Severusa, tzn. czy ona jest z arystokracji? Widzę, że polubiła dziewczynę swojego syna. To dobrze, a ja czekam na ślub Sev i Morigan (wybacz jeżeli źle napisałam jej imię). Jestem pewna, że kolejny rozdział będzie o wiele lepszy niż ten, a twój styl już nie może być lepszy!
    Jedno zdanie tylko tak mi się nie spodobało, ale gdybym o nim wspomniała to zakłóciłabym moją " landrynkową" wypowiedź. Powiesz " wkurzają mnie akie komentarze, że ładnie pisze, itd. " (ja pewnie bym tak powiedziała), ale o twoim blogu nie da się mówić inaczej. W mojej liście najlepszych blogów zajmujesz 1. miejsce, razem z zakończonym blogiem alice-i-jasper.
    Na koniec mam jedno zastrzeżenie. Dlaczego onet polecił tylko jedno wspomnienie? Zdecydowanie powinno się tu znaleźć minimum 22 wspomnienia.
    Ale się rozpisałam ... ho ho ho ...
    Chyba pierwszy raz w życiu! Widzisz jak na mnie wpływasz? (a raczej twój blog (a raczej twój styl(a raczej twoje opowiadanie(a raczej Severus))))
    Aha, jeżeli mogłabym Cię prosić, to nie pisz powiadomienia o nowym wspomnieniu na renesmee--cullen. Ten blog jest zawieszony i rzadko tam wchodzę, a po prostu tracisz tylko czas. Więc jeżeli cię nie uraziłam to informacje o nowej notce proszę na mary-potter.
    Dobra teraz już naprawdę kończę :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Ależ Ty szybko dodajesz! I są to wspaniałe rozdziały, naprawdę! Nie mogę wyjść z podziwu, serio.
    Do tej pory cieszę się, że miałam przyjemność oceniać Twój blog :D Bo to była sama przyjemność, a przy okazji natrafiłam na wspaniałą autorkę.
    Oby tak dalej ^^

    OdpowiedzUsuń
  18. Nareszcie mam okazję skomentować nowe wspomnienie ;) Ciekawiło mnie jak opiszesz ślub Lucjusza i Narcyzy, muszę przyznać, że nie jest to łatwe zadanie. Przede wszystkim tylko pogratulować genialnego wręcz przedstawienia brutalnego życia arystokratów, świetnie pokazałaś sceptyzm Severusa i fakt, że on do tego towarzycha kompletnie nie pasuje i nawet pasować nie chce ;) Rodzice Morrigan to arystokratyczne ścierwa, tak jak to sobie właśnie wyobrażałam, ale coraz bardziej lubię matkę Sev'a. Z jednej strony jest zwyczajną, nadopiekuńczą z deczka, wiecznie zamartwiającą się mamuśką, ale z drugiej strony tkwi w niej jakaś tajemnica... Mam nadzieję, że słowa Severusa wpłyną na jego czyny i pozna bliżej przyczyny postępowania swojej mamy. Końcówka wspomnienia była przesłodka, tak beztroska i szczęśliwa, że aż się łezka w oku kręci ^^
    Pozdrawiam ciepło i czekam na kolejne wspomnienie!

    OdpowiedzUsuń
  19. Wiesz co mi się bardzo spodobało? To, że choć rozdział skupia się na ślubie Lucjusza i Narcyzy, to zawarłaś też dużo innych, ważnych wątków. Na przykład kwestia rodziców Severusa. Tak myślę, że miłość nie zawsze jest piękna. Co z tego, że Eileen kocha tego Tobiasza, skoro on ją tak krzywdzi? Taa... Moja mama jest niestety podobna do Eileen, co często odbija się na zdrowiu i dzieciach, prawda?
    Poza tym często jest mi żal Seveusa i Morrigan... Tworzą taką wspaniałą parę, ale niestety spotykają ich te wszystkie przedmioty, choćby ci nadęci rodzice Morrigan. A tak w ogóle jestem ciekawa, co zamierzasz zrobić z Morrigan, co ona zamierza zrobić?
    Hm... Trafiłam na sporo literówek, jest ich dość dużo, a nie za bardzo mam czas je wymieniać, więc dobrze byłoby gdybyś jeszcze raz przeczytała tekst i poprawiła:)
    Pozdrawiam:D

    OdpowiedzUsuń
  20. Wyśmienite opisy i miejsca ślubu, jak i pary młodej. Czułam się tak, jakbym tam była, wśród tych wszystkich gości. Zauważyłam, że Severus ani razu nie wspomniał o Lily. Czyżby zapomniał, zatracił się w odwzajemnionej miłości? Mam nadzieję, że niedługo się wujaśni i to, i prawdziwe pochodzenie matki Snape'a, bo bardzo jestem ciekawa, jaki masz na to pomysł, o ile jakiś masz. Myślę, że nie będziemy musieli Cię poganiać i lepiej żebym się nie myliła. Rozdziały pisane z przymusu i na siłę są nienajlepsze. Osobiście wolę poczekać na Twoje natchnienie, którego, jak mniemam, już niedługo nawiedzi Twoją duszę. Chyba będę już kończyć; pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  21. rodzicom już są przedstawieni . ;D
    czekać teraz na ich ślub . :DDDD

    o lol . ślub Lucjusza musiał wyglądać tak jakby żenił się jakiś król .
    myślę że Severus niewiele traci nie będąc takim "arystokratą" .

    nie wiem jak ty to robisz ( a to jest fajne ) ale coraz bardziej zaczynam go lubić .
    a kiedyś nawet go nie tolerowałam .

    notka superr . bardzo mi się podobają te opisy . :D

    zapraszam na nową notkę na :
    http://zwariowany-swiat-huncwotow.blog.onet.pl/

    pozdrawiam . :D

    OdpowiedzUsuń
  22. Tak, wiem, późno komentuję, ale... brak czasu, sama pewnie rozumiesz. Zacznę od tego, że wystrój na weselu Lucjusza był bardzo trafiony. Idealnie oddałaś ten przepych, który zawsze wiązał się z Malfoyami. Ogólnie bardzo dobrze opisujesz wystroje, krajobrazy i ubrania. Strasznie nie lubię rodziców Morrigan, wiesz? Takie snoby są okropne. Severus trafnie ocenia ludzi. Ale... Snape żabką?;D Tego jeszcze nie było... ;D Jedna z lepszych notek, pomimo masy literówek. Czekam na Voldka w następnym rozdziale.

    OdpowiedzUsuń
  23. Marionetka Losu19 lipca 2012 20:30

    Sev się strasznie irytował! :) Jestem ciekawa czy to z tego powodu, że obrzydzała go ta cała arystokracja czy może zapalił się w nim mały płomyczek zazdrości. :)
    Morrigan i Sev- oni są tacy słodcy! :D Dobra, a teraz bez żadnego owijania w bawełnę- przyznaj się, czemu nam tak oczka mydlisz? :) Planujesz, jakieś tragiczne zakończenie ich miłości? :(
    Na rodziców Morrigan mam tylko jedno- wrrrrr...
    Musze przyznać, że opis tej ceremonii bardzo mi się spodobał. I kiedy wyobrażałam sobie tam ponurego Snap'e to mi się chciało śmiać, a jednocześnie było mi go szkoda ;)
    Ja oczywiście z niecierpliwością czekam na to spotkanie z Czarnym Panem itd., dlatego tego kopniaka Ci nie oszczędzę. :)
    U mnie pojawił się rozdział 3. :) [marionetka-losu]

    OdpowiedzUsuń
  24. Twojego bloga znalazłam kilka miesięcy temu, ale dopiero dziś znalazłam czas, żeby przeczytać wszystkie rozdziały. I muszę przyznać, że wykonałaś kawał dobrej roboty. W Twoim opowiadaniu wszystko jest takie poukładane, nie ma tu nieścisłości, widać że każda notka jest dobrze przemyślana. Jak na razie, Twoje opowiadanie jest jednym z najlepszych, jakie czytałam, a, uwierz mi, czytałam ich naprawdę dużo. :)
    Do następnej notki!

    OdpowiedzUsuń
  25. Przecież Ci nie powiem, że ta galeria jest do kitu.
    Lucek i dzieci najlepsi. Zresztą Lucek zawsze był moim bohaterem ^^

    OdpowiedzUsuń
  26. Cudna notka:* Swietnie opisałas wesele, a ten romantyczny spacer na koncu był przepiękny;)

    OdpowiedzUsuń
  27. Bleach... Ta "arystokracja".
    Podobało mi się bardzo to, co Severus mówił o tym, że pracownicy ministerstwa siedzieli wśród śmierciożerców, to bardzo fajnie odnosi się do tego co stało się w serii HP :)

    OdpowiedzUsuń
  28. arwen_LivTyler19 lipca 2012 20:33

    Tak,wywoływanie refleksji to twój wielki atut. Pomimo tak pięknej miłości Mor i Seva fajnie by było, gdybyś go pokazała od tej zimnej ,twardej strony. wierzę, zepo rozstaniu z Mor, bo jestem pewna, że niestety do tego dojdzie, zajmiesz sie tą stroną charakteru Snape'a.

    OdpowiedzUsuń