Człowiek, jak
każda małpa, jest zwierzęciem społecznym, a społeczeństwo rządzi się
kumoterstwem, nepotyzmem, lewizną i plotkarstwem, uznając je za podstawowe
normy postępowania etycznego (…). To czysta biologia.
Carlos Ruiz Zafon – Cień wiatru
21 czerwca 1978
Potter, Black i Pettigrew więcej mnie nie niepokoili. Ku mojemu ogromnemu
zdziwieniu zostawili tą sprawę w spokoju. Nie napadli mnie, gdy samotnie
chodziłem korytarzami zamku, co kiedyś zdarzało im się przynajmniej dwa razy w
miesiącu. Nie odważyli się również zrobić czegokolwiek, kiedy znajdowałem się w
towarzystwie Morrigan, Jacka lub innych Ślizgonów. Zastanawiałem się nad tym
dość długo, ale nie doszedłem do innego wniosku niż to, że Lupin tak na nich
wpłynął. Tylko on jako jedyny z tej bandy głupców miał chociaż trochę zdrowego
rozsądku.
Dumbledore
także nie podjął żadnych kroków, jakby cała ta sprawa nic go nie obchodziła.
Możliwe, że miał ważniejsze rzeczy na głowie niż jakiś uczeń będący wilkołakiem.
Za wszelką cenę starał się uwolnić Louisa z Azkabanu, ochronić jego rodzinę i
bliskich, ale na niewiele zdały się jego próby. Dodatkowo dochodziły coraz
częstsze ataki śmierciożerców, z którymi jego Zakon Feniksa nie dawał sobie już
rady. Czerny Pan był coraz bliżej zwycięstwa. Nareszcie…
McGonagall,
jako zastępca dyrektora, próbowała dojść do sprawcy całego zamieszania, ale
plotka rozeszła się tak szybko, że wielu nie znało jej źródła. Po prostu
usłyszeli to od kogoś, komu powiedział tamten, a tamtemu jeszcze ktoś inny.
Dała sobie spokój na początku maja. Byłem zdziwiony, że nie znalazłem się wśród
podejrzanych, w końcu Potter i jego banda na pewno poszli jej wszystko
opowiedzieć, pomijając przy tym niewygodne dla nich fragmenty.
Na szczęście
uczniowie o niczym nie zapomnieli. Unikali Lupina jak ognia. Nikt nie chciał
się z nim zadawać ani rozmawiać. Stał się wyrzutkiem gorszym od mugolaków, jak
twierdzili Ślizgoni. Ich zapewnienia, że rodzice załatwią wyrzucenie go ze
szkoły nie pomogły w niczym. Nadal chodził korytarzami zamku i nic nie
wskazywało na to, że opuści je wcześniej niż w czerwcu razem ze wszystkimi.
Możliwe, że Dumbledore jednak zainterweniował w tej sprawie. Tego zapewne nigdy
się nie dowiem.
~ * ~
Odpowiednie
osoby z rady nadzorczej szkoły i Ministerstwa Magii, na czele z Martinem
Averym, postarały się, aby szybko zapomniano o morderstwie Emily Harris. Louis
został od razu po przesłuchaniu zesłany do Azkabanu. Tam po niecałych trzech
tygodniach zmarł. Oficjalna wersja głosiła, że obecność dementorów i poczucie
winy przyspieszyły jego śmierć. Jack powiedział nam jednak, co naprawdę się
stało. Wysoko postawione osoby z Ministerstwa, stojące po odpowiedniej stronie,
udały się do więzienia. Zamordowali go dla bezpieczeństwa dalszych poczynań Czarnego
Pana.
Państwo Ward
wraz ze swoją pięcioletnią córką zostali znalezieni martwi we własnym domu
kilka dni po śmierci syna. Nad ich domem unosił się Mroczny Znak. Podobno
Czarny Pan zostawiłby ich w spokoju, gdyby nie zaczęli rozpowiadać o
niesprawiedliwości i ujawniać nazwisk śmierciożerców i zdrajców z Ministerstwa
Magii.
~ * ~
Maj rozpoczął
się wielkim zwycięstwem Gryfonów w
rozgrywkach o Puchar Quidditcha. Wygrali z przewagą siedemdziesięciu punktów
nad Puchonami, którzy od początku byli faworytami tegorocznych rozgrywek.
Ślizgoni zajęli trzecie miejsce mimo wspaniałych osiągnięć Regulusa Blacka, nie
mogliśmy wskoczyć wyżej przez nieudolność naszego obrońcy. Od tamtej pory
Potter chodził po szkole jeszcze bardziej napuszony i zachowywał się, jakby był
pępkiem świata. Uważał, że to on przyczynił się najbardziej do zwycięstwa
swojego domu, wbijając przeciwnikom aż dziewięć bramek.
Gryfoni mieli
dobrą taktykę, w pierwszych minutach gry wyeliminowali najmocniejszego gracza
Puchonów, Molly Abbott, grającą na pozycji pałkarza. Gdyby nie to byłoby z nimi
krucho. Dziewczyna była świetnym graczem, mającym zadatki na karierę światową.
Mimo że miała zaledwie czternaście lat, została obwołana najlepszym graczem w
Hogwarcie. Jako jedyna potrafiła odbić tłuczek do tyłu, co było niezwykle
trudnym wyczynem. To ona przyczyniła się do wielu zwycięstw własnego domu,
skutecznie wykluczając z gry członków drużyn przeciwnych.
Gdyby nie
namowy Morrigan, nie poszedłbym na ten mecz. Twierdziła, że się rozerwiemy i
będziemy dobrze bawić przy porażce Gryfonów. Założyła nawet szalik w barwach
Hufflepuffu i zmusiła mnie do włożenia podobnego. Sam nie wiem, dlaczego jej
uległem, ale gdy chce potrafi być przekonująca. Chociaż nadal nie wierzę jej,
że w żółtym było mi do twarzy.
Większość
uczniów kibicowała Puchonom, w tym wszyscy Ślizgoni, marzący o porażce
Gryfonów. Niestety los chciał inaczej. Z chęcią popatrzelibyśmy sobie na
genialne wyczyny Molly, lecz dziewczyna po dwóch równoczesnych uderzeniach
tłuczkami w tył głowy i upadku z miotły musiała zostać niezwłocznie
przeniesiona do skrzydła szpitalnego. Pałkarze z Gryffindoru dokonali tego
nieuczciwego faulu, gdy nikt się tego nie spodziewał, czyli podczas rzutu
wolnego Puchonów. Dlatego uważam, że był to czas stracony, mogłem go wykorzystać
znacznie lepiej. Końcowy popis Pottera, polegający na publicznym całowaniu Lily
na środku boiska, przyprawił mnie o odruch wymiotny.
~ * ~
Początek
czerwca przyniósł ze sobą załamanie pogody. Po pięknych kwietniowych i majowych
dniach nic nie pozostało. Za oknami niebo przybrało szarą barwę przez
przykrywające je grube warstwy ciemnych chmur. Słońce ani razu nie pojawiło się
na nieboskłonie, jakby zapomniało o ogrzaniu tego zimnego i złego świata,
znalazłszy sobie inny, lepszy. Deszcz potrafił padać godzinami, tworząc ogromne
kałuże na błoniach. Burze z błyskawicami stały się już niemal codziennością.
Porywisty i gwałtowny wiatr łamał gałęzie drzew w Zakazanym Lesie i
uniemożliwiał prowadzenie lekcji astronomii. Gęsta szara mgła, która pojawiała
się każdego ranka, utrzymywała się prawie przez cały dzień.
Wszystkie
egzaminy zakończyły się w połowie czerwca. Wyjątkiem pozostały te z astronomii,
które nie mogły się odbyć z powodu zachmurzonego nieba i zostały odwołane. Od
tego momentu głównym tematem wszystkich rozmów stał się, zbliżający wielkimi
krokami, bal. Uczniowie mówili już tylko o nim, inne sprawy przestały mieć
jakiekolwiek znaczenie. Nauczyciele również dołączyli do gorączki przygotowań,
twierdząc, że wszystko musi być zapięte na ostatni guzik.
~ * ~
– Jakoś nie
wydajesz się zachwycony z powodu zbliżającego się balu, Severusie – zagadnął
Jack, gdy siedzieliśmy przy jednym stole w pokoju wspólnym.
– Nie znoszę
takich imprez. Tańce i wesoła zabawa nie są dla mnie – odparłem, spoglądając z
pogardą na przechodzące obok nas czwartoklasistki, dyskutujące z przejęciem o
tym na jaki kolor pomalują paznokcie.
– To jak się
będziesz bawić na własnym weselu?
– Nie mam
zamiaru się żenić – powiedziałem, patrząc mu prosto w oczy.
Chłopak po
chwili spuścił wzrok, nie mogąc znieść spojrzenia moich czarnych tęczówek.
– Ok. Nie
wiedziałem. Nie musisz się tak od razu bulwersować. Wyrwałeś najlepszą laskę –
ciągnął dalej niewzruszony. – Ja idę z Emmą Allen. Jej rodzina ma wysoką
pozycję, ale ona urodą nie grzeszy. Czy widziałeś jej nos? Wygląda jak
kartofel. A te krzywe wargi? Jak można się całować z kimś takim? Okropność.
Lecz nawet taka głupia Emma jest lepsza niż pójście samemu lub z jakąś z tych,
co jeszcze nie mają partnera. Mówię ci, wszystkie są poprzebierane, zostały
same wybrakowane towary, z którymi nie wypada pokazywać się na korytarzu, a co
dopiero na takiej imprezie…
Jack mówił i
mówił. Nie starałem się go nawet słuchać, nie interesowała mnie jego gadanina
na temat dziewczyn. Przytakiwałem mu bez entuzjazmu i pomrukiwałem, gdy zadał
jakieś pytanie. Chociaż i tak nie oczekiwał ode mnie żadnej odpowiedzi ani
reakcji. Wystarczyło mu, że miał naprzeciwko siebie innego, żywego człowieka, a
nie swoje odbicie w lustrze.
– Cieszę się,
że to nasz ostatni rok w tej szkole. – Nie zwracając uwagi na moje bierne
zachowanie, zmienił temat i mówił dalej. – Nie wytrzymałbym tu dłużej, zaczyna
mnie już to nudzić. Hogwart jest taki dziecinny. Uczą nas tu byle czego,
zabraniają studiować prawdziwej magii.
Miałem wrażenie,
że to nie są jego słowa. Pamiętałem jak co roku Jack cieszył się jak dziecko z
powrotu do szkoły. Uczył się pilnie, chcąc zadowolić swojego ojca… Właśnie
ojca. Czyżby to on wbił mu to wszystko do głowy? Jack często mówił, że się z
nim nie dogaduje. Tylko czy ktoś go słuchał? Czy może jak zwykle nikt się nim
nie przejmował? Twierdził, że wraca na święta do domu tylko dlatego, że on mu
tak karze. Wakacje stawały się dla niego dwumiesięczną udręką. Pan Avery był
bezwzględnym człowiekiem, rządzenie innymi sprawiało mu ogromną przyjemność.
Kandydował na stanowisko ministra magii, ale to Milicenta Bagnold została
wybrana. On trafił do rady nadzorczej szkoły. Jack twierdzi, że do teraz chowa
do niej urazę i szykuje okrutną zemstę. To pan Avery chciał, aby jego syn, tak
jak on, jeden z pierwszych śmierciożerców, został sługą Czarnego Pana. Jack był
pod takim wpływem dominacji ojca, że mimo strachu zgodził się. Czy pomimo
niepodważalnego posłuszeństwa syna teraz miał zamiar zrobić mu jeszcze pranie
mózgu?
– Dobrze, że po
szkole zaczynamy prawdziwe życie. Będziemy mogli przyczynić się do słusznej
sprawy jaką jest tępienie szlam i innych szumowin, które ośmielają zwać siebie
czarodziejami. Kto im w ogóle dał różdżkę? Powinny być one zakazane dla takich
miernot i mieszańców półkrwi. Oni są jak zwykli mugole. Czy w ogóle potrafią
porządnie czarować?
Zaśmiałem się w
duchu. Ciekawe, co by zrobił, gdyby dowiedział się, że ja jestem czarodziejem
półkrwi, a moim ojcem jest nic niewarty, nędzny mugol, który nie potrafi pogodzić
się z istnieniem magii, mimo że posiada dwóch czarodziejów w rodzinie.
Nigdy nikomu
nie wspomniałem o mojej rodzinie, wiedziała tylko Lily. Przez chwilę miałem
ochotę powiedzieć mu to. Chciałbym zobaczyć jego zszokowaną minę, strach w
oczach. Pewnie od razu wszystko by odszczekał i błagał o wybaczenie, twierdząc,
że mówi brednie z powodu niewyspania lub innej, równie poniżającej, bzdury. Nie
chciałby, abym pociął jego twarz tak jak Mulcibera.
– Co chcesz
robić po zakończeniu szkoły, Severusie?
Czy on na siłę
próbował nawiązać ze mną spójną rozmowę?
– Nie wiem,
jeszcze nie podjąłem decyzji – odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
Myślałem nad
tym wiele razy, ale nie widziałem siebie w roli pracownika żadnego z czarodziejskich
zawodów. Ostateczne podjęcie decyzji zawsze odkładałem na później, przekonując
sam siebie, że jeszcze mam czas. Tylko że Jack uświadomił mi w tej chwili, że
ten czas właśnie się kończy. Za kilka dni skończę szkołę. W połowie lipca, o
ile nie wcześniej, przyjdą wyniki owutemów i trzeba będzie zacząć jakąś pracę.
Ale czy mogłem
czekać tak długo? Matka ledwo dawała sobie radę z utrzymaniem domu. Mugol
przepijał wszystkie pieniądze, które zarobił w pracach dorywczych. Nie
widzieliśmy z nich ani pensa. Nic… Zero… Matka starała się jak mogła, aby
zapewnić mi wszystko czego potrzebowałem. Nie przejmowała się własnym słabym
zdrowiem, myślała tylko o mnie. To ja zawsze byłem dla niej najważniejszy.
Pracowała jako krawcowa. Wszystkie sąsiadki z miasteczka i okolic prosiły ją o
uczycie bluzek, spódnic, pościeli czy innych rzeczy potrzebnych w domu za
niewielkie pieniądze. Matka trzymała to zajęcie w tajemnicy przed mugolem, nie
chcąc, aby zabrał te nędzne pensy, które otrzymywała jako zapłatę. Zawsze marzyłem,
że po skończeniu szkoły dostanę pracę w Ministerstwie Magii i ściągnę ten
ciężar z jej ramion. A teraz co? Sam nie wiedziałem czego chcę. Na pewno nie
posady w Ministerstwie. Chciałem wolności i niezależności, lecz nigdy jej nie
dostanę. Muszę pomóc matce dźwigać ciężar naszego utrzymania. Nie zostawię jej…
Muszę odwdzięczyć się za to, co dla mnie robiła przez całe życie, za to, co
poświęciła. Coś wymyślę. Na pewno…
– To lepiej nie
zwlekaj za bardzo z podjęciem decyzji. Ja mam zamiar zdobyć posadę w Ministerstwie,
tak jak ojciec. Nie wiem jeszcze dokładnie w jakim departamencie, ale coś się
wymyśli. Zastanawiałem się nad transportem magicznym. Myślałem też o
Departamencie Tajemnic, chciałbym wiedzieć, co oni tam robią, co tam trzymają,
nad czym pracują. Niestety progi są za wysokie i Czarny Pan ma już w nim
szpiegów. Ojciec twierdzi, że potrzebuje ich także w innych departamentach.
Przecież wszyscy nie mogą oblegać jednego, nie? Zastanawiałeś się nad
Ministerstwem, Severusie?
– Raczej nie,
nie widzę tam siebie.
– Jak tam
chcesz, ale uważam, że tam pasujesz. O, cześć ślicznotko.
Odwróciłem się,
chcąc zobaczyć do kogo mówił Jack. Moim oczom ukazał się nie kto inny jak
Morrigan, zbliżająca się do stolika, przy którym siedzieliśmy.
Po słowach
Jacka naszła mnie ochota, aby wstać i porządnie go stłuc. Jak on śmiał nazwać
Morrigan ślicznotką? I to z taką ironią w głosie. Nikt nie będzie jej tak
nazywać, a już na pewno nie przy mnie. W ostatniej chwili powstrzymałem się, to
nie był najlepszy czas na bójki i kolejne widowisko dla Ślizgonów, którzy z
zadziwiającą ochotą lubili patrzeć na walki innych, o ile sami w nich nie
uczestniczyli. Tchórze, którzy nigdy nie zareagowali, a tylko wszystko
obserwowali z boku.
Ponownie
spojrzałem na Morrigan, by nie zrobić czegoś głupiego z Jackiem. Wyglądała
pięknie nawet w zwyczajnym mundurku, za którym nigdy nie przepadała. Zdjęła
szatę i krawat oraz odpięła górne guziki koszuli, ukazując obojczyki. Jak
zwykle założyła buty na obcasach, odkąd skończyła piętnaście lat nie widziałem
jej w płaskim obuwiu. Włosy związała w koński ogon, używając do tego srebrnej
spinki. Pojedyncze kosmyki włosów opadały na jej czoło tak, że miałem ochotę
odgarnąć je, by w pełni widzieć jej śliczną twarz.
Moje ciało
zalała fala gorąca. Serce zabiło mocniej w piersi. Dlaczego zawsze tak
reagowało na jej widok? Dlaczego nie mogło siedzieć spokojnie i bić w równym
rytmie? Dlaczego przyspieszało? W brzuchu poczułem dziwne trzepotanie. Z głębi
podświadomości wypłynęły słowa matki, które kiedyś powiedziała. Motyle w
brzuchu. Tylko że wtedy mówiła o… Nie. To głupota, przecież nie mogłem… W
Morrigan? Z trudem odpędziłem od siebie te myśli. Teraz nie pora na to,
nieważne jak reaguje i zaprzecza temu moje ciało.
– Nie pozwalaj
sobie, Avery – syknęła Morrigan, posyłając mu jedno ze swoich jadowitych
spojrzeń.
Usiadła obok
mnie i musnęła wargami mój policzek. Ciało zaczęło wariować. Nie miałem na to
wszystko innego określenia. To już nie było zwykłe pożądanie jak w kwietniu,
lecz coś więcej…
– Jutro bal, a
ty się jeszcze nie szykujesz? – rzekł z przekąsem i nutką zazdrości, której nie
potrafił powstrzymać.
Morrigan
poprawnie doczytując jego emocje, jak na złość, przysunęła krzesło bliżej mnie,
przytulając się do mojego lewego boku. Objąłem ją w tali, przesuwając dłoń tam
i z powrotem po biodrze i udzie dziewczyny. Nie wiem, co wtedy myślałem. Czy
byłem tak głupi, by sądzić, że nikt tego nie widzi?
– A ty nie
zakładasz jeszcze papilotów na noc? – zagadnęła złośliwie, widząc wściekłość i
zazdrość na jego buzi. – Trochę ci to zajmie. I nie zapomnij o maseczce na
twarz, aby dobrze prezentować się przy Marie, by nikt nie zwrócił uwagi na jej
urodę lub raczej jej brak. Ach, przepraszam. Idziesz przecież z Emmą, prawda?
Są takie podobne, że łatwo się pomylić – dodała, uśmiechając się perfidnie.
Doskonale
wiedziała, że pomiędzy Emmą i Marie jest taka różnica jak między jednorożcem a
sklątką tylnowybuchową. Nikt nigdy nie nazwałby Marie ładną. Świetnie się
bawiła, grając na emocjach Jacka, który z całych sił zaciskał szczęki. Dziwne,
że nie połamał sobie zębów.
Zaskoczony
dopiero po chwili zorientowałem się, że musnęła moje wargi swoimi, uśmiechając
się radośnie. Nie mogłem nie odwzajemnić uśmiechu. Odgarnąłem niesforne kosmyki
z jej czoła, składając na nim czuły pocałunek. Przysunęła się jeszcze bliżej,
kładąc głowę na moim ramieniu.
– Wybieracie
się na podwieczorek do Slughorna? Ten w ostatnim tygodniu szkoły. Wiem, że
oboje dostaliście zaproszenia – odezwał się Jack. Już prawie zapomniałem, że
nadal tu siedział.
– Co cię to tak
interesuje? – zapytała od niechcenia.
– W końcu to
ostatnie nasze przyjęcie. No i jest zorganizowane na cześć najlepszej
uczennicy, Mistrzyni Eliksirów Lily Evans. – Jego wargi wygięły się w złośliwym
uśmiechu. – Nie wiedzieliście?
Spojrzałem na
niego zdziwiony. Na twarzy Morrigan malowało się to samo uczucie, miała lekko
rozchylone usta. Gwałtownie wstałem z krzesła i ruszyłem do dormitorium.
– Severusie!
Sev! – Słyszałem jeszcze krzyki dziewczyny. – Ty sukinsynu! – Ostatnie,
przepełnione jadem słowa skierowała do Avery’ego.
Potem rozległ
się huk. Nie odwróciłem się. Nie wiem co się stało. Chciałem być sam. Różne
myśli kłębiły się w mojej głowie. Miałem tego serdecznie dość. Czy wszystko
musi się kręcić wokół Lily Evans?
~ * ~
I to by było na tyle. Notka jest
troszeczkę krótsza niż poprzednia, ale niedużo. Niewiele w niej dialogów,
praktycznie same opisy, więc mam nadzieję, że podzieliłam na odpowiedniej
długości akapity. Wielkimi krokami zbliża się zakończenie szkoły, które nawiasem
mówiąc już napisałam. W następnym wspomnieniu będzie ten wyczekiwany przez
wielu z niecierpliwością bal.
Pozdrawiam :)
Po pierwszym zadniu prawie skakałam z radości ^^. Serio Lupin tak na nich wpłynął? Nie jest wkurzony, że teraz wszyscy znają jego tajemnicę? No bo chyba on się jednak domyśla, kto to powiedział.
OdpowiedzUsuńTrochę się zdziwiłam, że Dumbledore chciał uwolnić Louisa. Powinien być wściekły za zabicie Emily. No chyba, że nie wierzy w jego winę...?
Wydaje mi się, że to lepiej, że Louis spędził tam tylko trzy tygodnie. Nie zasługiwał na śmierć, to fakt, ale na dementorów tym bardziej nie.
A skąd Severus wie o istnieniu Zakonu Feniksa? Dumbledore chyba nie rozpowiadał o tym na prawo i lewo?
Potter jak zwykle się popisuje... Szkoda, że nie dostał tłuczkiem po gębie.
Sev wygląda cudownie we wszystkim, nie tylko w żółtym! A że szalik Puchonów jest żółto-CZARNY, to jestem przekonana, że było mu do twarzy.
Lily najlepsza w eliksirach? Toż to zniewaga! No okej, może i była dobra, ale to Severus powinien być najlepszy! Jack mnie wkurzył, jak to powiedział. Szkoda, bo wcześniej było mi go żal. Szczególnie, że ojciec mu takie rzeczy robi. Okropność. A skoro tak narzeka na tą Emmę, to po co ją zapraszał? Mógł się pospieszyć i poprosić jakąś inną, jak jeszcze ładniejsze były wolne.
No więc. Weszłam tu, bo chciałam skomentować wspomnienie 16 a tu już nowe, więc szybka decyzja, czy nie być pierwszą.. ;D Rozdział bardzo mi się podobał, i przyznam szczerze, że jest jednym z tych dłuższych. Jack tylko ględził i ględził bez sensu.. aż mi się nie chciało czytać jego wypowiedzi, ale jednak przeczytałam. no i bal.. Nie mogę się go doczekać. I jak na końcu było to, że Lily jest mistrzem eliksirów, to pomyślałam, że może Severus zdradzi jej tajemnicę, że to on jej pomagał... Tak mi tylko do głowy taka myśl przyszła ;) Pozdrawiam i czekam na kolejny news ;)
OdpowiedzUsuńCham, prostak i jeszcze raz cham czy to wina Severusa, że nie potrafił wyrwać fajnej laski a on idzie z Morrigan, a po za tym Snape jest bardzo wytrzymały, tyle słuchać Avery'ego ja bym mu chyba avadą walnęła po pierwszych dwóch zdaniach, a Morrigan idealnie określiła jego partnerkę, a było tak pięknie, a tu klops!. Chyba dzięki twojemu opowiadaniu przestanę lubić Lilkę:-P. Bo ona wszystko psuje, NO!. Pozdrawiam i weny życzę.!!! AAA zaponiałabym świetne opisy i ta pogoda tak idealnie oddająca to, że nieuchronnie zbliżają się straszne i ciężkie czasy...Szkoda także, Luisa...Ja chyba zaczynam podejrzewać kto bd pierwszą osobą jaką zabije Sev...ale obym się myliła, no nic do następnego, pożyjemy przeczytamy:-).
OdpowiedzUsuńJa nie mogę! Jak ten idiota Jack mógł cuś takiego zrobić?! Normalnie prawie przeklęłam! O co tu hhhh?
OdpowiedzUsuńAle notka i tak super, o czym na pewno wiesz :P
Raziły mnie takie dwie drobnostki
Na samiutkim początku : tę sprawę
No i de mentorzy??
Według mnie długość notki jest idealnie odpowiednia:)) Nie mam też nic przeciwko większej ilości opisów niż dialogów. Hm... Podoba mi się to iskrzenie między Severusem a Morrigan. W skomplikowany sposób między nimi rodzi się ta miłość (obojętni sobie nie są), ale dzięki temu nie jest nudno:-D Ech, wkurza mnie ten Jack. Nie lubię takich ludzi. Jest taki natrętny i zbyt gadatliwy, a w dodatku nie wydaje się być inteligentny:-/ Bez urazy, ale jakoś tak nie przypadł mi do gustu początek rozdziału. Nie, żeby było nudno czy bez sensu, ale jakoś tak... sztywno. Czułam się tak, jakbym czytała artykuł w gazecie... Potem już, od rozpoczęcia rozmowy Severusa z Jackiem dużo przyjemniej mi się czytało, chyba dlatego, że opisałaś więcej uczuć Snape' a, no i pojawiła się Morrigan:)) Mam nadzieję, że Cię nie uraziłam.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:-]
Naprawdę bardzo ciekawy rozdział:) Długość jest bardzo dobra. Dziwi mnie zachowanie Huncwotów, ponieważ oni nigdy nie daliby spokoju Severusowi, chyba, że zainterweniowali Dumbledore, bądź Lily. Jaki ten Jack jest irytujący... Severus całował się z Morrigan, a ten im bezczelnie przerwał. Chociaż trochę mi go szkoda, bo wydaje mi się, że to dobry chłopak, tylko zmnienił się pod rygorem ojca. Widać Ślizgoni mają sporo tajemnic, które znają tylko oni sami. Severus dałby już sobie spokój z Lily, przecież widzi, że ta dziewczyna całkowicie go olewa, jeszcze zadaje się z Jamesem, który jest największym wrogiem Ślizgona. Nie rozumiem Evans, przez słowa Severusa powiedziane w złości, zrezygnowała z prawdziwej przyjaźni, a być może i miłości. Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział. Serdecznie pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńJack Avery z pewnością nie należy do moich ulubionych bohaterów. Jednak trochę mi go szkoda, że właściwie jest tylko marionetką ojca i nie ma nic do powiedzenia. Robi mi się lekko na sercu, gdy oczami wyobraźni widzę Severusa i Morrigan razem. Mógłby już zapomnieć Lily, jednak niespełniona miłość to świetny wątek. Ach, mógłby się Sev już zdecydować i wybrać zawód, pomóc matce. Miło, że zbliża się bal, już nie mogę się doczekać.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Fajny Ci wyszedł ten rozdział ; ) Pomijając pieszczoty Severusa i Morrigan, ponieważ ostatnio drażnią mnie wątki miłosne... To pewnie dlatego, że sama popadłam w stan zadurzenia, więc nie przejmuj się moimi kaprysami. Nie przejmuj się, że w rozdziale jest więcej opisów. Czasami refleksje bohaterów są potrzebne w opowiadaniu, gdyż same dialogi nie wystarczają czytelnikom. Wszystko musi być zrozumiałe, a Ty właśnie to starszasz się zrobić i poniekąd wychodzi Ci to wręcz rewelacyjnie. Jak pewnie się domyślasz, jestem faworytką Huncwotów(< 3), więć jestem niezmiernie ciekawa, dlaczego są ostatnio tacy spokojni? Co ich skłoniło do tego, by dać spokój Snape'owi? Interwencja Dumbledore'a, czy rzeczywiście nacisk Remusa? No nic, mam nadzieję, że wszystko się wyjaśni, a tymczasem oczekuję kolejnego wspomnienia- zwłaszcza balu! ; ))
OdpowiedzUsuńlux-et-caligo
No tak. To przez Lily Sev ZAWSZE zachowuje się jak idiota i potrafi wszystko skopać. A Avery się wyrobił, no no no. Niegdyś taka szara myszka, a teraz proszę proszę. Nawet udało mu się osiągnąć dany efekt, mówiąc o przyjęciu na cześć Lily. Brawa dla tego pana! *oklaski*
OdpowiedzUsuńChociaż nadal nie wierzę jej, że w żółtym było mi do twarzy. - hahaha <3 genialne!
Końcowy popis Pottera, polegający na publicznym całowaniu Lily na środku boiska, przyprawił mnie o odruch wymiotny. - ach, to takie potterowe. Blee...
Ciekawe, co wyniknie z tej imprezy. Czy Sev w ogóle tam pójdzie? Wgl to zauważyłam, że Morrigan powiedziała do Snape'a per "Sev", a on nic! Szalony.
Zapraszam na nowy rozdział u mnie :) gdzie Sev też zachował się jak idiota przez Lily <_< ehsz.
[silver-doe]
fajnie , że Severus w końcu dał sobie spokój z Evans i zajął się Morrigan .
OdpowiedzUsuńale zdziwiło mnie trochę jego zachowanie na końcu .
Avery to wredna małpa .
no i dobrze , że Huncwoci dali mu spokój .
chociaż to dziwne .
a co do rozdziału to bardzo mi się podobał .
( jak zwykle ;D )
ten cytat na początku rozdziału jest świetny . z mojej uluboinej książki . :D
pozdrawiam .
Ten rozdział był zaje*isty :) Mój ulubiony chyba.
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podobały wszystkie opisy natury, pogody i przemyśleń Severusa:)
"Zamordowali go dla bezpieczeństwa dalszych poczynań Czarnego Pana." - masakra, ale mnie to zbulwersowało. Chociaż, może i dobrze, że nie musiał się męczyć? Straszne. I jeszcze jego rodzina zabita;/ Ten Voldzio był bezwzględny.
"Słońce ani razu nie pojawiło się na nieboskłonie, jakby zapomniało o ogrzaniu tego zimnego i złego świata, znalazłszy sobie inny, lepszy." To zdanie jest super. Bardzo mnie urzekło oddając nastrój tego czasu, który opisujesz, oddając nastrój "władzy" Voldemorta.
"Ojciec twierdzi, że potrzebuje ich także w innych departamentach są oni potrzebni." To zdanie nie ma dla mnie sensu, dlatego chciałam ci je wytknąć :)
Mam nadzieję, że Severus będzie z Morrigan, pasują do siebie :)
Pozdrawiam i życzę weny :)
Czy ty zdajesz sobie sprawę co właśnie zrobiłaś? Już chciałam napisać, że bez względu na to, co powiedział Avery o dziewczynach, notka mi się podoba. No ale tego nie napiszę. Powód? Lily, głupia Evans na samym końcu, po której nadal w moich usteczka przebywa nieprzyjemny posmak. BLE!
OdpowiedzUsuńMówisz, że już za chwilę bal? Super, pewnie nie obejdzie się bez słitaśnej Mistrzyni. Czemu mi to robisz?
No i przez to wszystko nie wiem, o czym jeszcze chciałam napisać.
Mogę sobie łatwo wyobrazić napuszonego Jamesa po zwycięstwie Gryfindoru ^^ Zarozumialec jeden - oczywiście uważa, że to dzięki niemu wygrali. No i jeszcze jego końcowy popis... Sprawiasz, że tracę sympatię do tej postaci.
OdpowiedzUsuńJack mógł zaprosić kogoś innego skoro Emma jest taka brzydka, ma usta nie do całowania, nos jak kartofel... Ech, ale to fakt - Snape idzie z najlepszą laską.
Przez to, że opisów było więcej wiele zyskało Twoje opowiadanie w moich oczach. Jak pewnie wiesz - jestem fanką opisów, więc oby było ich u Ciebie zawsze tyle ile w tej notce : ) Pozdrawiam serdecznie!
Ech... Zwycięstwo Gryfonów, pocałunek Lily i Jamesa na boisku, przyjęcie na cześć Evans - nie może być lepiej! Naprawdę, jestem przeszczęśliwa. A co do Severusa - lubię go coraz mniej. Niech sobie pożąda Morrigan, proszę bardzo, bardzo ją lubię, ale przecież on nie może nie lubić Lily! On ją kocha, wciąż i wciąż. Błagam, niech to sobie uświadomi na balu.
OdpowiedzUsuńOk, dość tego żałosnego wywodu. Lubię Avery'ego. Amen.
Pozdrawiam!
[uskrzydlone-marzenia.blogspot.com]
Więc tak... Notka bardzo fajna, przyjemnie się czytało. Na akapity podzielona trafnie. Co do treści... Strasznie szkoda mi Louisa i całej jego rodziny. Przecież to byli niewinni ludzie, ale trudno, tacy byli śmierciożercy. Wiesz, że ja nawet lubię Twojego Avery`ego? Żal mi go, taki zahukany przez ojca. Ale z czym, jak z czym,ale z tą imprezą na cześć Lilki to wypalił... I znów Severus ma mętlik w głowie... Ale czyżby powoli zakochiwał się w Morrigan?... Fajnie by było, gdyby choć przez jakiś czas byli szczęśliwi, lubią ją.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, StrawCherry [dominique-hogwart.blog.onet.pl]
Mnie tam bardzo podeszła ta opisowa forma, chociaż uwielbiam Twoje dialogi. ^.^
OdpowiedzUsuńCzytało się gładko, przyjemnie. Po prostu miło jest czasem po szkole, kiedy człowiek ledwie zipie wejść na Twojego bloga i zrelaksować się dobrą lekturą.
Współczuję Sevowi, że zakochał się w Lilce. Potter całujący Evans na środku boiska po wygranym meczu... BRR. Zabiłabym. Ale wiesz? Z drugiej strony to niechże się on weźmie w garść! Ileż można tak reagować alegricznie na wzmiankę o Evans?!
"Chociaż nadal nie wierzę jej, że w żółtym było mi do twarzy."
W takich momentach kocham Severusa, który wcale nie jest poważny.
Taki, wiesz - z wiecznym "are you f. kidding me" na twarzy, kiedy adoruje go tłum fangerlsów. ^w^
Mhm, baardzo lubię Morrigan, ale przecież o tym wiesz, bo już mówiłam i to nie raz. Aww, ten pocałunek z Severusem jest genialny. *.*
Geniusz Twój chwalę szeroko.
I pozdrawiam serdecznie! ^.*
[krew-z-twojej-krwi]
to chyba pierwsza notka, która tak średnio przypadła mi do gustu. napisana nieźle, ale po pierwsze - nie tak magicznie jak zwykle, nie z takim przejęciem,a po drugie - w części o meczu od groma blędów interpunkcyjnych, czyli braki przecinków w wiekszości zdań, gdzie być powinny, aż trudno uwierzyć w te błędy, zważywszy na to, że wszystko inne napisane prawidłowo pod tym względem. Notka średnio przypadła mi dpo gustu przede wszystkim dlatego, że jakos tak... nie było w niej nic, co by przyciągało większą uwagę, to był taki zwykły, dość ogólny opis otatniego meisiąca i choć dla osoby początkującej zedcydowanie uznałabym to za dobry post, nie mogę tego samego powiedzieć w twoim przypadku - bo Ty ogólnie masz bardzo duży talent. ale tutaj - osoba Severusa jakoś się rozmyła, nawet ten jego brak reakcji jakoś mniej zdziwił. no a później ta końcowka - zamiast zostać z Morrigan znow sobie odszedł, a przecież sam mówi, że ma dość Lily... trochę mnie to zdziwiło, szczerze mówiąc. no i ten jack, potwornie przynudzał. a twoje npotki nigdy nie przynudzają, nawet jesli Severus jest znudzony z jakiegoś powodu, opisujesz jego uczucia w taki sposób, że oczu nie można oderać od ekranu, tym razem nie bylo tak emocjonująco. Mam nadzieję, że to chwilowy spadek formy i czekam na kolejny post
OdpowiedzUsuńJezus ! Ty jesteś geniuszem ! Po prostu jakimś cholernym geniuszem ( nie zrozum mnie źle ) ja nie wiem, w jakich miastach tacy ludzie uzdolnieni, jak Ty się chowają, ale po prostu jesteś ... inna i to strasznie pozytywnie ! Przepraszam, że tak dziwacznie się zachowuje, ale dopiero co przeczytałam ten rozdział i rwie mnie, ciągnie mnie do pozostałych. Bardzo zazdroszczę Ci takiej pięknej " pisaniny". Taki talent to marzenie każdego pisarza, w dodatku masz tak cholernie dobre pomysły, że chciałabym Cię za nie wyściskać, wycałować xd ! Na Twoim blogu tak wszystko zajebiście ( och, przepraaaaszam ! ) współpracuje, że nie moge oderwać oczu ! Aż mnie tak ściska ... Zdaje sobie sprawę, że czytasz ten komentarz i leżysz na podłosze, turlając się ze śmiechu, ale nie moja wina, że Twoje opowiadanie tak na mnie wywarło ! Może w ogóle sobie wyobrazić, jakie wielkie oczy zrobiłam, kiedy tylko weszłam na bloga i zobaczyłam tą piękną szatę graficzną, a kiedy zaczęłam czytać, czytałam, czytałam i czytałam i nie mogłam się odessać ! Co Ty tam masz takiego w sobie to ja nie wiem, ale bardzo żadko spotykam na Onecie takich dobrych pisarzy, jak Ty. Wiem, ze w tym momencie straaaaaaasznie Ci słodzę, ale powtarzam po razu drugi, ze to nie moja wina ! ;DD Wiesz ? Chciałabym tak genialnie pisać, jak Ty. bo ja na razie ja prowadzę tylko smętnego bloga z jakimś oklepanym i strasznie nudnym pomysłem, którego nikomu sie nie chce czytać. A Ty masz tylu czytelników, że aż się nie dziwię, że wszyscy się tu zlegają, bo tak ich najprawdopodobie ciągnie !
OdpowiedzUsuńO Boże ! Ogarnij się Iza ! ;O Ok, koniec tego. Idę czytać Twoje poprzednie rozdziały i miej nadzieję, że nie będziesz musiała po raz drugi takiej męczarni czytać :DDD
Pozdrawiam baaaaaaaaaaaaaaaaaardzo mocno i mam nadzieje, że masz już dla nas czytelników następny rozdział, bo pewnie będzie on tak zachwycający, jak cała reszta ! ;O
clearly
Ten rozdział WYMIATA. Jesteś moim guru. Niech się Sev tak nie spina, Lily to Lily, niech ją oleje olejem z pierwszego tłoczenia. Będzie bal. Rozerwie się trochę, skończy szkołę. Nareszcie, zacznie się dziać !
OdpowiedzUsuńRozdział nie wydawał mi się krótki. Rzeczywiście, jest w nim więcej opisów, ale to raczej dobrze.
OdpowiedzUsuńHm... Sev chyba się... zakochał;D
Znajomość z Morrigan kwitnie.
Cóż, wiadomo było, że nie wyrzucą Remusa ze szkoły. Ale szkodami tego Louisa. Umarł za coś, czego nie zrobił.
Ach, bal. Rzeczywiście, jest długo oczekiwany.
Bale mają coś przyciągającego w sobie.
Pozdrawiam!
;)
[milosc-ron-hermiona]
w końcu znalazłam czas na przeczytanie wszystkich zalegających rozdziałów. Jestem ciekawa co się stało pod koniec i co ciekawego zdarzy się na balu
OdpowiedzUsuńprzede wszystkim chciałam przeprosić, że dopiero dziś komentuję, ale zwyczajnie nie sprawdzałam skrzynki mailowej i nie miałam pojęcia, że dodałaś odcinek. przy okazji dziękuję za komentarz, niestety onet już parę razy nie przyjmował komentarzy, dlatego cieszę się, że wysłałaś mi go mailem :) dziękuję ;)
OdpowiedzUsuńwracając do odcinka, dobrze, że Lupina nie wywalili ze szkoły, nie zasługuje na to. cieszy mnie też, że Huncwoci nie atakują już Snape'a, mimo wszystko nigdy tego nie lubiłam wrew pozorom ;)
opis meczu był wspaniały. bardzo mi się też podobał fragment o morderstwie całej rodziny, to świetnie obrazuje tamte czasy. rozmowa, w właściwie monolog Jacka też był świetny. szkoda mi chłopaka szczerze mówiąc. potwornie żal mi matki Severusa, biedna kobieta ma straszne życie. mam nadzieję, że Severus ją odciąży no i że jednak będzie z Morrigan ;)
świetny odcinek :)
jeszcze raz przepraszam za opóźnienie.
Pozdrawiam :)
huk? czyżby ktoś oberwał zaklęciem? Notka fajna i długa :) Pozdr:* i czekam na kolejną notkę :)
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam wszystkie notki i muszę się przyznać, że dzięki tobie polubiłam Severusa :) Masz bardzo piękny styl, podoba mi się, że wszystko ładnie opisujesz i w ogóle, to chyba najlepszy blog o Snape. Ciekawe co to był za huk. Już nie mogę się doczekać balu i tej herbatki u Slughorna :) Ciekawe czy Severus pójdzie. Kiedy dodasz nową notkę? Kocham cię za tą historię :**
OdpowiedzUsuńJa już sama nie wiem, jak mam określać twoje notki. Wszystkie są cudowne! :)
OdpowiedzUsuńTa oczywiście też. Żal mi tego Louisa, nic przecież nikomu nie zrobił :(
Cóż, muszę pogratulować ci też świetnego opisu Morrigan. Jak ty to robisz? ;)
No i przykro mi, że obraz Lily ściga Seva w chwili, gdy myślal, że już odnajdzie spokój...
Nie mogło być za idealnie, wiec Jack, zapewne z zazdrości, powiedziałam o Evans. To pierwsza miłość Severusa i tak łatwo o niej nie zapomni. Trochę mi go żal. Tu z jednej strony zbliża się do Morrigan, ale zawsze na przeszkodzie stoi Lily! Jak ja jej nie lubię...
OdpowiedzUsuńCzy tylko ja mam wrażenie, że Severusa otaczają idioci? Ten Jack nie ma mózgu -.-
OdpowiedzUsuńJejku, ale ja też znam kilka takich Jacków, którzy nie potrafią sami myśleć, a przy tym często robią/mówią to czego nie powinni...
I czy naprawdę wszystko musi się kręcić wokół Evans? Nie lubię jej!
Jej ... Nie wiem co powiedzieć. Sev nie ma łatwego życia.
OdpowiedzUsuń