Najpierw Cię
ignorują. Potem śmieją się z Ciebie. Później z Tobą walczą. Później wygrywasz.
Mahatma Gandhi
10 lutego 1978
Mulciber chciał, aby pojedynek odbył
się wieczorem, by widziało go jak najwięcej Ślizgonów. Zależało mu na
popularności, dlatego postarał się, aby wiadomość dotarła do wszystkich
mieszkańców domu Salazara Slytherina. Udało mu się.
Najmłodsi
piszczeli z radości, ponieważ po raz pierwszy zobaczą poważny pojedynek
czarodziejów. Natomiast starsi opowiadali się za jedną ze stron. Większość,
czego mogłem się spodziewać, poparła Mulcibera. Jedni ze strachu, znając jego
zamiłowanie do zadawania bólu i cierpienia tym, którzy się mu sprzeciwiali.
Inni dlatego, że pochodził z wpływowej rodziny. Od pokoleń czarodzieje czystej
krwi trafiający do Slytherinu i nienawidzący mugolaków i mieszańców. Jego matka
zajmowała wysokie stanowisko w Ministerstwie Magii, a ojciec zginął w chwale,
służąc Czarnemu Panu, jako jeden z jego najlepszych śmierciożerców.
Jeżeli chodzi o
mnie, to niewielu uczniów wiedziało, kim jestem. Nie pochodziłem ze
szlacheckiej rodziny, nie byłem bogaty, a moja matka nie pracowała w
Ministerstwie Magii. W oczach większości Ślizgonów byłem nikim, kojarzyli mnie
może jako wieczną ofiarę Pottera i Blacka. Uważali, że trafiłem do Slytherinu
przez przypadek, bo niestety czasem tak się zdarzyło, że ktoś zaśmiecał dom
wpływowych i liczących się rodzin.
Nie
przejmowałem się nimi. Wiedziałem, że większość Ślizgonów to tchórze trzymający
stronę silniejszych, bogatszych lub bardziej wpływowych. Może na razie byłem
dla nich nikim, ale to się już niedługo zmieni. Stanę się kimś. Zostanę
najwierniejszym sługą Czarnego Pana, jego prawą ręką. Nikt nie będzie próbował
mi się przeciwstawić, może tylko głupcy i tchórze, ale i tak nic im to nie da.
Spełnią się moje marzenia, nie będę już niezauważany, wiecznie stojący w cieniu
innych. Wszyscy będą wiedzieć kim jestem, poczują strach przede mną.
Ale Mulciber i
Avery są po prostu źli. Oni są źli, Sev. Nie rozumiem jak możesz się z nimi zadawać.
Słowa Lily,
które powiedziała do mnie jakieś dwa lata temu, które dla mnie wydają się
wiecznością. Nie, Lily, nie miałaś racji. Oni nie są źli, przecież ja jestem
taki jak oni. Zostanę najlepszym śmierciożercą, a zwycięstwo w pojedynku z
Mulciberem będzie pierwszym krokiem do zrealizowania mojego marzenia.
~ * ~
Pokój wspólny
Ślizgonów zmienił się w arenę odpowiednią do pojedynku. Fotele, sofy, kanapy,
krzesła i stoły zostały odsunięte pod ściany, by powstała pusta przestrzeń na
środku. Okrąg tworzący miejsce walki został ogrodzony murkiem z książek,
sięgającym mi do kolan. Na początku pomyślałem, że Ślizgoni ograbili bibliotekę
ze wszystkich zbiorów, dopiero po dłuższym przyjrzeniu się tytułom doszedłem do
wniosku, że są to podręczniki szkolne. Jak widać niektórzy nie przejmowali się
tym, że mogą zostać zniszczone lub nawet o tym nie pomyśleli. Trochę żal tych
książek, ale durnie sami tego chcieli.
Ślizgoni zajęli
miejsca po drugiej stronie ogrodzenia. Z przodu ustawili się ci najstarsi,
najbogatsi i najbardziej wpływowi, aby mieć najlepszy widok. Młodsi mieli pecha
i stali na odstawionych z boku stołach i fotelach.
Dziwne, że
jeszcze sobie krzeseł nie ustawili i nie usiedli – przemknęło mi przez myśl. –
Och, jak bardzo chciałbym przez przypadek trafić tę sukę Morrigan.
Miałaby za swoje.
Zajęła miejsce
z przodu, całkowicie ignorując Avery’ego stojącego w jej cieniu. Analizowała
wzrokiem wszystkich chłopaków w pierwszym rzędzie, zapewne zastanawiała się, z
kim ma się pieprzyć w następnej kolejności, kiedy znudzi się Danielem. Teraz
nie czas na myślenie o tej suce, trzeba całkowicie skupić się na walce.
Bez trudu
przeszedłem przez murek i stanąłem naprzeciw czekającego na mnie Mulcibera.
Spojrzał na mnie swoimi ciemnozielonymi oczami, w których błyszczały iskry
szaleństwa. Złośliwy grymas na jego twarzy zamienił się w triumfujący uśmiech.
Ten głupiec myślał, że ze mną wygra.
– Jeszcze jest
czas na wycofanie, Mulciber – warknąłem w jego stronę.
– To na co
czekasz, Snape?
Oblizał spękane
wargi, ten jego godny politowania gest.
– Skoro chcesz
walczyć, to zaczynajmy.
– Jak sobie
życzysz, pieprzony durniu.
Na trybunach
podniosła się wrzawa. Stanęliśmy naprzeciwko siebie z uniesionymi różdżkami. To
miał być prawdziwy, tradycyjny pojedynek, lecz żaden z nas nawet lekko nie
skłonił głowy. Odwróciliśmy się i oddaliliśmy o trzy kroki, stając w pozycji
bojowej.
– Zaczynacie,
gdy policzę do trzech – oznajmiła Morrigan. – Raz, dwa…
Nie miałem
zamiaru czekać do trzech. Z mojej różdżki wystrzeliły czerwone promienie
zaklęcia oszałamiającego. Nie zdziwiło mnie, że Mulciber zrobił to samo, na
szczęście zdołałem uchylić się przed jego zaklęciem.
– Miało być na
trzy. – Usłyszałem jeszcze narzekania Morrigan, nim walka pochłonęła mnie
całkowicie.
Zaklęcia były
rzucane w jedną i drugą stronę. Większość z nich mijała cel, uderzając w murek,
rozsypując podręczniki lub w kamienne ściany, żłobiąc w nich niewielkie dziury
albo zostawiając ciemne ślady.
Pojedynek
trwał, a żaden z nas nie był bliższy zwycięstwa.
– Imperio
– ryknął Mulciber.
Nagle wszystkie
myśli zniknęły z mojej głowy. Cóż to było za cudowne uczucie, miałem ochotę
trwać tak wieczność. Ciszę przerwało echo głosu Mulcibera.
Poddaj się.
Powiedz, że JA jestem lepszy od ciebie. I dodaj jeszcze, iż popełniłeś błąd
wyzywając mnie na pojedynek.
Temu głupcowi
wydawało się, że nie jestem w stanie przełamać zaklęcia Imperius. Myślał, że
podziała to na mnie, jak na tych wszystkich nieszczęśników, których zmuszał do
posłuszeństwa? Kto wie, może chciał ze mną zrobić to, co z Mary?
NIE
Złamałem
zaklęcie, a cudowna pustka zniknęła. Znów mogłem normalnie funkcjonować.
Spojrzałem na
Mulcibera. Jego twarz przybrała wyraz zaskoczenia, które po chwili przeobraziło
się w strach.
– Niemożliweee…
- jąkał się.
– Strach cię
obleciał, Mulciber? – rzekłem z sarkazmem. – Twój największy atut nie
zadziałał? Jaka szkoda – dodałem z drwiną.
Relashio. *
Ten głupiec był
tak zszokowany, że nie osłonił się nawet najprostszą tarczą. Takie ścierwo chce
zostać śmierciożercą?
Z mojej różdżki
wypłynęły czerwone płomienie, które bez przeszkód trafiły Mulcibera. Jego szata
zaczęła się fajczyć, a na twarzy, szyi, piersi i dłoniach pojawiły się świeże
ślady po oparzeniach. Krew ściekała po policzkach, plamiąc śnieżnobiałą
koszulę. Mulciber wrzasnął z bólu. Przyłożył ręce do twarzy, jeszcze bardziej
szkodząc ranom.
Spojrzał na
mnie wzrokiem szaleńca. Gałki oczne wychodziły mu z orbit, a białka
zaczerwieniły się od krwi. Różdżka trzęsła mu się w oparzonej dłoni.
– Zapłacisz mi
jeszcze za to! – ryknął, plując śliną przy każdym wypowiedzianym słowie. –
Expelliarmus!
Łatwo
zablokowałem jego zaklęcie. Wściekłość powodowała, że zachowywał się jeszcze
bardziej bezmyślnie niż zazwyczaj. Było to jednoznaczne z jego klęską.
Nagle poczułem
na policzku ciepło, a potem ogromny ból. Mimowolnie krzyknąłem. Popełniłem błąd
lekceważąc Mulcibera. Wykorzystał krótką chwilę mojej nieuwagi i rzucił
zaklęcie. Czułem, jak krew spływa po mojej szyi.
Sectumsempra.
Podłużna rana,
od połowy czoła do podbródka, przecięła jego twarz, z której obficie zaczęła
cieknąć czerwona posoka. Rana nie była bardzo głęboka, przecież nie chciałem go
zabijać. Mulciber upadł na kolana, wyjąc z bólu.
– I co, durniu?
Myślałeś, że tylko ty potrafisz rzucać zaklęcia niewybaczalne? Crucio.
Mulciber upadł
na posadzkę, wijąc się i wrzeszcząc. Różdżka wypadła mu z ręki, kopnąłem ją
poza jego zasięg.
– Crucio.
– Cofnąłem zaklęcie.
Mulciber leżał
w kałuży własnej krwi, ledwo łapiąc oddech.
– Radzę ci ze
mną nie zaczynać – rzuciłem w jego stronę.
Odwróciłem się
na pięcie i wyszedłem z pokoju wspólnego, zostawiając milczących i przerażonych
Ślizgonów oraz leżącego na posadzce Mulcibera.
Dotknąłem
bolącego i krwawiącego miejsca na twarzy. Byłem skołowany, poziom adrenaliny
opadł. Moją duszę rozdzierały dwa sprzeczne uczucia. Obrzydzenie do siebie, że
spowodowałem cierpienie innego człowieka, nawet kogoś tak podłego jak Mulciber.
A jednocześnie czułem radość, zadowolenie z tego, że zadałem mu ból, że
słyszałem jego krzyki, że triumfowałem nad nim. Czułem, iż jestem w stanie
zrobić to innym. Miałem wrażenie, że ta druga część przejmuje kontrolę i
Mulciber to tylko początek.
~ * ~
* to nie jest
błąd, nie wstawiłam tutaj myślnika, ponieważ wszystkie zaklęcia rzucane przez
Severusa są w sposób niewerbalny
~ * ~
Notka jak obiecałam jest dłuższa niż
poprzednie :)
Z tego, co czytałam na Waszych
blogach, to wielu z Was widziało już Insygnia Śmierci, ale Wam zazdroszczę. Ja
z powodu szczęśliwej zmiany planu idę do kina jutro, a nie w piątek.
Nie wiem kiedy pojawi się następna
notka, ponieważ na początku grudnia mam kolokwia z analizy matematycznej i
algebry. Trzeba się niestety trochę pouczyć i porozwiązywać zadania.
Notka z dedykacją dla Cally. Za
wszystkie miłe słowa na temat mojego opowiadania.
Pozdrawiam :)
Tak, Sev wygrał! Taką właśnie miałam nadzieję (jak chyba wszyscy czytelnicy). I Mulciber ma za swoje, może się czegoś nauczy i przestanie podskakiwać. Pojedynek świetnie opisany. Ale już się nie mogę doczekać, co dalej . I miłego oglądania filmu ^^ ja już widziałam, jest super ^^
OdpowiedzUsuńNie umiałabym wyobrazić sobie lepszego pojedynku ! Bardzo mi się podoba, przyznam, że jest dłuższe niż wspomnienie 3. Jestem ciekawa kolejnego wspomnienia. Pozdrawiam! Ps. U mnie nowy rozdział! Zapraszam! http://ginevra-weasley-story.blog.onet.pl
OdpowiedzUsuńTak się cieszę, że Severus wygrał!
OdpowiedzUsuńNajbardziej podobał mi się opis pojedynku, jak dla mnie był perfekcyjny.
Pozdrawiam,
Genialnie wręcz opisałaś ten pojedynek! Jestem pod ogromnym wrażeniem, tak łatwo mogłam sobie wszystko wyobrazić. Szkoda mi Severusa - jest tak okropnie wewnętrznie rozdarty i w pewnym sensie zagubiony... Muszę jednak przyznać, że doskonale wyrażasz jego uczucia, widać, że przemyślałaś wszystko dokładnie. Naprawdę zaczynam zazdrościć Ci systematyczności. Z czystej ciekawości zapytam: jaki kierunek studiujesz? Pozdrawiam serdecznie i do następnej notki!
OdpowiedzUsuńDziękuję za dedykację ;d Ten opis pojedynku był... genialny, bezbłędny, zachwycający. Wszystko toczyło się w tak szybkim tempie, moja wyobraźnia nie nadążała za wysyłaniem mi odpowiednich obrazów, a ja i tak czytałam dalej, bo MUSIAŁAM wiedzieć, czy Severus wygra.
OdpowiedzUsuńI wygrał!!! xD
Strasznie się cieszę, chociaż... Te myśli Severusa mnie przerażają. On naprawdę zaczyna się zmieniać w śmierciożercę. Ale ty tak wspaniale to oddajesz, że nie sposób oderwać się od tekstu.
Gratulacje ;***
[aurorskie-pogawedki]
Świetnie! Sectusempra* nieźle zadziałało, no ale cóż jak to powiedział Remus w książce, zawsze to zaklęcie było mocną stroną Snape. Hmm...trzymasz się widzę faktów. Snape - Śmierciożerca - ciekawe co dalej... Pisz szybko!
OdpowiedzUsuń* - nie wiem czy tak się pisze.**
** - Zapraszam na mojego nowego bloga http://moc-marzyc.blog.onet.pl ***
***Serdecznie pozdrawiam!
notka bardzo fajna :) wiesz, że chciałam być pierwsza, ale problemy techniczne mi to uniemożliwiły.
OdpowiedzUsuńpodobał mi sie pojedynek, był opisany bardzo realistycznie i prawdziwie. troszkę mi smutno ze mulciber przegrał z kretesem ale trudno... oszukiwali chlopcy oj oszukiwali ^^
pozdrawiam
Podziwiam Cię za opisanie pojedynku. Sama jeszcze nigdzie nie wplotłam takiego wątku, ale wydaje mi się, że jest to cholernie ciężkie zadanie. Zresztą tak jak opisanie meczu quidditcha. Cóż... może jak się z tym zmierzę, to zobaczę, jak to jest. ;))
OdpowiedzUsuńSeverus... zaczyna się robić z niego prawdziwy śmierciożerca. Oczywiście od początku stawiałam, że on wygra i cieszę się, że miałam rację. ;D Mulciber to tylko pusty osiłek.
Pozdrawiam. ;))
Tak, tak pojedynek był fantastycznie opisany :D Oby tak dalej ;) W jednym zdaniu pokręciłaś czasy, ale to nie szkodzi, bo całość jest super ;) No, no widzę, że w Snapie budzą się uczucia prawdziwego śmierciożercy ;) Czekam na dalsze części i pozdrawiam [raniaca-roza]
OdpowiedzUsuńNO NARESZCIE!!!! następna notka ;d i ten pojedynek ;d
OdpowiedzUsuńchwała Snape'owi, że wygrał! ^^
nie mg sie doczekać nn. pozdrawiam <3
Na wstępie, przepraszam, że dopiero teraz, ale mam taaaakie urwanie głowy że szok. Świetny pojedynek! Należało się Mulciberowi. I Snape nie jest taki zły do końca, mnie się wydaje, że to wina ludzi, którzy nim cały czas pomiatają. Czekam na nowy rozdział... Pozdrawiam ;*
OdpowiedzUsuńJedno wielkie WOW. Wybacz mi, nie umiem dojść do siebie po tym, co przeczytałam...
OdpowiedzUsuńPowiem tak - po tym wszystkim, co Potter i Black robili Sevowi myślałam, że jest on jakimś siusiumajtkiem, skoro takie bezmózgi jak Potter i Black potrafią go pokonać. A tutaj co? Miłe zaskoczenie pełne strasznego bólu... Aż czułam to wszystko, utożsamiałam się z każdym bohaterem... Powiedz mi szczerze - na każdego tak działasz?
Lilka niech się schowa do kosza, o! Nie potrzebujemy jej tutaj, co zresztą pokazujesz w tym rozdziale-wspomnieniu... Skąd ty bierzesz takie pomysły? Nie, nie mów mi, że kupujesz je sobie w Media Markt czy coś w tym stylu...
Nie zazdroszczę Mulciberowi (chyba tak to się pisze? Nie wiem, miałam zawsze z tym problem...), szczerze mówiąc. Po prostu gdybym miała przeżyć taką traumę, pokonana przez kogoś, kogo uważałam w pewnym sensie za nic niewartego śmiecia, zabiłabym się ze wstydu.
No i... Kiedy nowe? Weź no, pośpiesz się!
Szok! Sev zrobił coś takiego? Wyobrażam sobie miny widzów. Teraz z pewnością Snape będzie rozpoznawalny, tylko nie wiem czy na jego korzyść.
OdpowiedzUsuńSnape rządzi! Rozdział także, jest dynamiczny, trochę brutalny... Ale to jest w nim najlepsze.
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa, co wymyśliłaś dalej...
Wspaniały pojedynek. Świetnie pasuje do Snape'a, początkującego śmierciożercy.
OdpowiedzUsuńTak, Sev wygrał! Świetny pojedynek ;)
OdpowiedzUsuńBardzo fajnie pokazałaś jak Snape zaczyna powoli stawać się takim jak śmierciożercy. Aż poczułam dreszcz ;D