Opowiadanie przeniesione z Onetu.

Akcja opowiadania rozpoczyna się zimą w roku 1978, gdy Severus uczęszcza do siódmej klasy. Fabuła może znacznie odbiegać od tego, co wydarzyło się w powieściach pani Rowling. Mogą pojawić się przekleństwa i brutalne sceny.

Szablon wykonała Elfaba.

środa, 24 listopada 2010

Wspomnienie 4: Pojedynek


Najpierw Cię ignorują. Potem śmieją się z Ciebie. Później z Tobą walczą. Później wygrywasz.
Mahatma Gandhi
10 lutego 1978
Mulciber chciał, aby pojedynek odbył się wieczorem, by widziało go jak najwięcej Ślizgonów. Zależało mu na popularności, dlatego postarał się, aby wiadomość dotarła do wszystkich mieszkańców domu Salazara Slytherina. Udało mu się.
Najmłodsi piszczeli z radości, ponieważ po raz pierwszy zobaczą poważny pojedynek czarodziejów. Natomiast starsi opowiadali się za jedną ze stron. Większość, czego mogłem się spodziewać, poparła Mulcibera. Jedni ze strachu, znając jego zamiłowanie do zadawania bólu i cierpienia tym, którzy się mu sprzeciwiali. Inni dlatego, że pochodził z wpływowej rodziny. Od pokoleń czarodzieje czystej krwi trafiający do Slytherinu i nienawidzący mugolaków i mieszańców. Jego matka zajmowała wysokie stanowisko w Ministerstwie Magii, a ojciec zginął w chwale, służąc Czarnemu Panu, jako jeden z jego najlepszych śmierciożerców.
Jeżeli chodzi o mnie, to niewielu uczniów wiedziało, kim jestem. Nie pochodziłem ze szlacheckiej rodziny, nie byłem bogaty, a moja matka nie pracowała w Ministerstwie Magii. W oczach większości Ślizgonów byłem nikim, kojarzyli mnie może jako wieczną ofiarę Pottera i Blacka. Uważali, że trafiłem do Slytherinu przez przypadek, bo niestety czasem tak się zdarzyło, że ktoś zaśmiecał dom wpływowych i liczących się rodzin.
Nie przejmowałem się nimi. Wiedziałem, że większość Ślizgonów to tchórze trzymający stronę silniejszych, bogatszych lub bardziej wpływowych. Może na razie byłem dla nich nikim, ale to się już niedługo zmieni. Stanę się kimś. Zostanę najwierniejszym sługą Czarnego Pana, jego prawą ręką. Nikt nie będzie próbował mi się przeciwstawić, może tylko głupcy i tchórze, ale i tak nic im to nie da. Spełnią się moje marzenia, nie będę już niezauważany, wiecznie stojący w cieniu innych. Wszyscy będą wiedzieć kim jestem, poczują strach przede mną.
Ale Mulciber i Avery są po prostu źli. Oni są źli, Sev. Nie rozumiem jak możesz się z nimi zadawać.
Słowa Lily, które powiedziała do mnie jakieś dwa lata temu, które dla mnie wydają się wiecznością. Nie, Lily, nie miałaś racji. Oni nie są źli, przecież ja jestem taki jak oni. Zostanę najlepszym śmierciożercą, a zwycięstwo w pojedynku z Mulciberem będzie pierwszym krokiem do zrealizowania mojego marzenia.
~ * ~
Pokój wspólny Ślizgonów zmienił się w arenę odpowiednią do pojedynku. Fotele, sofy, kanapy, krzesła i stoły zostały odsunięte pod ściany, by powstała pusta przestrzeń na środku. Okrąg tworzący miejsce walki został ogrodzony murkiem z książek, sięgającym mi do kolan. Na początku pomyślałem, że Ślizgoni ograbili bibliotekę ze wszystkich zbiorów, dopiero po dłuższym przyjrzeniu się tytułom doszedłem do wniosku, że są to podręczniki szkolne. Jak widać niektórzy nie przejmowali się tym, że mogą zostać zniszczone lub nawet o tym nie pomyśleli. Trochę żal tych książek, ale durnie sami tego chcieli.
Ślizgoni zajęli miejsca po drugiej stronie ogrodzenia. Z przodu ustawili się ci najstarsi, najbogatsi i najbardziej wpływowi, aby mieć najlepszy widok. Młodsi mieli pecha i stali na odstawionych z boku stołach i fotelach.
Dziwne, że jeszcze sobie krzeseł nie ustawili i nie usiedli – przemknęło mi przez myśl. – Och, jak bardzo chciałbym przez przypadek trafić tę sukę Morrigan. Miałaby za swoje.
Zajęła miejsce z przodu, całkowicie ignorując Avery’ego stojącego w jej cieniu. Analizowała wzrokiem wszystkich chłopaków w pierwszym rzędzie, zapewne zastanawiała się, z kim ma się pieprzyć w następnej kolejności, kiedy znudzi się Danielem. Teraz nie czas na myślenie o tej suce, trzeba całkowicie skupić się na walce.
Bez trudu przeszedłem przez murek i stanąłem naprzeciw czekającego na mnie Mulcibera. Spojrzał na mnie swoimi ciemnozielonymi oczami, w których błyszczały iskry szaleństwa. Złośliwy grymas na jego twarzy zamienił się w triumfujący uśmiech. Ten głupiec myślał, że ze mną wygra.
– Jeszcze jest czas na wycofanie, Mulciber – warknąłem w jego stronę.
– To na co czekasz, Snape?
Oblizał spękane wargi, ten jego godny politowania gest.
– Skoro chcesz walczyć, to zaczynajmy.
– Jak sobie życzysz, pieprzony durniu.
Na trybunach podniosła się wrzawa. Stanęliśmy naprzeciwko siebie z uniesionymi różdżkami. To miał być prawdziwy, tradycyjny pojedynek, lecz żaden z nas nawet lekko nie skłonił głowy. Odwróciliśmy się i oddaliliśmy o trzy kroki, stając w pozycji bojowej.
– Zaczynacie, gdy policzę do trzech – oznajmiła Morrigan. – Raz, dwa…
Nie miałem zamiaru czekać do trzech. Z mojej różdżki wystrzeliły czerwone promienie zaklęcia oszałamiającego. Nie zdziwiło mnie, że Mulciber zrobił to samo, na szczęście zdołałem uchylić się przed jego zaklęciem.
– Miało być na trzy. – Usłyszałem jeszcze narzekania Morrigan, nim walka pochłonęła mnie całkowicie.
Zaklęcia były rzucane w jedną i drugą stronę. Większość z nich mijała cel, uderzając w murek, rozsypując podręczniki lub w kamienne ściany, żłobiąc w nich niewielkie dziury albo zostawiając ciemne ślady.
Pojedynek trwał, a żaden z nas nie był bliższy zwycięstwa.
Imperio – ryknął Mulciber.
Nagle wszystkie myśli zniknęły z mojej głowy. Cóż to było za cudowne uczucie, miałem ochotę trwać tak wieczność. Ciszę przerwało echo głosu Mulcibera.
Poddaj się. Powiedz, że JA jestem lepszy od ciebie. I dodaj jeszcze, iż popełniłeś błąd wyzywając mnie na pojedynek.
Temu głupcowi wydawało się, że nie jestem w stanie przełamać zaklęcia Imperius. Myślał, że podziała to na mnie, jak na tych wszystkich nieszczęśników, których zmuszał do posłuszeństwa? Kto wie, może chciał ze mną zrobić to, co z Mary?
NIE
Złamałem zaklęcie, a cudowna pustka zniknęła. Znów mogłem normalnie funkcjonować.
Spojrzałem na Mulcibera. Jego twarz przybrała wyraz zaskoczenia, które po chwili przeobraziło się w strach.
– Niemożliweee… - jąkał się.
– Strach cię obleciał, Mulciber? – rzekłem z sarkazmem. – Twój największy atut nie zadziałał? Jaka szkoda – dodałem z drwiną.
Relashio. *
Ten głupiec był tak zszokowany, że nie osłonił się nawet najprostszą tarczą. Takie ścierwo chce zostać śmierciożercą?
Z mojej różdżki wypłynęły czerwone płomienie, które bez przeszkód trafiły Mulcibera. Jego szata zaczęła się fajczyć, a na twarzy, szyi, piersi i dłoniach pojawiły się świeże ślady po oparzeniach. Krew ściekała po policzkach, plamiąc śnieżnobiałą koszulę. Mulciber wrzasnął z bólu. Przyłożył ręce do twarzy, jeszcze bardziej szkodząc ranom.
Spojrzał na mnie wzrokiem szaleńca. Gałki oczne wychodziły mu z orbit, a białka zaczerwieniły się od krwi. Różdżka trzęsła mu się w oparzonej dłoni.
– Zapłacisz mi jeszcze za to! – ryknął, plując śliną przy każdym wypowiedzianym słowie. – Expelliarmus!
Łatwo zablokowałem jego zaklęcie. Wściekłość powodowała, że zachowywał się jeszcze bardziej bezmyślnie niż zazwyczaj. Było to jednoznaczne z jego klęską.
Nagle poczułem na policzku ciepło, a potem ogromny ból. Mimowolnie krzyknąłem. Popełniłem błąd lekceważąc Mulcibera. Wykorzystał krótką chwilę mojej nieuwagi i rzucił zaklęcie. Czułem, jak krew spływa po mojej szyi.
Sectumsempra.
Podłużna rana, od połowy czoła do podbródka, przecięła jego twarz, z której obficie zaczęła cieknąć czerwona posoka. Rana nie była bardzo głęboka, przecież nie chciałem go zabijać. Mulciber upadł na kolana, wyjąc z bólu.
– I co, durniu? Myślałeś, że tylko ty potrafisz rzucać zaklęcia niewybaczalne? Crucio.
Mulciber upadł na posadzkę, wijąc się i wrzeszcząc. Różdżka wypadła mu z ręki, kopnąłem ją poza jego zasięg.
Crucio. – Cofnąłem zaklęcie.
Mulciber leżał w kałuży własnej krwi, ledwo łapiąc oddech.
– Radzę ci ze mną nie zaczynać – rzuciłem w jego stronę.
Odwróciłem się na pięcie i wyszedłem z pokoju wspólnego, zostawiając milczących i przerażonych Ślizgonów oraz leżącego na posadzce Mulcibera.
Dotknąłem bolącego i krwawiącego miejsca na twarzy. Byłem skołowany, poziom adrenaliny opadł. Moją duszę rozdzierały dwa sprzeczne uczucia. Obrzydzenie do siebie, że spowodowałem cierpienie innego człowieka, nawet kogoś tak podłego jak Mulciber. A jednocześnie czułem radość, zadowolenie z tego, że zadałem mu ból, że słyszałem jego krzyki, że triumfowałem nad nim. Czułem, iż jestem w stanie zrobić to innym. Miałem wrażenie, że ta druga część przejmuje kontrolę i Mulciber to tylko początek.
~ * ~
* to nie jest błąd, nie wstawiłam tutaj myślnika, ponieważ wszystkie zaklęcia rzucane przez Severusa są w sposób niewerbalny
~ * ~
Notka jak obiecałam jest dłuższa niż poprzednie :)
Z tego, co czytałam na Waszych blogach, to wielu z Was widziało już Insygnia Śmierci, ale Wam zazdroszczę. Ja z powodu szczęśliwej zmiany planu idę do kina jutro, a nie w piątek.
Nie wiem kiedy pojawi się następna notka, ponieważ na początku grudnia mam kolokwia z analizy matematycznej i algebry. Trzeba się niestety trochę pouczyć i porozwiązywać zadania.
Notka z dedykacją dla Cally. Za wszystkie miłe słowa na temat mojego opowiadania.
Pozdrawiam :)

16 komentarzy:

  1. Tak, Sev wygrał! Taką właśnie miałam nadzieję (jak chyba wszyscy czytelnicy). I Mulciber ma za swoje, może się czegoś nauczy i przestanie podskakiwać. Pojedynek świetnie opisany. Ale już się nie mogę doczekać, co dalej . I miłego oglądania filmu ^^ ja już widziałam, jest super ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie umiałabym wyobrazić sobie lepszego pojedynku ! Bardzo mi się podoba, przyznam, że jest dłuższe niż wspomnienie 3. Jestem ciekawa kolejnego wspomnienia. Pozdrawiam! Ps. U mnie nowy rozdział! Zapraszam! http://ginevra-weasley-story.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak się cieszę, że Severus wygrał!
    Najbardziej podobał mi się opis pojedynku, jak dla mnie był perfekcyjny.
    Pozdrawiam,

    OdpowiedzUsuń
  4. Genialnie wręcz opisałaś ten pojedynek! Jestem pod ogromnym wrażeniem, tak łatwo mogłam sobie wszystko wyobrazić. Szkoda mi Severusa - jest tak okropnie wewnętrznie rozdarty i w pewnym sensie zagubiony... Muszę jednak przyznać, że doskonale wyrażasz jego uczucia, widać, że przemyślałaś wszystko dokładnie. Naprawdę zaczynam zazdrościć Ci systematyczności. Z czystej ciekawości zapytam: jaki kierunek studiujesz? Pozdrawiam serdecznie i do następnej notki!

    OdpowiedzUsuń
  5. Dziękuję za dedykację ;d Ten opis pojedynku był... genialny, bezbłędny, zachwycający. Wszystko toczyło się w tak szybkim tempie, moja wyobraźnia nie nadążała za wysyłaniem mi odpowiednich obrazów, a ja i tak czytałam dalej, bo MUSIAŁAM wiedzieć, czy Severus wygra.
    I wygrał!!! xD
    Strasznie się cieszę, chociaż... Te myśli Severusa mnie przerażają. On naprawdę zaczyna się zmieniać w śmierciożercę. Ale ty tak wspaniale to oddajesz, że nie sposób oderwać się od tekstu.
    Gratulacje ;***
    [aurorskie-pogawedki]

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetnie! Sectusempra* nieźle zadziałało, no ale cóż jak to powiedział Remus w książce, zawsze to zaklęcie było mocną stroną Snape. Hmm...trzymasz się widzę faktów. Snape - Śmierciożerca - ciekawe co dalej... Pisz szybko!

    * - nie wiem czy tak się pisze.**
    ** - Zapraszam na mojego nowego bloga http://moc-marzyc.blog.onet.pl ***
    ***Serdecznie pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  7. notka bardzo fajna :) wiesz, że chciałam być pierwsza, ale problemy techniczne mi to uniemożliwiły.
    podobał mi sie pojedynek, był opisany bardzo realistycznie i prawdziwie. troszkę mi smutno ze mulciber przegrał z kretesem ale trudno... oszukiwali chlopcy oj oszukiwali ^^
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  8. Podziwiam Cię za opisanie pojedynku. Sama jeszcze nigdzie nie wplotłam takiego wątku, ale wydaje mi się, że jest to cholernie ciężkie zadanie. Zresztą tak jak opisanie meczu quidditcha. Cóż... może jak się z tym zmierzę, to zobaczę, jak to jest. ;))
    Severus... zaczyna się robić z niego prawdziwy śmierciożerca. Oczywiście od początku stawiałam, że on wygra i cieszę się, że miałam rację. ;D Mulciber to tylko pusty osiłek.
    Pozdrawiam. ;))

    OdpowiedzUsuń
  9. Marionetka Losu15 lipca 2012 12:59

    Tak, tak pojedynek był fantastycznie opisany :D Oby tak dalej ;) W jednym zdaniu pokręciłaś czasy, ale to nie szkodzi, bo całość jest super ;) No, no widzę, że w Snapie budzą się uczucia prawdziwego śmierciożercy ;) Czekam na dalsze części i pozdrawiam [raniaca-roza]

    OdpowiedzUsuń
  10. NO NARESZCIE!!!! następna notka ;d i ten pojedynek ;d
    chwała Snape'owi, że wygrał! ^^
    nie mg sie doczekać nn. pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
  11. Na wstępie, przepraszam, że dopiero teraz, ale mam taaaakie urwanie głowy że szok. Świetny pojedynek! Należało się Mulciberowi. I Snape nie jest taki zły do końca, mnie się wydaje, że to wina ludzi, którzy nim cały czas pomiatają. Czekam na nowy rozdział... Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  12. Jedno wielkie WOW. Wybacz mi, nie umiem dojść do siebie po tym, co przeczytałam...
    Powiem tak - po tym wszystkim, co Potter i Black robili Sevowi myślałam, że jest on jakimś siusiumajtkiem, skoro takie bezmózgi jak Potter i Black potrafią go pokonać. A tutaj co? Miłe zaskoczenie pełne strasznego bólu... Aż czułam to wszystko, utożsamiałam się z każdym bohaterem... Powiedz mi szczerze - na każdego tak działasz?
    Lilka niech się schowa do kosza, o! Nie potrzebujemy jej tutaj, co zresztą pokazujesz w tym rozdziale-wspomnieniu... Skąd ty bierzesz takie pomysły? Nie, nie mów mi, że kupujesz je sobie w Media Markt czy coś w tym stylu...
    Nie zazdroszczę Mulciberowi (chyba tak to się pisze? Nie wiem, miałam zawsze z tym problem...), szczerze mówiąc. Po prostu gdybym miała przeżyć taką traumę, pokonana przez kogoś, kogo uważałam w pewnym sensie za nic niewartego śmiecia, zabiłabym się ze wstydu.
    No i... Kiedy nowe? Weź no, pośpiesz się!

    OdpowiedzUsuń
  13. Szok! Sev zrobił coś takiego? Wyobrażam sobie miny widzów. Teraz z pewnością Snape będzie rozpoznawalny, tylko nie wiem czy na jego korzyść.

    OdpowiedzUsuń
  14. Snape rządzi! Rozdział także, jest dynamiczny, trochę brutalny... Ale to jest w nim najlepsze.
    Jestem ciekawa, co wymyśliłaś dalej...

    OdpowiedzUsuń
  15. arwen_LivTyler15 lipca 2012 13:04

    Wspaniały pojedynek. Świetnie pasuje do Snape'a, początkującego śmierciożercy.

    OdpowiedzUsuń
  16. Tak, Sev wygrał! Świetny pojedynek ;)
    Bardzo fajnie pokazałaś jak Snape zaczyna powoli stawać się takim jak śmierciożercy. Aż poczułam dreszcz ;D

    OdpowiedzUsuń