Nawet ta
przeszłość, o której rozmyślali bez przerwy, miała jedynie smak żalu.
Albert Camus – Dżuma
~ * ~
Wizyta w domu rodu Majere nie przyniosła
oczekiwanych odpowiedzi. Ogromna rezydencja postawiona nad jeziorem i otoczona
ogromnym ogrodem została opuszczona dawno temu. Kłęby kurzu zebrały się już na
meblach i podłogach. Lecz gdyby nie on, mogłoby się wydawać, że mieszkańcy
wyszli jedynie na chwilę. Nawet taca i filiżanki na popołudniową herbatę stały
na stole. Na szczęście ani Raistlin, ani Caramon czy tajemnicza Kit nie
zastawili pułapki na potencjalnych włamywaczy.
W rezydencji
mieszkały teraz jedynie posągi zmarłych członków rodu. Razem z Morrigan i
Jackiem doszliśmy do wniosku, że musieli wykuwać w kamieniu każdego
przedstawiciela rodziny. Twarze ludzi w różnym wieku, od dzieci poprzez
starców, przyglądały się uważnie każdemu naszemu krokowi.
Tylko jeden
posąg zapamiętałem wśród tysiąca innych i już do końca miał stawać mi przed
oczami. Piękna, młoda kobieta, której twarz wyrzeźbiono z najdrobniejszymi
szczegółami, jakby była żywa. Długie włosy spięte w wytworny kok, pełnie usta i
bystre spojrzenie. Gdyby nie była z marmuru, mógłbym przysiąc, że jej oczy
miały orzechową barwę. Była podobna do Morrigan, jakbym miał przed sobą jej
podobiznę.
Po przeszukaniu
ogromnej rezydencji, nic interesującego nie znaleźliśmy. Mogłem się tego
spodziewać. W końcu Raistlin nie był tak głupi, by zostawiać wszystko w tym
domu. I tak naprawdę nie wiedzieliśmy, czego szukamy. Błądziliśmy po omacku,
czekając aż wszystko samo się wyjaśni. Nagle olśni nas i poznamy wszystkie
odpowiedzi.
W pokoju
nauczyciela starożytnych run znaleźliśmy jedynie szkatułkę z pięcioma listami.
Nic więcej. A sama ich treść dała nam jeszcze więcej do myślenia. I jedną
fotografię, przedstawiającą Raistlina, Caramona, Juliet, Tikę i matkę w czasach
szkolnych. Cała piątka uśmiechała się radośnie, jakby cieszyła się własnym
towarzystwem, co wydawało mi się wręcz absurdalne.
Kochany braciszku,
Nawet nie uwierzysz, jaki wspaniały jest Hogwart! To
już nie to samo miejsce, co za Twoich czasów. Czasem zastanawiam się, czy
potrafiłbyś się tu odnaleźć. W końcu jako prefekt lubiłeś pilnować nienagannego
porządku, aby nikt nie łamał tych wszystkich sztywnych reguł, których Ty sam
nie przestrzegałeś. Pewnie Caramon byłby w siódmym niebie. Pozdrów ode mnie
tego wielkoluda, bo inaczej mi tego nie wybaczy.
W przyszłym tygodniu mają odbyć się sprawdziany do
drużyny quidditcha. Zastanawiam się nad tym, czy nie spróbować. W końcu co mi
szkodzi? Jak poproszę rodziców, pewnie przyślą mi jakąś miotłę, a jeżeli ich
zacofane umysły się nie zgodzą, to wydam moje uzbierane kieszonkowe. Miotła nie
musi być najlepsza, wystarczy, aby była dobra. Czytając te słowa, pewnie
myślisz sobie, że ustawię tych wszystkich facetów do pionu. A żebyś chciał
wiedzieć! Pora, by kobieta wzięła wszystko w swoje ręce! I nie mów mi, że
jestem jeszcze dziewczynką, mam już dwanaście lat.
Słyszałam o tym, co planujecie zrobić z Caramonem. Nie
jestem pewna, czy to dobry pomysł. Arystokracja lgnie do arystokracji, lecz nie
podoba mi się to towarzystwo. Co ty o nich wiesz? I o ich przywódcy? Każe się
tytułować lordem, a zapewne jest zwykłym mieszańcem. I nie kłam, że to zwykły
klub, bo wiem, że kryje się za nim coś więcej. To może się źle skończyć. Rozumiem
popieranie czystości krwi, ale nie przesadzajmy.
Katie powiedziała mi, że to ruch mający na celu
wyciągnięcie rasy czarodziejów ponad mugoli. Oni, w szczególności z tym ich
lordowskim przywódcą, nienawidzą mugoli, mugolaków i mieszańców, chcą ich
traktować jak niewolników, bezkarnie zabijać.
Raist, to są ludzie tacy sami jak my! A ty nie jesteś
mordercą! Porzuć ten głupi zamiar. Nie mieszaj się w to. Proszę, nie chcę, aby
Tobie lub Caramonowi stało się coś złego. Nie zniosłabym waszej straty.
Przemyśl to jeszcze raz lub nawet trzy razy, jeżeli będzie trzeba.
Kitiara
Kochany Raistlinie,
Pierwsze spotkanie klubu gargulkowego było bardzo
zabawne. Trzymałeś tych biedaków tak silną ręką, że niektórzy bali się nawet
odezwać. Musze przyznać, że jestem pod wrażeniem. Ale ja chyba tak nie
potrafię. Wolę utrzymać luźną i miłą atmosferę, aby nowe członkinie i nowi
członkowie się nie zrazili. Pewnie powiesz mi teraz, że w taki sposób do
niczego nie można dojść, ale udowodnię Ci, że się mylisz.
Lecz to nie jedyna nowość w Hogwarcie. Zapewne
pamiętasz jeszcze starego profesora Binnsa, który z takim wspaniałym brakiem
elokwencji i zainteresowania oraz szczyptą nudy rozprawiał o buntach goblinów i
innych podobnych bzdetach, pomijając kilka istotnych faktów, przez co chodzenie
na historię magii zostało pozbawione sensu. Otóż, profesor Binns nie żyje, ale
chyba stwierdził, że obowiązek przynudzania jest ważniejszy od wiecznego
odpoczynku i postanowił zostać. Rozumiesz to? Jestem w szoku, że ten głupiec
Dippet nic z tym nie zrobił. Czy przyszłe pokolenia już do końca świata będą
skazane na nudną i nierzetelną naukę historii magii? Muszę poszperać w
bibliotece i upewnić się, że ministerstwo na to pozwala. A tak już zupełnie na
marginesie, to nie ciekawi Cię, jak on będzie sprawdzać prace domowe i
egzaminy? Przecież pióra do ręki nie weźmie. Muszę się raz zakraść i
podpatrzeć. W końcu taka okazja może się już nigdy nie trafić!
Doszły mnie słuchy, że Twoja matka źle się czuje i
często choruje. Może jednak powinieneś przekonać ją do wizyty u uzdrowiciela?
Domowe sposoby nie zawsze są skuteczne i o ile pamiętam nikt poza Kit orłem z
eliksirów w Twojej rodzinie nie jest. Mam nadzieję, że nie jest to nic
poważnego i szybko dojdzie do siebie.
Ściskam Cię serdecznie i z niecierpliwością wyczekuję
kolejnego wypadu do Hogsmeade. Pozdrów ode mnie Caramona i przekaż mu, aby się
nie martwił. Wszystko jakoś się ułoży, a my na pewno mu pomożemy, szczególnie
Tika.
Twoja,
Eileen
Raist,
To jest koniec. Nie wracaj do domu, bo ojciec
przysięgał, że Cię zabije, jeżeli tylko przekroczysz próg posiadłości. Mógł
nawet się posunąć do zaczarowania tych przebrzydłych posągów w ogrodzie, lecz
wątpię, aby znał odpowiednie zaklęcie.
Wszyscy są już w Ostatnim Domu – naszej ostatniej
bezpiecznej przystani. Pochowamy Kit według reguł przyjętych w wiosce. Sądzę,
że to odpowiedni dla niej pogrzeb. Zawsze podobała jej się ta legenda o
drzewach.
Mam nadzieję, że nie będziesz głupcem i przyjdziesz
oddać jej ostatni hołd, na który zasłużyła. Obiecuję, że później pozwolę Ci
odejść, mimo że złamie mi to serce.
Wiedz, że oboje ponosimy za to winę na równi. Dlatego
nie chcę, abyś się zadręczał. Na zawsze zostaniemy przeklęci za to, co
zrobiliśmy i będziemy nosić żałobę do końca życia.
Piątek, siódma wieczorem. Ojca nie będzie, jak widać
nic dla niego nie znaczyła.
Caramon
Nie wiem, jak mam zacząć ten list. Kochany Raistlinie?
Szanowny Raistlinie Majere? Jak? Odpowiesz mi? Dla mnie zawsze będziesz
najdroższym mężczyzną mojego życia i to się nigdy nie zmieni.
Byłam pewna, że to, co zaszło między nami
jednoznacznie i niezaprzeczalnie świadczy o tym, że to, co były nie ma już
znaczenia. Że cała burzliwa przeszłość już nic nie znaczy tak, jak zapewniałeś
mnie tamtej nocy. Że ona już dla Ciebie nie istnieje, że nie zatruwa już
Twojego umysłu.
Jednak matka powiedziała mi, jak jest naprawdę.
Powiedziała mi to, co przede mną ukrywałeś. Ponoć co wieczór upijasz się w
jakiś barach i gospodach. Bez znaczenia czy naszych, czy mugolskiech.
Raistlinie, mugolskich? Ty?
Matka powiedziała mi, że razem ze swoim bratem chcecie
doprowadzić cały wasz ród, całą waszą historię do ruiny. Błagam, opanuj się.
Kocham Cię i wyciągnę Cię z tego dna, do którego ona Cię doprowadziła.
Chciałam się z Tobą spotkać, powiedzieć Ci o tym
osobiście, lecz ciągle nie było Cię w domu. To nie jest sprawa do listownego
omówienia, ale nie mam innego wyjścia. Jestem w ciąży. Za sześć miesięcy urodzę
Twoje dziecko. Jutro wybieram się do uzdrowiciela, by sprawdzić, czy wszystko
jest w porządku.
Ojciec już wie. Gdy się dowiedział, był wściekły, lecz
poza słownymi groźbami nic mi nie zrobił. Ma rozmawiać o tym z Twoim ojcem.
Błagam, pobierzmy się tak, jak mi obiecałeś. Będziemy rodziną, o której zawsze
marzyłam. Inaczej nie wiem, co się ze mną stanie i z naszym dzieckiem.
Twoja,
Alannys
Drogi Raistlinie,
Tak mi przykro z powodu tego, co zaszło. Wiesz
przecież, że zawsze stałam po Twojej stronie. To się stało tak nagle i
niespodziewanie. Ostatecznie nie mogłam odmówić Eileen i obiecałam, że nie
podam Ci konkretnej daty, by nie wpadło Ci do głowy nic niemądrego. Chociaż
teraz wiem, że zrobiłam błąd. Od razu powinnam wszystko Ci powiedzieć, byś mógł
temu zapobiec, nim ona zorientuje się, w jakim bagnie się znalazła.
Ostatnio tyle nieszczęść wali Ci się na głowę. Mam
nadzieję, że jakoś się trzymasz i dajesz sobie radę. Pamiętaj, że zawsze możesz
prosić o pomoc. Chociaż pewnie Twoja głupia duma Ci na to nie pozwoli. Cóż,
zawsze mogę mieć jakąś nadzieję.
Lecz główny powód tego listu jest inny. Uważam, że coś
powinniśmy z tym zrobić. Tak nie może dłużej być! Mam pomysł, jak dotrzeć do
zaślepionego umysłu Eileen. Wystarczy pokazać jej z jak nieudolnym człowiekiem
się związała. Z tego, co zaobserwowałam, to na razie stara się tak, że nie
można się do niego przyczepić, ale przecież można mu w tym dopomóc.
Zwracam się do Ciebie, bo jesteś zbudowany z innej
gliny i nie będziesz się wahał, czy miał jakieś głupie wyrzuty sumienia z
powodu takiego mugolskiego śmiecia. Co innego nasze młode małżeństwo. Gdyby
któreś z nich dowiedziało się o moim planie, to z pewnością od razu poszłoby
jej wszystko wyśpiewać. Dlatego proszę o dyskrecję.
Nie napiszę w liście o szczegółach, bo ostatnio czasy
robią się coraz bardziej niebezpieczne. Jeżeli jesteś zainteresowany, to
spotkajmy się w tę sobotę w Dziurawym Kotle o piątej popołudniu.
Liczę na Ciebie, Raist, bo wiem, że nigdy mnie nie
zawiodłeś i nie odmówiłeś mi pomocy.
Gdybyś jednak nie przyszedł, to może zainteresuje Cię
wiadomość, że stary Uller przechodzi na emeryturę i zwalnia się posada
nauczyciela starożytnych run. Dippet na pewno by się przyjął, w końcu byłeś
jego ulubieńcem. Musisz znaleźć jakąś pracę. Nie możesz tak dalej żyć. Ta
samotność i żal Cię zabiją.
Czekam w sobotę,
Juliet Potter
Jeszcze tego
samego lata, za namową Morrigan i Jacka, udałem się do Ostatniego Domu.
Chciałem usłyszeć wyjaśnienia, poznać w końcu odpowiedzi na dręczące mnie
pytania. A skoro Raistlina nie było w kraju, to pozostawał jeszcze jego brat –
Caramon.
Nie sądziłem,
że w gospodzie zastanę całą rodzinkę w komplecie. Byli tam zarówno bracia
bliźniacy, którzy kilka dni temu wrócili z podróży jak i Tika Waylan lub raczej
Majere, małżonka Caramona. To ona była tą dziewczyną, którą wziąłem za
barmankę, gdy przybyłem tu pierwszy raz tamtego pamiętnego grudniowego
wieczoru, gdy wszystko wydawało się takie proste. Przeżyłem szok, gdy okazało
się, że była przyjaciółką mojej matki. Nic się nie zmieniła, wyglądała
dokładnie tak samo jak we wspomnieniach Raistlina. Okazało się, że od lat piła
eliksir młodości, by pozostawić swoją urodę. Przez to wyglądała na córkę
Caramona, nie jego żonę.
To właśnie za
namową Tiki Raistlin zgodził się opowiedzieć mi całą historię. Uważała, że jest
mi to winien, a syn Eileen powinien znać prawdę bez względu na cenę. W zamian
zażądali tylko jednej przysługi, szczerej odpowiedzi na jedno pytanie.
Zgodziłem się w ciemno. Chcieli wiedzieć, kim był morderca Juliet. Skłamałem.
Wyznałem, że to Czarny Pan wydał rozkaz, lecz nie wiedziałem, kto trzymał
różdżkę i wypowiedział zaklęcie. Byłem tchórzem.
Wszystko miało
swój początek już dawno temu. W starych rodzinach arystokratów zawsze panowały
takie zasady, że to mężczyzna, głowa rodziny, o wszystkim decydował. Żona i
ewentualne córki nie miały nic do powiedzenia. Z synami bywało różnie. Wszystko
miało o wiele bardziej rygorystyczny klimat niż obecnie.
Rody starsze i
potężniejsze kontrolowały te mniej ważne. To właśnie ci mężczyźni rządzili
całym światem czarodziejów. Zajmowali najwyższe stanowiska w Ministerstwie
Magii, przez co większość ministrów jadła im z ręki. Lub sami zostawali
ministrami, co jeszcze ułatwiało sprawę.
Hogwart starali
się kontrolować poprzez Radę Nadzorczą. Zawsze ktoś istotny stał na jej czele.
W tamtych czasach, prawdopodobnie po raz pierwszy w dziejach złożyło się tak,
że właśnie ci arystokraci lub ich potomkowie zasiadali w radzie. Majere,
Crouch, Black, Malfoy, Lestrange, Avery, Delgado, Selwyn i inni im podobni.
Niestety
złożyło się tak, że Armando Dippet pochodził z jednego z tych mniej ważnych,
arystokratycznych rodów, będących na łasce innych. Gdy został dyrektorem, rada
zaczęła mocno na niego naciskać. Wtedy Hogwart zaczął drastycznie się zmieniać.
Dippet pod
presją rady bez sprzeciwu zaczął wprowadzać do szkoły nowe zasady. Nie mógł
całkowicie zabronić nauki mugolakom, na co naciskali Malfoy, Black i Lestrange,
bo większość członków rady była przeciwna. Lecz prawa i zasady dotyczące kobiet
z łatwością przeszły przez głosowanie.
Młodym
czarownicom ograniczono prawa praktycznie do wszystkiego. Musiały nosić
odpowiednie stroje – spódnice do kostek i bluzki z długimi rękawami. Powstał
nawet osobny regulamin zatwierdzony przez Radę Nadzorczą. Zabroniono im
uczestnictwa we wszelkich zajęciach pozalekcyjnych, gdyż uważano, że podstawowa
wiedza wystarczy do bycia panią domu. Jedyny wyjątek stanowiły lekcje dobrego
wychowania, które od tamtej pory stały się obowiązkowe. Zakazano im nawet gry w
quidditcha, chociaż w narodowych klubach kobiety mogły grać bez przeszkód. Zostawiono
im odznakę prefekta, jednak tylko najbardziej cnotliwe panienki ją otrzymywały.
Stanowiła jedynie symbol, władzę i tak sprawowali mężczyźni.
Uczennice nie
zgadzały się z takim postępowaniem, z ograniczeniem ich wolności i zamienieniem
tych wspaniałych lat szkolnych w katorgę i niewolę. Szczególnie te
niepochodzące z arystokracji, które znały życie w wolności. Tak naprawdę tylko
one zdawały sobie sprawę z tego, co się dzieje. Arystokratki przyjęły wszystko
bez szemrania, jak uczono je od dziecka. Lecz ich bunty stłumiono poprzez
surowe kary i ostatecznie wyrzucenie ze szkoły.
Nawet z czasem,
gdy zmienili się członkowie rady, Dippet trwał przy takim Hogwarcie. Ślepy na
to, co zrobił z tej szkoły. Naprawienie jego błędów zajęło wiele lat.
Tak jak przypuszczała
Eileen, Raistlin zaprosił Juliet do Hogsmeade tylko dlatego, aby wyciągnąć z
niej informacje. I udało mu się. Dziewczyna zdradziła mu datę i miejsce
spotkania tajnego stowarzyszenia, które założyła Eileen i wcieliła do niego
swoje dwie przyjaciółki – Juliet i Tikę. Dziewczęta, w sekrecie przed
nauczycielami i wbrew regulaminowi, uczyły się zaklęć, pojedynków, grały w
gargulki, ćwiczyły przyrządzanie eliksirów oraz planowały co zrobić, by
przywrócić Hogwartowi dawną świetność. By kobiety znów były wolne.
Raistlin i
Caramon przyszli na pierwsze spotkanie i uparcie pojawiali się na kolejnych,
mimo że dziewczyny próbowały zniechęcić ich wszelkimi sposobami. Nie omawiały
wtedy wszystkiego, a jedynie utrzymywały, że pomagają sobie wzajemnie w nauce.
Jednak mijały miesiące i nic się nie zmieniało. Bracia Majere nie donieśli o
niczym dyrektorowi ani nauczycielom, nie wykorzystali swojej władzy, by
rozwiązać to stowarzyszenie. Eileen i Tika nie wiedziały, co mają o tym myśleć,
lecz uparcie grały według wcześniejszych zasad.
Wszystko
zmieniło się po świętach Bożego Narodzenia. Kitiara, jedenastoletnia siostra i
oczko w głowie braci, dowiedziała się, co robią potajemnie w Hogwarcie i
wymusiła na nich obietnicę, że pomogą Eileen w jej planach. W stosunku do Kit
obaj zachowywali się zupełnie inaczej, traktowali ją jak równą sobie i
spełniali każde jej życzenie. To ona była ich księżniczką.
Po powrocie z
ferii zimowych, zaczęli wspierać Eileen w jej planach. Początkowo dziewczyny
nie ufały im, trzymały ich na dystans, lecz ostatecznie postanowiły im zaufać.
I wtedy rozpoczęły się działania mające wszystko zmienić. Wiele uczennic, a
także nauczycieli poparło Eileen. Przymykano oko to na rękawy bluzek czy
długość spódnic. Od marca Prince nie założyła
takiej, która sięgałaby jej dalej niż do kolan. Nawet Dippet musiał w
końcu przejrzeć na oczy i anulować ten niedorzeczny, drugi regulamin. Jednak to
Albus Dumbledore wpłynął na niego.
Pod koniec roku
Raistlin oficjalnie przyjął Eileen do klubu gargulkowego, który wygrał w
corocznych mistrzostwach. To jej oddał przywództwo nad nim i uczynił pierwszą
kobietą kapitanem. I tak zaczął się ich romans.
Jednak Raistlin
kończył szkołę, a Eileen pozostał jeszcze jeden rok nauki. Hogwart zmienił się
nie do poznania. Niektórych kwestii tak łatwo nie dało się wyplenić, jednak
ruch oporu nadal walczył i odnosił sukcesy. Tika i Kit dostały się do drużyn
quidditcha we własnych domach, a Juliet została gwiazdą klubu pojedynków, z
czasem pokonała także profesora Flitwicka.
Za murami zamku
coraz więcej było słychać o młodym, zdolnym czarodzieju, który tytułował siebie
Lordem Voldemortem. Zbierał wokół siebie arystokratów, którzy popierali jego
idee czystej krwi. Raistlin i Caramon chcieli dołączyć do tej grupy.
Gdy nastały
kolejne wakacje, Eileen oświadczyła rodzicom, że nie wyjdzie za mąż za Charlesa
Pottera i wyprowadziła się z domu. Raistlin, który oficjalnie zerwał zaręczyny
z Alannys wynajął dla niej małe mieszkanko w Londynie, by mogła dalej spełniać
swoje życiowe ambicje i wyrównać status społeczny w całej społeczności
czarodziejów. Sam nie zamieszkał z nią, pozostał w rodzinnym domu razem z
bratem, który miał ożenić się i przejąć dziedzictwo Majere. W tamtym czasie
zmarła matka braci.
Charles Potter
bez sprzeciwu przyjął decyzję Eileen. Ojciec Juliet zaproponował mu wtedy rękę
swojej córki. Dziewczyna zgodziła się na to, mimo że go nie znała, nie mówiąc o
miłości.
Jednak później
wszystko zaczęło się sypać. Raistlin i Caramon coraz bardziej zagłębiali się w
krąg pierwszych śmierciożerców i tylko Kit zdawała sobie sprawę, do czego to
prowadzi. Starała się wpłynąć na braci, jednak ona jeszcze uczyła się w
Hogwarcie i nie miała z nimi kontaktu na co dzień. A listownie nie wszystko
dało się przekazać.
Raistlin i
Eileen coraz bardziej zaczęli się od siebie oddalać. Plany o ślubie stawały się
coraz bardziej odległe. Dopiero później okazało się, że kobieta poznała w
Londynie młodego mugola – Tobiasza Sanpe’a. Spędzali razem coraz więcej czasu.
Mężczyzna pokazywał jej świat mugoli, a ona wprowadziła go w świat
czarodziejów. Przypadkowa znajomość przerodziła się w miłość.
Nikt jednak nie
spodziewał się, że fascynacja Raistlina i Caramona Lordem Voldemortem przerodzi
się w tragedię. Kit jawnie przeciwstawiła się zamiarom braci, co zakończyło się
dla niej śmiercią. Jeden z pierwszych śmierciożerców nie mógł znieść, że
czternastoletnia dziewczynka na własną rękę poznała tak skrywaną tajemnicę i
zamiary Czarnego Pana. Zabił ją Morderczą Klątwą na oczach Raistlina i
Caramona.
Żałoba, która
nastąpiła później była nie do opisania. Bracia załamali się całkowicie i
opuścili rodzinną posiadłość. Raistlin popadł w alkoholizm i zaczął unikać
ludzi. Zerwał wszelkie więzy z rodziną, trwoniąc majątek rodu. Caramon zerwał
zaręczyny i zamieszkał razem z Tiką, z którą potajemnie spotykali się, gdy
dziewczyna była jeszcze na siódmym roku w Hogwarcie. To ona odziedziczyła po
rodzicach gospodę i nadała jej nazwę Ostatni Dom.
Dziewczynkę
pochowano w ogrodzie gospody i w tym miejscu posadzono drzewo, zgodnie ze starą
legendą o opiekuńczych duchach znaną mieszkańcom. Raistlin wyruszył w podróż za
granicę, obwiniając się za to, co się stało. Nikt nie był w stanie wpłynąć na
niego. Nawet Eileen nie mogła znaleźć już z nim wspólnego języka, gdyż kochała
Tobiasza. Oficjalnie zerwała ze swoją pierwszą miłością.
Z Caramonem nie
było lepiej, jednak Tika wpłynęła na niego i wydobyła z depresji. Żal i
poczucie winy pozostały na zawsze. Po sześciu latach od tamtego tragicznego
wydarzenia pobrali się.
Bracia
roztrwonili olbrzymi majątek rodu. Gdy po latach ich ojciec umarł,
zapieczętowali rezydencję tak, by bramę mogła otworzyć jedynie osoba, w której
żyłach płynęła krew Majere. Żaden z nich nie chciał w niej mieszkać, gdyż
przywoływała zbyt wiele bolesnych wspomnień.
Gdy Raistlin po
miesiącach nieobecności postanowił wrócić do kraju, czekała go nieprzyjemna
niespodzianka. Eileen wyszła za mąż za mugola – Tobiasza Snape’a i zamieszkała
razem z nim. Byli szczęśliwi.
Raistlin był
wściekły, gdy kobieta nie chciała do niego wrócić, nie przekonały jej także
jego rzewne wyznania miłosne. Chcąc zrobić jej na złość, poszedł do swojej
poprzedniej narzeczonej, Alannys. Uwiódł ją wylewnymi wyznaniami miłości i
zapewnieniami, że wtedy popełnił błąd, zrywając z nią, że tylko ona jest coś warta,
nie Eileen. Spędzili razem noc. Jednak nie spodziewał się, że dziewczyna
zajdzie w ciążę.
Jednak, gdy
Raistlin dowiedział się o tym, odrzucił dziewczynę. Ojciec Alannys wydał ją za
ostatniego członka bogatej i wpływowej rodziny Delgado, który nie mógł mieć
dzieci. On wychował dziewczynkę jak własną córkę, dając jej swoje nazwisko.
Dziecko nigdy nie poznało prawdy. Urodziła się w listopadzie, syn Eileen i
Tobiasza w styczniu.
Raistlin w
głębi serca kochał swoją córkę. Jednak nigdy nie wyznał jej prawdy. Nawet w
Hogwarcie wolał obserwować ją w ukryciu. To dziecko Eileen było dla niego
ważniejsze, syn jej wielkiej miłości, która nigdy nie zniknęła. Ona też nigdy o
nim nie zapomniała.
Lecz to mu nie
wystarczyło, Eileen była wściekła na Raistlina za to, co zrobił, zerwała z nim
kontakt na wiele miesięcy. Gdy wszystko miało się już uspokoić, Juliet razem z
Raistlinem obmyślili plan pokazania Eileen, jakim człowiekiem naprawdę był
Tobiasz. Nie docierało do nich, że byli szczęśliwi, a Snape okazał się dobrym mężem
i ojcem.
Zaczęli
uprzykrzać mu życie, nawiedzać, psuć wszystko, co osiągnął. Lecz on nie
wspomniał o niczym swojej żonie. Ostatecznie doprowadzili do zwolnienia go z
pracy i upozorowania wypadku, który dotkliwie okaleczył jednego z pracowników.
Cała wina spadła na Tobiasza. Wtedy popadł w alkoholizm i zaczął bić swoją
żonę, znęcać się nad nią i synem. Znienawidził wszystko, co wiązało się z
magią.
Gdy Eileen
dowiedziała się prawdy, było już za późno, by cokolwiek naprawić. Jednak wbrew
temu, co zakładali Juliet i Raistlin, została z mężem, a odwróciła się od
przyjaciół. Zerwała z nimi wszystkie kontakty, obarczając winą za to, co się
wydarzyło. Została sama ze swoim bólem, cierpieniem i ubóstwem. Zerwała ze
światem czarodziejów.
Po relacji,
którą od nich usłyszałem, nie byłem w stanie spojrzeć w oczy matce ani
Morrigan. Szczególnie jej, nie mogłem udawać, że nic się nie stało, że
poddawała się kaprysom człowieka, który nie był jej prawdziwym ojcem. Zaszyłem
się w Hogwarcie i prawie w ogóle go nie opuszczałem. Ignorowałem wszelkie
listy. Raistlin dał mi spokój, nie komentował mojego zachowania. Tylko patrzył
tym swoim spojrzeniem złotych oczu. Z pogardą i niechęcią, lecz nie zrobił nic.
Kolejne wakacje były dla mnie koszmarem.
W trakcie
następnego roku od Jacka dowiedziałem się, że ojciec Morrigan znów planuje dla niej małżeństwo. Obiecałem jej, że
nie dopuszczę do tego, lecz wiedziałem, co zrobić. Po raz pierwszy to ja
poszedłem do Raistlina i powiedziałem mu o wszystkim. Chciałem, aby przyznał
się do ojcostwa, by ocalił swoją córkę, którą ponoć kochał. Gdyby prawda wyszła
na jaw, Delgado nie miałby do niej żadnych praw. Odmówił. Zwyczajnie odmówił.
Stwierdził, że sam mam sobie radzić z moją kobietą, ożenić się z nią i zapewnić
bezpieczeństwo już na zawsze. W końcu to ja ją kochałem.
Ostatecznie to
Jack wpłynął na moją decyzję. Nie chciał patrzeć, jak oboje znów oddalamy się
od siebie. Stwierdził, że kolejny raz Morrigan nie przyjdzie do mnie po
truciznę, sama się o nią postara i już nigdy nie wybaczy mi tego, co zrobiłem
jej po raz drugi. Zgodziłem się z nim, lecz wywarłem także i na nim obietnicę.
Miał wyprowadzić się z tego piekła, którym był jego dom i uwolnić się od
rodziny.
Tak też się
stało. Jack wynajął skromne mieszkanie w Londynie, a ja poślubiłem Morrigan, co
przyczyniło się do zerwania wszelkich kontaktów z jej rodziną. Nigdy nie
wybaczyli tego własnej córce.
Ciężko było mi
przyzwyczaić się do nowej roli. Męża i ojca Blaise’a, bo z czasem tak zaczął
mnie traktować. A moja matka stała się jego ukochaną babcią. To z nią spędzał
najwięcej czasu, a ona w tych latach ponownie odnalazła sens życia. W końcu
chłopiec był wnukiem Raistlina, jej pierwszej miłości, o którym sądzę, że nigdy
nie zapomniała. Jednak ich relacje już nigdy się nie naprawiły. Nie spotkała
się ani z nim, ani z Tiką, ani z Caramonem. Za to ja i Morrigan owszem, chociaż
nigdy nie powiedziałem jej, że jest to jej prawdziwa rodzina. Nie miałem
odwagi, Raistlin także nie, chociaż cieszył się jej towarzystwem. Ostatecznie
była jego ulubioną uczennicą.
Blaise z czasem
wyrósł ze swojej nieśmiałości. Zaprzyjaźnił się z Draco Malfoyem – synem
Lucjusza. Chociaż wolałem, by znalazł dla siebie lepsze towarzystwo, Morrigan
była innego zdania. Szczególnie, że w przyszłości mieli razem uczyć się w Hogwarcie.
Najgorsze
okazało się jednak starcie z Dumbledore’em. Nie przyjął dobrze wieści o moim
małżeństwie. Marionetka urwała własne sznurki i to w tajemnicy przed nim. W
końcu to jemu przysięgałem wierność, obiecałem chronić syna Lily. Teraz, gdy
miałem własną rodzinę, nie było mowy o wyłączności. Zabronił mi wyjeżdżać ze
szkoły na weekendy, jakby sądził, że to coś zmieni. Serce nie sługa i powinien
zdawać sobie z tego sprawę. Nie sądziłem, że właśnie w tym momencie stawi się
za mną Raistlin. Starał się to obgadać z dyrektorem i krył wszelkie moje
nielegalne wyjścia ze szkoły. I pozostał mi wierny do końca.
Wszystko
zmieniło się pierwszego września tysiąc dziewięćset osiemdziesiątego pierwszego
roku. Blaise, Draco i Harry pojawili się w Hogwarcie. Skrycie marzyłem o tym,
by zostali przyjaciółmi, lecz przeliczyłem się. Potter jako jedyny z nich
trafił do Gryffindoru jak jego rodzice. Rozpoczął swoją legendę w Hogwarcie i
nie było w niej miejsca dla Blaise’a Zabiniego.
To był początek
zmian, początek tragedii, która rozpoczęła się przed wielu laty.
Początek końca.
Szok.
OdpowiedzUsuńPotrzebuję chwili, by przetrawić informacje, które licznie pojawiły się w tym rozdziale. Pewnie chciałaś je zawrzeć w osobnych notkach, żeby nas nie przytłoczyłty, jednak teraz postanowiłaś je zamknąć w jednym rozdziale. W sumie dobrze, bo mówiąc szczerze, nurtowała mnie sprawa Eileen i żałowałam, że nigdy nie poznam jej końca.
Dziękuję, że jednak zdecydowałaś się dokończyć swoją historię.
Bardzo mi się podobało, wykazałaś się niezwykłą pomysłowością, zeszłaś na zupełnie inny tor niż oryginał. To wszystko było niesamowite ;)
Super, że Sev jednak ożenił się z Morrigan!
Co do postaci Raistlina...Wciąż pozostaje w niej coś intrygującego. Nie spodziewałam się, że tak kochał Eileen, że Morrigan jest jego córką i że na końcu wstawi się za Severusem. Szkoda mi również jego siostry Kit...
Jeśli chodzi o Eileen...To niezwykłe, co łączyło ją z Majere i bardzo mi się podoba, ale również czuję pociąg do jej związku z Tobiaszem. Przedstawiłaś go zupełnie w innym świetle, jestem pełna podziwu i żałuję, że Sev go zabił...Przecież jego zła natura była efeketm brutalnej ingerencji Majere, a tak naprawdę kochał Eileen. Miłość jest trudna.
Co tu jeszcze mówić, notka wspaniała i zaskakująca ^^
Jeny, wróciłam własnie z wakacji, a tu taka niespodzianka! Ileż się w tym wspomnieniu działo! Jak napisałaś pod epilogiem - rzeczywiście historia streszczona w tym rozdziale mogłaby być rozwinięta do 30 rozdziałów, jednak rozumiem, że nie masz już ochoty na tworzenie fanfictionów.
OdpowiedzUsuńSpodziewałam się po Juliet czegoś lepszego... Tzn. myślałam, że była dobrą kobietą, taką przykładną damą, brzydziła sę złem i obłudą. A tu taki spisek. W sumie straszcie ciekawie to przedstawiłaś i naprawdę podziwiam Twoją koncepcję popadnięcia w alkoholizm przez Tobiasza - wszyscy myślimy, że od początku był zły, zawsze pił, przejawiał skłonności do agresji. A przecież wcale tak nie musiało być ;D
Niestety, nauczyciela run (jak zwykle nie umiem napisać jego imienia...) od początku uważałam za skłonnego do wszystkiego, więc nie zdziwiła mnie jego historia, wpleciona w historię Eileen.
Miałaś rację - z tym małżeństwem Severusa to wysłałaś kanon na Antarktydę ;D Ale czy to źle? Nie powiedziałabym. Snape zmarnował już swoją jedną szansę na małżeństwo. Gdyby nie wykorzystał tej, zapewne na zawsze zostałby wiecznym kawalerem. Wiernym człowiekiem Dumbledore'a.
W sumie, kiedy tylko przeczytałam nazwisko "Zabini" kilka lub kilkanaście rozdziałów temu, myślałam, że Morrigan nigdy nie ożeni się ze Snapem, tylko będzie miała wciąż nowych mężów - jak to było w kanonie ^^
Fajnie, że Severus został ojcem ;D Nawet jeśli ojczymem w sumie, ale dziś dzień ojca, to już potraktujmy go jak prawdziwego ojca i życzmy mu wszystkiego najlepszego z okazji jego święta ;)
Lecę czytać epilog.
Całusy!
Leszczyna ;*
PS Ależ się rozpisałam! Mam nadzieję, że nie masz mi tego za złe ;d
Ciężko poukładać całą tą historię w głowie, ten rozdział był napakowany wydarzeniami z przeszłości. Muszę przyznać, że w życiu nie rozwikłałabym tej zagadki przeszłości Eileen. Zaskoczyłaś mnie pod każdym względem - prawda o ojcu Morrigan, inny Tobiasz, niespełniona miłość Eileen i Raistlina. Poplątane to wszystko niesłychanie, ale Twoje i oryginalne, zmyślne, z pomysłem.
OdpowiedzUsuńMamy happy end! Tego najmniej się spodziewałam. Severus został mężem Morrigan i traktuje Zabiniego jak własnego syna! Jestem w szoku, ale cieszę się. Przechodzę do przeczytania epilogu. Odważę się w końcu.
Jezu. Jeszcze do mnie nie za bardzo dotarła treść tego rozdziału. Będę to musiała przeczytać jeszcze raz. morrigan córką raista? Tobiasz kochającym ojcem? Juliet niszczycielką szczęścia? Genialne!
OdpowiedzUsuń